Prószyński i S-ka, Warszawa 2010.
Obrazy kobiecości
„Biała bluzka” ma w sobie coś magnetycznego. Kiedy czytałam tę rozpisaną na dwa głosy mikropowieść kilkanaście lat temu, zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Potem do lektury wracałam kilkakrotnie – za każdym razem z tym samym uczuciem zachwytu, które towarzyszyło pierwszej lekturze. I dzisiaj, kiedy przebiegam wzrokiem historię rozpoczynającą tom „Biała bluzka. Najpiękniejsze opowiadania” wiem, że pozostało we mnie naiwne zdziwienie i radość z dawnego zetknięcia się z tym tekstem. Bo „Biała bluzka” to nie tylko psychologiczny majstersztyk, to przede wszystkim piękny literacki portret kobiety. Kobiety zagubionej, niepewnej, trochę szalonej. Kobiety niekochanej przez matkę i rozpaczliwie walczącej o uczucie wymarzonego mężczyzny. Kobiety, dla której przyziemna rzeczywistość PRL-u nie ma żadnego znaczenia wobec porywów namiętności i niepokojów duszy. „Biała bluzka” przedstawiona jest w formie korespondencji Krysi – oschłej, rzeczowej i surowej oraz Eli – zwariowanej, barwnej dziewczyny, która wybiera życie w świecie fantazji. Ela czasem daje się uwieść słowom na skraj absurdu, lekkość podkreśla rzucanymi tu i ówdzie rymami, a swą egzystencję przedstawia nie zawsze zgodnie z prawdą. Przed czytelnikami otwiera się jednak w ten sposób przestrzeń, w którą trudno nie wkroczyć. Można Osieckiej nie lubić za jej piosenki – za „Białą bluzkę” każdy ją pokocha.
„Biała bluzka” się kończy, ale przygody Eli nie – w tomie pojawia się bowiem „Ćma”, kontynuacja opowieści z bohaterami starszymi o dziesięć lat. „Ja tylko kiedy tak cholernie cierpię, że już ścierpieć tego nie mogę to taki – no właśnie – taki niby pajacyk ze mnie wychodzi” – wyjaśnia wówczas Ela, a „pajacyk” jest znakiem rozpoznawczym dwóch utworów, o których nie da się zapomnieć. Odmienną poetykę przynosi opowiadanie „Zabiłam ptaka w locie”. Tu mamy do czynienia nie z piosenkowym strumieniem uwolnionych słów, a z narracją kostyczną i urywaną. Krótkie obrazki, jakie docierają do odbiorców przez sekwencje bardzo skondensowanych akapitów, niosą historię tragiczną – i jak to u Osieckiej często bywa, osnutą wokół mikrodramatu, maleńkiego cierpienia, którego nie da się pokonać. W „Czarnej wiewiórce” oraz „Salonie gier” autorka rozpracowuje ponownie motyw zdrady i pragnienia miłości – w pierwszym opowiadaniu wykpieniu podlega rodzaj międzyludzkich relacji, w drugim – nadzieje na wzniosłe uczucie. „Mimi Mahometanka”, publikowana tu po raz pierwszy, jest grą z konwencją kryminału, ale też wiąże się z odejściem od charakterystycznego dla Osieckiej zaangażowanego uczuciowo stylu prowadzenia historii. Na wydarzenia spogląda się z zewnątrz – co oswojonych już z prozatorskimi formami tej autorki odbiorców może zaskoczyć – podobnie zresztą jak finał historii.
Trzy miniatury, dotąd niewydawane, zamykają ten tom. W „Śniło mi się że moja łódź tonie” Osiecka zdaje się powracać do pomysłu z „Zabiłam ptaka w locie” (choć zmienia się niemal wszystko, konstrukcja charakterystyki bohaterki pozostaje), proponując dwustronicowy zaledwie i nasycony emocjami portret psychologiczny postaci. W „Retro” proponuje rozwiązanie absurdalne, udowadniając, że dobrze czuje się w surrealistycznych sceneriach. „Albańska noga” jest natomiast krótkim studium stosunku córki do toksycznej matki – zresztą ten motyw, obok kwestii zdrady, powraca w tomie najczęściej.
„To aż śmieszne: na robienie zwykłych domięśniowych zastrzyków trzeba mieć specjalne pozwolenie, ale majstrować przy duszy ludzkiej może praktycznie każdy, kto zechce: ksiądz, agitator, kochanek, przechodzień. Nikt” – zauważa Agnieszka Osiecka. Być może dlatego tak wiele w jej opowiadaniach bohaterek o okaleczonej duszy. Postacie z tych utworów dałoby się zdiagnozować, poddać psychologicznym i psychiatrycznym analizom – lecz to, co im naprawdę dolega, to nie problemy z psychiką, a ogromny głód miłości. Osiecka nie odwołuje się do banalnych i kiczowatych obrazów, choć porusza tematy znane i wielokrotnie prezentowane.
Przewijają się przez tom „Biała bluzka. Najpiękniejsze opowiadania” nawiązania do codzienności PRL-u, raz szarość egzystencji podkreślana jest mocniej, dla kontrastu ze światem uczuć, to znowu rozmywa się – bo ważniejsze są przeżycia i rozterki bohaterek. Wszystkie teksty układają się natomiast w jedną ogromną opowieść o poszukiwaniu miłości. „Ja bym dla ciebie chciała zrobić coś przecudownego, coś super, pożar dusz na wszechświatową skalę. Ale skoro taka twoja wola, no to marsz do cyrku i za godzinę wracam: kartki, kolej i praca!” – obiecuje bohaterka tytułowego opowiadania. Zdradza tym samym podstawowe rozdarcie większości kobiet z utworów.
Agnieszka Osiecka znana jest przede wszystkim z twórczości piosenkowej – warto jednak także przyjrzeć się jej prozie, zwłaszcza opowiadaniom z opublikowanego właśnie tomu.
Recenzje, wywiady, omówienia krytyczne, komentarze.
Codziennie aktualizowana strona Izabeli Mikrut
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.
Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.
Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.
Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com
Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.
Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.
Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Witaj. :-) Czytałam "Galerię potworów" i "Rozmowy w tańcu", ale przede wszystkim jestem wielbicielką piosenek Osieckiej. Omawianego przez Ciebie tomu opowiadań jeszcze nie czytałam, ale kusi mnie, by po niego sięgnąć. Najmniej ze wszystkich poznanych tekstów Agnieszki Osieckiej porwała mnie "Galeria potworów". "Rozmowy w tańcu" w większym stopniu odwoływały się do osobistych przeżyć autorki i po kilku stronach książka mnie wciągnęła. "Galeria..." nie wzbudziła już takiego zachwytu. Czegoś mi w niej brakowało. Owszem, podobał mi się lekko ironiczny, żartobliwy ton narracji, opowiadanie o ludziach znanych ze światka związanego z literaturą, sztuką, polityką, ale brakowało mi "tego czegoś". Tej magnetyzującej energii, która spływa na mnie, gdy słucham na przykład piosenek ze spektaklu "Sztukmistrz z Lublina".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Ja chyba jestem jednak wielbicielką prozy Osieckiej. Ta z wątkami autobiograficznymi jest lekka i przyjemna do czytania, ale w opowiadaniach "to coś" zdecydowanie się pojawia. Pozdrawiam również i zapraszam jak najczęściej ;)
OdpowiedzUsuń