* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

czwartek, 17 maja 2012

Mimi Alford: Stażystka

Znak, Kraków 2012.

Romans z prezydentem

Zwierzenie bez cienia sensacji. Opowiedziane po kilku dekadach, już bez emocji, z dystansem i próbą zrozumienia, beznamiętnie i prosto. W „Stażystce” opowieść dotyczy romansu, który wstrząsnąłby opinią publiczną, gdyby ujrzał światło dzienne kilkadziesiąt lat wcześniej – chociaż i dziś części czytelników wyda się nie do przyjęcia, a wyobraźnię innych rozpali. Mimi Alford przedstawia półtoraroczny „związek erotyczny” z Johnem F. Kennedym zapoczątkowany czwartego dnia jej stażu w biurze prasowym w Białym Domu. W tej historii nie ma nic pięknego ani romantycznego, nie ma naiwnych dziewczęcych zauroczeń ani wyrzutów sumienia. Z chłodnym spokojem Alford prezentuje siebie – ówczesną dziewiętnastolatkę, obecną na każde żądanie JFK. Nie próbuje się usprawiedliwiać ani oskarżać – nie robiła tego w czasach romansu, nie widzi potrzeby przyjmowania takiej postawy po wielu latach. I dzięki temu „Stażystkę” czyta się nie jak pochodną brukowca, a interesującą literaturę faktu. Bo nawet kryteria pamiętnika czy autobiografii nie sprawdzają się w tym przypadku. Alford pisze w tak wyprany z emocji sposób, że momentami ma się wrażenie, jakby przedstawiała historię wydumaną i niezbyt dla niej samej interesującą. To zresztą ma swoje wytłumaczenie: autorka chce ostatecznie uciąć wszelkie domysły i plotki na swój temat. Zachowuje klasę i pielęgnuje dobre wspomnienie o prezydencie. Nie namawia do oceniania – ani siebie, ani JFK, który zresztą równocześnie zaangażowany był w kilka innych romansów.

Ze „Stażystki” wyłania się portret, który trudno dzisiaj zrozumieć. Dziewczyna bez żadnych erotycznych doświadczeń, niespecjalnie nawet wikłająca się w relacje z chłopakami, zachowuje się wyjątkowo biernie. Bez cienia protestu poddaje się prezydentowi, jej postawie nie towarzyszy żadna refleksja ani myśl o przyszłości. Widzi wyidealizowany obraz JFK i to wystarcza za wszelkie argumenty. Jest jak zahipnotyzowana, spełnia każdy rozkaz, próbuje nawet cieszyć się swoją przygodą. Z lektury wynika jednak, że poza charyzmą i nimbem prezydenckiej sławy JFK nie prezentował w tej dziwnej relacji żadnych innych zalet. Traktował dziewczynę przedmiotowo: ale to jej nie przeszkadzało.

Mimi Alford prowadzi swoją opowieść w sposób niezwykle precyzyjny i uporządkowany. Zaczyna od przyczyn otrzymania stażu w Białym Domu, zwalnia narrację w czwarty dzień, bardzo drobiazgowo opisując kolejne wydarzenia. Po przedstawieniu pierwszego zbliżenia z prezydentem powraca do dyskrecji, nie mówi już o sprawach intymnych, jedynie je sygnalizuje, nie chcąc karmić wyobraźni żądnych sensacji czytelników. Nie kończy opowieści z chwilą tragicznej śmierci JFK – opowiada o wpływie tego romansu na własne życie i o konieczności zachowania tajemnicy, o burzy, jaka rozpętała się po czterdziestu latach, wreszcie – o swoich partnerach życiowych i ich postawach wobec sekretu.

Elementem zadziwiającym jest w „Stażystce” możliwość zachowania dyskrecji. Wszechobecne media zadowalają się oficjalnymi oświadczeniami (rzecz dziś nie do pomyślenia), nie są agresywne ani dociekliwe – życie prywatne JFK nie interesuje dziennikarzy. Zupełnie inaczej niż czterdzieści lat później – kiedy sprawa należąca już do historii nagle staje się newsem rozpalającym pismaków. Autorka pisze, jaką metodę wybrała, by poradzić sobie z nachalnymi przedstawicielami mediów – niewielu ludzi dzisiaj potrafiłoby zdobyć się na podobną konsekwencję. Ta, która czuła się zaledwie „przypisem do przypisu” w biografii JFK, nie chciała stać się celebrytką, mimo że miała szansę na szybkie wzbogacenie się.
„Stażystka” to książka błyskawiczna: czyta się ją szybko i bez niepotrzebnych emocji – chociaż wywołuje też trochę pytań i czasem budzi wątpliwości. Nieco wysiłku będzie potrzebne jedynie do zaakceptowania postawy bohaterki – Mimi próbuje podpowiadać, dlaczego podejmowała takie a nie inne decyzje – ale bywa, że sama nie rozumie własnych motywacji. To opowieść na marginesie wielkiej historii, jednak nie chodzi w niej ani o historię, ani o uczucia. To raczej próba rozliczenia się z przeszłością, zamknięcie drogi dywagacjom i domysłom.

2 komentarze:

  1. Anonimowy17/5/12 21:13

    Książkę czyta się szybko, bo tajemnica w niej opisana jest dość ciekawa. Sam styl pozostawia wiele do myślenia... ale chyba i tak warto. Zwłaszcza jeśli ktoś jest zainteresowany historią i polityką USA.

    http://americanica.wordpress.com/2012/05/17/staz-u-kennedyego/

    OdpowiedzUsuń
  2. Styl akurat jest tu poprawny, a historii i polityki - jak na lekarstwo (pomijając praktycznie jeden motyw). Jako ciekawostkę i prywatne zwierzenie czyta się najlepiej.

    OdpowiedzUsuń