Kropka, Warszawa 2025.
Z daleka
Kredki, które grzecznie siedzą w pudełku, można łatwo scharakteryzować i wykorzystać w zależności od rysunkowych potrzeb – jedne są odpowiedzialne za więcej szczegółów, inne zwykle się nudzą, ale wszystkie są pod ręką i można znaleźć im zajęcie. Ale Drew Daywalt przypomina sobie o wszystkich kredkach zagubionych, porzuconych, pożartych i wydalonych czy przypadkowo trafiających do miejsc, w których nikt by ich nie szukał. Książka „Dzień, w którym kredki wróciły do domu” to kolejny zestaw epistolografii w najlepszym wydaniu. Najmłodsi będą się tu dobrze bawić, śledząc opowieści kredek, jakich w pudełku nie ma. Wszystkie kredki zgodnie wypisują pocztówki do Dominika. Jedne chcą zwiedzać świat i żądają otwarcia drzwi (ale widmo najlepszej nawet przygody rujnuje deszcz), inne zwierzają się z doświadczeń nie do pozazdroszczenia. Niektóre pękają, inne spędzają czas w pralce z głową przyklejoną do skarpetki, jeszcze inne przekonują się, jak wygląda przewód pokarmowy psa. Od środka. Jedne pragną podróżować, inne chcą wrócić do domu. Część uważa, że Dominik o nich zapomniał, część nie daje o sobie zapomnieć dzięki korespondencji. Na pewno przydałoby się dotrzeć do zagubionych kredek i pozwolić im wrócić do domu – tym ma się zająć Dominik. Na razie jednak Dominik odczytuje kolejne pocztówki i poznaje sekrety kredek-indywidualistek. Nie zawsze odbiorcy dostaną tu widoczki z pocztówek, czasami będą to ilustracje, które uświadomią czytelnikom, czym zajmują się kredki i co przeżywają, kiedy nie ma ich na piętrze domu.
Nie zawsze powroty do sprawdzonych treści i form są dobre, ale Drew Daywalt odnosi kolejny sukces. Nie powtarza wszystkiego: wizja kredek, które skupiają się na rysowaniu konkretnych tematów to jedno – ale wizja zagubionych kredek, które nie rysują, bo nie ma ich w domu, albo wręcz marzą o tym, żeby wrócić do rutyny i rysowania – jest zabawna. Zwłaszcza kiedy pojawiają się nieśmiałe propozycje co do tematów rysunków (najlepiej byłoby zostać przy czekoladzie, sugeruje jedna z bohaterek). Zwrócenie uwagi na przedmiot, dzięki któremu da się bawić i cieszyć – a na pewno miło spędzać czas – to jedno. Drugą konsekwencją lektury będzie zachęcenie najmłodszych do tworzenia. Jak w pierwszej książce, tak i tym razem można wykorzystać kredki obecne w każdym domu, żeby zapewnić im zadania, a co za tym idzie, także rozrywkę. Nie nudzą się kredki, nie będą się nudzić także czytelnicy – ta książka (a właściwie ta seria) uruchamia wyobraźnię, jest ciekawą podpowiedzią, jak spędzić wolny czas. Jest to tomik, w którym można sporo wyczytać (w dodatku z humorem, Drew Daywalt dba o to, żeby przełamywać schematyczne skojarzenia i żeby zaskakiwać czytelników. Sprawia, że dzieci chcą czytać i być może przekonają się też do pisania (listów czy pocztówek – to nie ma większego znaczenia). Jest to publikacja, która nie zawodzi – nawet dorośli, jeśli będą towarzyszyć maluchom podczas wieczornej lektury, będą rozbawieni przygodami kredek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz