* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

piątek, 17 maja 2024

Ante Tomić: Cud w Dolinie Poskoków

Noir sur Blanc, Warszawa 2024.

Poszukiwania

Egzystencja w domu pozbawionym kobiety nie jest prosta, wiedzą o tym Poskokowie. Kiedy zmarła Zora, żona Jozy, osierociła czterech dorosłych synów – wszystko zaczęło się sypać. Nawet jeśli w rodzinie nie było zgody, to matka rządziła i sterowała wszystkim, zapewniała wikt i opierunek. Teraz pięciu rosłych Poskoków musi żywić się mamałygą (z różnymi dodatkami, żeby nie było nudno – w końcu każdy posiłek jest eksperymentem kulinarnym), ubierać się w nieumiejętnie wyprane ubrania i toczyć ze sobą boje o wszystko. Ale nikt nie zgłasza pretensji o źle wykonywane prace domowe – żeby nie stać się za nie przypadkiem odpowiedzialnym. Taki stan rzeczy mógłby trwać już zawsze, ale Poskokowie nie są głupi (przynajmniej nie do końca, bo tak ogólnie to raczej są, ale cechują się pewną dozą życiowego sprytu). Jeśli uda się znaleźć żonę najstarszemu z synów, wszystko się zmieni: kobieta zaprowadzi porządki, przywróci ład i zadba o wszystko, o co Poskokowie zadbać nie potrafią. Co jednak zrobić, jeśli panowie nie mają pojęcia o damsko-męskich sprawach i zwyczajnie nie wiedzą, jak podrywać płeć przeciwną, a z kolei kobiety nie zapuszczają się do Doliny Poskoków, bo nie mają po co? Ante Tomić jest między innymi satyrykiem i jako satyryk bardzo mocno wyczulony jest na absurdy i komizm sytuacyjny. Proponuje książkę, która bez trudu przenika przez granice – wypełnioną dowcipami mocnymi, ostrymi i podważającymi realizm – polskim czytelnikom skojarzy się najbardziej z czeskim poczuciem humoru, ale jest w tym większa kąśliwość i nastawienie na rubaszne obserwacje pozbawione wulgarności. „Cud w Dolinie Poskoków to powieść, w której każdy kolejny akapit dostarcza powodów do radości – zwłaszcza gdy zapomni się o empatii. Zresztą chociaż Poskokowie na swój przewrotny sposób dają się lubić, to współczucia nie budzą – oni wiedzą, jak poradzić sobie w świecie, w którym rządzą twarde zasady. Może zatem Ante Tomić dowolnie doświadczać bohaterów, może szykować im kolejne pułapki, rozczarowania, klęski i potyczki – ku uciesze odbiorców, oderwanych na moment od codzienności. Jest to powieść, która przenosi do innego świata, zrywa z istniejącymi regułami życia społecznego, za to buduje nowe-stare ustalenia oparte na surowości i prawie silniejszego. Tu nie ma miejsca na sentymenty, a kiedy już pojawi się miłość, przybierze niespodziewane kształty. Do tego „Cud w Dolinie Poskoków” jest powieścią o świetnym rytmie, imponującą narracyjnym rozmachem. Na bazie oryginalnych pomysłów (wykorzystujących przecież odwieczne mocne tematy) autor tka gawędziarską relację, anegdotyczną i dygresyjną, a przecież bardzo spójną, rytmiczną i zwartą. Jest tu wszystko, czego chciałoby się od wybitnej prozy – a rozrywka, którą Ante Tomić dostarcza, to miły dodatek do całości. Idealnie skomponowana książka jest jednocześnie nawiązaniem do klasyki w formie, kolejne rozdziały mają rozbudowane tytuły (to mikrostreszczenia zawartości, rozbudzające ciekawość i apetyty czytelników). Tu pięści idą w ruch znacznie częściej niż mózgi – ale w samej prozie to nie przeszkadza, bo intelektualna uczta to coś, czego można się po publikacji spodziewać. Ante Tomić zakotwicza wprawdzie tekst w bałkańskich realiach, przemierza Chorwację – ale nie ma to większego znaczenia, małość i małostkowość ludzi nie zna granic i charakterologiczne portrety (oczywiście wyostrzane prawami satyry) imponują celnością.

czwartek, 16 maja 2024

Ewa Borowska: Szkoła i ja. Budujemy poczucie własnej wartości

Nasza Księgarnia, Warszawa 2024.

Klasa

W tym cyklu dzieci przekonują się, na co zwracać uwagę w szkolnej społeczności. Picture booki są jednocześnie przewodnikami – można je wykorzystywać do ćwiczenia samodzielnego czytania albo do przygotowania się do szkolnych obowiązków, tak, żeby nic kilkulatków nie zaskoczyło. Ewa Borowska zajmuje się teraz zagadnieniem dość egzotycznym z perspektywy najmłodszych – ale prezentuje je tak, żeby odbiorcy od razu wiedzieli, z czym się wiąże. „Budujemy poczucie własnej wartości” to publikacja niezbyt skomplikowana tekstowo – nie wymaga długich godzin spędzanych na lekturze, wystarczy parę minut, żeby zapoznać się z proponowanymi przez autorkę treściami i przyswoić ich sens – da się też tę książkę wykorzystywać jako trening w rozpoznawaniu liter. Żeby kilkulatkom nie nudziła się opowieść, Ewa Borowska powołuje do istnienia dwoje uczniów – Antka i Zosię. Antek lubi rysować i czytać książki, Zosia potrzebuje ruchu – uwielbia tańczyć i świetnie radzi sobie z angielskim. Ci bohaterowie będą przewodnikami po zasadach panujących w szkolnej społeczności.

Większą część każdej rozkładówki zajmuje obrazek (czasami z dołączonymi drobnymi dopiskami lub podpisami, żeby odbiorcy mogli się zorientować, kto jest kim i z czym się mierzy). U góry pojawia się hasło przewodnie, motyw, który warto zapamiętać i przyswoić (w formie streszczenia lub spisu treści widnieją one w zestawie na początkowej rozkładówce – mają nie tylko przygotować dzieci do tego, co znajdą w książce, ale też zapaść w pamięć). Z sytuacją, która może się powtórzyć w rzeczywistości – i która zapewne stanie się udziałem odbiorców – zapoznawać dzieci ma krótka historyjka. Jednoakapitowe wprowadzenie – zaledwie kilka wersów, w których Ewa Borowska bez zbędnych komplikacji pokazuje relacje między uczniami. Do tego kilka komentarzy wprowadzanych bezpośrednio w komiksowych dymkach – tak, żeby zdynamizować narrację i ułatwić lekturę dzieciom. Można w ten sposób bardzo szybko dotrzeć do sedna informacji przekazywanych przez autorkę – i przeanalizować ich znaczenie. Bardzo różne tematy Ewa Borowska porusza: podpowiada, co zrobić, kiedy ktoś się smuci i jak reagować, gdy widzi się, że starsi koledzy znęcają się nad młodszymi. Jest tu oswajanie lęku przed zmianami i tego przed popełnianiem błędów na oczach całej klasy. Jest wprowadzenie do samodzielności (dzieci mogą same pakować plecaki albo wybierać ubrania – dzięki temu będą mogły nosić to, na co mają ochotę, przynajmniej w pewnych granicach). Dzieci dowiedzą się też, że nie muszą lubić każdego (ale powinny wszystkich szanować) – i że nie wszystkich interesuje to samo. To motywy, które dla dorosłych są oczywiste – i łatwo mogą umknąć w codziennych rozmowach. A przecież dla dzieci wcale nie muszą brzmieć tak naturalnie – w związku z tym autorka pełni ważną funkcję, przekłada rzeczywistość z tej oswojonej przez starsze pokolenia na to, co widzą wokół siebie dzieci.

Ten tomik może się podobać nie tylko ze względu na treść. Owszem, bardzo ładnie Ewa Borowska przedstawia kolejne szkolne scenki – przekonuje do siebie prawdziwością i celnością samych problemów. Ale liczą się tu też bardzo kolorowe ilustracje, wyraźne kształty i zrozumiałe dla wszystkich obrazki. Chociaż to mocno pedagogiczne wywody – ich edukacyjny charakter został starannie zamaskowany przez zabawę. Książkę dzieci będą czytać z zainteresowaniem – a przyniesie im ona zestaw cennych wskazówek co do tego, jak odnaleźć się w szkolnej rzeczywistości.

środa, 15 maja 2024

Bettina Kleinszig: Bazyliszek. Niesamowite przygody Bastiana Zekoffa

Kropka, Warszawa 2024.

Pułapka pod budynkiem

Polskich czytelników ta historia nie zaskoczy – Bettina Kleinszig sięga po legendy, żeby zbudować współczesną powieść dla młodszych nastolatków i dzieci. Tu sprawa bazyliszka nikogo nie będzie zaskakiwać – rozwiązania, na które bohaterowie książki muszą dopiero wpaść, każdemu dziecku w Polsce są znane – żeby pokonać bazyliszka, trzeba mieć lustro. A jeśli zwierciadła pod ręką nie ma, należy trochę pokombinować z odbiciami i refleksami, światłem i pułapkami na potwora. Bastian i Johann – oraz starsza siostra Bastiana, Teresa – bawią się w opuszczonych piwnicach. Niezależnie od rzeczywistych zagrożeń (w postaci – choćby – zapadających się stropów) to miejsce skrywa w sobie groźne tajemnice. Gdyby na dole mieszkali bezdomni, wszystko wydawałoby się prostsze. Niestety – obecność potwora wydaje się coraz bardziej oczywista. Najgorzej, że pradziadek Bastiana, który przybył z Bułgarii, wie doskonale, czym grozi spotkanie z bazyliszkiem, ale nie chce, żeby dzieci w ogóle wdawały się w jakiekolwiek relacje z potworem: nie zamierza więc udzielać żadnych rad ani wskazówek. Polowanie na bazyliszka obejmuje między innymi lekturę starych dokumentów i poszukiwanie sposobu na poradzenie sobie z problemem. Chłopcy są zdani na siebie – nikt z dorosłych nie uwierzy im w konieczność pokonania bestii, a pradziadek nie kwapi się z pomocą. Woli działać sam – i to dopiero oznacza prawdziwe niebezpieczeństwo. Bo jeśli starszy pan uda się z lustrem do podziemi, zdarzyć się może wszystko. Bastian i Johann muszą błyskawicznie dorosnąć, wypracować jakikolwiek plan działania i zdobyć się na odwagę potrzebną do pokonania potwora i ocalenia ważnego dla nich człowieka.

„Bazyliszek” to jedna z powieści w serii Niesamowite przygody Bastiana Zekoffa – liczy się tutaj tempo akcji i mnóstwo dynamicznych działań. Bettina Kleinszig nie ma czasu na rozważania na temat psychologii postaci, woli, żeby przemawiały czyny – takie rozwiązanie przypadnie do gustu młodym czytelnikom, do których kierowana jest książka. Tu nie ma sensu rozdmuchiwanie opisów – ani poszukiwanie prawdy czy prawdopodobieństwa – chodzi o adrenalinę, szybkość i zmiany wydarzeń. Autorka dba o motywacje postaci – musi upewnić się, że nie zrezygnują w trakcie polowania na bazyliszka – że do końca będą angażować odbiorców w przedziwną akcję. Niebezpieczeństwo czai się bardzo blisko, ale powiązane jest z zamierzchłymi czasami – żeby uświadomić dzieciom, że temat nie jest wymysłem autorki, wytworem wyobraźni dzisiaj – a nawiązaniem do przeszłości i tradycji. Nie ma tu legendy, została za to wykorzystana postać znana z dawnych przekazów: to czynnik dynamizujący opowieść i przydający się do przyciągnięcia młodych czytelników. Powieść jest nastawiona na młodych poszukiwaczy przygód – dostosowana do lektur lubianych przez dzisiejsze młodsze nastolatki – bez zbędnych słów, z odpowiednim ładunkiem silnych emocji i zagrożeń. Jest to powieść, która ma trzymać w napięciu, ale nie męczyć. Może wzbudzić zainteresowanie legendami i stworami zapładniającymi wyobraźnię twórców – a może pokazać zwyczajnie, jak wykorzystywać już istniejące pomysły do stworzenia nowej jakości.

wtorek, 14 maja 2024

Simon Shuster: Showman. Wołodymyr Zełenski i inwazja, która uczyniła go przywódcą

Marginesy, Warszawa 2024.

Rządzenie

Luty 2022 – cały świat poznaje nazwisko prezydenta Ukrainy, Wołodymyra Zełenskiego. Z czasem zainteresowanie tą postacią nie słabnie – i to wyjaśnia ukazanie się na rynku książki „Showman. Wołodymyr Zełenski i inwazja, która uczyniła go przywódcą”. Simon Shuster tworzy tom reportażowy, z całą świadomością faktu, że nie może zaproponować czytelnikom ani pełnej biografii, ani – całościowego obrazu wojny. Decyduje się zatem na relację z placu boju, dokument i przegląd charakterystycznych postaw czy decyzji, na rozmowy z Zełenskim i ludźmi z jego otoczenia – i ze zgromadzonych w ten sposób danych układa opowieść o tym, co dzieje się na wschodzie Europy. Trochę wbrew tytułowi nie zawsze uwagę ogniskuje na prezydencie Ukrainy, znacznie częściej interesują go polityczne decyzje i reakcje: Zełenski wiele razy będzie się usuwać na margines, bo sprawy kraju są ważniejsze. Ale Shuster odpowiada na wiele pytań, jakie zadawaliby sobie odbiorcy, interesuje się też prywatnym życiem prezydenta Ukrainy – na tyle, na ile jest to możliwe w trudnej sytuacji wojennej. Rozmawia z pierwszą damą Ukrainy, szuka sposobów na pokazanie, jak wojna wpłynęła na rodzinę Zełenskiego – unika jednak tanich sentymentów i nadmiernej wylewności. Pomnik, jaki stawia Zełenskiemu, z rzadka miewa drobne rysy – przeważnie liczy się męstwo, trwanie na stanowisku i umiejętne budowanie morale przez prezydenta.

Na początku odrobinę przedstawia autor drogę Zełenskiego – najpierw w kabarecie, później w polityce. Co ciekawe, nie uwzględnia przy tym różnic w odbiorze żartu w różnych krajach: jeśli ocenia krytycznie dowcipy padające ze sceny, to nie bierze pod uwagę ich odbioru i potrzeb odbiorców, a automatycznie szufladkuje jako slapstick – fakt, że nie to jest najważniejszą składową wizerunku bohatera tomu, jednak uproszczenia w tej kwestii idą dość daleko. Kiedy Zełenski bierze pod uwagę kandydowanie na stanowisko prezydenta Ukrainy – książka zaczyna nabierać tempa, po to, żeby wytracić je już po lutym 2022. Bo tylko tu Simon Shuster może zaprezentować największą metamorfozę bohatera tomu, tylko tu zyskuje też wielkie zdynamizowanie historii – później kieruje się w stronę samej wojny, a to już automatycznie robi się literacko mniej atrakcyjne. Sam autor niekoniecznie sili się na literackość i poszukiwania stylistyczne – skoro ma do przekazania prawdę i zestaw wydarzeń. Koncentruje się zatem na sprawach wagi państwowej, towarzyszy prezydentowi Ukrainy lub jego bliskim, kiedy tylko jest to możliwe – i próbuje wytłumaczyć czytelnikom, na czym polegają umiejętności przeniesione ze świata show-biznesu do polityki. Przedstawia zachowania ludzi z bliskiego kręgu prezydenta, a także postawy Zełenskiego, który nie zamierza ustępować w żadnej sytuacji. Dla uzupełnienia tego obrazu pokazuje od czasu do czasu stanowisko żony – oraz kreowanie medialnego wizerunku, zajmuje się też wystąpieniami Zełenskiego na forum międzynarodowym. Pokazuje, jak wygląda wojna z perspektywy prezydenta Ukrainy – i to będzie najbardziej opierająca się czasowi część książki. „Showman” nie jest typową biografią, zresztą nie może nią być – to obraz prezydenta, który zamierza swoim zachowaniem wspierać naród.

poniedziałek, 13 maja 2024

Marta Matyszczak: Przepraszam, tu był trup

Dolnośląskie, Wrocław 2024.

Podcast

Marta Matyszczak rozwijała do tej pory równolegle dwie serie powieści kryminalnych – Kryminał pod psem, cykl z Szymonem Solańskim i Różą Kwiatkowską komentowany z przekąsem przez psa Gucia uwielbianego przez wszystkich fanów cyklu – oraz Kryminał z pazurem, zestaw nieco mroczniejszych książek z wyjątkowo sarkastyczną narratorką, kotką Burbur. Nie lada problem będzie mieć, kiedy odbiorcy zażądają błyskawicznego uzupełniania trzeciego fantastycznego cyklu – Zbrodnie na podsłuchu wprawdzie pozbawione są zwierząt komentujących rzeczywistość, ale pierwszy tom udał się autorce znakomicie. „Przepraszam, tu był trup” to książka wymarzona dla wszystkich, którzy chcą rozpocząć swoją przygodę z kryminałami Marty Matyszczak (albo z gatunkiem w ogóle), pełna ciekawych postaci i bogata w wydarzenia, które podbarwiane są ostrą i celną satyrą na social media. I właśnie w tym upatruje autorka szansy na oderwanie się od dotychczasowych pomysłów, a wychodzi jej to po prostu świetnie. Chociaż przecież wykorzystuje standardowy niemal w kryminałach schemat. Oto miejsce, które za chwilę z powodu warunków atmosferycznych może zostać odcięte od świata. Villa La Vistule to hotel i strefa spa – miejsce w którym można się zregenerować i skorzystać z zabiegów pielęgnacyjnych. Na otwarcie zjeżdżają się przede wszystkim internetowi celebryci – ale nie tylko oni. Jest tu najsłynniejsza w kraju trenerka fitness, która będzie prowadzić dla gości specjalne zajęcia, jest aktor (serialowy, ale rozpoznawalny), jest vlogerka, która prowadzi lifestyle’owe popularne kanały, ale pojawiają się również lokalne tuzy i ludzie, którzy mają do zaoferowania produkty potrzebne w działalności hotelowej: producentka ekologicznych kosmetyków czy cukiernik, którego wypieki są sławne na całą okolicę. Wszyscy goście mają jedno zadanie: kręcić rolki i pisać posty o tym, jak zostali ugoszczeni w hotelu. To wręcz wymarzony sposób na promowanie miejsca i w miarę tanie dotarcie do kolejnych klientów. Nad wszystkim czuwa menedżerka hotelu, która wydaje się być w każdym miejscu i obserwuje swoich gości, w razie potrzeby służąc wyjaśnieniami.

I w tym towarzystwie znajduje się też Rita Braun, kobieta, która stanie się spoiwem serii. To Rita zacznie wkrótce prowadzić podcast Zbrodnie na podsłuchu, zainspirowana nie tylko poradami swojej przyjaciółki-vlogerki, ale też sytuacją finansową i zatrudnieniową. Rita, do niedawna pracująca na kasie w Biedronce, musi rozstać się z wizją stałej pensji. Nie zamierza też prosić o pomoc toksycznych członków rodziny. Na razie zyskuje szansę, by odpocząć od stresów i dotrzymać towarzystwa Mai, zaproszonej na otwarcie hotelu. Tam jednak – niezobligowana do działań promocyjnych – może obmyślać kolejne kroki niespodziewanej kariery.

Marta Matyszczak oddaje głos różnym gościom, a każdy z nich ujawnia w wewnętrznych monologach nie tylko poglądy na hotelową rzeczywistość (i przy okazji na zaskakującą obecność zwłok), ale też własny charakter. I tu autorka bawi się najbardziej, tworząc sylwetki megalomanów, kombinatorów, cwaniaków i dorobkiewiczów. Portretuje ludzi, którzy poza mediami, w zaciszu własnego pokoju, ujawniają drugą twarz, ośmiesza tych, którzy nie potrafią i nie chcą pracować nad charakterem. Zapewnia czytelnikom mnóstwo powodów do radości – „Przepraszam, tu był trup” to książka, która nie tylko wciąga ze względu na intrygę, ale zwyczajnie cieszy za sprawą trafnych obserwacji zjawisk w social mediach czy precyzyjnie prowadzonych charakterów. Nie zabraknie akcji rodem z filmów sensacyjnych – Marta Matyszczak przygotowuje mnóstwo niespodzianek dla czytelników. To książka, po którą warto sięgnąć – ale będzie się później z niecierpliwością czekało na kolejne części cyklu.

niedziela, 12 maja 2024

Lewis Hancox: Witajcie w St. Hell. Moje transpłciowe dorastanie

Nasza Księgarnia, Warszawa 2024.

Druga płeć

Lewis Hancox dzieli się z czytelnikami swoją prywatną historią, którą przerabia na bardzo ciekawy i znaczący komiks, a właściwie – powieść komiksową. Pozwala dzięki osobistym doświadczeniom lepiej zrozumieć tych wszystkich, którzy źle czują się w swoich ciałach i potrzebują tranzycji, żeby zacząć normalnie funkcjonować. Na początku jest Lois. Nastolatka, która bunt okresu dojrzewania przechodzi inaczej niż można by się spodziewać. Dziewczyna nie cierpi swojego ciała, nie znosi dziewczyńskich ubrań (a szkolny mundurek w wersji z plisowaną spódniczką to dla niej udręka). I o ile fryzurę można jeszcze na upartego zmienić, zrezygnować z makijażu i nosić workowate stroje emo – to jednak nie wszystko uda się w ten sposób okiełznać. Zwłaszcza przemiany w organizmie napawają Lois odrazą. A ponieważ bohaterka nie akceptuje siebie – myśli, że nikt jej nigdy nie pokocha. Całą historię opowiada z perspektywy czasu Lewis – dorosły mężczyzna, który odwiedza nastolatkę, którą kiedyś był i komentuje jej odczucia czy zachowania. On wie, że wszystko skończy się dobrze, nie musi przeżywać już po raz drugi tej męki – teraz jego celem jest przedstawienie całego procesu, żeby pojęli go odbiorcy (i lekarze).

Lois ma wierną przyjaciółkę, na którą w każdych okolicznościach może liczyć – nie jest zatem całkiem wyobcowana. Nie ustrzeże jej to jednak przed szykanami i drwinami ze strony szkolnej społeczności. Każdy widzi w Lois dziwoląga: odrzucają ją dziewczyny i chłopcy. W dodatku bohaterka nie może ze względu na płeć realizować swoich pasji – uwielbia grać w koszykówkę, ale te zajęcia kierowane są tylko do chłopaków. Jakby tego było mało, rodzice Lois się rozstają – bohaterka będzie jeszcze musiała się mierzyć z rozwodem. Nie ma w domu wyedukowanych i racjonalnie myślących bliskich, ojciec zbliża się nawet do patologii, matka wydaje się być dość ograniczona – ale kiedy trzeba, to właśnie ona staje na wysokości zadania i wie, jak wspierać swoją pociechę. W końcu przychodzi ratunek. Chociaż Lois wielokrotnie dostosowuje się do sytuacji, jej cierpienia – niewidoczne niekiedy dla otoczenia – stają się jasne dla czytelników. Rozwiązaniem okazuje się tranzycja. Chociaż nie od razu da się wprowadzić ją w czyn – najpierw trzeba przeprowadzić rozmowę z rodzicami, później – przekonać lekarzy, dla których to jeszcze nowe rozwiązanie. Wszystkim wydaje się, że to kaprys, który minie – wszystkim, poza Lois, która marzy o tym, żeby pożegnać się z dziewczęcą wersją siebie. Tranzycja to nic przyjemnego, wielkie koszty i mnóstwo wyrzeczeń, trudnych rozmów i decyzji – a jednak to możliwość wyzwalająca, daje szansę na powrót do siebie. Lewis doskonale o tym wie – jest tu po to, żeby uświadomić odbiorcom, którzy są w podobnej sytuacji, że mogą zawalczyć o siebie – a wszystkim urodzonym we właściwych ciałach opowiedzieć, co czuje osoba, która chce przejść tranzycję. Ta powieść komiksowa jest bardzo potrzebna – wyjaśnia, co dzieje się w młodszych pokoleniach, skąd wysyp osób trans – które zyskują teraz możliwość na stanie się sobą. Jednocześnie „Witajcie w St. Hell. Moje transpłciowe dorastanie” to publikacja cenna i ciekawa nie tylko ze względu na odniesienia do pozaliterackiej rzeczywistości. Lewis Hancox przygotowuje bardzo dobrą fabułę: fakt, bazuje na własnych przeżyciach – ale forma, jaką wybiera, nie budzi wątpliwości: to znakomita relacja, zarówno w warstwie narracji tekstowej, jak i obrazkowej – wszystko pasuje tu do tematu i pomaga w uwypuklaniu najsilniejszych uczuć. Tych nie zabraknie. Można tę książkę traktować jako literaturę rozrywkową – ale niesie ze sobą bardzo ważne przesłania.

sobota, 11 maja 2024

Dobranoc, Muminku

Harperkids, Warszawa 2024.

Na dobranoc

Czytanie dzieciom przed snem to doskonała metoda na przyzwyczajanie ich do sięgania po książki. Ułatwia także zasypianie – nic więc dziwnego, że co pewien czas pojawiają się na rynku książeczki poruszające temat spania, szykowania się do snu, nocy i senności albo jej braku. „Dobranoc, Muminku” to tomik przywołujący znaną odbiorcom sytuację: bohater – znany z utworów Tove Jansson i absolutnie nie anonimowy dla najmłodszych choćby dzięki kreskówkom – nie może zasnąć. Szuka zatem sposobu na to, by przygotować się do snu – a jego rodzina i przyjaciele spieszą z pomocą. Każdy ma jakieś sposoby na zaśnięcie: można przytulić i podrapać po uszkach, można opowiedzieć bajkę na dobranoc, przytulić się do jakiegoś pluszaka albo otulić ulubionym kocem. Tylko że sytuacja jest naprawdę krytyczna: Muminek nie może zasnąć, nie tylko w swoim łóżku, ale nawet w miejscu, które sam sobie wybierze. Istnieje niebezpieczeństwo, że spędzi noc bezsennie, nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. I tu nawet największa życzliwość ze strony bliskich na nic się nie zda. Sytuację, w której znalazł się Muminek, każdy maluch musiał przeżyć – więc lektura tym bardziej wyda się dzieciom zajmująca. Warto sprawdzić, co zrobi Muminek, żeby przywołać sen – być może da się go naśladować i rozwiązywać własne problemy dzięki postaci z bajki.

„Dobranoc, Muminku” to prosta i krótka kartonowa książeczka: nie zniszczy się zbyt łatwo i nadaje się do samodzielnego oglądania przez dzieci także dzięki zaokrąglonym rogom. Kolejne strony wypełniane są przez bajkowe ilustracje w duchu kreskówki z Muminkami – kolorowe podziały poszczególnych stron sugerują rytm czytania i pozwalają na stopniowanie napięcia. Nie ma tu zbyt wiele tekstu, ale to, co się pojawia, wystarczy, żeby dzieci pojęły istotę sytuacji i wczuły się w to, co przeżywa Muminek. Co ciekawe, obrazki są tu stonowane kolorystycznie – fioletowy, zielony, żółty i brązowy to barwy z kolejnych rozkładówek. Mają ułatwiać zasypianie i uspokoić dziecko przed snem – nie ma tu też zbyt dynamicznych scenek przedstawianych na rozkładówkach, twórcy tomiku skupiają się bardziej na przedstawianiu sylwetek bohaterów lub na sugerowaniu momentów z bajki niż na nietypowym kadrowaniu czy prezentowaniu ruchu. To wszystko pozwala lepiej przygotować malucha do snu. Oczywiście usypia też sama tematyka – poszczególne elementy tomiku zostały dobrane tak, żeby wyciszać dziecko i wprowadzić je w odpowiedni nastrój. Łatwo wzbudzić zainteresowanie tomikiem – w końcu Muminki są powszechnie znane i bardzo lubiane przez całe pokolenia, więc też wspólna lektura przed snem będzie przyjemnością dla obu stron. Ta publikacja została dobrze wymyślona – bazuje na tym, co znane, prezentuje prostą przygodę oddalającą adrenalinę czy emocjonalne wstrząsy, za to umożliwiającą identyfikowanie się z bohaterem. I to wszystko składa się na konieczność posiadania tomiku w dziecięcej biblioteczce. W końcu Muminek to bohater, który – bez względu na swoje problemy czy słabości – przyciąga.