Familium, Republika Czeska 2025.
Historia kina
Wielki album dla miłośników dobrego aktorstwa i przy okazji dla tych, którzy uważają, że tylko kobiety są postrzegane przez pryzmat urody. „Alain Delon. Buntownik i legenda” to książka albumowa przeznaczona na prezent dla fanów – przygotowana tak, żeby dostarczać wrażeń różnego rodzaju. Denitza Bantcheva i Liliana Rosca zajmują się tu stworzeniem kilku warstw narracyjnych. Alain Delon zostaje w tomie sportretowany na różne sposoby. Przede wszystkim – przez biografię. Dość skrótową, szybką, taką, żeby nie zamęczać odbiorców, którzy potrzebowaliby czegoś innego – tu liczą się konkrety i kamienie milowe w życiorysie, osiągnięcia i motywacje podejmowanych decyzji. Tak, żeby dla czytelników szybko stało się jasne, z jakimi wyzwaniami Delon się mierzył i co go najbardziej frustrowało, jak radził sobie z kolejnymi rolami i z kim wstępował w związki. To, co najistotniejsze, bez zbędnego przegadania i niepotrzebnych drobnych faktów układa się tu w spójną całość albo dla fanów, albo dla tych, którzy Delona z ekranu nie pamiętają i dopiero zaczynają go poznawać.
Pierwsza narracja wiąże się zatem z biografią. Druga, znacznie bardziej rzucająca się w oczy, to warstwa graficzna. Ta publikacja – wydana w twardych okładkach, z wszytą zakładką i na kredowym, bardzo grubym papierze, który znacząco wpływa na wagę książki – służy przede wszystkim podziwianiu fotosów. Zdjęcia z planów filmowych, pamiątki, oficjalne i mniej oficjalne ujęcia przedstawiające Delona i jego bliskich, kadry filmowe – to wszystko buduje tu osobną opowieść, wcale nie mniej ważną niż dane biograficzne. Trzecią narrację odbiorcy kojarzyć mogą ze standardowych książek o kimś – zwykle w ramach przedstawiania sławy sięga się też po opinie jej bliskich lub współpracowników, tak, żeby zyskać nowe perspektywy i inne punkty widzenia. I tutaj inaczej nie będzie – co pewien czas głos zabierają ludzie z orbity Delona – po to, żeby naświetlić swoje związki z nim albo spróbować uchwycić charakter. Obecność tamtych trzech nie dziwi – tego mniej więcej można by się spodziewać po książce tego rodzaju, biografii pretendującej do miana albumu (a nawet i po niepretendującej dzisiaj – to norma). Ale to wydawnictwo ma w zanadrzu jeszcze jedną narrację. Od czasu do czasu pojawiają się tu bowiem kolejne filmy z Delonem – i te filmy zyskują krótką notkę obejmującą fabułę czy ważne dla historii kina momenty. I wprawdzie ta opowieść trochę wytrąca z podstawowej lektury, ale nie będzie to nikomu przeszkadzało, jeśli da się dzięki temu uporządkować wiadomości na temat najsławniejszych dokonań Delona przed kamerą.
Jest to książka stworzona z pomysłem. W skromniejszej oprawie i w mniejszym rozmiarze być może pozostawiałaby odrobinę niedosytu, ale w wersji do oglądania sprawdza się idealnie – to sposób na przypomnienie światu o aktorze-bożyszczu tłumów i o jego dorobku, a przy tym przewodnik po filmografii (w osobnym dodatku czytelnicy otrzymają metryczki do filmów z Delonem – z wykazem twórców, jako ściąga i przewodnik po tym, co oglądać w dalszej kolejności, może się to bardzo przydawać).
tu-czytam
Recenzje, wywiady, omówienia krytyczne, komentarze.
Codziennie aktualizowana strona Izabeli Mikrut
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.
Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.
Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.
Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com
Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.
Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.
Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com
poniedziałek, 22 grudnia 2025
niedziela, 21 grudnia 2025
Lily Yuan: Test osobowości. Carl Gustav Jung. Poznaj swoją osobowość
Familium, Republika Czeska 2025.
Kwalifikacja
Talia 52 kart przypomina grę, ale pozwala lepiej poznać siebie i doprowadzić do autoanalizy z dala od psychologów. Zgrabnie spakowane pudełko zawiera zestaw kart z testem osobowości oraz książeczkę, w której Lily Yuan przybliża czytelnikom co ciekawsze zagadnienia z teorii Carla Gustava Junga, tak, żeby nie przytłoczyć niepotrzebnymi szczegółami, a jednocześnie umożliwić szerokiej publiczności rozeznanie w temacie. To, co pojawia się w tomiku, to dopełnienie testu osobowości, rodzaj ciekawostki dla chcących pogłębić zagadnienie – i przygotować się na samo rozwiązywanie testu. I tak trzeba będzie dobrej pamięci oraz samozaparcia, żeby odpowiednio kojarzyć wszystkie cechy i przypisane im litery, więc czytelnicy albo będą musieli dojść do wprawy, albo rozwiązywać test ze ściągawką w postaci tomiku i samych kart. Książka została przygotowana tak, żeby stale dostarczać odbiorcom bodźców: pojawiają się tutaj odpowiednio wyróżniane pojęcia, ale też bardzo wiele obrazków (w tym – satyrycznych, żeby odpowiednio nastroić do lektury i do pracy). Carl Gustav Jung sprowadzony do wersji pop nie traci jednak na wartości: chodzi o to, żeby zamiast przedzierać się przez skomplikowane (jak sama autorka przyznaje) tomy i wywody, otrzymać prosty i przyjemny bryk, w sam raz na szybkie zorientowanie się w temacie. Co ważne: taki tomik mimo dość niewielkiego druku, nie odstraszy nikogo, za to może zapewnić ciekawy start w przygodę z psychologią. Na pewno za to zachęci do skorzystania z talii kart, czyli właściwej części publikacji.
Karty mają kolorowe brzegi i jednakowy tył, więc można je wykorzystywać do rozmaitych gier towarzyskich, jeśli ktoś ma ochotę otwierać się w gronie znajomych. Nie ma żadnej osobnej instrukcji obsługi – same karty ją zawierają. Na pierwszych trzech (są ponumerowane) znajduje się wprowadzenie – czyli polecenia dla chcących zrobić test. Trzeba tu uważać na pozorne sprzeczności (nie myśl za długo nad odpowiedziami – ale daj sobie tyle czasu, ile potrzebujesz). Na kartce papieru trzeba będzie wpisywać A albo B w zależności od wybranej opcji odpowiedzi – a następnie przełożyć liczbę konkretnych odpowiedzi na kolejną literę, tym razem – część składową portretu psychologicznego. Karty 4-17 to już pytania testowe – tu należy się skupić nad wyborem odpowiedniego wariantu i zająć się samookreślaniem (co niekoniecznie musi być łatwe i wymaga bezwzględnej szczerości wobec siebie – ale zdarza się, że zaskoczy, jak w pytaniu, co myśli się o jabłku).
Karty 18-46 to już rozwiązanie testu, porady i wskazówki dla konkretnych typów osobowości, ale też komentarze rodem z gazetowych testów: odbiorcy dowiedzą się między innymi, jakie są najlepsze zawody dla osób o odpowiednim typie osobowości, ale też zagadnienia bardziej humorystyczne, na przykład – co robi konkretny typ osobowości na imprezie: wprowadzi to odrobinę rozrywki i pozwoli się zrelaksować podczas trudnego przecież poznawania siebie. Ostatni zestaw kart z rozwiązaniami to już wskazówki dotyczące pracy dla określonych typów osobowości. Karty 47-52 to polecenia i podpowiedzi dla tych, którzy chcieliby coś zmienić w swoim życiu, albo próbują lepiej się komunikować z przedstawicielami innych typów osobowości. Oczywiście od samych czytelników zależy, ile uwag wcielą w życie i jak podejdą do wyników testu – ale ta gra ma pomóc w pracy nad sobą i tę rolę spełni doskonale.
Kwalifikacja
Talia 52 kart przypomina grę, ale pozwala lepiej poznać siebie i doprowadzić do autoanalizy z dala od psychologów. Zgrabnie spakowane pudełko zawiera zestaw kart z testem osobowości oraz książeczkę, w której Lily Yuan przybliża czytelnikom co ciekawsze zagadnienia z teorii Carla Gustava Junga, tak, żeby nie przytłoczyć niepotrzebnymi szczegółami, a jednocześnie umożliwić szerokiej publiczności rozeznanie w temacie. To, co pojawia się w tomiku, to dopełnienie testu osobowości, rodzaj ciekawostki dla chcących pogłębić zagadnienie – i przygotować się na samo rozwiązywanie testu. I tak trzeba będzie dobrej pamięci oraz samozaparcia, żeby odpowiednio kojarzyć wszystkie cechy i przypisane im litery, więc czytelnicy albo będą musieli dojść do wprawy, albo rozwiązywać test ze ściągawką w postaci tomiku i samych kart. Książka została przygotowana tak, żeby stale dostarczać odbiorcom bodźców: pojawiają się tutaj odpowiednio wyróżniane pojęcia, ale też bardzo wiele obrazków (w tym – satyrycznych, żeby odpowiednio nastroić do lektury i do pracy). Carl Gustav Jung sprowadzony do wersji pop nie traci jednak na wartości: chodzi o to, żeby zamiast przedzierać się przez skomplikowane (jak sama autorka przyznaje) tomy i wywody, otrzymać prosty i przyjemny bryk, w sam raz na szybkie zorientowanie się w temacie. Co ważne: taki tomik mimo dość niewielkiego druku, nie odstraszy nikogo, za to może zapewnić ciekawy start w przygodę z psychologią. Na pewno za to zachęci do skorzystania z talii kart, czyli właściwej części publikacji.
Karty mają kolorowe brzegi i jednakowy tył, więc można je wykorzystywać do rozmaitych gier towarzyskich, jeśli ktoś ma ochotę otwierać się w gronie znajomych. Nie ma żadnej osobnej instrukcji obsługi – same karty ją zawierają. Na pierwszych trzech (są ponumerowane) znajduje się wprowadzenie – czyli polecenia dla chcących zrobić test. Trzeba tu uważać na pozorne sprzeczności (nie myśl za długo nad odpowiedziami – ale daj sobie tyle czasu, ile potrzebujesz). Na kartce papieru trzeba będzie wpisywać A albo B w zależności od wybranej opcji odpowiedzi – a następnie przełożyć liczbę konkretnych odpowiedzi na kolejną literę, tym razem – część składową portretu psychologicznego. Karty 4-17 to już pytania testowe – tu należy się skupić nad wyborem odpowiedniego wariantu i zająć się samookreślaniem (co niekoniecznie musi być łatwe i wymaga bezwzględnej szczerości wobec siebie – ale zdarza się, że zaskoczy, jak w pytaniu, co myśli się o jabłku).
Karty 18-46 to już rozwiązanie testu, porady i wskazówki dla konkretnych typów osobowości, ale też komentarze rodem z gazetowych testów: odbiorcy dowiedzą się między innymi, jakie są najlepsze zawody dla osób o odpowiednim typie osobowości, ale też zagadnienia bardziej humorystyczne, na przykład – co robi konkretny typ osobowości na imprezie: wprowadzi to odrobinę rozrywki i pozwoli się zrelaksować podczas trudnego przecież poznawania siebie. Ostatni zestaw kart z rozwiązaniami to już wskazówki dotyczące pracy dla określonych typów osobowości. Karty 47-52 to polecenia i podpowiedzi dla tych, którzy chcieliby coś zmienić w swoim życiu, albo próbują lepiej się komunikować z przedstawicielami innych typów osobowości. Oczywiście od samych czytelników zależy, ile uwag wcielą w życie i jak podejdą do wyników testu – ale ta gra ma pomóc w pracy nad sobą i tę rolę spełni doskonale.
sobota, 20 grudnia 2025
Ewa Pawlak, Paweł Pawlak: Mały atlas dinozaurów Ewy i Pawła Pawlaków
Nasza Księgarnia, Warszawa 2025.
Prehistoryczny przegląd
Na małe atlasy Ewy i Pawła Pawlaków czekają i młodsi, i starsi odbiorcy – bo te kartonowe picture booki edukacyjno-rozrywkowe przynoszą sporo radości absolutnie wszystkim. Krótkie opisy przedstawiają bohaterów tomików, ale znacznie ważniejsze rzeczy dzieją się w warstwie grafiki. Autorzy przygotowują bowiem odpowiednio rysunki, wyklejanki lub kolaże i nawet figurki prezentujące bohaterów. Do tego proszą zaprzyjaźnione dzieci o ich wersje kolejnych zwierząt. Wszystko to składa się na wyjątkowe treści do oglądania, humorystyczne i nakłaniające do zastanowienia nad bogactwem świata przyrody: bo poza dinozaurami znajdzie się tu też zestaw wymarłych dawno dziwnych i niezwykłych zwierząt na jednej z rozkładówek. „Mały atlas dinozaurów” to kolejna publikacja wykorzystująca najlepsze pomysły serii. Autorzy biorą pod lupę kolejne gatunki prehistorycznych stworzeń, o każdym mają w zanadrzu jakąś ciekawostkę, którą mogą rozśmieszyć odbiorców (dinozaur uchodzący za najgłupszego znajduje się na początku opowieści, żeby nie było mu przykro), albo zaintrygować (dinozaur, który ma serce wielkości hipopotama). Dzieci dowiedzą się czegoś, co zapadnie im w pamięć – dzięki sposobowi prezentowania danych. Największą rolę w poznawaniu kolejnych gatunków będzie jednak pełnić warstwa graficzna. Składa się z kilku różnych propozycji. Za każdym razem dzieci mogą obejrzeć sobie materiałową wyklejankę – pełnowymiarowy obrazek z tłem, przedstawiający konkretny gatunek dinozaura w jego prawdopodobnym środowisku. Różne materiały zapewniają różne faktury, są też precyzyjnie powycinane tak, że nawet najdrobniejsze szczegóły zostały tu wyeksponowane i przyciągają wzrok. Można docenić i podobieństwo materiałowych dinozaurów do ich spopularyzowanych wizerunków, ale też sympatyczne miny (nie ma tu mowy o groźnych i niebezpiecznych stworach, które przestraszą), a także urokliwość prac. Te dinozaury, które zostały także namalowane albo narysowane, przerywają komentarze tekstowe, są dodatkiem i próbą pokazania „prawdziwszych” wersji – te materiałowe mają w sobie pewną dozę naiwności. Duże wrażenie mogą robić też specjalnie przygotowywane figurki fotografowane z różnych stron – chociaż to akurat najmniej zaskoczy dziecięcych odbiorców, przyzwyczajonych do zabawek w kształcie dinozaurów. W miniaturowej wersji pojawiają się tu także rysunki dzieci z dodatkowymi komentarzami autorów – dowcipnymi i zapraszającymi do wspólnej zabawy: w końcu każdy może narysować swojego dinozaura na wzór tych pojawiających się w tomiku. „Mały atlas dinozaurów” to książka fantastyczna do oglądania i do wspólnej zabawy – która nie kończy się z ostatnią stroną. Ewa i Paweł Pawlakowie mogą w ten sposób przypomnieć o swoich umiejętnościach ilustratorskich, przygotować niezwykłe portfolio i jednocześnie zachęcić czytelników do poznawania ciekawostek ze świata przyrody. Nie ma obaw, że zabraknie im tematów lub talentu, cieszy zatem fakt, że seria się rozwija. Dinozaury w innej niż popkulturowa wersji ucieszą zwłaszcza dzieci zmęczone powtarzalnością oferty rynkowej. „Mały atlas dinozaurów” to książka, która sprawdzi się jako intrygująca lektura dla najmłodszych – ale też jako książka do podziwiania przez czytających im rodziców. Ewa i Paweł Pawlakowie tworzą z radością – daje się to odczuć podczas oglądania kolejnych obrazków.
Prehistoryczny przegląd
Na małe atlasy Ewy i Pawła Pawlaków czekają i młodsi, i starsi odbiorcy – bo te kartonowe picture booki edukacyjno-rozrywkowe przynoszą sporo radości absolutnie wszystkim. Krótkie opisy przedstawiają bohaterów tomików, ale znacznie ważniejsze rzeczy dzieją się w warstwie grafiki. Autorzy przygotowują bowiem odpowiednio rysunki, wyklejanki lub kolaże i nawet figurki prezentujące bohaterów. Do tego proszą zaprzyjaźnione dzieci o ich wersje kolejnych zwierząt. Wszystko to składa się na wyjątkowe treści do oglądania, humorystyczne i nakłaniające do zastanowienia nad bogactwem świata przyrody: bo poza dinozaurami znajdzie się tu też zestaw wymarłych dawno dziwnych i niezwykłych zwierząt na jednej z rozkładówek. „Mały atlas dinozaurów” to kolejna publikacja wykorzystująca najlepsze pomysły serii. Autorzy biorą pod lupę kolejne gatunki prehistorycznych stworzeń, o każdym mają w zanadrzu jakąś ciekawostkę, którą mogą rozśmieszyć odbiorców (dinozaur uchodzący za najgłupszego znajduje się na początku opowieści, żeby nie było mu przykro), albo zaintrygować (dinozaur, który ma serce wielkości hipopotama). Dzieci dowiedzą się czegoś, co zapadnie im w pamięć – dzięki sposobowi prezentowania danych. Największą rolę w poznawaniu kolejnych gatunków będzie jednak pełnić warstwa graficzna. Składa się z kilku różnych propozycji. Za każdym razem dzieci mogą obejrzeć sobie materiałową wyklejankę – pełnowymiarowy obrazek z tłem, przedstawiający konkretny gatunek dinozaura w jego prawdopodobnym środowisku. Różne materiały zapewniają różne faktury, są też precyzyjnie powycinane tak, że nawet najdrobniejsze szczegóły zostały tu wyeksponowane i przyciągają wzrok. Można docenić i podobieństwo materiałowych dinozaurów do ich spopularyzowanych wizerunków, ale też sympatyczne miny (nie ma tu mowy o groźnych i niebezpiecznych stworach, które przestraszą), a także urokliwość prac. Te dinozaury, które zostały także namalowane albo narysowane, przerywają komentarze tekstowe, są dodatkiem i próbą pokazania „prawdziwszych” wersji – te materiałowe mają w sobie pewną dozę naiwności. Duże wrażenie mogą robić też specjalnie przygotowywane figurki fotografowane z różnych stron – chociaż to akurat najmniej zaskoczy dziecięcych odbiorców, przyzwyczajonych do zabawek w kształcie dinozaurów. W miniaturowej wersji pojawiają się tu także rysunki dzieci z dodatkowymi komentarzami autorów – dowcipnymi i zapraszającymi do wspólnej zabawy: w końcu każdy może narysować swojego dinozaura na wzór tych pojawiających się w tomiku. „Mały atlas dinozaurów” to książka fantastyczna do oglądania i do wspólnej zabawy – która nie kończy się z ostatnią stroną. Ewa i Paweł Pawlakowie mogą w ten sposób przypomnieć o swoich umiejętnościach ilustratorskich, przygotować niezwykłe portfolio i jednocześnie zachęcić czytelników do poznawania ciekawostek ze świata przyrody. Nie ma obaw, że zabraknie im tematów lub talentu, cieszy zatem fakt, że seria się rozwija. Dinozaury w innej niż popkulturowa wersji ucieszą zwłaszcza dzieci zmęczone powtarzalnością oferty rynkowej. „Mały atlas dinozaurów” to książka, która sprawdzi się jako intrygująca lektura dla najmłodszych – ale też jako książka do podziwiania przez czytających im rodziców. Ewa i Paweł Pawlakowie tworzą z radością – daje się to odczuć podczas oglądania kolejnych obrazków.
piątek, 19 grudnia 2025
Christophe Cazenove, William Maury: Sisters. Tom 19. Przeprowadzka
Egmont, Świat Komiksu, Warszawa 2025.
Zmiany
Nie chce się wierzyć, że to już dziewiętnasty zeszyt z przygodami sióstr – ale „Przeprowadzka” to kolejny tom, który może czytelników rozśmieszać. Dwie siostry – starsza, nastoletnia Wendy i młodsza od niej Marine – wciąż się kłócą i przekomarzają, dokuczają sobie wzajemnie i próbują walki na podstępy, a jednocześnie, jak to każde rodzeństwo, kochają się i stają za sobą murem, gdy wymagają tego okoliczności. Zmieni się jednak tym razem rozkład sił: wszystkich czeka przeprowadzka do nowego domu. I nawet jeśli na początku młodsza siostra myślała, że starsza zostanie w starym miejscu zamieszkania, to radości z przeprowadzki nie przyćmi nic.
Cazenove i Maury stali się już znakomitym komiksowym duetem, który nie tylko świetnie ze sobą współpracuje, ale też bardzo dobrze rozumie potrzeby odbiorców. Sisters to seria kierowana przede wszystkim do nastoletnich czytelniczek, ale sprawdzi się nawet jako lektura dla dorosłych – rozrywka trochę w stylu Calvina i Hobbesa czy Fistaszków. Jest tu odrobinę bardziej naiwnie i mniej filozoficznie, ale nie jest gorzej – więc kto sięgnie po taką propozycję, nie pożałuje. Wendy i Marine stają się bliskie odbiorcom za sprawą naturalności i drobnych złośliwości, których sobie wzajemnie nie szczędzą. Młodsza siostra zawsze szpieguje, próbuje znaleźć pamiętnik i poznać sekrety starszej, albo naśladuje ją we wszystkim. Starsza z kolei przeżywa właśnie kryzys w związku ze swoim chłopakiem i wszystko wskazuje na to, że dąży do rozstania – więc Wendy postanawia ratować tę relację. Na wszystko nakłada się rozgardiasz przeprowadzkowy, w sam raz, żeby zaintrygować czytelników i przyciągnąć ich do śledzenia barwnych przygód. W „Przeprowadzce” – jak i w poprzednich tomach cyklu – autorzy stawiają na krótkie, często jednostronicowe historie – kilka lub kilkanaście kadrów pozwala na przemycenie istoty relacji siostrzanych i aktualnych konfliktów lub wyzwań. Do sióstr dołączają przyjaciele – którzy znakomicie rozumieją to, co dzieje się między Wendy i Marine – oraz, od czasu do czasu, rodzice. Przeważnie jednak to świat wolny od dorosłych. Chyba że autorzy akurat wybierają się w nie tak odległą przeszłość i portretują obie siostry jako dorosłe już piękności – bo i tak się zdarza. Poszczególne historie są humorystycznie puentowane, chodzi tu zwłaszcza o wywoływanie śmiechu czytelników – bo przecież nie o pouczanie czy wskazywanie wzorowych relacji. Liczy się zabawa, a tej Cazenove i Maury nie szczędzą. O nastoletnim odbiorcy przypominają też kolory: Sisters to seria barwna, nawiązująca bardziej do lektury dla młodych. A przecież sporą część spostrzeżeń dałoby się spokojnie wykorzystać w uniwersalnej lekturze dla młodszych i starszych. Sisters to ciągła huśtawka emocji, kaskada pomysłów, w których chodzi zwykle o przechytrzenie drugiej strony. Tu nie sposób się nudzić – bohaterki zapewniają sporą dawkę wrażeń. A do tego nic nie rozerwie ich więzi.
Zmiany
Nie chce się wierzyć, że to już dziewiętnasty zeszyt z przygodami sióstr – ale „Przeprowadzka” to kolejny tom, który może czytelników rozśmieszać. Dwie siostry – starsza, nastoletnia Wendy i młodsza od niej Marine – wciąż się kłócą i przekomarzają, dokuczają sobie wzajemnie i próbują walki na podstępy, a jednocześnie, jak to każde rodzeństwo, kochają się i stają za sobą murem, gdy wymagają tego okoliczności. Zmieni się jednak tym razem rozkład sił: wszystkich czeka przeprowadzka do nowego domu. I nawet jeśli na początku młodsza siostra myślała, że starsza zostanie w starym miejscu zamieszkania, to radości z przeprowadzki nie przyćmi nic.
Cazenove i Maury stali się już znakomitym komiksowym duetem, który nie tylko świetnie ze sobą współpracuje, ale też bardzo dobrze rozumie potrzeby odbiorców. Sisters to seria kierowana przede wszystkim do nastoletnich czytelniczek, ale sprawdzi się nawet jako lektura dla dorosłych – rozrywka trochę w stylu Calvina i Hobbesa czy Fistaszków. Jest tu odrobinę bardziej naiwnie i mniej filozoficznie, ale nie jest gorzej – więc kto sięgnie po taką propozycję, nie pożałuje. Wendy i Marine stają się bliskie odbiorcom za sprawą naturalności i drobnych złośliwości, których sobie wzajemnie nie szczędzą. Młodsza siostra zawsze szpieguje, próbuje znaleźć pamiętnik i poznać sekrety starszej, albo naśladuje ją we wszystkim. Starsza z kolei przeżywa właśnie kryzys w związku ze swoim chłopakiem i wszystko wskazuje na to, że dąży do rozstania – więc Wendy postanawia ratować tę relację. Na wszystko nakłada się rozgardiasz przeprowadzkowy, w sam raz, żeby zaintrygować czytelników i przyciągnąć ich do śledzenia barwnych przygód. W „Przeprowadzce” – jak i w poprzednich tomach cyklu – autorzy stawiają na krótkie, często jednostronicowe historie – kilka lub kilkanaście kadrów pozwala na przemycenie istoty relacji siostrzanych i aktualnych konfliktów lub wyzwań. Do sióstr dołączają przyjaciele – którzy znakomicie rozumieją to, co dzieje się między Wendy i Marine – oraz, od czasu do czasu, rodzice. Przeważnie jednak to świat wolny od dorosłych. Chyba że autorzy akurat wybierają się w nie tak odległą przeszłość i portretują obie siostry jako dorosłe już piękności – bo i tak się zdarza. Poszczególne historie są humorystycznie puentowane, chodzi tu zwłaszcza o wywoływanie śmiechu czytelników – bo przecież nie o pouczanie czy wskazywanie wzorowych relacji. Liczy się zabawa, a tej Cazenove i Maury nie szczędzą. O nastoletnim odbiorcy przypominają też kolory: Sisters to seria barwna, nawiązująca bardziej do lektury dla młodych. A przecież sporą część spostrzeżeń dałoby się spokojnie wykorzystać w uniwersalnej lekturze dla młodszych i starszych. Sisters to ciągła huśtawka emocji, kaskada pomysłów, w których chodzi zwykle o przechytrzenie drugiej strony. Tu nie sposób się nudzić – bohaterki zapewniają sporą dawkę wrażeń. A do tego nic nie rozerwie ich więzi.
czwartek, 18 grudnia 2025
Rebecca Yaros: Każdym drżącym oddechem
Must Read, Media Rodzina, Poznań 2025.
Latanie
To jest trzecia część cyklu Flight'n'Glory i w żaden sposób Rebecca Yaros nie daje nowym czytelnikom odczuć, że coś przegapili: to po prostu osobna historia skoncentrowana wokół dwojga bohaterów – kto chce poznać losy ich przyjaciół, może wrócić do poprzednich części serii. Tym razem jednak wszystkie spojrzenia będą skupione na Sam. Dziewczyna spektakularnie wyleciała ze studiów i nie może znaleźć miejsca na żadnej uczelni. Wszystko, jak sądzi, dlatego, że uderzyła wykładowcę. Uderzyła, gdy dowiedziała się, że jej ukochany ukrywał przed nią fakt bycia żonatym. Nie ma pojęcia, jaka jest prawdziwa przyczyna wilczego biletu. Sam nie chce być utrapieniem dla nikogo, wydaje się, że już wycierpiała swoje i zapłaciła za winy z przeszłości – ale nawet jeśli ucieknie na drugi koniec kontynentu, nie znajdzie wsparcia. Sam decyduje się na samodzielność między innymi dlatego, żeby uciec od taksującego spojrzenia matki – musi jej udowodnić, że poradzi sobie w życiu. Może liczyć na przyjaciół, którzy znajdą dla niej miejsce w swoim mieszkaniu. I tak niepokorna Sam poznaje Graysona – uporządkowanego i wręcz nudnego żołnierza, który szkoli się, żeby zostać pilotem i wrócić w okolice domu rodzinnego. Pożądanie wybucha między nimi niemal od razu, ale żadne z nich nie może się przyznać do swoich traum i problemów. A z bagażem doświadczeń, którego nie uda się unieść samodzielnie, trudno wchodzić w sensowny nowy związek. Rebecca Yaros szuka problemów, żeby maksymalnie utrudnić bohaterom realizowanie własnej wizji szczęśliwego związku. Ale inna rzecz, że w jej książce szczęśliwy związek sprowadza się przede wszystkim do seksu. Wszystkie konflikty i nadzieje, wszystkie tematy sprowadzają się do całonocnych łóżkowych wyczynów – bo w końcu oczywiście bohaterowie muszą się przełamać i nawet jeśli nie rozpracują do końca przeszłości, nie wytrzymają napięcia. Nie wiem, czy to recepta, którą można przedstawiać czytelnikom (tom z dziedziny young adult) jako remedium na wszystko – trochę brakuje tutaj prób podejmowania rozmów czy w ogóle dążenia do wyjaśnienia przeszłości. Seksualne dopasowanie wynagradza wszystko.
Żeby nie skupiać się tylko i wyłącznie na relacji między parą bohaterów na przemian prowadzących narrację, autorka tworzy jeszcze poboczne wątki, które skutecznie niszczą możliwość szybkiego porozumienia i szybkiego realizowania pragnień. Przeszłość Sam od początku jest zarysowywana tak, że nawet jeśli odbiorcy nie znają wszystkich elementów układanki, domyślą się biegu wydarzeń. Z kolei Grayson nie chce dopuszczać do siebie nikogo, więc nawet w monologach wewnętrznych ucieka od wiwisekcji. Ale to w jego rodzinie pojawi się kilkoro ludzi wpływających mocno na tempo akcji – ku radości odbiorców. Bo przecież samo uczucie, choćby nie wiadomo jak płomienne, nie wystarczy, żeby przyciągnąć czytelników na dłużej, obecność silnych dylematów moralnych zapewnia uwagę. Rebecca Yaros ostatecznie znajduje zatem sporo czynników wartościowych dla młodych odbiorców – i trochę odsuwa się dzięki nim od typowego przewidywalnego romansu.
Latanie
To jest trzecia część cyklu Flight'n'Glory i w żaden sposób Rebecca Yaros nie daje nowym czytelnikom odczuć, że coś przegapili: to po prostu osobna historia skoncentrowana wokół dwojga bohaterów – kto chce poznać losy ich przyjaciół, może wrócić do poprzednich części serii. Tym razem jednak wszystkie spojrzenia będą skupione na Sam. Dziewczyna spektakularnie wyleciała ze studiów i nie może znaleźć miejsca na żadnej uczelni. Wszystko, jak sądzi, dlatego, że uderzyła wykładowcę. Uderzyła, gdy dowiedziała się, że jej ukochany ukrywał przed nią fakt bycia żonatym. Nie ma pojęcia, jaka jest prawdziwa przyczyna wilczego biletu. Sam nie chce być utrapieniem dla nikogo, wydaje się, że już wycierpiała swoje i zapłaciła za winy z przeszłości – ale nawet jeśli ucieknie na drugi koniec kontynentu, nie znajdzie wsparcia. Sam decyduje się na samodzielność między innymi dlatego, żeby uciec od taksującego spojrzenia matki – musi jej udowodnić, że poradzi sobie w życiu. Może liczyć na przyjaciół, którzy znajdą dla niej miejsce w swoim mieszkaniu. I tak niepokorna Sam poznaje Graysona – uporządkowanego i wręcz nudnego żołnierza, który szkoli się, żeby zostać pilotem i wrócić w okolice domu rodzinnego. Pożądanie wybucha między nimi niemal od razu, ale żadne z nich nie może się przyznać do swoich traum i problemów. A z bagażem doświadczeń, którego nie uda się unieść samodzielnie, trudno wchodzić w sensowny nowy związek. Rebecca Yaros szuka problemów, żeby maksymalnie utrudnić bohaterom realizowanie własnej wizji szczęśliwego związku. Ale inna rzecz, że w jej książce szczęśliwy związek sprowadza się przede wszystkim do seksu. Wszystkie konflikty i nadzieje, wszystkie tematy sprowadzają się do całonocnych łóżkowych wyczynów – bo w końcu oczywiście bohaterowie muszą się przełamać i nawet jeśli nie rozpracują do końca przeszłości, nie wytrzymają napięcia. Nie wiem, czy to recepta, którą można przedstawiać czytelnikom (tom z dziedziny young adult) jako remedium na wszystko – trochę brakuje tutaj prób podejmowania rozmów czy w ogóle dążenia do wyjaśnienia przeszłości. Seksualne dopasowanie wynagradza wszystko.
Żeby nie skupiać się tylko i wyłącznie na relacji między parą bohaterów na przemian prowadzących narrację, autorka tworzy jeszcze poboczne wątki, które skutecznie niszczą możliwość szybkiego porozumienia i szybkiego realizowania pragnień. Przeszłość Sam od początku jest zarysowywana tak, że nawet jeśli odbiorcy nie znają wszystkich elementów układanki, domyślą się biegu wydarzeń. Z kolei Grayson nie chce dopuszczać do siebie nikogo, więc nawet w monologach wewnętrznych ucieka od wiwisekcji. Ale to w jego rodzinie pojawi się kilkoro ludzi wpływających mocno na tempo akcji – ku radości odbiorców. Bo przecież samo uczucie, choćby nie wiadomo jak płomienne, nie wystarczy, żeby przyciągnąć czytelników na dłużej, obecność silnych dylematów moralnych zapewnia uwagę. Rebecca Yaros ostatecznie znajduje zatem sporo czynników wartościowych dla młodych odbiorców – i trochę odsuwa się dzięki nim od typowego przewidywalnego romansu.
środa, 17 grudnia 2025
Shō Ishida: Zaleca się kolejnego kota
Marginesy, Warszawa 2025.
Okłady z kota
Shō Ishida rynek książkowy podbiła pomysłem na książkę kompletnie pozbawioną sensacyjnych akcentów, za to skoncentrowaną na rozwiązywaniu problemów w nietypowy sposób. „Zaleca się kota” to historia, która urzekła odbiorców – nie tylko kociarzy – na całym świecie. „Zaleca się kolejnego kota” to jej naturalna kontynuacja. Mamy tu oczywiście poradnię terapeutyczną, do której trafiają potrzebujący pomocy – ale ludzie, którzy chcieliby celowo znaleźć dziwnego lekarza, błądzą po okolicznych uliczkach i nie mają szansy na dotarcie do doktora i pani Chitose. Tajemnica nie musi się wyjaśniać, wcale nie o nią chodzi, chociaż autorka próbuje zaskoczyć czytelników magicznym rozwiązaniem. Nie to ma znaczenie, a ekscentryczność lekarza i podejście do pacjentów. Potrzebujący wsparcia nie radzą sobie w codziennym życiu, ale niekoniecznie zamierzają szukać profesjonalnej pomocy: część z nich nawet zastanawia się, dlaczego ma stosować jakiekolwiek kuracje. Tym bardziej – kocie kuracje. Autorka wyznaje bowiem tylko jeden lek na wszystkie problemy: koty. Tym razem pacjenci dostają na kilka tygodni koty, ale muszą pilnie obserwować ich fizjologię: sprawdzać, co koty jedzą i co wydalają. To pomysł, który może zaskakiwać, zwłaszcza kiedy ma się do tego prowadzić dzienniczki kotów. Ale koncentracja na kocich zwyczajach i zachowaniach uspokaja i wycisza, a do tego pozwala na refleksję na temat własnych problemów czy odkryć. Koty umilają codzienność, jednak są indywidualistami i nie zamierzają się dopasowywać, zwłaszcza do przejściowych właścicieli – funkcjonują we własnym rytmie i nie ma dla nich znaczenia, z czym borykają się opiekunowie. Przynajmniej z pozoru – bo jak wyjaśnić, że określone kocie reakcje płyną bezpośrednio ze źródła zmartwień klientów? Lekarz nie chce komentować sytuacji, można wyciągać wnioski z ciągłych utyskiwań pani Chitose – ale to i tak nie prowadzi do rozwiązania zagadki.
Kolejne rozdziały w tej powieści to kolejne przypadki, ludzie, którzy zagubili się we własnym życiu, nie radzą sobie w relacjach z bliskimi, przepracowują się albo mają jakieś traumy, nie przepracowali czegoś, nie uświadomili sobie ważnej prawdy, która utrudnia im funkcjonowanie. Koty wyzwalają przewartościowania – dzięki nim zmienia się poglądy na rzeczywistość, zmienia się też samo podejście do trosk. Nic dziwnego, że pacjenci chcą wrócić do lekarza, który uratował ich przed nimi samymi. I każdy rozdział to prawie zamknięta całostka: w jej ramach rozwiązanie problemu wypracowuje się samo przez nietypowy medykament.
Nie jest to książka o kotach i o tym, jak opiekować się kotami, jest to książka o wrażliwości. Slow book, spowalniacz czasu, literatura zaliczana do nurtu healingowego – trzeba się nastawić na wyciszenie, ukojenie i na rozrywkę bez fajerwerków, żeby czerpać przyjemność z lektury. „Zaleca się kolejnego kota” to opowieść dla tych wszystkich, którzy zakochali się w pierwszej części i chcieliby powrotu do ulubionych bohaterów – nie ulega wątpliwości, że gabinet otworzy się przed nimi, ukaże się im i pozwoli na wytchnienie. I chociaż autorka nawiązuje tu do już wykorzystanych pomysłów, nie znudzi tych czytelników, którzy poszukują drogi powrotnej do niezwykłego lekarza.
Okłady z kota
Shō Ishida rynek książkowy podbiła pomysłem na książkę kompletnie pozbawioną sensacyjnych akcentów, za to skoncentrowaną na rozwiązywaniu problemów w nietypowy sposób. „Zaleca się kota” to historia, która urzekła odbiorców – nie tylko kociarzy – na całym świecie. „Zaleca się kolejnego kota” to jej naturalna kontynuacja. Mamy tu oczywiście poradnię terapeutyczną, do której trafiają potrzebujący pomocy – ale ludzie, którzy chcieliby celowo znaleźć dziwnego lekarza, błądzą po okolicznych uliczkach i nie mają szansy na dotarcie do doktora i pani Chitose. Tajemnica nie musi się wyjaśniać, wcale nie o nią chodzi, chociaż autorka próbuje zaskoczyć czytelników magicznym rozwiązaniem. Nie to ma znaczenie, a ekscentryczność lekarza i podejście do pacjentów. Potrzebujący wsparcia nie radzą sobie w codziennym życiu, ale niekoniecznie zamierzają szukać profesjonalnej pomocy: część z nich nawet zastanawia się, dlaczego ma stosować jakiekolwiek kuracje. Tym bardziej – kocie kuracje. Autorka wyznaje bowiem tylko jeden lek na wszystkie problemy: koty. Tym razem pacjenci dostają na kilka tygodni koty, ale muszą pilnie obserwować ich fizjologię: sprawdzać, co koty jedzą i co wydalają. To pomysł, który może zaskakiwać, zwłaszcza kiedy ma się do tego prowadzić dzienniczki kotów. Ale koncentracja na kocich zwyczajach i zachowaniach uspokaja i wycisza, a do tego pozwala na refleksję na temat własnych problemów czy odkryć. Koty umilają codzienność, jednak są indywidualistami i nie zamierzają się dopasowywać, zwłaszcza do przejściowych właścicieli – funkcjonują we własnym rytmie i nie ma dla nich znaczenia, z czym borykają się opiekunowie. Przynajmniej z pozoru – bo jak wyjaśnić, że określone kocie reakcje płyną bezpośrednio ze źródła zmartwień klientów? Lekarz nie chce komentować sytuacji, można wyciągać wnioski z ciągłych utyskiwań pani Chitose – ale to i tak nie prowadzi do rozwiązania zagadki.
Kolejne rozdziały w tej powieści to kolejne przypadki, ludzie, którzy zagubili się we własnym życiu, nie radzą sobie w relacjach z bliskimi, przepracowują się albo mają jakieś traumy, nie przepracowali czegoś, nie uświadomili sobie ważnej prawdy, która utrudnia im funkcjonowanie. Koty wyzwalają przewartościowania – dzięki nim zmienia się poglądy na rzeczywistość, zmienia się też samo podejście do trosk. Nic dziwnego, że pacjenci chcą wrócić do lekarza, który uratował ich przed nimi samymi. I każdy rozdział to prawie zamknięta całostka: w jej ramach rozwiązanie problemu wypracowuje się samo przez nietypowy medykament.
Nie jest to książka o kotach i o tym, jak opiekować się kotami, jest to książka o wrażliwości. Slow book, spowalniacz czasu, literatura zaliczana do nurtu healingowego – trzeba się nastawić na wyciszenie, ukojenie i na rozrywkę bez fajerwerków, żeby czerpać przyjemność z lektury. „Zaleca się kolejnego kota” to opowieść dla tych wszystkich, którzy zakochali się w pierwszej części i chcieliby powrotu do ulubionych bohaterów – nie ulega wątpliwości, że gabinet otworzy się przed nimi, ukaże się im i pozwoli na wytchnienie. I chociaż autorka nawiązuje tu do już wykorzystanych pomysłów, nie znudzi tych czytelników, którzy poszukują drogi powrotnej do niezwykłego lekarza.
wtorek, 16 grudnia 2025
Zofia Stanecka: Opowieści o wartościach
Nasza Księgarnia, Warszawa 2025.
Przeżycia
Zofia Stanecka w Naszej Księgarni – to wspaniała wiadomość dla wszystkich odbiorców, którzy cenią tę autorkę za serię o Basi i inne historie. W potężnym tomie o niespecjalnie zachęcającym tytule „Opowieści o wartościach” powraca najlepsza Stanecka – zilustrowana przez Aleksandrę Krzanowską. Tom zawiera 23 historie, w których autorka mierzy się z tematami nie najłatwiejszymi dla dzieci, ale zawsze ważnymi i potrzebnymi w procesie rozwoju. Zofia Stanecka potrafi budować błyskawiczne scenki, które natychmiast wprowadzają odbiorców w zasadniczy temat i sprawiają, że łatwo się im zaprzyjaźnić z bohaterami. Zupełnie zwyczajne dzieci spotykają się tu z rozmaitymi wyzwaniami: jedne muszą nauczyć się stawiania granic, bo niekoniecznie marzą o hałaśliwej imprezie imieninowej z wujkami i ciociami, inne uczą się odpowiedzialności albo samodzielności, jeszcze inne sprawdzają, na czym polega dbanie o środowisko. Niektórzy uczą się, że w gronie przyjaciół mogą powiedzieć wszystko, a nie udawać kogoś, kim nie są, jeszcze inni przekonują się, że nie dla wszystkich są niewidzialni. Zdarza się, że trzeba poprosić o pomoc innych, albo przetestować jakieś rozwiązania, żeby wiedzieć, że nigdy więcej się po nie nie sięgnie. Zofia Stanecka za każdym razem przedstawia dziecko, które ma określony problem albo staje się świadkiem wydarzenia, które zmienia jego perspektywę. Zdarza się, że nawiązuje do kwestii dzisiaj istotnych (jak unikać oszustw w internecie), innym razem podejmuje sprawy uniwersalne i przyczynia się do refleksji dzieci (czym jest sprawiedliwość i jak wygląda w rodzinie). Sięga po sformułowania, które jeszcze dla odbiorców są abstrakcyjne, ale zaraz nabiorą wyrazistości i sensu – posługuje się terminami, które dzieci mogą usłyszeć od dorosłych, ale ich działanie pokazuje w bezpośrednim biegu wydarzeń. Dlatego będzie łatwo trafiać do przekonania najmłodszych i sprawi, że spodobają im się kolejne opowieści. „Opowieści o wartościach” to książka, w której autorka raz za razem zaskakuje wybieranymi tematami – i zawsze cieszy realizacją. Dostrzega problemy dzieci i ich wahania, portretuje bohaterów prawdziwie i przekonująco, czytelnikom funduje więc nie tylko przegląd wartościowych postaw, ale też – zderzenie z ich własnymi odkryciami i przeżyciami. Tworzy książkę, za którą odbiorcy bez problemu ją pokochają – szczerą, prawdziwą i ciekawą. Tu każde opowiadanie jest zalążkiem większej całości, wprowadzeniem dzieci do świata, który może istnieć tuż obok – i przynosić rozwiązania najważniejszych spraw. Zofia Stanecka prowadzi narrację z wyczuciem na potrzeby najmłodszych odbiorców, nie daje im powodów do odłożenia książki. Można tu dawkować sobie wrażenia i przygotować się na funkcjonowanie w społeczeństwie, a można po prostu traktować tom jako literaturę rozrywkową, niosącą przyjemność wszystkim czytelnikom. Zofia Stanecka wie, jak skupiać uwagę czytelników, zabiera ich do świata przyjaznego (chociaż niewolnego od wyzwań i smutków), proponuje różnorodne emocje i szeroki wachlarz tematów – to wszystko przekłada się na idealne opowieści dla dzieci. Najważniejsze jest, że można ten tom odkrywać samodzielnie, wprawdzie nadaje się do dyskusji z rodzicami lub nauczycielami, ale autorka nie pozostawia odbiorców z ich własnymi wątpliwościami, chce, żeby opowiadania zawierały odpowiedzi na pojawiające się podczas lektury pytania. I dlatego cieszy fakt, że Stanecka pojawia się teraz w Naszej Księgarni.
Przeżycia
Zofia Stanecka w Naszej Księgarni – to wspaniała wiadomość dla wszystkich odbiorców, którzy cenią tę autorkę za serię o Basi i inne historie. W potężnym tomie o niespecjalnie zachęcającym tytule „Opowieści o wartościach” powraca najlepsza Stanecka – zilustrowana przez Aleksandrę Krzanowską. Tom zawiera 23 historie, w których autorka mierzy się z tematami nie najłatwiejszymi dla dzieci, ale zawsze ważnymi i potrzebnymi w procesie rozwoju. Zofia Stanecka potrafi budować błyskawiczne scenki, które natychmiast wprowadzają odbiorców w zasadniczy temat i sprawiają, że łatwo się im zaprzyjaźnić z bohaterami. Zupełnie zwyczajne dzieci spotykają się tu z rozmaitymi wyzwaniami: jedne muszą nauczyć się stawiania granic, bo niekoniecznie marzą o hałaśliwej imprezie imieninowej z wujkami i ciociami, inne uczą się odpowiedzialności albo samodzielności, jeszcze inne sprawdzają, na czym polega dbanie o środowisko. Niektórzy uczą się, że w gronie przyjaciół mogą powiedzieć wszystko, a nie udawać kogoś, kim nie są, jeszcze inni przekonują się, że nie dla wszystkich są niewidzialni. Zdarza się, że trzeba poprosić o pomoc innych, albo przetestować jakieś rozwiązania, żeby wiedzieć, że nigdy więcej się po nie nie sięgnie. Zofia Stanecka za każdym razem przedstawia dziecko, które ma określony problem albo staje się świadkiem wydarzenia, które zmienia jego perspektywę. Zdarza się, że nawiązuje do kwestii dzisiaj istotnych (jak unikać oszustw w internecie), innym razem podejmuje sprawy uniwersalne i przyczynia się do refleksji dzieci (czym jest sprawiedliwość i jak wygląda w rodzinie). Sięga po sformułowania, które jeszcze dla odbiorców są abstrakcyjne, ale zaraz nabiorą wyrazistości i sensu – posługuje się terminami, które dzieci mogą usłyszeć od dorosłych, ale ich działanie pokazuje w bezpośrednim biegu wydarzeń. Dlatego będzie łatwo trafiać do przekonania najmłodszych i sprawi, że spodobają im się kolejne opowieści. „Opowieści o wartościach” to książka, w której autorka raz za razem zaskakuje wybieranymi tematami – i zawsze cieszy realizacją. Dostrzega problemy dzieci i ich wahania, portretuje bohaterów prawdziwie i przekonująco, czytelnikom funduje więc nie tylko przegląd wartościowych postaw, ale też – zderzenie z ich własnymi odkryciami i przeżyciami. Tworzy książkę, za którą odbiorcy bez problemu ją pokochają – szczerą, prawdziwą i ciekawą. Tu każde opowiadanie jest zalążkiem większej całości, wprowadzeniem dzieci do świata, który może istnieć tuż obok – i przynosić rozwiązania najważniejszych spraw. Zofia Stanecka prowadzi narrację z wyczuciem na potrzeby najmłodszych odbiorców, nie daje im powodów do odłożenia książki. Można tu dawkować sobie wrażenia i przygotować się na funkcjonowanie w społeczeństwie, a można po prostu traktować tom jako literaturę rozrywkową, niosącą przyjemność wszystkim czytelnikom. Zofia Stanecka wie, jak skupiać uwagę czytelników, zabiera ich do świata przyjaznego (chociaż niewolnego od wyzwań i smutków), proponuje różnorodne emocje i szeroki wachlarz tematów – to wszystko przekłada się na idealne opowieści dla dzieci. Najważniejsze jest, że można ten tom odkrywać samodzielnie, wprawdzie nadaje się do dyskusji z rodzicami lub nauczycielami, ale autorka nie pozostawia odbiorców z ich własnymi wątpliwościami, chce, żeby opowiadania zawierały odpowiedzi na pojawiające się podczas lektury pytania. I dlatego cieszy fakt, że Stanecka pojawia się teraz w Naszej Księgarni.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)






