Książnica, Warszawa 2021.
Przeszłość
Monika Kowalska próbuje ożywiać świat, który przestał istnieć. Oddaje hołd babci, kieruje się do ludzi, którzy wciąż wspominają dawną świetność Lwowa i tęsknią za tamtymi czasami lub za opowieściami bliskich. "Lwowska kołysanka" to powieść sentymentalna i o charakterystycznym klimacie. Nie wszystko jest tu idealne, zwłaszcza że w klauzuli tomu autorka podprowadza odbiorców do tematu drugiej wojny światowej (upraszcza sobie tym budowanie fabuły i trochę nawet odstrasza - bo tej tematyki spora część odbiorców ma już dość, nawet w "lwowskim" ujęciu). Monika Kowalska chce w pierwszej kolejności tchnąć życie w bohaterów. Tworzy relacje międzyludzkie, obyczajowość i uczucia. Stawia wówczas na zwyczajność: pokazuje na przykład, jak młodzi ludzie zakochują się w sobie i jak pracują na wzajemne zaufanie. Ale też - jak postępują ci bardziej nikczemni. Próbuje autorka wpleść od początku do akcji motywy kryminalne w stylu retro: sugeruje, co robi się z niechcianym dzieckiem, jak zniszczyć zwłoki, żeby nikt nie wpadł na trop zbrodni. Jest to jednak tylko dodatek do fabuły, sposób na jej ubarwienie i uniknięcie ckliwości oraz sentymentów. Autorka dzięki zmianom w obrębie "bezpieczeństwa" (i przy okazji - poszukiwaniu inspiracji w gatunkowych eksperymentach) odrobinę zmienia nastroje. Nie umie jednak ukryć fascynacji Lwowem i lwowskimi opowieściami, bardziej zależy jej na ożywianiu starych zdjęć. Jest "Lwowska kołysanka" mimo wszystko powieścią statyczną i - w rytmie faktycznie kołysankową. Monika Kowalska zatem jasno określa już samym tempem akcji grono swoich odbiorców. Daje się zauważyć w tej powieści chęć oddziaływania na zmysły czytelników: liczy się synestezyjność, uruchamianie różnego rodzaju wrażeń. Bardzo dużo energii poświęca autorka na precyzowanie miejsc czy plastyczności opowieści. Do tego stopnia, że nie wszystkich odbiorców przekona rozwojem fabuły - czy kierunkami jej rozwoju. "Lwowska kołysanka" raczej nie daje się traktować jako książka stricte rozrywkowa, więcej w niej przesłań i podporządkowywania się dość wąskiej grupie czytelników. Monika Kowalska bardzo dba o precyzję w komunikatach, nie chce, żeby ktoś zarzucił jej nieścisłości. Tak mocno zależy jej na odwzorowywaniu wszystkiego, co zna z rodzinnych opowieści, że zapomina o prawach literatury. W ten sposób będzie jej trudniej przyciągnąć odbiorców niezainteresowanych lwowskimi klimatami i przekonać do swoich historii. Nie przejmuje się tym jednak - pozwala, żeby o losach bohaterów decydowała wielka przeszłość albo stereotypy. Ma wypracowany styl pisania, nie popełnia szkolnych błędów w narracji - jednak problem leży na poziomie samej konstrukcji lub pomysłu na książkę - czegoś tu zabrakło, żeby dało się przeżywać z bohaterami ich dylematy. Być może właśnie chęć doskoczenia do opowieści przodków sprawiła, że postacie wypadły papierowo. Nie jest to lektura słaba czy nieudana - ale nie wszystkich przekona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz