* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

środa, 3 lutego 2010

Ben Hoare: Migracje zwierząt

Muza SA, Warszawa 2010.


Gdy zwierzęta wyruszają w świat

Popularność, jaką cieszą się tematyczne kanały telewizyjne poświęcone cudom natury, a także artystyczne (to jest dostarczające wrażeń estetycznych) programy przyrodnicze przekłada się na publikacje książkowe. Jednocześnie wymogi popkulturowego rynku sprawiają, że największym uznaniem czytelnicy-konsumenci obdarzają te książki, w których szata graficzna dominuje nad treścią. Jednym słowem – sukces na szeroką skalę odniosą przede wszystkim albumy, nie specjalistyczne omówienia. Ben Hoare próbuje połączyć jedno z drugim, lecz po jego „Migracje zwierząt” sięgać będą przede wszystkim odbiorcy, którym zależy na pięknych, wielkoformatowych zdjęciach o jakości i pomysłach znanych głównie z fotografii, zamieszczanych choćby w „National Geografic”. Albumowa publikacja wydawnictwa Muza SA przykuwa wzrok na długo i pozwala się cieszyć znakomitymi ujęciami zachowań rozmaitych zwierząt.

Książka podzielona została na cztery części – takie rozwiązanie wymusiła równowaga objętości poszczególnych partii. W rzeczywistości mamy tu podział na dwie sfery – autor rozpoczyna tom od prób wyjaśnienia fenomenu migracji zwierząt – pyta o sens, cele i przyczyny podejmowania często niebezpiecznych i wyczerpujących wypraw, stara się też rozstrzygnąć kwestie nawigacyjne. Przygląda się czynnikom, które doprowadzają do przemierzania ogromnych dystansów: zmieniającym się porom roku, popędowi rozrodczemu czy konieczności zdobywania pokarmu – ale też robi Ben Hoare wiele, by czytelników zaintrygować, między innymi pokazując, jak zwierzęta wykorzystują siły natury i jakie wskazówki są im w wędrówkach pomocne. Jest w tej autorskiej postawie dążenie do uporządkowania wiadomości przydatnych podczas oglądania całego albumu, jest też nieskrywana fascynacja inteligencją czy nabytymi w procesie ewolucji schematami postępowań. Hoare skupia się na najważniejszych wiadomościach, sygnalizuje je zaledwie, wystarczy to jednak, żeby pobudzić ciekawość czytelników.

Do krótkich, podzielonych na małe rozdziały, informacji dołączone zostały nadprogramowe ciekawostki, które nie zmieściły się w tekście głównym. Podawane są one w specjalnie wyodrębnionych ramkach i pełnią także funkcję „marketingową” – zapraszają do uważnej lektury całości. Język publikacji – tak samo jak owe wyimki-reklamy pojawiające się na kolejnych kartach – okazuje się dostosowany do przeciętnego czytelnika, nie specjalisty. Odbiorca nie przestraszy się tu skomplikowanych terminów czy niezrozumiałych sformułowań, całość ma raczej charakter filmowego przewodnika, daje błyskawiczny przegląd treści i poczucie otrzymania wyczerpującego zestawu informacji. Dorośli odbiorcy dzięki „Migracjom zwierząt” mogą poczuć w sobie dziecięcą ciekawość świata i zaspokajać ją, sięgając do kolejnych, niezbyt obszernych, więc i nie nużących, objaśnień – dzieci natomiast z tym tomem zaczną „poważną” przygodę z nauką. Nagromadzenie atrakcyjnych wiadomości przedstawionych w eseistycznym stylu to zaledwie jedna z mniej rzucających się w oczy zalet tej pozycji.

Drugą (a według wydawcy – drugą, trzecią i czwartą) część książki stanowią już migracje konkretnych gatunków zwierząt. Wewnętrzny podział tej partii wziął się ze zróżnicowania środowisk – autor omawia wędrówki na lądzie, przemieszczanie się w wodzie i w powietrzu, przyglądając się najbardziej interesującym długodystansowcom. Każdy fragment, poświęcony jednemu gatunkowi, składa się z kilku zaledwie akapitów – esencji wiedzy na temat zachowań i zwyczajów stad. Nie ma tu jednego schematu, który by autor wypełniał treścią – raczej wybiera ze zbioru odkryć najciekawsze i mało znane elementy, by potem skomponować z nich zwięzłą opowieść, od której trudno się oderwać. Relację z przemieszczania się po świecie dość często przecinają pomysły uczonych, którzy imają się przeróżnych metod, żeby zrozumieć motywy zwierząt bądź rekonstruować ich trasy (na przykład odtworzenie szlaków bizonów możliwe jest dzięki analizie szkliwa zębów i składu kości w starych szkieletach tych zwierząt, kolibry natomiast musiałyby omijać większe miasta, gdyby nie specjalnie dla nich przygotowywane poidełka ze słodzoną wodą). Każdy gatunek przedstawia się w tym albumie na dwóch stronach – zwykle zatem podsyca się ciekawość odbiorców, lecz nie w każdym względzie się ją zaspokaja.

W „Migracjach zwierząt” najważniejszą chyba część stanowią olbrzymie zdjęcia. Wszystkie zostały zrobione tak, by uchwycić niezwykłość przyrody. Przeważnie – ponieważ rzecz dotyczy zwyczajów grup o dużej liczebności – są to migawki, na których tysiące osobników uchwycone są podczas przemierzania dalekich tras. Nie zdziwi zatem chmara szarańczy, całkowicie przesłaniająca krajobraz (i bezradnego wobec nich rolnika), stado szpaków, zasłaniające trzy czwarte wieczornego nieba, sawanny, na których gnu wyglądają jak mrówki, sznur słoni przeprawiających się przez rzekę, potok krabów czy meduzy, dryfujące po zmroku (jedno z piękniejszych zdjęć). Tu z rzadka płaszczyzny natury i techniki przeplatają się (choć do zabawnych należy zdjęcie żurawi, które podążają za małym samolotem), znacznie częściej prezentuje się zwierzęta w ich naturalnym środowisku. Jeśli migracje nie są specjalnie malownicze lub ciekawsze ujęcia przynosi fotografowanie pojedynczych zwierząt, czytelnikom przedstawia się wysmakowane zdjęcia (na przykład żółwia, który wygląda, jakby unosił się w powietrzu, czy sowy, przygotowującej się do lądowania – jakości tych zdjęć nie da się opisać bez odwołania do superlatyw i zachwytów, a i to nie odda przecież w tekście ich piękna).

Duże zdjęcia to oczywiście nie wszystko – każdą relację zdobi bowiem jeszcze kilka małych fotografii, na których również warto się skupić (do moich ulubionych należy ta ze strony 101, podpisana „niedźwiedzie łowiące ryby”). Poza zdjęciami w warstwie graficznej znajdą się mapki i dodatkowe wiadomości. Każde zdjęcie, bez względu na rozmiar, ma krótki (dwu- lub trzyzdaniowy) podpis. W komentarzach złożonych małą czcionką mieści się wiele ponadprogramowych ciekawostek, warto zatem i do tego tekstu sięgnąć. Zresztą, przy śledzeniu bajecznych zdjęć, odbiorcy sami odruchowo szukać będą wzrokiem objaśnień dla niewiarygodnych zjawisk, utrwalonych w kadrze. Czasem pewnym mankamentem może natomiast okazać się brak „adresu” – nie miejsca publikacji czy autora zdjęcia, bo te informacje widnieją na końcu książki – ale rejonu, w którym fotografia powstała.

Są zjawiska, o których ludziom nawet się nie śniło. Są sceny, które można zapamiętać do końca życia. Album „Migracje zwierząt” odkrywa przed odbiorcami wiele sekretów ze świata zwierząt. Jest też próbą przypomnienia o konieczności dbania o środowisko – przez ukazanie, jak wiele wędrownych gatunków musi zmieniać swe odwieczne przyzwyczajenia przez bezmyślną działalność człowieka. Ale „Migracje zwierząt” to przede wszystkim prawdziwa uczta dla oka.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz