* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

piątek, 20 września 2019

Zbigniew Korpolewski: Hanka Bielicka. Umarłam ze śmiechu

Prószyński i S-ka, Warszawa 2019.

Ukłon

Zbigniew Korpolewski o Hance Bielickiej pisze z perspektywy współtwórcy sukcesu – nawet jeśli ktoś z odbiorców byłby innego zdania, autor jest o tym silnie przekonany i tak prowadzi narrację, by podbijać swoje zasługi jako tekściarza i dostarczyciela monologów (które zresztą w tomie przytacza). „Hanka Bielicka. Umarłam ze śmiechu” to książka osobista, w której maniera niedocenionego satyryka trochę przebija się spod wspomnień – niepotrzebnie, bo gdyby Korpolewski zrezygnował z tak nachalnej autopromocji, wypadłby o wiele ciekawiej z punktu widzenia zwykłych odbiorców – a już na pewno z perspektywy fanów Hanki Bielickiej.

Nie ma tu biografii i odnotowywania kolejnych ważnych dat w życiorysie, nie ma też chronologii, bo to do niczego się nie przydaje. Rytm wyznaczają kolejne monologi, teksty, które Korpolewski dla Hanki Bielickiej pisał. Przywołuje je teraz w książce, nie bacząc na fakt, że odrobinę się zestarzały, a w dodatku bez oprawy w postaci estradowej artystki niewiele odbiorcom radości przyniosą. W przypadku Hanki Bielickiej akurat, jak rzadko kiedy, osobowość sceniczna mocno wpływa na podbijanie żartów i puent. Zwłaszcza kiedy w samych monologach jest ich niewiele lub już zwietrzały. Korpolewski traktuje własne utwory jak świętość, o czym świadczy jego oburzenie, gdy artystka nie wyuczyła się ich co do słowa na pamięć lub ośmieliła się powiedzieć coś własnymi słowami. Nie są to wyznania, które nastroją pozytywnie do autora książki. Znacznie lepszy jest Zbigniew Korpolewski, kiedy ucieka od pisania o sobie, a skupia się na właściwej bohaterce tomu. I dzięki olbrzymiej liczbie anegdot oraz humorowi w prezentowaniu artystki można mu wybaczyć zadufanie i wiarę we własne tekstowe talenty.

„Hanka Bielicka. Umarłam ze śmiechu” to spotkanie. Młody twórca wpada na uznaną już aktorkę i zyskuje jej zaufanie – na tyle, żeby móc opracowywać dla niej sceniczne monologi. Wykorzystuje sytuację, a przy okazji też rejestruje kolejne zetknięcia z żywiołem – nie interesuje go specjalnie, jak wyglądała współpraca Bielickiej z innymi tekściarzami, tak samo jak nie zajmuje się całokształtem scenicznej kreacji. Za to przedstawia odbiorcom własne refleksje, wspomnienia i anegdoty, których był świadkiem. Opisuje je w barwnej relacji, taki zestaw przeżyć lepiej się sprawdza niż skostniałe struktury biografii. Książka „Umarłam ze śmiechu” wraca na rynek, wciąż może być bowiem cennym prezentem dla fanów Hanki Bielickiej i dla tych, którzy chcieliby się dowiedzieć, jak ta artystka na estradzie zaistniała. O filmach świadczą wybrane z archiwum zdjęcia, Korpolewski zajmuje się wyłącznie stroną estradową i wyjazdami, co oznacza, że zwraca uwagę na tematy zwykle pomijane przez biografów.

Na początku może w lekturze lekko przeszkadzać nieco manieryczny ton narracji, później albo czytelnicy przyzwyczajają się do tego, albo sam autor trochę zmniejsza perswazyjność opowieści, portret Hanki Bielickiej wybrzmiewa już inaczej. To książka przede wszystkim dla fanów artystki, trzeba przy lekturze też mieć na uwadze, że nie zawsze utrwalone w mediach wykonania monologów wytrzymują próbę druku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz