* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

wtorek, 28 lutego 2023

Atul Gawande: Śmiertelni. Wyzwania medycyny u schyłku życia

Czarne, Wołowiec 2023.

Brak

Niezależnie od stanu zaawansowania choroby zawsze można jeszcze coś zrobić. Nawet jeśli człowiek nie będzie już odbierać bodźców ze świata zewnętrznego, nawet jeśli wygaśnie większość funkcji życiowych, można będzie sztucznie podtrzymywać go przy życiu: podłączyć do coraz bardziej skomplikowanej aparatury medycznej, zapewnić dostęp do najlepszych leków i przedłużać egzystencję, a raczej wegetację. Z jednej strony ze względu na sentymenty i uczucia najbliższych, którzy nie są przygotowani na rozstanie, z drugiej - z uwagi na etykę: czy można chorego odłączyć od urządzeń podtrzymujących życie i skazać go na śmierć w męczarniach? Atul Gawande wychodzi z kultury hinduskiej i przygląda się rzeczywistości jako lekarz, akcentując i dostrzegając takie zjawiska, z których ludzie często nie zdają sobie nawet sprawy. "Śmiertelni. Wyzwania medycyny u schyłku życia" to książka bardzo ważna i potrzebna w codzienności, która neguje istnienie starszych i schorowanych osób. W medialnej wersji seniorzy są sprawni fizycznie i intelektualnie, czerpią radość z każdego dnia. Zapomina się o tym, że rzeczywistość rzadko odpowiada takim wyobrażeniom: starzenie się organizmu wiąże się z rozmaitymi chorobami i schorzeniami, z przykrościami i coraz większymi ograniczeniami. Dzięki zdobyczom medycyny można coraz więcej. I to okazuje się zmorą społeczeństwa. Bo nagle wychodzi na jaw problem, na który ludzie nie byli przygotowani: brak pomysłu na to, jak zaopiekować się ludźmi starszymi.

Atul Gawande sprawdza kolejne propozycje i oferty. Nie koncentruje się na domach opieki czy domach spokojnej starości, pokazuje, jak rozwijała się idea zapewnienia bezpieczeństwa ludziom u schyłku wieku. Uwrażliwia odbiorców na kwestie, o których ci nie myślą, kiedy szukają najlepszego miejsca dla swoich bliskich. Starsi ludzie nie potrafią najczęściej poddawać się rygorowi miejsc opieki: muszą zrezygnować z własnych przyzwyczajeń, opuścić to, co kochali i zdać się na łaskę opiekunów, którzy - nawet jeśli najbardziej oddani - nie będą w stanie poświęcić tyle czasu na poznanie potrzeb wszystkich podopiecznych, ile jest konieczne, żeby zapewnić im komfort. Unifikowanie zasad prowadzi do frustracji mieszkańców takich ośrodków. Autor zastanawia się nad tym, ile ludzie są w stanie poświęcić w imię bezpieczeństwa. I przygląda się ośrodkom, które zmieniają myślenie o domach opieki: odwołuje się do eksperymentów, między innymi do miejsc, w których można opiekować się zwierzętami. To zaledwie drobny krok w przywracaniu godności starszym i wymagającym opieki starszym ludziom. Atul Gawande pokazuje, że istnieje potrzeba rozwiązania takiego problemu, że trzeba edukować społeczeństwo i przypominać, że trzeba zadbać o najstarszych. Nawet jeśli nie będzie to łatwe. A przecież nie będzie. "Śmiertelni" to książka przerażająca o tyle, że problemy w niej opisane dotkną najprawdopodobniej sporą część odbiorców - albo ich bliskich. Gawande zestawia potrzeby - nie te podstawowe, ale prowadzące do satysfakcjonującego życia. Tłumaczy, jak w jego kulturze postępuje się z ludźmi starszymi. Starość nie musi wiązać się z upodleniem i przykrościami, da się ją oswajać, ale wymaga to sporego zaangażowania. Gawande porusza ważny temat i robi to w sposób, który skłania do refleksji. Ważna to książka i powinna trafić do jak najszerszego grona odbiorców.

poniedziałek, 27 lutego 2023

Angels Navarro: 1001 zabawnych zagadek

Nasza Księgarnia, Warszawa 2023.

Śmiech w wyszukiwankach

Angels Navarro powraca - tym razem z drobną książeczką dla najmłodszych fanów skomplikowanych i mniej skomplikowanych wyszukiwanek. "1001 zabawnych zagadek" to publikacja przeznaczona dla wszystkich dzieci, które lubią dobrą zabawę i chcą ćwiczyć spostrzegawczość na ciekawych zadaniach (wprawdzie mniej spostrzegawcza była korekta, która pozostawiła komara w rękawiczkach w podwodnym świecie, ale to drobiazg, który zabawy nie zepsuje). Każda rozkładówka to plątanina drobnych rysunków - naprawdę maleńkie szczegóły sprawiają, że jeśli dorośli będą chcieli pomóc swoim pociechom, sami też będą mieli problemy z odkrywaniem części rozwiązań. Można wprawdzie skorzystać z klucza, ale nie jest to najlepsze wyjście: raczej trzeba dojść do wyników samodzielnie, satysfakcja będzie większa.

Każda rozkładówka to zatem wielkoformatowy obrazek (czasem labirynt, czasem zestaw powtarzających się w różnych konfiguracjach elementów). Jest tu chaotycznie, kolorowo i dziwnie, a do tego często i śmiesznie - odkrywanie przeróżnych niespodzianek, jakie Navarro zostawia swoim odbiorcom, należy do jednej z przyjemności korzystania z tomiku. Każda rozkładówka ma przypisany do siebie zestaw zadań (a z zakończeniem książki nie kończy się wcale szansa na zabawę, bo pracować można dalej, z kolejnymi wyzwaniami). Dzieci będą się tu uczyć czegoś o zbiorach, grupować wskazywane przedmioty i elementy, porównywać, sprawdzać, ile czego są w stanie wskazać. Czasami zostaną poproszone o policzenie przedmiotów albo o wyszukanie konkretnej ich liczby. I chociaż wydaje się to dość naiwne, a na pewno proste - wcale takie nie jest. Angels Navarro lubuje się bowiem w plątaninach bardzo mylących zmysły, wprowadza rozwiązania nieoczywiste i nader chętnie korzysta ze sztuczek, które pomagają w maskowaniu przedmiotów lub bohaterów. Nie tworzy przy tym tekstowej narracji - nie będzie tutaj wskazówek budujących cały świat przedstawiony. To mogą sobie dzieci uzupełniać samodzielnie, jeśli odczują taką potrzebę: opowiadanie, co pojawia się na rysunkach, należy do dość trudnych wyzwań, można zatem i w ten sposób poćwiczyć umiejętności malucha. Navarro odrzuca komentarze, które wyjaśniłyby odbiorcom, z czym mają do czynienia - skupia się na samych zadaniach i na brzmieniu kolejnych poleceń. Krótkich, rzeczowych i nieprzysłaniających celu. Tak, żeby jak najszybciej można było przystąpić do pracy i bawić się w wyszukiwanie i wskazywanie konkretnych szczegółów na każdym rysunku. Na pewno nie jest to tomik do szybkiej zabawy - trzeba będzie poświęcić sporo czasu, żeby w ogóle dać sobie radę z kolejnymi rozkładówkami. Nie da się też "nauczyć" obrazków, żeby bez wahania odkrywać odpowiedzi na pytania - dlatego też dzieci będą mogły z książki korzystać dość długo bez znużenia.

"1001 zabawnych zagadek" to tomik, który stawia na humor. Na obrazkach dzieje się bardzo dużo, a do tego - można ucieszyć się choćby z zabawnych min bohaterów i z ich zachowań. Kolory sprawiają, że przyjemnie się ogląda tę publikację, nie tylko po to, żeby wyłuskać odpowiedzi na pytania. Navarro udowadnia, że wyszukiwanki dla najmłodszych mogą być źródłem radości dla wszystkich odbiorców.

niedziela, 26 lutego 2023

Beate Rygiert: George Sand i język wolności

Marginesy, Warszawa 2023.

Wyzwolenie

George Sand rodzi się w momencie, w którym kobiety parające się literaturą nie znajdują zbyt wielkiego uznania wśród wydawców i czytelników. Ta kobieta chce tworzyć dzieła przełomowe, chce obalać konwencje i realizować plany, na których jej zależy. Mogłaby publikować książki pod nazwiskiem swojego ukochanego, ale Jules nie potrafi się na to zdecydować: sam zamierza funkcjonować w świecie literatury i przeszkadzałoby mu, że wszyscy ocenialiby jego pracę przez pryzmat cudzych dokonań. George Sand przyparta do muru postanawia obrać męski pseudonim i robić, co jej się żywnie podoba. Przez moment zastanawia się nawet nad występowaniem w męskim stroju publicznie - ale to zachowanie ją - żonę i matkę dwójki dzieci - bawi tylko przez krótki czas. Zresztą wszyscy wiedzą, kim ona jest, przebieranki nie są potrzebne. I tak George Sand postawi na swoim.

Beate Rygiert wybiera sobie kolejną bohaterkę na powieść romansową. Biografia George Sand służy jej do kreślenia obrazu wielkiego i płomiennego uczucia na przekór możliwościom i szydercom. George Sand, chociaż wyzwolona, potrzebuje przeglądać się w oczach innych. Wybiera zawsze miłość, a z przyjaciółką może ćwiczyć ars amandi. Okazuje się, że Beate Rygiert potrafi kolejne związki odmalowywać z przekonaniem i za każdym razem wnosić do świadomości odbiorców coś nowego. Najpierw odświeżający po małżeństwie romans z młodszym od George studentem, później burzliwy związek z cierpiącym na urojenia poetą, jako etap przejściowy - odkrywanie fascynacji ciałem. Uporządkowana relacja z lekarzem - opanowanym i spokojnym po poprzednich kochankach. Wszystko ma prowadzić do relacji z Fryderykiem Chopinem, którego Beate Rygiert wprowadza dość późno.

Jest w tej powieści mocne nastawienie na rozrywkę czytelniczek - bo zwłaszcza płeć piękna będzie mogła docenić zmysłowe i precyzyjnie odwzorowywane związki. Autorka koncentruje się na jednoczesnym podkreślaniu niezależności George i na jej dążeniu do bycia z kimś. Pokazuje uczucia zrozumiałe w każdych czasach, nie ocenia toksycznych partnerów: obecność każdego w życiu George Sand odpowiednio uzasadnia. Jest przekonująca w odwzorowywaniu zwyczajnych scenek z codzienności - tych, które składają się na normalną egzystencję. Dorzuca w tle dzieci George Sand, ale też i barwne grono przyjaciół. Odmalowuje sceny spotkań towarzyskich i sprawia wrażenie, że doskonale się przy tym bawi. George Sand często cierpi, ale podnosi się po każdej porażce - w tym objawia się jej siła. Z kolei mężczyźni, którzy trafiają w jej orbitę, potrafią skomplikować nawet najlepsze ustalenia. George Sand poza tym tworzy. Oddaje się sztuce, zarabia na życie pisaniem - i Beate Rygiert wcale nie szuka źródeł weny ani efektów pomysłów. Stawia na uproszczenie procesu twórczego: tutaj bohaterka musi zarabiać na życie, umawia się z wydawcami na konkretne liczby stron i dostarcza je w terminie. Nawet jeśli w którejś książce wybiera niezwykłe rozwiązania obyczajowe - nie wybije się to na pierwszy plan w "Języku wolności". George Sand pisze, ale autotematyzm spychany jest na margines opowieści. Od czasu do czasu autorka oczywiście nawiązuje do charakterystycznego stwierdzenia - nie potrzebuje więcej, żeby przyciągać czytelników. W końcu nie chodzi tu o analizy tekstów, a o przeżycia, które połączą grono odbiorców. Beate Rygiert tworzy przekonującą powieść, wypełnioną ciekawymi charakterami, ale też i starannie przemyślaną warstwą psychologiczną.

sobota, 25 lutego 2023

Tove Jansson: Muminek i zaginiona luneta

Harperkids, Warszawa 2023.

Zguba

Muminek nie może doczekać się Włóczykija: wypatruje go i ma nadzieję, że w końcu przyjaciel pojawi się na horyzoncie. Żeby lepiej zniósł czas oczekiwania, Too-Tiki pożycza mu swoją lunetę. Sama wyrusza akurat na wyspę, na której taki sprzęt nie będzie jej potrzebny. Wie, że Muminek nie zniszczy jej skarbu, zwłaszcza że mu zaufała. Luneta to cenny przedmiot, nikt w Dolinie Muminków takiej nie ma. Pewnego dnia luneta znika i nikt nie może jej znaleźć. Ślady prowadzą do małych przybyszy, Topika i Topci. Ci wprawdzie nie przyznają się otwarcie do faktu pożyczenia sobie cudzej własności bez zgody Muminka, ale zadają Mamusi Muminka pytania, które jednoznacznie pozwalają rozwiązać zagadkę.

W świecie tworzonym przez Tove Jansson króluje prostota i wyrozumiałość dla słabości. Dolina Muminków pełna jest postaci o charakterach wyrazistych i zaczerpniętych ze zwykłego życia - tyle tylko, że wyostrzonych tak, by nawet najmłodsi mogli się w nich przeglądać. Dzieci dzięki temu opowiadaniu zyskają cenną wiedzę na temat naprawiania błędów. Bohaterowie nie potępiają przecież tych, którzy postanowili zwrócić skradziony przedmiot: udają, że im wierzą i wiedzą, że wyrzuty sumienia nie pozwolą na powtórzenie uczynku. Dla Muminka takie rozwiązanie jest wygodne: nie musi mierzyć się z pytaniem, jak wytłumaczyć znajomym, że nie powinni byli ruszać lunety. Mamusia Muminka problem rozwiązuje z właściwym sobie taktem. Too-Tiki nie wie nawet, że jej szlachetny czyn mógł przerodzić się w katastrofę. Włóczykij i tak zawsze przychodzi, kiedy chce i odchodzi, kiedy uzna, że powinien to zrobić.

Topik i Topcia przeżywają lekcję, której należy udzielić najmłodszym. Dzięki opowiadaniu na motywach historii Tove Jansson kilkulatki dowiedzą się, czego w społeczeństwach nie wolno robić - i że z każdej sytuacji jest jakieś wyjście. To ciekawe opowiadanie, w którym jest i ważna intryga, i wiadomości pedagogiczne zatopione w relacji. Nikt nie będzie się nudził przy tej lekturze - zawsze w świecie Muminków jest barwnie i ciekawie, nie inaczej dzieje się tym razem. "Muminek i zaginiona luneta" to książeczka drobna - jedna z wielu w serii. Pozwala zwrócić uwagę na klasyczną autorkę - bohaterowie z Doliny Muminków popularyzowani są na wiele różnych sposobów i spora część odbiorców w przyszłości do powieści Tove Jansson wróci. To atrakcyjna publikacja dla tych wszystkich dzieci, które Muminki poznają z kreskówki. Przypadek przedstawiony w "Muminku i zaginionej lunecie" dostarcza także rozrywki: dzieci mogą pobawić się w detektywów i samodzielnie próbować wskazać winnych. Lunetę przecież trzeba odnaleźć i zwrócić właścicielce, gdy powróci po wakacyjnych wojażach. Muminek nie może się martwić tym, co się stało: w niczym nie zawinił, nie podejrzewał, że w jego otoczeniu znajdzie się złodziej. Pokazuje też odbiorcom, jak się zachować, gdy zdarzy im się podobna sytuacja - to znaczy kiedy stracą ważny dla siebie przedmiot. Muminek nie cierpi w samotności, dzieli się swoim zmartwieniem z innymi - i to właśnie ci inni są w stanie przyjść z pomocą.

piątek, 24 lutego 2023

Amy McCulloch: Bez tchu

Luna, Warszawa 2023.

Atak szczytowy

Amy McCulloch doskonale wie, jakimi prawami rządzą się thrillery - i fakt, że czerpie z literatury górskiej, nie spycha jej z obranej trasy. "Bez tchu" to książka, która ani na moment nie zapomina o kryminalno-sensacyjnej proweniencji, nie ma tu powtarzania wiadomości ze wspomnień wspinaczy ani analizowania tego, co w literaturze górskiej niezmienne. Cecily Wong to dziennikarka, której wspinaczka nie wychodzi zbyt dobrze. Jednak bohaterka ma towarzyszyć jednemu z himalaistów i stworzyć o nim artykuł, który wstrząśnie społeczeństwem. Żeby dobrze zrealizować swoje zadanie, Cecily Wong nie ma wyjścia: musi dołączyć do programu "Czternaście na lekko" i brać udział w wyprawach. Nawet jeśli chodzi o prostą rozmowę lub możliwość lepszego poznania obiektu zainteresowania, warunki stawiane przez wspinacza wydają się ekstremalnie trudne do zrealizowania. Cecily ma na koncie spektakularną porażkę, która - paradoksalnie - przyniosła jej sporą sławę. Teraz jednak nie chce utrudniać zdobycia szczytu, szuka metody na to, żeby udowodnić innym, że można w górach na niej polegać. Od czasu do czasu Cecily dzieli się z czytelnikami fragmentami swoich artykułów albo notatek do nich: chce udowodnić, że ma dobre pióro i poradzi sobie z każdym wyzwaniem - literackim. Bo z górskimi bywa różnie.

Góry wszystko wyostrzają. Nie ma tu miejsca na błędy ani na niesnaski, a ponieważ wspina się razem sześć obcych sobie osób - tarcia wydają się nieuniknione. Ci, którzy nie pasują do zespołu, będą musieli się usunąć, żeby nie przeszkadzać liderom. Cecily wcale nie nadaje się na górską twardzielkę. Każda kobieta spotykana w drodze na szczyt znacznie lepiej radzi sobie z wyzwaniami. A jednak Cecily - jako amatorka - osiąga imponujące rezultaty. W końcu to walka o jej byt.

Góra nie wybacza. Zwłaszcza jeśli ktoś przestanie się koncentrować. Tu łatwo narobić sobie wrogów, bo nie wszyscy należą do wyrozumiałych. Do tego wysokość sporo komplikuje: ludzie zaczynają się zachowywać inaczej pod wpływem warunków atmosferycznych. Stają się nieprzewidywalni i wręcz niebezpieczni dla siebie nawzajem. Cecily nie może być obojętna wobec niepokojących sygnałów z zewnątrz. W obozie nie czuje się pewnie, zwłaszcza gdy odkrywa ślady obecności kogoś, kogo nie powinno tam być. Jeszcze nie wyznała zespołowi całej prawdy, jeszcze nie zapracowała sobie na pełne zaufanie, więc ma powody do niepokoju, napędzana lekkimi wyrzutami sumienia. Amy McCulloch całkiem dobrze przedstawia dylematy bohaterki, ale nie zajmuje się analizowaniem jej stanów duchowych - pozwala raczej, żeby czytelnicy wyciągali wnioski z zachowań i relacji w zespole. Sytuację utrudnia fakt, że to Cecily dokonuje obserwacji, które mogą zmienić układ sił. Sama wspinaczka i szansa na zdobycie szczytu przestaje mieć znaczenie, kiedy okazuje się, że na górze grasuje morderca. Nie dość, że można stracić życie przez upadek, lawinę albo wpadnięcie do szczeliny, trzeba jeszcze pilnować siebie, żeby nie wpaść w pułapkę zastawioną przez tajemniczego przestępcę.

I Amy McCulloch wykorzystuje sceny ze wspinaczki - sama przeżywała takie przygody w wysokich górach, jest zatem w stanie prezentować ten świat bez odwoływania się do schematów z literatury górskiej. Jest przy tym bardzo przekonująca, wie, jakie emocje towarzyszą wspinaczom i co może decydować o ich chwilach słabości. Dobrze się "Bez tchu" czyta. To książka starannie obmyślona i z dobrą intrygą.

czwartek, 23 lutego 2023

Thiago de Moraes: Atlas historii

Nasza Księgarnia, Warszawa 2023.

Przeszłość w obrazkach

Thiago de Moraes proponuje młodym czytelnikom wielkoformatową książkę poświęconą odległej (w większej części) przeszłości w różnych kulturach. "Atlas historii" to kolejna publikacja pozwalająca zaspokoić pierwszą ciekawość dzieci i wzbudzić zainteresowanie edukacją czy zdobywaniem wiedzy. Piętnaście cywilizacji to piętnaście map z zestawami krótkich informacji oraz piętnaście podwajanych opowieści. Autor w pewnym momencie ostrzega, że każdą można przedstawić również na inne sposoby - on sam wybrał konkretne tematy i motywy, które dla innego twórcy mogą zupełnie nie mieć znaczenia. "Atlas historii" nie jest próbą pełnego oceniania rzeczywistości. Nie zamieni się w kompendium: jedynie zarysuje część wiadomości, zasugeruje, co można doczytać, jaką wiedzę pogłębić. Thiago de Moraes decyduje się na charakterystyczny rytm: każdą cywilizację przedstawia na kilku rozkładówkach. Najbardziej gęsta tekstowo i rysunkowo jest mapa - coś, co ma uzmysłowić odbiorcom komplikacje i zagadnienia do poruszenia. Na mapie (granicach pokazujących miejsce "akcji") pojawiają się ludzie i budowle - wszystko opatrzone numerami, niby przypisami. O poszczególnych postaciach autor opowiada w pojedynczych komentarzach - sporo uwagi poświęca kobietom i ich roli w przeszłości, bardzo często odwołuje się do dzielnych lub niezwykłych pań, przypomina o równych prawach albo o walce o nie - robi to dyskretnie, przez zatapianie wiadomości w licznych komentarzach. Dwie inne rozkładówki to prezentacja wybranych ciekawostek, miejsce na poszerzenie wiedzy: już w zwyczajnej, nieposzatkowanej narracji i bez nacisku na daty i wydarzenia. Thiago de Moraes przede wszystkim zajmuje się przedstawianiem kultury, niezwykłości, odkryć lub działań, które mogą zapaść w pamięć dzieciom. Przybliża różne cywilizacje i interesuje się wyszukiwaniem anegdotycznych scenek i sytuacji. Odwołuje się do przekonań na temat starożytności, albo odpowiada na niezadane przez dzieci pytania. Ma mnóstwo zagadnień do przedstawienia, po lekturze pojawi się zapewne jeszcze sporo pytań i chęci doczytywania - "Atlas historii" na pewno nie pozostanie bez reakcji.

Jest to książka, która imponuje wielkością, ale może też dzieci zaintrygować za sprawą rozmiarów map i konieczności odkrywania kolejnych wiadomości. Tu zdobywanie wiedzy nie przyjdzie łatwo, wiąże się z uważnym studiowaniem mapy, z lekturą i sprawdzaniem pomysłów autora. Thiago de Moraes stawia na dowcip. Udaje mu się wiele razy dodać ironiczny komentarz do jakiegoś odkrycia, albo dowcipnie podsumować zgromadzone informacje. To sprawia, że dzieci nie będą chciały przyspieszać lektury, nie przeoczą żadnych cennych informacji. Poszukiwanie żartów uprzyjemni odkrywanie tajemnic przeszłości. Thiago de Moraes sięga po dane, które przekonają najmłodszych - i pozwolą w pewien sposób wyrobić sobie opinię na temat zamierzchłej przeszłości. Jest to oczywiście picture book, którego warstwę graficzną można długo podziwiać, "Atlas historii" dostarcza również wrażeń estetycznych. Jest to książka ciekawa, udana i przygotowana tak, żeby przygotować najmłodszych na opowieści o starożytności (i nie tylko). Na szczęście też autor uprzedza, że nie ma tu możliwości przedstawiania wszystkiego - zapowiada, że przed odbiorcami jeszcze mnóstwo zabawy związanej z poznawaniem dawnych czasów.

środa, 22 lutego 2023

Lemony Snicket: Seria niefortunnych zdarzeń 3. Ogromne okno

Harperkids, Warszawa 2023.

Pech

Ten cykl dzięki serialowi może stać się bardziej popularny niż można by się spodziewać, bo chociaż Lemony Snicket nie boi się łamania konwencji, to jednak nie wymyśla nic nowego, po prostu odchodzi od najbardziej poczytnych i najczęściej realizowanych scenariuszy na rzecz ironii i złośliwości wobec bohaterów. Wybiera sobie troje dzieci - Wioletkę, Klausa i Słoneczko (bobasa, który jeszcze nie posługuje się językiem, a jedynie gaworzy, jednak w kluczowym momencie może odegrać bardzo ważną rolę). Seria niefortunnych zdarzeń to opowieść, która dzieci przyciągnie dowcipem i zgryźliwością. "Ogromne okno" to trzecia część cyklu i można ją - jak pozostałe - czytać bez znajomości całej serii, w niczym nie będzie odbiorcom przeszkadzać brak informacji co do innych tomów. Jest to powieść stosunkowo krótka (objętość nadają jej duży druk i interlinia), a humor jeszcze przyspiesza lekturę. Lemony Snicket stawia na szybką akcję i na sięganie po sprawdzone wątki, którym nadaje nowy kształt. Bohaterami cyklu są sieroty Baudelaire. Sieroty Baudelaire wciąż ściągają na siebie kolejne nieszczęścia, przynajmniej Snicket sugeruje, że będą one bez przerwy krzywdzone przez los. Oczywiście takim bohaterom przysługuje specjalny ochronny parasol, wiadomo, że nic naprawdę złego ich nie spotka - ale po drodze powinni się trochę nacierpieć, albo przynajmniej trochę pobać. Nie inaczej jest z sierotami Baudelaire - i już tutaj pojawia się pierwszy obowiązkowy punkt klasycznych baśni, wyśmiany już przez wielu autorów po drodze - dzieci muszą stracić rodziców, żeby móc przeżywać najlepsze przygody. Nic tak nie ogranicza jak dorośli i opiekunowie - więc jeśli nieletni bohaterowie są sierotami, to jest to wymarzony start dla autorów. Sieroty Baudelaire nie tęsknią za dawnymi czasami (może niekiedy rodzi się w nich myśl, że najlepiej byłoby siedzieć w domu pod opieką najbliższych), zwykle nie mają kiedy oddawać się takim refleksjom. Tym razem Wioletka, Klaus i Słoneczko trafiają do domu Ciotki Józefiny. Ta krewna ma zaopiekować się całą trójką, ale tak naprawdę nie potrafi zająć się sobą samą: cierpi na rozmaite fobie, którymi natychmiast dzieli się z przybyszami. Boi się wszystkiego, nawet naciskania klamki we własnym domu, a uzasadnienia takich strachów ucieszą odbiorców. Ciotka Józefina dostarcza sporo radości i uniemożliwia odbiorcom nudzenie się podczas lektury. Ciotka Józefina ma tylko jedną wielką pasję, a jest nią gramatyka. I chociaż taki temat mógłby każdą książkę dla dzieci zabić - Lemony Snicket ma na to dobry pomysł i udaje mu się rozśmieszać czytelników i w ten sposób.

Dzieje się tu dużo i szybko, a do tego wszystkie komentarze okraszane są ironią. Kąśliwy humor to coś, co z pewnością spodoba się czytelnikom. Lemony Snicket zapewnia sobie sporą wierną publiczność - wpisuje się w rynek literatury czwartej dobrym pomysłem i odwagą w realizowaniu go. Kusi nietypowością, oderwaniem od zwyczajnego życia i przejściem w świat absurdu.

wtorek, 21 lutego 2023

Andy Hirsch: Psy. Od drapieżników do obrońców

Nasza Księgarnia, Warszawa 2023.

Bieganie za piłką

Rudy biega za piłką i bezustannie przekracza granice czasowe - przemieszcza się w czasie i przestrzeni niekoniecznie po to, żeby zdobyć upragnioną zabawkę. Piłka pozwala mu na teleportowanie się do różnych punktów historii i pokazywanie odbiorcom, jak wyglądało pierwsze spotkanie człowieka i psa. Odpowiada na pytania, czy pies wywodzi się od wilka, dlaczego jest tak dużo różniących się od siebie ras, co oznaczają konkretne zachowania psów lub rodzaje postaw... wiele tu zagadnień, które przydadzą się miłośnikom czworonogów i które pokazują inteligencję zwierząt oraz ich rolę w ludzkim świecie. A wszystko w komiksie - naukomiksie, czyli formie łączącej popularyzatorską wiedzę i rozrywkę. "Psy" to książka, która przynosi całkiem sporo wiadomości na temat zwierząt - i mnóstwo o biologii. Bo żeby zrozumieć powstanie psów, trzeba sięgnąć do kwestii genetyki i od DNA - takie informacje, łącznie z prawami Mendla, się tu przewijają i w pierwszej części tomu wydaje się w ogóle, że Rudy będzie się zajmował wyłącznie tłumaczeniem ewolucji i kwestii związanych z biologią, a nie z psami jako takimi. Po szczegółowych komentarzach i wyjaśnieniach przydatnych zwłaszcza dzieciom przejdzie jednak Andy Hirsch do prezentowania zagadnień związanych z psami. Tu w dużym skrócie: zdaje sobie świetnie sprawę, że temat-rzeka musi ograniczać na różne sposoby - nie uda mu się podać w tomie wszystkich danych, decyduje się zatem na najważniejsze. Między innymi omawia motyw zmysłów: bardzo długo opowiada o zapachach i o wyjątkowo czułym węchu. Co ciekawe, do kilku kadrów sprowadza kwestię psów pomagających ludziom - pies asystujący i pies, który jest w stanie zaalarmować chorego człowieka zasługiwałyby na rozszerzenie tematu, jednak Hirsch po prostu je wymienia, żeby zmieścić więcej ciekawostek.

"Psy. Od drapieżników do obrońców" to wyjaśnianie mitów i opracowywanie roli psa w życiu człowieka - wszystko w formie przyjemnej lektury i zabawnych obrazków. Dzieci z tej książki dowiedzą się sporo o czworonożnych przyjaciołach, ale będą się też dobrze bawić, bo Rudy - tak samo jak jego koledzy - to stworzenie wesołe i przyjazne. Psie mordki na obrazkach budzą radość i zainteresowanie, zachęcają do śledzenia opowieści. Andy Hirsch sięga tutaj oczywiście również po zagadnienie, które z definicji przyciąga najmłodszych: w końcu niemal każde dziecko chce mieć psa albo interesuje się psami - i to będzie dobra motywacja do sięgania po lekturę. "Psy" to publikacja zabawna i przystępna, chociaż jest tu dużo wiadomości poważnych i niemal podręcznikowych - autor potrafi je tak przerobić, żeby wszystkie wybrzmiewały atrakcyjnie i żeby nie nudziły. Tu nawet wykłady na temat dziedziczenia nie będą dla dzieci odstraszające czy zbyt trudne, a to oznacza, że lektura wprowadzi do lekcji szkolnych długo przed nimi.

poniedziałek, 20 lutego 2023

John Vaillant: Tygrys. Na tropie rosyjskiej bestii

Czarne, Wołowiec 2023.

Dzikość

To opowieść, która ma przede wszystkim rozbudzić wyobraźnię czytelników i pokazać im potęgę natury. Opowieść, która zamienia się w tworzenie narracji na oczach odbiorców, opowieść pełna ofiar i namiętności. Potężna, wyzwalająca adrenalinę. "Tygrys. Na tropie rosyjskiej bestii" to historia, która sama się opowiada - niemal nie potrzebuje dodatkowego scenariusza, wystarczy tylko zarejestrować kolejne wydarzenia. A John Vaillant robi to bardzo dobrze, ze świadomością praw, jakimi rządzi się dobry scenariusz.

W pobliżu Łuczegorska rozgrywa się dramat: tygrys zabija człowieka. Niby w tajdze wszyscy wiedzą, jak obchodzić się z tygrysami i jaką cenę można zapłacić za przebywanie na ich terytorium. Informacje o postępowaniu wobec dzikich zwierząt zakodowane są nie tylko w wiedzy przekazywanej z pokolenia na pokolenie, ale nawet w lokalnych baśniach i wierzeniach. Nie wiadomo, czy dałoby się ocalić człowieka, gdyby podporządkował się pozornie przebrzmiałym zaleceniom - jednak fakt, że zignorował on odwieczne porozumienie między ludźmi i tygrysami i zapłacił za to najwyższą cenę, może teraz rozpalać wyobraźnię odbiorców. Tygrys zaatakował - ale nie przypadkowo. Nie został wystraszony czy sprowokowany, przynajmniej nie od razu. Zwrócił się przeciwko myśliwemu i wydał na niego wyrok z premedytacją, a wszystkie jego późniejsze działania podporządkowane były chęci zemsty. I właśnie to, że tygrys zadziałał nie jak dzikie zwierzę, a jak rasowy morderca, najbardziej porusza. Vaillant podąża śladami tropicieli tygrysów, rozmawia z myśliwymi, sprawdza, jak zachowują się ci, którzy w tajdze stracili kogoś bliskiego. Opowiada o bliskich spotkaniach ze zwierzęciem, o śmierci, z którą niełatwo się pogodzić i o wojnie, w której człowiek znajduje się na przegranej pozycji. Tygrys, o którym pisze, jest ogromny - imponuje rozmiarami i jeszcze bardziej podkreśla, że człowiek jest przy nim bez szans. Doskonale radzi sobie z tropieniem, odczytuje ślady bezbłędnie, zawsze wyprzedzi swojego prześladowcę. Jedną z zasad życia w tajdze jest pozostawienie tygrysów w spokoju - te, którym człowiek w jakiś sposób się naraził, będą próbowały wymierzyć sprawiedliwość. Mogą do skutku prześladować myśliwego, aż zamieni się on w ofiarę. Zresztą w zew tygrysa wierzą tu ludzie: potężne bestie potrafią omamić zwierzęta i wzbudzać strach we wszystkich stworzeniach. W tej książce nie ma miejsca na napawanie się pięknem dzikich stworzeń. Tygrys to pogromca, okrutny i bezwzględny. Nie odpuści i nie pozostawi miejsca na wahanie. Sam wie doskonale, co ma zrobić i nie popełni błędu. Sporo miejsca w tej relacji autor poświęca na komentowanie zachowań i interpretowanie potencjalnych pomysłów tygrysa. Oddaje bestii psychologiczne motywacje charakterystyczne dla ludzi. Przez to tygrys staje się jeszcze bardziej przerażający. Opowiada autor o ekipie tropicieli i o mierzeniu się z tygrysem, o przygodach w tajdze - które to przygody w najmniejszym stopniu nie wywołują chęci sprawdzenia swoich sił w podobnej sytuacji. Ta książka to powrót do potęgi natury, ale jednocześnie pokazanie potencjału doskonale przemyślanej narracji.

niedziela, 19 lutego 2023

Dorota Milli: Kobieta w deszczu

Luna, Warszawa 2023.

Terapia

Właściwie tak się nie robi. To sprzeczne z niepisanymi zasadami. Jednak Aletta nagina owe zasady, bo sama potrzebuje wsparcia. Prowadzi gabinet psychoterapeutyczny, przeżywa śmierć swojego mentora i przyjaciela, który zawsze traktował ją jak córkę i zapisał jej w spadku swój gabinet i mieszkanie. Aletta musi wziąć się w garść i zacząć działać, żeby nie zaprzepaścić wypracowanych osiągnięć. Ma sporą wiedzę i cechuje się dużą empatycznością. Poddaje się temu, co się dzieje, chociaż kontroluje sytuację. I dzięki temu przeżywa coś, co ma szansę przerodzić się w piękną kobiecą przyjaźń. Pewnego dnia do jej gabinetu trafia Julia - piękna i wrażliwa kobieta tłamszona przez toksycznego partnera. Julia spełnia wszystkie życzenia Damiana, pomaga mu w prowadzeniu restauracji, ale wciąż słyszy, że robi coś nie tak. Płacz staje się dla niej stanem naturalnym: Julia jest przekonana, że partner ją kocha, zamyka się więc w swoim pragnieniu przeżycia miłości idealnej i nie zauważa niebezpieczeństw, jakie coraz bardziej się do niej zbliżają. Eryka ma dość swojego życia: gardzą nią synowie, mąż oddalił się od niej - w domu jest potrzebna tylko do usługiwania innym, jej ambicje i plany w ogóle się nie liczą. Eryka ukojenie znajduje tylko podczas rozmów z sąsiadem. Smutki topi w alkoholu i klnie jak szewc - i ona przyda się w tym zespole, bo wprowadzi ożywczą energię i będzie umiała wstrząsnąć bezwolnymi koleżankami.

"Kobieta w deszczu" to pierwszy tom obyczajowej serii, w której Dorota Milli próbuje uciec od schematów z powieści dla pań. Funduje czytelniczkom serię wstrząsów, zwłaszcza kiedy któraś odkryje w doświadczeniach Julii ślady własnego życia - autorka bardzo umiejętnie prowadzi ten temat, przekonując odbiorczynie, że z toksycznego związku da się uratować tylko i wyłącznie w jeden sposób. Jest przekonująca w temacie Julii, widać, że zyskała w pewnym momencie wiedzę, której nie da się wyczytać z książek, nawet jeśli w terapii prowadzonej przez Alettę wykorzystuje wskazówki z podręczników. W związku z tym blednie przypadek Eryki - chociaż i ona musi zawalczyć o siebie i dać przykład czytelniczkom. Niby liczy się tu fabuła, kibicowanie jednej z bohaterek, która znajduje nową miłość - ale najbardziej autorce zależy chyba jednak na przekonywaniu czytelniczek do potrzebnych zmian. "Kobieta w deszczu" to szereg wskazówek niekoniecznie tylko w związkach damsko-męskich. Jest tu jeszcze drobny wątek sensacyjny, który ma urozmaicić akcję. Nie zabraknie atrakcji różnego rodzaju. To ważne, że Dorota Milli nie wprowadza obietnic bez pokrycia, że nie karmi czytelniczek złudzeniami. Dzięki temu lepiej czyta się tę książkę, chociaż i tak można mocno przeżywać część wydarzeń. Szkoda, że czasami autorka ucieka w ogólniki i porady dla czytelniczek, tłumacząc im dosłownie, jakie są przyczyny pewnych zachowań. Wtedy odrywa się od rytmu narracji i wygląda, jakby prawiła morały - niepotrzebnie, bo lepiej radzi sobie z przedstawianiem działań bohaterek. Jest "Kobieta w deszczu" ciekawą propozycją obyczajową dla pań, które poszukują nowych fabularnych ścieżek, ale nie chcą do końca rezygnować z tego, co sprawdzone w literaturze popularnej.

sobota, 18 lutego 2023

Garrett Ryan: Nagie posągi, brzuchaci gladiatorzy i słonie bojowe

Rebis, Poznań 2023.

Odkrywanie przeszłości

Garrett Ryan spotyka się z bardzo naiwnymi pytaniami dorosłych, którzy nieszczególnie przykładali się do poznawania historii i kultury, a teraz zastanawiają się nad kwestiami, które mogłyby raczej intrygować młodych odbiorców. "Nagie posągi, brzuchaci gladiatorzy i słonie bojowe" to książka dotycząca starożytnych Greków i Rzymian przygotowana na wzór ciekawostkowych zbiorów dla najmłodszych. Tyle tylko, że potrzeba tu znacznie więcej pikantnych informacji, tego, co przyciągnie sensacyjnością i odmiennością. Stąd nagie posągi i pytania o to, czy starożytni nosili bieliznę, stąd wiadomości o latrynach. Ponadto Ryana intryguje między innymi wzrost, rozwody czy związki homoseksualne. Opisuje hierarchię w społeczeństwie i detale z życia codziennego, testuje wierzenia. Przygląda się sposobom na spędzanie czasu wolnego i prowadzonym wojnom. Sprawdza też, jak dzisiaj zdobywa się informacje o starożytności: jak wyglądały niektóre odkrycia.

Jest to tom popularyzatorski i przygotowany dla masowych odbiorców. Autor stawia na krótkie felietony przesycone sarkazmem, tak, żeby czytelników przyciągać nie tyle wiedzą, co anegdotami i śmiechem. Wie, że musi utrzymać ich uwagę za sprawą dowcipu, więc na tym się skupia. Owszem, dokłada do narracji kolejne ciekawostki, a kiedy tekst za bardzo puchnie - przerzuca część do przypisów dolnych. Zamierza rozbudzić ciekawość odbiorców i przekonać ich, że warto zgłębiać przeszłość, bo znajdzie się tutaj wiele dziwactw czy zachowań nieoczywistych do odkrywania. "Nagie posągi" to książka złożona z drobnych komentarzy, scenek do poznawania w dowolnej kolejności. Odbiorcom ma autor do zaoferowania całkiem sporo - pomaga bowiem przejść przez proces zanurzania się w przeszłość i zachęca do przeglądania wiadomości sprzed wieków. Starożytni mają tu okazać się bliscy zwykłym ludziom - a ich sprawy to niemal sprawy sąsiadów, sprawdza się tu poetyka plotki i tony sensacyjne. Garrett Ryan dba też o to, żeby nie tworzyć podręcznikowych wywodów, pisze tak, żeby odbiorcy mieli przyjemność z lektury, ale nie musieli podejmować zbyt dużego wysiłku poznawczego. To rozwiązanie charakterystyczne dla publikacji kierowanych na rynek masowy, jednak sprawia, że automatycznie spłyca się wymiar edukacyjny książki. Ryan traktuje czytelników jak dzieci, które chcą odkrywać świat. Podsuwa im podstawowe dane, fakty, które mogą przełożyć się na zainteresowanie i zaangażowanie w lekturę. Dba o tempo opowieści i o nastawienie na potencjalne pytania ze strony czytelników. Wyobraża sobie, co odbiorcy chcieliby wiedzieć - i to im serwuje w kolejnych rozdziałach. Grupuje ciekawostki tematycznie, wprowadza też pewien porządek do tomu. Garrett Ryan specjalnie ucieka od naukowych tonów, chce, żeby jego czytelnicy mieli dobrą zabawę z odkrywaniem codzienności starożytnych. Unika tematów, które standardowo ze starożytnością się kojarzą (poza mitologią), pozwala odczytywać ten świat na nowo. I wciąż dąży do tego, żeby odbiorcy - głównie przypadkowi - polubili starożytność i zainteresowali się przeszłością.

piątek, 17 lutego 2023

Marta Galewska-Kustra: Pucio rośnie zdrowo

Nasza Księgania, Warszawa 2023.

Ćwiczenia

Mała kartonowa książeczka z Puciem w roli głównej przyniesie najmłodszym całkiem dużo rozrywki i... ćwiczeń. Tu bowiem mali odbiorcy zyskują przestrzeń do tego, żeby razem z bohaterem odkrywać najbliższe otoczenie i wykonywać proste czynności wpływające na podniesienie sprawności motorycznej. "Pucio rośnie zdrowo" to książeczka edukacyjna i wykorzystująca interaktywne zadania. Marta Galewska-Kustra proponuje tu drobne wskazówki dla dzieci - tak, żeby musiały odrobinę się wysilić i iść w ślady postaci, ale też żeby kojarzyły sytuacje z książeczki z własnymi doświadczeniami. Będzie tu czas na gimnastykę - razem z Puciem trzeba machać rękami, tupać albo wklepywać w siebie krem z filtrem (to podpowiedź na upały, jednak można też poklepać narysowanego bohatera), pojawi się też propozycja przytulenia kogoś, kto jest akurat w pobliżu. Do tego mnóstwo zagadek i pytań: co wybrać, sok, wodę czy słodzony napój, jak ubrać się w ciepły dzień. Rozpoznawanie owoców na straganie, wyszukiwanie odpowiednich przedmiotów w otoczeniu Pucia i sprawdzanie, czy ma się czyste ręce lub zęby do umycia - to wszystko zadania, które uprzyjemnią lekturę i zamienią ją w zabawę. Dziecko może wykonywać kolejne polecenia i naśladować lubianą postać, a do tego przyzwyczajać się do pewnych zachowań i nabierać nawyków, które później zaprocentują. Autorka wybiera zwyczajność sympatycznego chłopca, żeby przekonać najmłodszych do pójścia w jego ślady: uczy podstawowych zabiegów higienicznych, stosuje rozmaite wyliczenia i zapadające w pamięć dziecka scenki, tak, żeby łatwiej było przygotować malucha na mierzenie się z codziennością. Każda rozkładówka to inny temat - wybrany motyw z Puciowego otoczenia - i inne zadanie, różnicowanie pomysłów sprawia, że odbiorcy nie znudzą się tomikiem. "Pucio rośnie zdrowo" to książeczka wypełniona ciekawostkami z perspektywy kilkulatka - dla dorosłych nie ma tu nic zaskakującego. Lektura przygotowana została jednak tak, żeby ciągłe zmiany przykuwały uwagę i gwarantowały dobrą zabawę malucha. Odbiorcy nie przewidzą, co dalej stanie się z Puciem, nawet jeśli znają już rytm dnia i nie potrzebują wskazówek w tym temacie. Nie jest to książeczka, w której da się odgadnąć kolejne rozwiązania, na szczęście - bo to właśnie niespodzianki sprawiają, że odbiorcy zechcą czas spędzać właśnie z Puciem. Sporo się przy tym dowiedzą, bo najważniejsze jest tu dbanie o siebie. Ale możliwość podejmowania opisywanych zachowań i reakcji to coś więcej: to obietnica zabawy podczas wspólnego czytania. Dzieci będą albo wykonywać wskazane przez autorkę zadania, albo wykrzykiwać odpowiedzi na pytania. Zajmą się zadaniami logicznymi i rozwiązywaniem zagadek: nie zniechęci ich poziom, bo Pucio pozwala na rozwój, a nie wymusza na najmłodszych odbiorcach wielkiego wysiłku umysłowego. Jest to starannie przygotowana, drobna kartonowa książeczka, która przyda się rodzicom i ich pociechom.

czwartek, 16 lutego 2023

Eugenia Kuzniecowa: Nim dojrzeją maliny

Znak, Kraków 2023.

Czekanie

W tym świecie są tylko kobiety. Mężczyźni to wielcy nieobecni, czasami się ich obgaduje, czasami wspomina, czasami z nich śmieje - ale do codzienności wstępu nie mają i tak naprawdę nie ma też znaczenia, dlaczego. Byli, pozostawili po sobie ślady, nie da się ich całkiem przekreslić ani zanegować sensu ich istnienia. Niekiedy powracają na moment, żeby przypomnieć o tym, jak układa się życie. Ale się nie liczą, bo ważne jest tylko tu i teraz. Dla bohaterek książki "Nim dojrzeją maliny" szczególnie. Trzy kobiety wracają do domu, w którym kiedyś czuły się najbezpieczniej. Dom babci - teraz już bardzo sędziwej - to schronienie, opoka i obietnica przyszłego szczęścia, nawet jeśli obecnie nie jest ono do końca pewne. Każda z bohaterek może być tutaj sobą, nawet jeśli naraża się na drobne docinki ze strony najbliższych. Przeszłość traci na znaczeniu, przyszłość też - nie snuje się tu zbyt śmiałych planów ani nie rozpamiętuje tego, co minęło. Ważne jest łapanie każdej chwili, bo już wkrótce wszystko się zmieni. Każda z bohaterek ma już zaplanowaną przyszłość, teraz jeszcze może się na moment zatrzymać, zanim doczeka się wielkich zmian. Mijka powiedziała "tak" mężczyźnie, którego nie kocha. Marta jest w ciąży, wie, że nosi bliźniaki, ale nikomu nie opowiada o ich ojcu. A Lilka ma wyruszyć do Australii i trochę się tej podróży boi, chociaż nie daje nic po sobie poznać. Trzy siostry, które bardzo się kochają, ale też wiedzą, że nie dadzą rady uchronić siebie nawzajem przed wszystkimi błędami i kłopotami, spotykają się teraz w prywatnym azylu. Babcia, chociaż sarkastyczna, jest też czuła i wie, czego potrzeba wnuczkom: może je rozpieszczać, może zapewniać im poczucie bezpieczeństwa i pracować na najlepsze wspomnienia.

"Nim dojrzeją maliny" to książka, która składa się z urokliwych drobiazgów pozornie bez większego znaczenia: dzieje się tu niewiele, w samej akcji stawia Eugenia Kuzniecowa przede wszystkim na odczucia i na relacje między postaciami. Akcentuje emocje, wie, jak odwzorować uczucia i przeżycia wewnętrzne, nawet jeśli na zewnątrz w codzienności bohaterek nie dzieje się nic wartego uwagi. Siostry mają wakacje od życia, przynajmniej na pewien czas - chociaż zdają sobie sprawę, że taki stan rzeczy nie będzie mógł trwać wiecznie, na razie są w stanie cieszyć się sobą nawzajem i sytuacją, w jakiej się znalazły - nawet na przekór okolicznościom. To czas na przemyślenia i na przewartościowania, czas na zastanowienie się nad sobą i na określenie dalszej życiowej drogi. Nikt nie będzie udzielał dobrych rad - chyba że w ramach przekomarzań - znajduje się tu miejsce na poszukiwania i na szczerość. "Nim dojrzeją maliny" to powieść, która uwodzi melodią. Jest tu pokrzepienie i siła płynąca z kobiecej jedności, jest i spokój, wyciszenie, zatrzymanie akcji na czas przerwy - bohaterki jeszcze nie muszą dawać z siebie wszystkiego, nie mają komu udowadniać, że są lepsze niż w rzeczywistości. Jeszcze nie wpadły w pułapkę gonienia za szczęściem i właśnie wtedy to szczęście odnajdują. Eugenia Kuzniecowa potrafi przekonać czytelników co do tego, w jakich kwestiach.

środa, 15 lutego 2023

Alexa Lavenda: Amerykański sen

Lipstick Books, Warszawa 2021.

Pożądanie

Szkoda, że polski rynek nie potrafi wydać autorki powieści erotycznych w stylu na przykład Tammary Webber: przy zachodnim rynku nawet w wersji YA nasze historie pobrzmiewają blado i stereotypowo. "Amerykański sen", kolejna część cyklu Kontynenty przyjemności, nie rozbudza zainteresowania gatunkiem, mało tego - nie pokazuje nawet jego potencjału. Ponownie przygląda się autorka Patrycji i Maxowi - poprzednio rozdzieliła tę parę i wydawało się, że nie będzie już powrotu do relacji, która pobrzmiewała jak z bajki. Teraz Patrycja sprawdza się w programie "Master Cook", a Max dociera do niej i próbuje odzyskać uwagę kobiety. Ponieważ między tą dwójką iskrzy, wiadomo, że sednem tomu będzie ich kolejne łóżkowe zbliżenie. I tu zaczyna się problem.

Najpierw: w topornym podrywie. Patrycja nie chce mieć nic wspólnego z Maxem, który przecież ją zranił. Jednak mężczyzna nie przyjmuje tego do wiadomości i na każde kolejne "nie" kobiety reaguje zwiększonymi staraniami. Mało tego: kiedy słyszy "nie", nie przerywa nawet coraz bardziej zaawansowanych pieszczot. Z niewiadomych względów autorka próbuje wszczepić czytelnikom przekonanie, że płeć piękna nie wie, czego chce i że można ignorować protesty pań. Na pewno tym nie zaskarbi sobie zaufania czytelniczek - nawet jeśli i tak prowadzi do zbliżenia Patrycji i Maxa. Dalej: problem w samym seksie. Chociaż Alexa Lavenda pisze powieść erotyczną, kompletnie nie wie, jak zafascynować tematem czytelniczki. Jej opisy scen łóżkowych są banalne, pozbawione wyobraźni i powtarzalne. Niekoniecznie takich rozwiązań chcą odbiorcy, którzy sięgają po literaturę erotyczną i już nawet nie chodzi o dość ubogie słownictwo (a powtarzanie słowa "majteczki" i "bycia mokrą" jest u tej autorki obowiązkowym etapem gry wstępnej). Scena, która ma stać się sednem tomu, należy do płaskich - i rozczarowujących. Jednak niczego więcej nie można się spodziewać, ponieważ Alexa Lavenda bardzo upraszcza także fabułę i narrację, czyli te dwa powieściowe elementy, które przekonują do Tammary Webber w erotycznych młodzieżówkach. Scenariusz jak z taniego filmu sensacyjnego niewiele wnosi: jest przewidywalny i nie może wzbudzić żywszych uczuć. Opisy przygotowywane pospiesznie - i tylko po to, żeby bohaterowie mogli się ze sobą przespać - nie przyciągają uwagi nawet na chwilę. Nad psychiką postaci autorka wcale się nie zastanawia, ale to już najmniejszy problem.

Alexa Lavenda nie ma tu wiele do zaoferowania. Nawet fakt, że wysyła swoją bohaterkę na kolejne kontynenty nie ma żadnego znaczenia w budowaniu akcji. "Amerykański sen" to propozycja, o której najlepiej jest natychmiast zapomnieć. Jeśli autorka będzie dalej produkować książki, a nie zastanawiać się nad ich treścią, jeśli nie będzie ćwiczyć przedstawiania relacji międzyludzkich - nie uda jej się przekonać do siebie szerokiego grona czytelników.

wtorek, 14 lutego 2023

Mysi Domek. Sam i Julia w lunaparku

Media Rodzina, Poznań 2017.

Zabawa

Bohaterowie tej serii, Sam i Julia, to myszy, które pozwalają dzieciom poznawać codzienność - bez większych fabularnych fajerwerków, chociaż od czasu do czasu pojawiają się zagadnienia trudne: ktoś wychowywany jest tylko przez mamę, ktoś mierzy się z brakiem pieniędzy i koniecznością oszczędzania. Liczy się jednak przyjaźń - kiedy ma się przy sobie kogoś bliskiego, żadne wyzwania nie są straszne. Julia na początku nie jest zachwycona tym, że będzie miała opiekunkę, bo mama musi iść do pracy. Na szczęście tą opiekunką jest tylko trochę starsza mysia sąsiadka, która w dodatku bardzo chętnie wybierze się z bohaterami do lunaparku. Bo takie plany Sam i Julia akurat mieli na przyjemne spędzenie dnia. Potrzebne do zrealizowania tego celu monety zarobili dzięki własnej pracy i teraz mogą zrealizować swoje marzenie. Lunapark to mnóstwo atrakcji - najpierw zatem trzeba ustalić proste zasady: co zrobić, kiedy Sam i Julia rozdzielą się z opiekunką i nie będą umieli się znaleźć (okaże się też, że nawet taka umowa ma swoje słabe strony, co nada trochę dramaturgii opowieści). Sam i Julia testują rozmaite atrakcje: jeżdżą na karuzelach i w samochodzikach, wybierają się do tunelu strachów, rzucają piłeczkami do celu i próbują rozmaitych słodkich przysmaków. Nie nudzą się, bo też i lunapark ma przynieść im sporo frajdy. Odbiorców - dużych i małych - ucieszy za to sama możliwość przebywania w Mysim Domku, miejscu niezwykłym. Mysi Domek to miejsce stworzone z kartonów i papier mache, Tu wszystko jest prawdziwe - tylko miniaturowe. Maleńkie przedmioty stworzone po to, żeby móc sfotografować filcowe myszki w różnych scenkach to coś, co pobudza wyobraźnię dzieci. "Sam i Julia w lunaparku" to książka zachwycająca dopracowaniem detali. Tu bardziej ogląda się kolejne wielkoformatowe fotografie niż śledzi tekst, bo też i na zdjęciach wykrywa się mnóstwo drobiazgów nieistniejących w słownej narracji. Warstwa graficzna pokazuje potęgę stale rozbudowywanego Mysiego Domku: krawiec ma maleńkie szpulki nici i mikroskopijne nożyczki, obdrapane biurku pod maszynę do szycia i centymetr krawiecki na szyi. Serowar ma z kolei mnóstwo serów i urządzeń, które pozwalają na wykonywanie pracy. W restauracji odbiorcy mają podgląd na to, co dzieje się na sali - ale i na kuchnię z jajkami, mięsem i czosnkiem, a także małymi pojemnikami na przyprawy. Gdzieś w kącie widać bałagan, gdzie indziej - starannie porozmieszczane przydatne narzędzia lub materiały. Warto uważnie oglądać kolejne strony i samodzielnie wychwytywać niespodzianki przyszykowane przez autorów - to prawdziwe zaproszenie do mysiego świata i sympatyczny sposób na zainteresowanie dzieci różnymi zawodami. Czasem odbiorcy będą się zastanawiali, jak uzyskać podobny efekt w codziennych zabawach, innym razem - będą po prostu podziwiać kunszt twórców. Seria Mysi Domek to nie zwyczajne bajki dla maluchów - to prawdziwy artystyczny popis.

poniedziałek, 13 lutego 2023

Koloruj i naklejaj: Smerfy / Tomek i przyjaciele

Harperkids, Warszawa 2023.

