* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

piątek, 30 maja 2025

Drew Daywalt: Dzień, w którym kredki wróciły do domu

Kropka, Warszawa 2025.

Z daleka

Kredki, które grzecznie siedzą w pudełku, można łatwo scharakteryzować i wykorzystać w zależności od rysunkowych potrzeb – jedne są odpowiedzialne za więcej szczegółów, inne zwykle się nudzą, ale wszystkie są pod ręką i można znaleźć im zajęcie. Ale Drew Daywalt przypomina sobie o wszystkich kredkach zagubionych, porzuconych, pożartych i wydalonych czy przypadkowo trafiających do miejsc, w których nikt by ich nie szukał. Książka „Dzień, w którym kredki wróciły do domu” to kolejny zestaw epistolografii w najlepszym wydaniu. Najmłodsi będą się tu dobrze bawić, śledząc opowieści kredek, jakich w pudełku nie ma. Wszystkie kredki zgodnie wypisują pocztówki do Dominika. Jedne chcą zwiedzać świat i żądają otwarcia drzwi (ale widmo najlepszej nawet przygody rujnuje deszcz), inne zwierzają się z doświadczeń nie do pozazdroszczenia. Niektóre pękają, inne spędzają czas w pralce z głową przyklejoną do skarpetki, jeszcze inne przekonują się, jak wygląda przewód pokarmowy psa. Od środka. Jedne pragną podróżować, inne chcą wrócić do domu. Część uważa, że Dominik o nich zapomniał, część nie daje o sobie zapomnieć dzięki korespondencji. Na pewno przydałoby się dotrzeć do zagubionych kredek i pozwolić im wrócić do domu – tym ma się zająć Dominik. Na razie jednak Dominik odczytuje kolejne pocztówki i poznaje sekrety kredek-indywidualistek. Nie zawsze odbiorcy dostaną tu widoczki z pocztówek, czasami będą to ilustracje, które uświadomią czytelnikom, czym zajmują się kredki i co przeżywają, kiedy nie ma ich na piętrze domu.

Nie zawsze powroty do sprawdzonych treści i form są dobre, ale Drew Daywalt odnosi kolejny sukces. Nie powtarza wszystkiego: wizja kredek, które skupiają się na rysowaniu konkretnych tematów to jedno – ale wizja zagubionych kredek, które nie rysują, bo nie ma ich w domu, albo wręcz marzą o tym, żeby wrócić do rutyny i rysowania – jest zabawna. Zwłaszcza kiedy pojawiają się nieśmiałe propozycje co do tematów rysunków (najlepiej byłoby zostać przy czekoladzie, sugeruje jedna z bohaterek). Zwrócenie uwagi na przedmiot, dzięki któremu da się bawić i cieszyć – a na pewno miło spędzać czas – to jedno. Drugą konsekwencją lektury będzie zachęcenie najmłodszych do tworzenia. Jak w pierwszej książce, tak i tym razem można wykorzystać kredki obecne w każdym domu, żeby zapewnić im zadania, a co za tym idzie, także rozrywkę. Nie nudzą się kredki, nie będą się nudzić także czytelnicy – ta książka (a właściwie ta seria) uruchamia wyobraźnię, jest ciekawą podpowiedzią, jak spędzić wolny czas. Jest to tomik, w którym można sporo wyczytać (w dodatku z humorem, Drew Daywalt dba o to, żeby przełamywać schematyczne skojarzenia i żeby zaskakiwać czytelników. Sprawia, że dzieci chcą czytać i być może przekonają się też do pisania (listów czy pocztówek – to nie ma większego znaczenia). Jest to publikacja, która nie zawodzi – nawet dorośli, jeśli będą towarzyszyć maluchom podczas wieczornej lektury, będą rozbawieni przygodami kredek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz