* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

piątek, 5 września 2025

Sylvanian Families. Radosne przygody / Milusi przyjaciele. Urocza i relaksująca kolorowanka

Harperkids, Warszawa 2025.

Zabawa

Powrót do klasycznych kolorowanek funduje nieoczekiwanie małym odbiorcom seria spod znaku Sylvanian Families. „Milusi przyjaciele” i „Radosne przygody” to dość grube jak na kolorowanki tomiki, zawierające ponad 40 obrazków każdy (jak głoszą napisy na okładkach). Obrazki są drukowane jednostronnie, więc można używać także innych materiałów – farb albo flamastrów – bez obaw, że kolory przebiją się na inny rysunek. Gotową pracę łatwiej będzie też wyciąć i oprawić albo podarować komuś. W odróżnieniu od wielu kolorowanek proponowanych dzisiaj, tutaj nie ma raczej dodatkowych poleceń i tekstów – jeśli już pojawiają się napisy, to w formie liter do pokolorowania – i pełniących rolę podpisów pod obrazkami.

Istnieją tutaj ilustracje, które stanowią kadry z kreskówek – i te charakteryzują się sporym stopniem skomplikowania. Dużo na tych obrazkach szczegółów i tylko częściowo najważniejsze elementy są wyodrębniane grubszymi konturami – dzieci będą musiały sobie radzić w wyborze najważniejszych motywów. Zdarzają się jednak także strony z wzorami – i tutaj trzeba będzie mniej skupienia i wysiłku, za to więcej zabawy. Kolorowanki są okazją do spotkania z Freyą i jej przyjaciółmi, a scenki należą do kojących. Bohaterowie pozują tu uśmiechnięci, podczas wykonywania przyjemnych czynności. Nieprzypadkowo seria ma podtytuł „Urocza i relaksująca kolorowanka” – to propozycja dla dzieci, które nie lubią się bać albo denerwować, za to chętnie wkroczą do przyjaznej przestrzeni oczyszczonej z problemów. To rzeczywiście okazja do wyciszenia się i odpoczynku – a jeśli dzieci są akurat fanami serii Sylvanian Families, ucieszy je możliwość podziwiania charakterystycznych słodkich postaci.

Ponieważ w kolorowankach wykorzystywane są tematy znane odbiorcom ze zwykłego życia, można wykorzystać rysunki do rozmowy o doświadczeniach bohaterów – albo jako rodzaj uczczenia kolejnych wydarzeń: dnia w szkole czy Halloween, zabawy klockami czy gry na instrumentach. W „Radosnych przygodach” sceneria jest letnia – i proponuje zabawy na świeżym powietrzu. Z kolei w „Milusich przyjaciołach” jesienno-zimowe rozrywki zachęcają do spędzania czasu nad książką.

Dzieci nie trzeba uczyć kolorowania, jednak Freya na początku każdego tomiku podpowiada, jak urozmaicić i upiększyć prace – jak akcentować detale futerka, a jak zaznaczać refleksy światła, czym wprowadzać desenie. To dla mniej wprawnych dzieci może być olśnienie – i zachęta do wypróbowywania innych rodzajów narzędzi. Freya i przyjaciele zapraszają do swojego świata, dzieci mogą tu pobawić się w tworzenie. Co ważne, nie zawsze trzeba będzie wysilać się przy kolorowaniu maleńkich elementów rysunku: można potraktować klepki czy desenie jako fakturę na jednolitej plamie koloru. Ale decyzja będzie należała do najmłodszych – nikt nie narzuca im tutaj efektu, mogą bawić się według własnego uznania i trenować sprawność manualną podczas rozrywki.

To kolorowanki dla małych fanów serii – ale tak naprawdę wcale nie trzeba znać doświadczeń Freyi, żeby radzić sobie z kolorowaniem, w końcu większość bohaterów ma pastelowe kolory i to od odbiorców będzie zależało, jaki wygląd zyskają w tej serii.

czwartek, 4 września 2025

Minecraft. Projektowanie i technologia. Megazadania

Harperkids, Warszawa 2025.

Budowanie

Dużym powodzeniem cieszą się zeszyty ćwiczeń sygnowane przez Minecraft – i zachęcają dzieci do wysiłku intelektualnego przy jednoczesnym doskonaleniu umiejętności w grze. Nauka dawno nie była tak przyjemna – tutaj liczy się bowiem dostęp do świata wykreowanego w wirtualnej przestrzeni i nadającego się jako platforma do ćwiczeń. Autorzy cyklu szukają wyzwań, które pomogą nie tylko w kreatywnym rozwiązywaniu problemów, ale też przyczynią się do rozwijania logicznego myślenia i poprawią wyniki w szkole. „Projektowanie i technologia. Megazadania” to książka przeznaczona dla dzieci lubiących wychodzenie poza schematy – można się tu przekonać, czym charakteryzuje się dom ekologiczny, a czym schron (i sprawdzić przy okazji, jakie schrony proponowano ludności podczas drugiej wojny światowej), wymyślić escape room i… ogród sensoryczny. Każdy rozdział to inne wyzwanie – i każdy składa się z części fabularyzowanej, teoretycznych wskazówek dla odbiorców, rodzaju ćwiczeń, które pozwolą zwrócić uwagę na niektóre działania i pułapki. Jest tu również odnośnik do gry: można wykorzystać kody, żeby przenieść się do określonej przez autorów przestrzeni, a to umożliwi sprawdzenie w Minecrafcie jakości pomysłów. Dzieci muszą przecież mieć nagrodę za wysiłek intelektualny – i wiedzieć, że opłaca im się wypełnianie poleceń z książki. Jest tu miejsce na własne zapiski i uwagi, notatki, które mogą pomóc w projektowaniu – zwłaszcza kiedy trzeba postawić na własne przedmioty przydatne w Minecrafcie albo moby (o dowolnym przeznaczeniu). Autorzy starają się bardzo urozmaicać pracę, tak, żeby zwracać uwagę to na potrzeby ekologiczne, to na wyzwania wiążące się z różnymi potrzebami ludzi, wszystko to uzasadniają potrzebą pomocy bohaterom z gry – ale i bez takiej niby-fabuły dzieciom pracowałoby się dobrze. Połączenie klasycznej książki i gry komputerowej (z możliwością działania online) to najlepsza zachęta do działania. Trzeba też zaznaczyć, że wielkoformatowy zeszyt – jak wszystkie w cyklu – jest bardzo kolorowy i atrakcyjny wizualnie – a przecież i tak nie nadaje się do tradycyjnej lektury, ważne w niej są aspekty praktyczne.

„Projektowanie i technologia” to wprowadzenie dzieci w dorosły świat zadań i wyzwań teraźniejszości – tu nie będzie już futurystycznych działań, niemal wszystko ma swoje przełożenie na aktualne dokonania projektantów, a to oznacza, że dzieci, które pasjonują się Minecraftem, dostaną wstęp do całego zestawu atrakcyjnych a niekoniecznie medialnych zawodów. Tomik przeznaczony jest dla dzieci w wieku od 7 do 11 lat, ale nawet i starsze mogą z niego skorzystać, jeśli tylko lubią bawić się w tworzenie własnych elementów gry. Połączenie wirtualnej rozrywki z prawdziwym życiem sprawdza się tu dobrze – i pasuje do dzisiejszych łamigłówek poszukiwanych przez najmłodszych. Tutaj pod pozorami zabawy można się sporo dowiedzieć o świecie – a testowanie pomysłów bezpośrednio w grze pozwoli na przygotowanie dzieci do funkcjonowania w prawdziwej rzeczywistości.

środa, 3 września 2025

Justyna Żejmo: Mózg odporny na krytykę

Sensus, Helion, Gliwice 2025.

Rady na hejt

Mnóstwo jest na rynku książek poradnikowych dotyczących samoregulacji emocji – Justyna Żejmo wpisuje się w ten nurt. Nie dość, że opracowuje schemat postępowania dla wszystkich, którzy muszą radzić sobie z nieprzychylnymi komentarzami innych, to jeszcze przekuwa opowieść w porady pop – tak, żeby trafić do szerokiego grona odbiorców. Zależy jej nie na fachowych określeniach i popularyzowaniu nauki – a na wprowadzaniu do świata czytelników zestawu narzędzi do panowania nad negatywnymi uczuciami. I teraz to, co dla jednych odbiorców będzie wielką zaletą – przystępny język, wpadający wręcz w kolokwialny styl, kompletnie oderwany od typowych poradników i książek psychologicznych – dla innych będzie największą przeszkodą w lekturze. Bo Justyna Żejmo nie prowadzi transparentnej narracji. Przede wszystkim wykorzystuje w tomie cały wachlarz metafor, momentami aż tęskni się za zwyczajnymi nazwami kory przedczołowej i ciała migdałowatego, bo dorośli ludzie niekoniecznie potrzebują antropomorfizacji do przyswajania ich znaczenia.

Autorka odwołuje się od czasu do czasu do badań psychologicznych, przedstawia zasady działania mózgu, żeby wyjaśnić odbiorcom, dlaczego przejmują się negatywnymi komentarzami i dlaczego krytyka może kogoś zniszczyć. Jednak nie to jest najważniejsze w jej książce, a zbiór pytań i uwag, które należy sobie przyswoić, żeby umieć radzić sobie ze stresem i lękiem przed byciem ocenianym. Justyna Żejmo proponuje szereg ćwiczeń prowadzących do zmiany nastawienia – a na marginesie wyjaśnia czytelnikom, dlaczego ważna jest praca nad tym podejściem. Stara się przy tym być dowcipna i barwna – co nie wydaje się specjalnie potrzebne (ani istotne): jeśli ktoś chce czytać tę książkę i działać w kierunku poprawy sytuacji, skoncentruje się na sednie przekazów – jeśli ktoś zastanawia się nad koncepcją i planem proponowanym przez autorkę – będzie się trochę męczyć z przedzieraniem się przez mrugnięcia okiem do czytelników. Nie zabraknie tu oczywiście przykładowych scenek z gabinetu psychologa – na szczęście nie jest ich zbyt dużo (za to wszystkie kończą się płaczem klientek i idealnym zrozumieniem przekazu, co oczywiście prowadzi do wprowadzania pozytywnych zmian). Żeby trafić do odbiorców, Justyna Żejmo wybiera często akronimy, wie, że chwytliwe nazwy zapadną odbiorcom w pamięć i pozwolą na łatwiejsze powracanie do notatek z lektury.

„Mózg odporny na krytykę” to książka, która koncentruje się na wypracowaniu odruchów radzenia sobie z hejtem i ocenami (a także – na odejściu od samego oceniania). W idealnym świecie taka lektura rozwiązałaby wiele problemów odbiorców – jednak ponieważ tych, którzy się zastosują do podawanych wskazówek, nie będzie wielu, motyw stresu związanego z negatywnymi opiniami nie zniknie. A jednak warto przyjrzeć się rozwiązaniom i podpowiedziom podsuwanym w tej publikacji – żeby zastanowić się nad podejściem do rzeczywistości i do innych, żeby być może wypracować sobie pewne mechanizmy obronne i żeby umieć funkcjonować w świecie, w którym każde działanie wystawiane jest na taksujące spojrzenia ludzi.

wtorek, 2 września 2025

Riina i Sami Kaarla, Zofia Stanecka: Muminki. Oto Mała Mi

Harperkids, Warszawa 2025.

Majsterkowanie

Niezwykły jest to tomik w serii Czytam sobie (na drugim poziomie). Przede wszystkim dlatego, że to nie polska propozycja – przygotowana na polskie warunki przez Zofię Stanecką (tekst oryginalny oraz ilustracje: Riina i Sami Kaarla) na bazie opowieści Tove Jansson. Oczywiście Muminków nigdy za wiele, więc ucieszy maluchy fakt, że mogą ćwiczyć czytanie na przygodach ulubionych bohaterów. Druga niespodzianka dotyczy faktu, że w jednej książeczce odbiorcy otrzymają aż dwie samodzielne historie. „Muminki. Oto Mała Mi” to dwie przygody, które łączą aspiracje warsztatowe Muminka. Ten bohater, chociaż średnio radzi sobie z narzędziami, próbuje stworzyć coś od zera – bo aktualnie jest mu to potrzebne, żeby zrobić prezent innym.

W części „Całkiem własny domek Muminka” bohater – cierpliwy przeważnie – ma dosyć wybryków Małej Mi. Nie może spać, bo przyjaciółka ciągle hałasuje i bryka. Rodzice nie zwracają uwagi na skargi – przecież zapewniają Małej Mi dach nad głową, żeby odciążyć trochę mamę Mimblę. Poza tym Mała Mi jest wszędzie tam, gdzie coś się dzieje i na pewno nie zrezygnowałaby z okazji do hecy. Muminek postanawia więc wziąć sprawy w swoje ręce i zbudować własny dom. Ale to nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać – wszystko po kolei stanowi wyzwanie, a efekty niekoniecznie odpowiadają wyobrażeniom. Muminek mierzy się najpierw z koniecznością zbudowania fundamentów, później z wycięciem okien. Krzywe podłogi mogą dla niektórych okazać się zaletą. Z kolei w części „Awantura z piratami” Muminki na plaży znajdują wrak okrętu i – rozbitków. Mogą sprawdzić, jakie skarby kryją się na pokładzie, ale to Muminek wpada na pomysł, jak pomóc przybyszom w powrocie do domu. Zanim to nastąpi, będzie można przeżyć prawdziwą przygodę. Z Muminkami nie można się nudzić – i tu będzie się to potwierdzać. Dzieci, które ćwiczą umiejętność czytania, będą zapominać o wysiłku wkładanym w lekturę – śledzenie doświadczeń małych trolli ucieszy każdego i zredukuje poczucie znużenia umysłowymi wyzwaniami. Zofia Stanecka wie, jak pisać dla najmłodszych – omija pułapki związane z wymogami serii (jedynie zdrobnienie „słonko”, które musi się pojawić, żeby nie wykorzystywać „ń” trochę razi – przydałoby się zmodyfikować zasady serii tak, żeby stawiać jednak na prostotę i unikanie zbędnych zdrobnień), zajmuje się przedstawianiem akcji. Dzieciom może się spodobać ten tomik – jest przyjemnie kolorowy i zawiera ilustracje, które kojarzą się ze światem doskonale znanym nie tylko najmłodszym. Muminki zyskują kolejne rzesze fanów – nie może być inaczej, skoro po takiej lekturze wszystkie dzieci je pokochają. Seria Czytam sobie otwiera się na nowe możliwości – i jest to bardzo udana próba, która ucieszy dzieci i ich rodziców. Z takimi pomocami łatwiej będzie wdrożyć naukę czytania – a do tomiku maluchy zechcą często wracać.

poniedziałek, 1 września 2025

Iwona Banach: Morderstwo sobotniej nocy

Bookend, Kraków 2025.

Dom uciech

Lebiegi to miasteczko, które może poszczycić się tylko jednym miejscem przyciągającym mieszkańców – i jest to były teatr. Jednak nie pęd do kultury nakłania lokalnych do przestępowania progów tego przybytku, a fakt, że Madame Różyczka przejęła obiekt i zorganizowała w nim burdel. To oczywiście zachwyca panów i niewymownie drażni ich małżonki – i nie tylko. Płeć piękna próbuje zwalczyć agencję towarzyską, a samozwańcze strażniczki moralności dążą do tego, żeby obrzydzić pracę wszystkim seksworkerkom. Dopóki jednak rzecz sprowadza się do wyzwisk i narzekań, wszystko może toczyć się swoim trybem. Ale kiedy w obiekcie znalezione zostają zwłoki… „Morderstwo sobotniej nocy” to powieść, w której od początku dzieje się wiele. Tajemniczy mężczyzna, który w charakterze trupa spoczywa w domu uciech, może pokrzyżować plany wielu ludzi. Ochroniarze nie chcą podpaść i żeby pozbyć się problemu podrzucają denata do ubikacji. Liczą na to, że sprzątaczki wykażą się zdrowym rozsądkiem i wezwą policję. Sprzątaczki na czas wolny mają już inne plany – i nie chcą spotykać się ze stróżami prawa. I tak zwłoki przejdą dość długą drogę, chociaż nie wyjdą poza próg dawnego teatru. Dopiero kiedy zostaną po raz ostatni odkryte, będzie można przerzucić uwagę na śledztwo.

Iwona Banach bawi się i tym razem tematem, który już wielokrotnie na kartach swoich książek wykorzystywała – motyw seksu pasuje do komedii kryminalnej, zwłaszcza że w takiej realizacji wyzwala sporo śmiechu. Można by wprawdzie nieco więcej zadań przydzielić Pupince i Stringelli, które stanowią tylko tło wydarzeń – ale i tak odbiorców przyciągnie potężna dawka ironii i wizja organizacji burdelu. Miejsce to stanowi przepis na biznes idealny, Madame Różyczka płaci bardzo dobrze, a jej pracownice są zadowolone z zajęcia – morderstwo mocno psuje stały rytm placówki. Tylko ludzie z zewnątrz nie są w stanie uwierzyć, że tego typu przedsięwzięcie może cieszyć się uznaniem wszystkich zatrudnionych. Żeby opowieść nie koncentrowała się tylko i wyłącznie wokół jednego miejsca, Iwona Banach wprowadza bardzo udane drugoplanowe wątki: jest tu ciągle odnajdowana dziewczyna (ogłoszenie o jej zaginięciu powielają bezmyślnie kolejny użytkownicy portalu społecznościowego), jest też uzdrowiciel, który zyskał poparcie tłumów, chociaż niczego poza biletami na swoje występy nie sprzedaje. Pojawia się i przedziwna relacja matki i dorosłego od dawna syna, który nie potrafi zapanować nad rodzicielką wymierzającą sprawiedliwość na własną rękę. „Morderstwo sobotniej nocy” to powieść, która rozbawi i na chwilę przytrzyma czytelników przy lekturze. Nic tu nie jest serio, nawet mimo zbrodniczych zamiarów – można całkiem miło spędzić czas przy takim czytadle. Iwona Banach to autorka, która nie nudzi – lubi wyrazistą satyrę i w swojej narracji znajduje miejsce na całkiem sporą dawkę humorystycznych popisów. A przecież skupia się przede wszystkim na intrydze.

niedziela, 31 sierpnia 2025

Ewa Nowak: Akcja Czarny Jaszczur

Harperkids, Warszawa 2025.

Wakacyjne skarby

Wanda-Lena i Markus to przyjaciele, którzy w każdej wolnej chwili grają w metagramy (nie ma to żadnego związku z fabułą ani z charakterami, jedynie wprowadza ciekawostkę językową do dialogów), a w wakacje są bardzo zajęci: muszą rozwiązać pewną zagadkę. Poza rozwiązywaniem zagadki borykają się jeszcze z dorosłymi, którzy przeważnie nie wiedzą, jak się zachować: Markus nie ma jednej dłoni i w związku z tym spotyka się wciąż z niepotrzebnymi komentarzami. Byłoby o wiele łatwiej, gdyby postronni pohamowali ciekawość – ale skoro nie potrafią Markus radzi sobie poczuciem humoru, sugerując kolejnym życzliwym, że ich zachowanie pozostawia wiele do życzenia. I jak często u Ewy Nowak bywa, bohaterowie zamykają się w swoim własnym świecie, nie chcą się tłumaczyć z organizacji codzienności nikomu – dobrze czują się we własnym towarzystwie i nie dopuszczają do siebie innych.

Tyle tylko, że przypadkiem Markus wchodzi w posiadanie przedziwnej monety. Kiedy dorośli orientują się, że ją ma, planują odkupienie jej – a gdy to nie wchodzi w grę, bo dzieciak całkiem nieźle odczytuje intencje nieznajomych – rozpoczyna się gra w poszukiwanie skarbu. Nagle wizyta w lokalnym muzeum, normalnie nudna i niepotrzebnie zajmująca czas, staje się koniecznością, kiedy chce się sprawdzić, dlaczego przedmiot z sylwetką czarnego jaszczura jest tak pożądany. Poszukiwania trwają, skarby wydają się czekać na odkrycie – ale wraz z nimi na odkrycie czeka cała historia.

I tak naprawdę autorka maskuje w ten sposób całe psychologiczne tło. Markus jest pilnowany przez mamę, żeby robił ćwiczenia wzmacniające lewą stronę ciała (oczywiście robi to tylko dla świętego spokoju i wtedy, kiedy rodzicielka mu o tym zadaniu przypomni), Wanda-Lena jest wychowywana przez tatę, który tutaj zostaje określony mianem tatmy, bohaterowie czasami muszą się mierzyć z zazdrością, a czasami wykazywać się wyrozumiałością, żeby nie zranić drugiej strony. Pod zbiorem wydarzeń aż kipi od niezadawanych pytań, ale Ewa Nowak taka już jest: wprowadza czytelników do świata postaci i zmusza do zaakceptowania ich nienaturalności. Stawia w narracji na proste i surowe zdania, buduje przestrzeń, która bardziej intryguje niż koi – w krótkich powieściach zawiera mnóstwo energii i silnych emocji, ale nie prowadzi oczywistych wynurzeń – tutaj trzeba trochę wysiłku, żeby polubić bohaterów i zostać z nimi. A jednocześnie brak sentymentów i powtarzalności to wielka zaleta tych powieści. Ewa Nowak w „Akcji Czarny Jaszczur” proponuje wakacyjną przygodę w starym stylu – ale przedstawioną w sposób, jakiego czytelnicy na pewno się nie spodziewają. Tu nie ma rozwlekłych opisów przyrody czy przestojów – przez cały czas trzeba zachować czujność i towarzyszyć bohaterom w przedziwnych działaniach wbrew całemu światu. Historia przechodzi w wyzwanie dla sprytnych – a amatorów skarbu jest więcej. Ewa Nowak wie, że musi znaleźć hit, który zatrzyma odbiorców przy lekturze – a że zwraca się do czytelników myślących, nie tłumaczy im wszystkiego, liczy na inteligencję młodzieży.

sobota, 30 sierpnia 2025

Lothar-Günther Buchheim: Okręt

Rebis, Poznań 2025.

Woda

Przeważnie historie dotyczące czasów drugiej wojny światowej powielają jeden temat w kolejnych odsłonach. W powieści, która należy dzisiaj już niezaprzeczalnie do klasyki literatury wojennej, „Okręt”, którą stworzył Lothar-Günther Buchheim, historia jawi się zupełnie inaczej. Niemiecki U-Boot staje się tu areną doświadczeń, przemyśleń i przeżyć ekstremalnych. Bohater, który na tym właśnie okręcie służy, prowadzi dziennikowe zapiski, rejestrując wszystko, co dzieje się wokół – zaczyna od niewygód i tęsknoty za lądem, a kończy na wybuchach podczas torpedowych ataków. Nie stroni od przekazywania mocnych emocji i od rejestrowania pozornie nieistotnych gestów – wszystko może się liczyć, wszystko zasługuje na uwagę i na utrwalenie, kiedy trzeba czymś zająć myśli.

„Okręt” to powieść monumentalna. Od samego początku czytelnicy będą mogli mieć pewność, że nie umknie im żaden szczegół – liczą się miny i zachowania, przede wszystkim te dalekie od wizji bohaterów czy zwycięzców. Wulgarne rozmowy o seksie (albo tęsknota za kobietą), skatologiczne relacje, zachowania dalekie od reguł savoir-vivre’u – w męskim gronie dozwolone jest wszystko. Ale kiedy ktoś złapie wszy podczas jednej z wizyt w burdelu, trzeba będzie skontrolować całą załogę. Niezależnie od tego, co dzieje się w najbliższym – zamkniętym – otoczeniu, liczą się jeszcze wiadomości o innych okrętach i ich załogach – w końcu każdy może przejść scenariusz, który wkrótce się powtórzy na morzu. Jakby tego wszystkiego było mało, Buchheim bardzo starannie analizuje wszelkie działania dotyczące nawigowania okrętem. Wyjaśnia między innymi, na czym polegają wynurzenia i zanurzenia, przedstawia komendy i decyzje dowódców i zanurza się głęboko w lęki kolejnych załogantów. Służba na okręcie wojennym może i ma swoje zalety – w wolnych chwilach można się ich doszukiwać choćby dla rozrywki – ale problemów jest tu znacznie więcej.

I mogłoby się wydawać, że na bezmiarze wód nie ma nic atrakcyjnego, opisywać krajobrazu się nie da, a rutynowe działania od ataku do ataku nie mają w sobie nic magicznego – tymczasem autor jest w stanie wydobyć z każdego wydarzenia materiał do literackich opisów. Przeplata fragmenty rubaszne i frywolne prozą bardzo ambitną, rozbudowaną i dopracowaną w detalach. Ma mnóstwo do powiedzenia – pozornie nie przejmuje się rozkładem akcentów fabularnych, napięcie przynosi już sama świadomość działań wojennych i bliskość zagrożenia: a jednak stopniowo wprowadza czytelników w coraz bardziej skomplikowane sprawy i brutalność wojny. To dzieło jest powszechnie znane – także za sprawą ekranizacji – i nie starzeje się mimo upływu czasu. Wciąż funkcjonuje jako lektura wstrząsająca i wypełniona sprzecznymi czasem odczuciami. Chociaż nie zawsze są tu relacje z bitew czy starć – historia nie wytraca tempa, cały czas trzyma w napięciu i przynosi obrazy, które na długo zostają w pamięci. Nie ma tutaj budowania bohaterstwa czy mitologizowania wojny, nie ma znaków powtarzanych w najbardziej popularnych historiach zwykłych ludzi – tutaj liczy się fachowość, możliwość wniknięcia w świat niedostępny większości odbiorców – i przełożenie go na wyobraźnię szerokich grup czytelników. To się autorowi udało wyjątkowo.