* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 23 maja 2021

Monika Kowalska: Lwowska kołysanka

Książnica, Warszawa 2021.

Przeszłość

Monika Kowalska próbuje ożywiać świat, który przestał istnieć. Oddaje hołd babci, kieruje się do ludzi, którzy wciąż wspominają dawną świetność Lwowa i tęsknią za tamtymi czasami lub za opowieściami bliskich. "Lwowska kołysanka" to powieść sentymentalna i o charakterystycznym klimacie. Nie wszystko jest tu idealne, zwłaszcza że w klauzuli tomu autorka podprowadza odbiorców do tematu drugiej wojny światowej (upraszcza sobie tym budowanie fabuły i trochę nawet odstrasza - bo tej tematyki spora część odbiorców ma już dość, nawet w "lwowskim" ujęciu). Monika Kowalska chce w pierwszej kolejności tchnąć życie w bohaterów. Tworzy relacje międzyludzkie, obyczajowość i uczucia. Stawia wówczas na zwyczajność: pokazuje na przykład, jak młodzi ludzie zakochują się w sobie i jak pracują na wzajemne zaufanie. Ale też - jak postępują ci bardziej nikczemni. Próbuje autorka wpleść od początku do akcji motywy kryminalne w stylu retro: sugeruje, co robi się z niechcianym dzieckiem, jak zniszczyć zwłoki, żeby nikt nie wpadł na trop zbrodni. Jest to jednak tylko dodatek do fabuły, sposób na jej ubarwienie i uniknięcie ckliwości oraz sentymentów. Autorka dzięki zmianom w obrębie "bezpieczeństwa" (i przy okazji - poszukiwaniu inspiracji w gatunkowych eksperymentach) odrobinę zmienia nastroje. Nie umie jednak ukryć fascynacji Lwowem i lwowskimi opowieściami, bardziej zależy jej na ożywianiu starych zdjęć. Jest "Lwowska kołysanka" mimo wszystko powieścią statyczną i - w rytmie faktycznie kołysankową. Monika Kowalska zatem jasno określa już samym tempem akcji grono swoich odbiorców. Daje się zauważyć w tej powieści chęć oddziaływania na zmysły czytelników: liczy się synestezyjność, uruchamianie różnego rodzaju wrażeń. Bardzo dużo energii poświęca autorka na precyzowanie miejsc czy plastyczności opowieści. Do tego stopnia, że nie wszystkich odbiorców przekona rozwojem fabuły - czy kierunkami jej rozwoju. "Lwowska kołysanka" raczej nie daje się traktować jako książka stricte rozrywkowa, więcej w niej przesłań i podporządkowywania się dość wąskiej grupie czytelników. Monika Kowalska bardzo dba o precyzję w komunikatach, nie chce, żeby ktoś zarzucił jej nieścisłości. Tak mocno zależy jej na odwzorowywaniu wszystkiego, co zna z rodzinnych opowieści, że zapomina o prawach literatury. W ten sposób będzie jej trudniej przyciągnąć odbiorców niezainteresowanych lwowskimi klimatami i przekonać do swoich historii. Nie przejmuje się tym jednak - pozwala, żeby o losach bohaterów decydowała wielka przeszłość albo stereotypy. Ma wypracowany styl pisania, nie popełnia szkolnych błędów w narracji - jednak problem leży na poziomie samej konstrukcji lub pomysłu na książkę - czegoś tu zabrakło, żeby dało się przeżywać z bohaterami ich dylematy. Być może właśnie chęć doskoczenia do opowieści przodków sprawiła, że postacie wypadły papierowo. Nie jest to lektura słaba czy nieudana - ale nie wszystkich przekona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz