* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

czwartek, 27 października 2011

Teatr Korez (Katowice): Pojedynek

tekst: Anthony Shaffer
na scenie: Mirosław Neinert, Artur Święs,
reżyseria: Radek Dunaszewski,
opracowanie muzyczne: Regina Gowarzewska-Griessgraber,
scenografia: Anna Niemira,
reżyseria światła i dźwięku: Sergiusz Brożek,
realizacja światła: Sławomir Jastrzębski,
realizacja dźwięku: Sergiusz Brożek


Gra kryminalna


Nikt nie wie, dlaczego znany pisarz poczytnych kryminałów, Andrew Wyke, zaprosił do swojego domu ubogiego fryzjera, który bezskutecznie zabiega o bycie aktorem. Milo Tindle też nie ma pojęcia o przyczynach niespodziewanego zaproszenia, ale posłusznie stawia się w urządzonej z przepychem willi i próbuje udawać światowca. Spotkanie rozpoczęte szeregiem uprzejmości potoczy się jednak w nieprzewidzianym przez bohatera i widzów kierunku… Anthony Shaffer zapewnia tekst nasycony silnymi przeżyciami.

W repertuarze teatru Korez pojawił się kryminał utrzymany w stylu telewizyjnego Teatru Sensacji i pełen zaskakujących (a także mocno emocjonujących) zwrotów akcji. Misternie budowana intryga staje się w spektaklu tylko dodatkiem do prawdziwego pojedynku emocji, uzupełnieniem do bogatego zestawu silnie polaryzowanych zależności między dwoma mężczyznami, którzy zostać mogą wrogami, przyjaciółmi, bliskimi lub obojętnymi sobie nawzajem ludźmi. Wydarzenia w domu Wyke’a są prostą konsekwencją braku tajemnic: panowie, choć nie poznali się wcześniej, wiedzą o sobie wszystko, znają swoje słabości i sekrety – i w każdej chwili mogą tę wiedzę wykorzystać. Tak rozpoczyna się gra, którą na długo zapamiętają i postacie, i widzowie.

Scenografia do „Sztuki” Yasminy Rezy w Korezie była przedsmakiem tego, co czeka publiczność przy „Pojedynku”. Dobrze znana przestrzeń sceny zmienia się nie do poznania, przeistaczając się w ekskluzywne i wielopoziomowe wnętrze domu pisarza. Za sprawą Anny Niemiry na ścianach pojawiają się wzory, półki z książkami, zasłony i draperie, podłogę pokrywa droga wykładzina złożona z białych i czarnych kwadratów. Z boku sceny schody prowadzą do szafy i drugiej kondygnacji willi, designerskie stoliki i krzesła nadają całości wymiaru niewymuszonej elegancji, jedynie kanapa, która sceniczną karierę zaczynała w „Dietrich i Leander”, a obecnie staje się świadkiem nie tylko łóżkowych scen w „Kryzysach albo historii miłosnej” Młodej Sceny Teatru Korez (lub służy widzom w foyer teatru), przypomina o korezowym wyposażeniu. Jest kominek i dobrze zaopatrzony barek. W „Pojedynku” królują drobiazgi – pomniejszych rekwizytów, które mają uwiarygodnić odważną fabułę i nietypową przestrzeń jest tu mnóstwo – aż zaczyna się tęsknić do ascetycznych rozwiązań z „2” czy „Scenariusza dla 3 aktorów”. Ale w końcu Andrew Wyke nie mógłby żyć i przebywać w surowym, pozbawionym luksusów wnętrzu. Barokowy niemal przepych ułatwia też prowadzenie samej opowieści i ukrycie przed wzrokiem odbiorców detali istotnych dla przebiegu kryminalnej opowieści.

W tak przygotowanym wnętrzu dwóch aktorów nie musiałoby nawet zbytnio starać się o przyciągnięcie uwagi publiki. Mirosław Neinert w pierwszym akcie może sobie pozwolić na spokój, pewność siebie i zblazowanie. Ma w końcu w każdej dziedzinie przewagę nad swoim rywalem. Władza, pieniądze, kochanka, piękny dom, sława, talent i zamiłowanie do gier logicznych – to wszystko sprawia, że Wyke jawi się jako zwycięzca. Neinert w podomce i bamboszkach prezentuje się iście po królewsku. Z czasem metamorfoza jego bohatera pozwala mu na uruchamianie czy ujawnianie innych cech charakteru i uczuć: poczucia humoru, nienawiści, strachu czy osamotnienia. Dyrektor Korezu jak zwykle do postaci dokłada trochę dobrze znanych widzom zachowań, ale widać, że pewnie czuje się w swojej, niełatwej przecież, roli. „Pojedynek” to jednak przede wszystkim genialny popis Artura Święsa, przechodzącego w spektaklu przez trzy fazy rozwoju. Najpierw radosny, lekko naiwny, szczęśliwie zakochany i onieśmielony obecnością Wyke’a, Milo Tindle – wystawiany na pośmiewisko – doznaje prawdziwej przemiany. Bez zdradzania fabuły powiedzieć można, że ten aktor w pełni udowadnia swój kunszt i przedstawia trzy zupełnie różne role, a w każdej jest przekonujący tak bardzo, że łatwo zapomnieć o jego pozascenicznej tożsamości. Choć przez sporą część przedstawienia ma bawić, nie przerysowuje swoich bohaterów, a bazuje na realizmie i celnych obserwacjach. W kameralnej przestrzeni Korezu z przyjemnością śledzić można także jego mimikę, mikrogesty, które zakotwiczają go w konkretnej postaci. Neinert przyzwyczaił swoich widzów do charyzmatycznych postaci i quasi-prywatnych przemian. Święs ma szansę podbić serca odbiorców i stać się kolejnym ulubieńcem korezowej publiczności – mimo że niekoniecznie to uwielbienie płynąć będzie wprost z fabuły. Dokonuje na scenie cudów – w pełni więc zasłużył na najwyższe uznanie.

Chociaż w gąszczu rekwizytów i dekoracji łatwo się zagubić, warto zwrócić uwagę na świet(l)ne efekty specjalne pomysłu Sergiusza Brożka: w całej sztuce nie ma zbyt wiele miejsca na reflektorowe popisy (chociaż smugi światła, które pomagają uwypuklić najważniejsze momenty relacji Wyke’a w drugim akcie to dowód na świetną współpracę i porozumienie Neinerta i Brożka), ale scena z oknem czy eksplozja to rozwiązania godne podziwu. Równie ładnie atmosferę podkreśla opracowanie muzyczne sztuki, autorstwa Reginy Gowarzewskiej-Griessgraber. Reżyser, Radek Dunaszewski, wybrał lekko filmowy sposób opowiadania: czasem aż chciałoby się zastosować najazd kamery na konkretny punkt sceny, obfitej w dosłowne rekwizyty i ulotne emocje.

Korez lubi spektakle słodko-gorzkie. W „Pojedynku” miejsca na śmiech jest sporo, na strach – równie wiele. Tyle że emocje budowane w oparciu o kryminalną intrygę da się przeżyć tylko raz… Na szczęście przyjemność płynąca z gry Neinerta i Święsa nie ulegnie osłabieniu przy powtórnym oglądaniu sztuki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz