* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

poniedziałek, 1 grudnia 2025

Formuła wygrywania. Bez filtra o przywództwie, w którym liczą się wyniki, nie etykiety. Red. dr Anna Kieszkowska-Grudny, dr Ewa Szymczak

Studio Emka, Warszawa 2025.

Głos kobiet

Czytelnicy otrzymują zbiór krótkich opracowań naukowych dotyczących roli kobiet w procesie zarządzania. O tym, jakie powinny być współczesne liderki, czego się od nich wymaga i czego się oczekuje po nieuchronnych zmianach na różnych szczeblach zarządzania, piszą autorki kolejnych wystąpień czy szkiców. I trudno się oprzeć wrażeniu, że krążą wokół tematu, do którego pogłębienia brakuje im narzędzi – bardzo wiele prac opiera się po prostu na analizach ankiet, bez większego komentarza na temat uzyskanych wyników. W efekcie stawiane hipotezy, które potwierdzają się (rzadziej – nie) w wyniku zbierania danych są jedynym czynnikiem pokazującym kondycję kobiet w sferze biznesu. Zupełnie jakby autorki bały się bardziej nowatorskiego czy oryginalnego podejścia i korzystały ze sprawdzonych schematów. To spory problem dla czytelników, bo żeby wydobyć z publikacji wartościowe spostrzeżenia, trzeba często przedzierać się przez kolejne metodologie i omówienia okoliczności przeprowadzania badań. I owszem, każdy tekst jest tu opatrzony bibliografią, każde twierdzenie – udokumentowane odpowiednio. Tyle że niewiele wniosków wysnują z tego zwyczajni odbiorcy. Bo pojawia się tu kłopot dość często w publikacjach zbiorczych spotykany – brak moderacji tekstów. Każdy nadsyła swój, nie interesując się, jak wypadnie on w całości – część informacji teoretycznych będzie się zatem do znudzenia powtarzać, podobnie zresztą jak część założeń. A przecież nie chodzi o to, żeby jeden zespół badawczy tworzył podwaliny pod odkrycia drugiego zespołu, a o to, żeby wiadomości uzupełniały się wzajemnie i składały na jeden spójny wywód. „Formuła wygrywania” to bardziej opowieść o tęsknocie i niemożności dotarcia na szczyt niż o faktycznych przemianach, jakie gwarantuje obecność płci pięknej na ważnych stanowiskach. I oczywiście takie uogólnienie też jest krzywdzące, pojawią się tu teksty naprawdę wartościowe, takie, które przyciągają uwagę i takie, które prowokują do dyskusji – ale trochę znikają w gąszczu powtarzalnych fraz. A szkoda. Co ciekawe, w samym budowaniu hipotez trzeba korzystać ze stereotypów, z którymi przecież powinno się już walczyć – płeć w żaden sposób nie gwarantuje określonego stylu zarządzania, tymczasem autorki kolejnych tekstów zdają się nie zwracać na ten fakt uwagi – konsekwentnie przypisują liderkom zachowania dawniej funkcjonujące w świadomości społeczeństwa jako typowo kobiece. I to podczas lektury może budzić silny sprzeciw. Daje się też dostrzec zachwianie proporcji między tabelkami i wykresami – prezentującymi wyniki ankiet – a samym omówieniem tych wyników (które często bazuje po prostu na wyliczeniu procentowym). Z pewnością „Formuła wygrywania” mogłaby dostarczyć czytelnikom więcej wartościowych wskazówek, gdyby przesunąć nacisk z metodologii i bazowania na ankietach na analizowanie dostrzeżonych zjawisk, słowem – nie: co się dzieje na rynku, a dlaczego tak się dzieje.

Bez wątpienia kobiety w biznesie są mniej reprezentowane – jednak te, którym się udało, nie potrzebują wsparcia w rodzaju akcentowania siły ich płci – wydaje się, że autorki zamieszczonych tu tekstów przeoczyły fakt, że poza typowymi kulturowo przypisywanymi do płci cechami istnieje jeszcze cały wachlarz charakterów czy skutków określonego wychowania – i to równie silnie jak stereotypy płciowe może definiować osobę na kierowniczym stanowisku. „Formuła wygrywania” jest zatem dopiero pierwszym krokiem na drodze do poznania możliwości płynących z zarządzania.

niedziela, 30 listopada 2025

David DuChemin: Światło. Przestrzeń. Czas. Eseje o sztuce fotografii

Helion, Gliwice 2025.

Motywacja

„Światło. Przestrzeń. Czas. Eseje o sztuce fotografii” to niewielka objętościowo książka, która jednak wszystkim chcącym bawić się w robienie zdjęć podsunie kilka ważnych tropów. David DuChemin zawsze w swoich publikacjach dotyczących fotografowania przechodził od techniki w stronę refleksji na temat samego procesu – nie inaczej jest tym razem, chociaż w najnowszej książce w ogóle nie przejmuje się danymi technicznymi. Co więcej: przekonuje czytelników, dlaczego kierowanie się nimi nie ma zupełnie sensu nawet przy próbach odtwarzania kadrów. Kolejne jego propozycje – zdjęciowe i tekstowe – mają zachęcać odbiorców do samodzielności i do poszukiwania własnej artystycznej drogi. Ma to swoje dobre strony: nowicjusze nie zostaną przytłoczeni nadmiarem wskazówek, a ci, którzy chcą próbować swoich sił w ambitnej fotografii, nie będą się uczyć na pamięć do niczego nieprowadzącej specyfikacji. DuChemin funkcjonuje w świecie fotografii jako przewodnik, ale tym razem bierze na siebie bardziej rolę motywatora. Jak zawsze dzieli się z odbiorcami swoimi zdjęciami – jest ich w tej niewielkiej książce mnóstwo, ale wszystkie koncentrują się na temacie dzikich zwierząt. I o ile do niedawna DuChemin mógł inspirować i przekonywać, że każdy da radę robić zdjęcia podobne do jego prac (nawet jeśli byłoby to sporym nadużyciem), o tyle teraz już pokazuje jedynie, ile da się wykrzesać z nieodległej obecności dzikich zwierząt. Sugeruje, jak bawić się kadrami, światłem oraz kompozycją, chociaż zwykli czytelnicy z takich akurat zdjęć niekoniecznie będą mieli inspirację – chyba że wybierają się na fotograficzne safari i potrzebują wskazówek, jak działać z dziką przyrodą przed obiektywem. Znacznie ważniejsze zatem z perspektywy zwykłych czytelników stają się eseje o fotografowaniu. I chociaż DuChemin przeszedł już długą drogę w poszukiwaniu własnych tematów, kieruje się do absolutnie wszystkich odbiorców – wszystkich, którzy chcą sięgnąć po aparat i uwiecznić na nim dostrzeżony obraz. W kolejnych tematyzowanych esejach koncentruje się na poszczególnych zagadnieniach ważnych w procesie twórczym: interesuje się między innymi rolą ćwiczeń, ale też zachętą do podjęcia działania (jedyny błąd, jaki można popełnić, to nie fotografować – przekonuje). Podpowiada, gdzie szukać inspiracji, jak doskonalić pomysły i dlaczego w ogóle to robić. Namawia do aktywności: nabywania doświadczenia i szlifowania warsztatu. I nie ma znaczenia, jakie parametry się wybierze (czy – jakie podpowiada sam aparat). Ważne jest poszukiwanie własnego artystycznego wyrazu. DuChemin wie, jak pokonać niemoc twórczą i co zrobić, kiedy nic nie wychodzi – dzięki temu jego książki o fotografii nadają się dla wszystkich twórców, niezależnie od używanych przez nich narzędzi: poszukiwanie „natchnienia” dotyczy w takim samym stopniu fotografów co pisarzy, malarzy lub muzyków. Da się bez większego wysiłku przenieść wskazówki dotyczące kreatywności na kolejne sfery sztuki. Dzięki temu też DuChemin może zyskiwać sławę nie tylko jako autor poradników fotograficznych, ale jako twórca zachęcający do działania w każdej dziedzinie. A ponieważ unika raczej zbyt hermetycznych dla początkujących określeń – może przekonać absolutnie wszystkich początkujących artystów do pracy.

Mrówkacast - odcinek 7

Zapraszam do wysłuchania kolejnego odcinka Mrówkacastu: https://youtu.be/9t7RX21IgSo

Fabrice Caro, Didier Conrad: Asteriks w Luzytanii

Egmont, Świat Komiksu, Warszawa 2025.

Wyprawa

Kiedy wódz każe, dzielni wojowie muszą – Asteriks i Obeliks z nieodłącznym Idefiksem wyruszają tym razem aż do Luzytanii, żeby pomóc dawnemu znajomemu. Jak zwykle w przygodach Galów – wyprawa ta obfituje nie tylko w walki (kiedy trzeba utrzeć nosa Rzymianom), ale też w doświadczenia kulturowe, mocno zniechęcające do wyściubiania nosa poza wioskę. Bo kto to widział, żeby zamiast dzików jeść ryby – ciągle i przyrządzone tak, że nie da się tego przełknąć? Zwłaszcza Obeliks cierpi z powodu kulinarnych różnic, niestety „Fajans i dorsz” to najczęstsza nazwa oberży w Luzytanii, nic więc dziwnego, że bohater tęskni za porządną ucztą w stylu Galów. Rzymianie natomiast… cóż, kiedy tylko pojawią się na drodze, wiadomo, co robić.

Fabrice Caro kontynuuje w tym tomiku myśl Goscinnego i Sempego, tworząc scenariusz dość zachowawczy, a jednocześnie dopasowany do oczekiwań czytelników – fanów dwóch walecznych Galów. Didier Conrad dba o to, żeby sylwetki bohaterów były jak najbliższe ideałowi, a dynamika kadrów nie sprawiła, że odbiorcy odsuną od siebie tę propozycję. Duet kontynuuje najlepsze tradycje komiksowych dokonań – i jedyne, w czym ustępuje znakomitym poprzednikom, to humor. Widać wyraźnie, że mniej tu zabaw, które przekraczają granice państw, mniej ironii (zawsze trochę niebezpiecznej) i mniej śmiechu w detalach – autorzy skupiają się raczej na humorze sytuacyjnym i na prostych zderzeniach stałych tematów z nowymi z racji okoliczności realizacjami. Nie jest to zarzut: nie da się przecież w całości przenieść na nowe przygody rozwiązań tak chętnie wprowadzanych przez Goscinnego i Sempego – za to fani Asteriksa będą mogli cieszyć się oglądaniem kolejnej przygody przyjaciół. Dobrze odrobione zadanie owocuje kadrami wypełnianymi zestawem detali – i stałymi punktami komicznymi w przygodach Asteriksa. To ucieszy wszystkich, którzy potrzebują odskoczni od codzienności i lubią bawić się klasyką.

Zdarzają się tu pomysły, które nie do końca zyskują wyjaśnienie (dlaczego pirat z bocianiego gniazda nagle zaczął mówić R? Nie pozostaje to bez komentarza jego kompanów, ale zagadka pozostaje zagadką, zapomnianą wraz ze zniknięciem bohaterów z horyzontu). FabCaro i Conrad bardzo dbają o to, żeby miłośnicy przygód Asteriksa i Obeliksa nie byli rozczarowani – żeby znajdowali w treści kolejne motywy, nadające ton rozrywce. Pracują uważnie i chociaż bawią się w opowiadanie doświadczeń Galów, nadają im własny charakterystyczny rys. Ta propozycja jest dobra dla wszystkich młodych czytelników i dla poszukiwaczy najlepszych naśladowców – duet, który zaspokaja zapotrzebowanie na nowe „asteriksy”, cieszy rozwijaniem historii. Jest tu sporo dynamiki i trochę ciekawostek, grania z przeszłością i z kontekstami – tak, żeby nadać opowieści wielopłaszczyznowy charakter. FabCaro i Conrad to duet, który dobrze się rozumie ze sobą – efekty ich pracy usatysfakcjonują. Dzięki temu odbiorcy dalej mogą się cieszyć obecnością dwóch wyjątkowych walecznych Galów.

sobota, 29 listopada 2025

Anita Tomanek: Francuska 12. Kalendarium działalności Domu Oświatowego na łamach "Polonii" i "Polski Zachodniej" (11 listopada 1934 - 1 września 1939 roku)

Biblioteka Śląska, Katowice 2023.

Genius loci

Żeby ocalić w świadomości katowiczan historię pewnego budynku, Anita Tomanek przedarła się przez przedwojenne dzienniki i stworzyła unikatową opowieść o historii Domu Oświatowego Biblioteki Śląskiej. „Francuska 12” to publikacja nietypowa i mocno hermetyczna a jednocześnie pokazująca czytelnikom, jak dużo ciekawostek czeka na odkrycie. Autorka składa tom z dwóch części – druga to kalendarium, zestaw wydarzeń tworzonych dzięki wzmiankom w gazetach (to kalendarium uzupełniane jest jeszcze co smakowitszymi wycinkami prasowymi, które pokazywały nie tylko ogrom wyobraźni dziennikarzy, ale też podejście do informowania społeczeństwa o różnych wydarzeniach w oryginalny sposób). Z perspektywy osób poszukujących lektury znacznie więcej wiadomości znajdzie się jednak w pierwszej, opisowej partii albumowego wydawnictwa. Tu bowiem Anita Tomanek stara się odtworzyć historię budynku – od pomysłu i zapotrzebowania na niego przez zbieranie pieniędzy aż po plany architektoniczne. Oczywiście nie opuszcza miejsca też po jego powstaniu – towarzyszy budynkowi aż do momentu wybuchu drugiej wojny światowej – wtedy bowiem kończą się inteligenckie spotkania i inicjatywy, które znajdowały swój kąt w Domu Oświatowym. Autorka precyzyjnie odnotowuje stowarzyszenia działające w budynku, ale także… zestaw odczytów tu wygłaszanych, żeby poinformować odbiorców, jakimi atrakcjami przyciągało się publiczność. Stara się jak najpełniej zaprezentować ofertę kulturalną, stąd ciągi wyliczeń, które pozwalają czytelnikom na sprawdzenie, jak wyglądała animacja życia kulturalnego w mieście przed wojną. „Francuska 12” opowiada o jednym zaledwie budynku. Budynek ten to nie tylko miejsce, które przyciąga wzrok ze względu na detale architektoniczne, ale przede wszystkim – tętno społecznych działań, miejsce spotkań owocnych i twórczych nie tylko z perspektywy zapraszanych gości. Anita Tomanek sięga po wypowiedzi tych, którzy mieli wpływ na kształt tego miejsca i zapewnia czytelnikom pełnowymiarowy przegląd koncepcji artystycznych i naukowych. Oprowadza po wnętrzach i wyjaśnia, co gdzie się znajdowało. Czytelnicy nie muszą w celu wizualizacji udawać się na wycieczkę, mogą skorzystać z bogatego materiału zdjęciowego – i tu dobrym pomysłem okazało się zestawienie zdjęć dawnych z dzisiejszym stanem. Porównań dokonuje się szybko i z przyjemnością, bo pojawiają się nawet podobne kadry, dzięki czemu jeszcze lepiej będzie zestawiać zmiany wywoływane przez czas. Anita Tomanek tworzy opracowanie naukowe, wyimek monografii, która trafi przede wszystkim do zainteresowanych historią Katowic. Ale pokazuje dzięki niej nie tylko historię jednego miejsca, a cały zestaw możliwości i planów zamkniętych w pięknym budynku. Przeprowadza odbiorców przez lokalne nadzieje i rozwiązania na miarę czasów, a trochę też uczy walki o realizowanie co bardziej odważnych koncepcji. „Francuska 12” to książka w sam raz dla wszystkich zainteresowanych ciekawymi miejscami – i tych, którzy cenią sobie uporządkowane wiadomości.

piątek, 28 listopada 2025

Nele Neuhaus: Elena. Ocalić marzenia

Must Read, Media Rodzina, Poznań 2025.

Kolory przyszłości

Nele Neuhaus kazała długo czekać swoim fanom na domknięcie cyklu o Elenie – kiedy zaczynała, dopiero rozkwitała moda na końskie tematy, teraz na rynku pozostało niewiele śladów dawnego trendu, jednak historia potrzebowała choćby podzielenia się wizją przyszłości bohaterów. Ci podejmują decyzje na temat swojej przyszłości, niekoniecznie popularne: Elena na przykład już wie, co chce robić w życiu i jakiego rodzaju wykształcenia w związku z tym potrzebuje. Farid, jej chłopak, osiąga wielkie sukcesy międzynarodowe w piłce nożnej. Przyszłość stadniny ogólnie rysuje się w jasnych barwach, nawet jeśli trzeba trochę przemodelować zasady działania – kiedy dziadek traci zdrowie, wychodzi na jaw kilka kwestii, które należy poprawić. Ale najważniejszą rzeczą w tej książce staje się psychologia koni. Pojawia się tu na ważnym miejscu zaklinacz koni, Chad, człowiek, który potrafi wyczuć potrzeby zwierzęcia i uczy tego innych. Elena chętnie korzysta z jego wskazówek – dzięki odpowiedniemu rozpoznaniu da się zapanować nawet nad koniem, który uchodzi za trudnego. Nie wszyscy przyswajają sobie porady doświadczonego zaklinacza – uważają jego pomysły za stratę czasu lub szarlatanerię, tymczasem nie ma tu żadnej magii, za to konieczna jest spora doza cierpliwości i uważności. O ile dzielenie zwierząt z uwagi na dominującą półkulę mózgu mogłoby czytelników trochę nużyć, o tyle już wiążące się z tym zasady postępowania olśniewają. Za każdym razem, kiedy autorka rozpisuje na detale akcję z prowadzeniem konia, może przynieść odbiorcom zestaw nowych wskazówek i podpowiedzi.

Poza tym „Ocalić marzenia” to książka, która bardzo często odsyła do wydarzeń z poprzednich tomów: autorka za każdym razem, kiedy wprowadza do akcji znanych już odbiorcom bohaterów, stara się ich skrótowo scharakteryzować i wyjaśnić komplikacje, jakie stały się ich udziałem w przeszłości. To będzie zachęta do prześledzenia kryminalnych spraw i jednocześnie sposób na wypełnienie fabuły tutaj – bo postaciami rządzą silne emocje, które powodowane są bezpośrednio przez wydarzenia z dawnych lat.

Nele Neuhaus wiele pisze o koniach i o pracy przy nich. Takie zresztą było wyjściowe założenie cyklu, żeby uświadomić czytelnikom, że stadnina to nie tylko moda, ale wielka odpowiedzialność i zestaw obowiązków, które nie mogą być odkładane na później. To buduje klimat książki i sprawia, że fani jazdy na pewno tu zajrzą. Poza tym autorka sięga po psychologiczne wyzwania i dylematy – Elena musi między innymi nauczyć się, że trzeba dać wolność innym, nawet jeśli sama jest zdania, że popełniają błąd. Do tego dochodzi mnóstwo emocjonalnych reakcji – wielkie pieniądze oznaczają, że nie wszyscy są szczerzy, a przywiązywanie się do czyjegoś konia to zapowiedź dramatycznych rozstań. I chociaż tym razem autorka mniej energii poświęca na intrygi kryminalne, udaje jej się stworzyć powieść, która przyciągnie odbiorców i zachęci do lektury całej serii. Pożegnanie z Eleną nie jest rozstaniem na zawsze – być może ta bohaterka jeszcze kiedyś powróci, autorka zostawia ją w momencie, w którym udaje się dużo spraw poukładać.

czwartek, 27 listopada 2025

Jorn Lier Horst: Operacja: złodziej "Złodzieja"

Media Rodzina, Poznań 2025.

Śledztwo dla czytelników

To jedna z tych książek, w których odbiorcy muszą prowadzić śledztwo na równi z bohaterami. Może im się nie udać – i wtedy natychmiast zyskają rozwiązanie zagadki – ale powinni spróbować swoich sił w procesie dedukcji. Bogato ilustrowany tomik – jak i cała podseria związana z bohaterami Biura Detektywistycznego nr 2 – składa się z opowiadania przeplatanego klasycznymi łamigłówkami.

Tiril i Oliver wybierają się do lokalnego muzeum, bo przez miesiąc będzie tu można obejrzeć słynny i bardzo cenny obraz „Złodziej”. Dzieci jednak są wyczulone na sprawy kryminalne – i szybko orientują się, że obraz przedstawiony w folderze muzealnym i obraz wiszący na ścianie to dwa różne dzieła. Najprawdopodobniej ktoś zastąpił oryginał kopią – więc przyda się pomoc lokalnej policji, żeby wykryć sprawcę i zasady jego działania. Tiril i Oliver mają tym razem dostęp i do zdjęć, i do zapisów z kamer, i do samych budynków, mogą działać jak prawdziwi śledczy, a ich zachowania będą się pokrywać z wnioskami wyciąganymi przez małych czytelników.

Każda rozkładówka to bowiem kolejny fragment opowiadania – i kolejny fragment śledztwa zarazem. Każdy etap tego śledztwa pcha detektywów do przodu – do rozwiązania zagadki – ale każdy też prowadzi do kolejnej zagadki. I tu Jorn Lier Horst wykorzystuje bardzo klasyczne łamigłówki, tyle że przystosowane do akcji: jest labirynt, jest porównywanka, jest szukanie szczegółów, wskazywanie drogi albo ocenianie, którędy złodziej mógł się dostać do budynku. To uczy dzieci logicznego myślenia, albo pozwala ćwiczyć logiczne myślenie i zachęca do zaangażowania się w opowieść. Przyda się taka zachęta do pracy najmłodszym – bo wysiłek umysłowy włożony w tę lekturę musi być spory, tu nie ma właściwie czasu na odpoczynek, wszystko toczy się szybko. Konstrukcja tomiku sprawia, że jeśli odbiorcom nie uda się rozwiązać zagadki (albo nie domyślą się, o co chodzi autorowi i bohaterom), z następną stroną zyskają rysunkową podpowiedź. To dyskretna zachęta do samodzielności w sprawdzaniu postępów detektywistycznych i dodatkowa zabawa podczas czytania – warto zatem podążać za akcją i próbować wyprzedzać bohaterów w wymyślaniu rozwiązań.

Szybka akcja i barwne ilustracje to wabiki na odbiorców – sprawiają, że dzieci zechcą się zaangażować w czytanie i w zabawę detektywistyczną. Ćwiczenie logicznego myślenia, spostrzegawczości i wyciągania wniosków – to przepis na dobrą rozrywkę. Dla wszystkich małych fanów tropienia przestępców to oczywiście pozycja obowiązkowa – nie da się jej zignorować. A ponieważ Tiril i Oliver dorobili się już sporego grona wiernych fanów, dodatek do serii sprawi, że dzieci jeszcze chętniej będą zaglądać do ich przygód. Jest to książka udana, dobrze przemyślana, a do tego pełna niekoniecznie oczywistych zagadek i tropów – dzięki temu najmłodsi poczują się dowartościowani jako detektywi.