Zabawy

Seria Koloruj i naklejaj cieszy się wielkim uznaniem najmłodszych, nie tylko dlatego, że łączy ulubione rozrywki dzieci, ale też z powodu nawiązywania do kreskówkowych bohaterów doskonale odbiorcom znanych. Idea tych prostych zeszytów dużego formatu jest czytelna dla wszystkich: oto tradycyjne kolorowanki w nietradycyjnym wydaniu. Na każdej stronie pojawia się duża postać z wybranej kreskówki i krótki opis (który dzieci mogą pominąć, jeśli jeszcze samodzielnie nie czytają - albo którego mogą po prostu wysłuchać, bo znajomość treści nie ma wpływu na samą kolorowankę). Zdarzają się w nim drobne komentarze kierowane bezpośrednio do dzieci, tak, żeby zastanowiły się nad wyborami bohatera albo chciały za nim podążać - ale to znowu tylko dodatek do całości. Prezentacja postaci nie jest tak naprawdę potrzebna, w końcu każdy maluch doskonale wie, z kim ma do czynienia i czym charakteryzuje się bajkowa istota - często radzi sobie z orientowaniem się w temacie lepiej niż rodzice, nawet w przypadku takich ponadczasowych gwiazd jak Smerfy. Na każdej stronie jest miejsce na naklejkę. Należy znaleźć miniaturkę z odpowiednim motywem i potraktować ją jako wskazówkę czy podpowiedź do kolorowania: to wprawdzie ogranicza nieco twórczy rozmach, ale gwarantuje, że efekt będzie cieszył oko i będzie jak najbardziej zbliżony do bajkowej rzeczywistości - a to często dla dzieci ważne.

W najnowszym zestawie Smerfy rywalizują z lokomotywą Tomkiem - można zatem dobrać propozycję wydawniczą odpowiednio do wieku najmłodszych i zapewnić im rozrywkę ściśle związaną z ich zainteresowaniami. Zwłaszcza rodzice mogą ucieszyć się z wielkiego powrotu Smerfów - bo Tomek i przyjaciele to już propozycja typowo dla najmłodszych zafascynowanych antropomorfizowanymi pojazdami.

W obu zeszytach ważne jest nastawienie na kilkulatki - ale nikt nie zamierza odchodzić od kształtów i form z kreskówek, dlatego też nie można liczyć na rysunkowe uproszczenia. Obrazki, chociaż duże, są też pełne szczegółów i z drobnymi elementami dzieci mogą mieć pewne trudności: ważne, żeby się nie zniechęcały i próbowały swoich sił z odpowiednio przygotowanymi kredkami. Można też urozmaicać sobie zabawę i zamiast kolorować według podanego wzoru, zaproponować dzieciom zdanie się na własną fantazję i odkrywanie nowych oryginalnych połączeń kolorystycznych albo zgadywanie, jak powinien wyglądać bohater na obrazku. Kolorowanki zapewniają miłe chwile z ulubionymi postaciami: to zaproszenie do czytania w przyszłości, a na razie - szansa na zabawę (rozwojową). Dzieciom spodoba się taka propozycja, zwłaszcza że nie znudzi ich monotonia serii - każdy sięga po prostu po tych bohaterów, których przygody lubi najbardziej i z którymi chciałby spędzać czas.

niedziela, 12 lutego 2023

Umiem rysować. Konie, kucyki i jednorożce

Kropka, Warszawa 2023.

Umiejętności

Kolejny tomik w serii Umiem rysować mocno zaskakuje, przekonuje bowiem małych odbiorców, że bez trudu dadzą sobie radę z rysowaniem koni, kucyków i jednorożców - czyli tematu, który najsłabiej wychodzi dorosłym i który stał się już podstawą wielu żartów. Dzięki prostym podpowiedziom obrazkowym każdy może teraz doskonalić swoje umiejętności w szkicowych rysunkach, a już na pewno urozmaicić własne prace i przekonać się, że wszystko jest kwestią odpowiednich proporcji: wystarczy zaledwie kilka kresek, żeby tworzyć obrazki czytelne i wypełniane sympatycznymi zwierzętami i stworzeniami baśniowymi. Ten tomik trafia w zainteresowania dzieci - moda na konie, kucyki i jednorożce nie przemija i taka publikacja bardzo się przyda najmłodszym - do nabierania pewności siebie w rysowaniu.

Zasada jest powielana w całej serii: na rozkładówkach pojawiają się bazowy rysunek - gotowy szkic zwierzęcia z nazwą (czasami to określenie rasy, innym razem - pomysłowe ujęcie wyobrażonej istoty, pojawia się zatem także czynnik humorystyczny). Później - kilka kroków pozwalających na stworzenie identycznej pracy (najpierw proste figury geometryczne, które, połączone w jedną całość i z drobnymi dodatkami, zamieniają się w końcu w upragniony efekt). Wreszcie - trochę wolnego miejsca na własne wprawki, chociaż z pewnością przyda się jeszcze osobny blok rysunkowy albo zeszyt, żeby nabierać wprawy i żeby tworzyć coraz lepsze ilustracje. Nie ma tu tekstu, który odciągałby uwagę dzieci od działań plastycznych, nie ma też skomplikowanych wyjaśnień, wszystko staje się zrozumiałe, kiedy dzieci przyjrzą się rysunkom. Właściwie nawet schematyczny rysunek poglądowy mógłby wystarczyć - ale rozbicie go na drobniejsze elementy i na kolejne etapy tworzenia sprawia, że najmłodsi nabiorą pewności siebie i nauczą się, jak rysować konie jeszcze zanim przyjdzie im do głowy, że to za trudne zadanie. Łatwo dzięki temu przejść do ozdabiania ulubionych bajek czy do wymyślania własnych historii z końmi w rolach głównych. Na fali popularności choćby cyklu My Little Pony czy mnożących się powieści z akcją w stadninie dla dziewczynek takie podpowiedzi są jak najbardziej potrzebne i poszukiwane, więc nie ulega wątpliwości, że tomik będzie się cieszył sporym powodzeniem na rynku. Poza modami jednak jest on starannie przygotowany i dobrze przemyślany - chociaż temat wydaje się ograniczać twórcze możliwości, wcale tak nie jest, nawet przeglądanie kolejnych stron może rozbawić istnieniem baśniowych wariacji tytułowych postaci. Dzięki takim wskazówkom dzieci będą rozwijać wyobraźnię i przekonywać się o własnej mocy sprawczej w prowadzeniu historyjek. Być może odkryją też w sobie twórczy - zwłaszcza komiksowy - potencjał i przymierzą się do wkraczania w świat rysunkowych opowieści. Jest tu sporo praktycznych podpowiedzi obrazkowych, które sprawią, że dzieci poczują się pewniej w rysowaniu co bardziej wymagających motywów.

sobota, 11 lutego 2023

Elżbieta Sieradzińska: Wrócimy po was. Historie alpejskie

Marginesy, Warszawa 2023.

Bez szans

Elżbieta Sieradzińska rozsmakowała się w górskich historiach i na rynek powraca z książką "Wrócimy po was. Historie alpejskie" - zestawem katastrof i wypadków bez happy endu, wyzwalających gorycz i poczucie bezradności w związku z obietnicami, których nie da się zrealizować. Jak tytułowe "wrócimy po was" - słowa, których nie można było wprowadzić w czyn za sprawą odgórnej decyzji i które oznaczały wydanie wyroku śmierci na młodych mężczyzn podążających za marzeniami. Owszem, gdyby udało się sprowadzić ich z gór, czekałby ich szereg amputacji - jednak rozpaczliwa walka o przetrwanie i determinacja, dzięki której przeżyli w ekstremalnych warunkach znacznie więcej czasu niż ktokolwiek by się spodziewał wyzwalają w czytelnikach niezgodę na takie zakończenie. Elżbieta Sieradzińska wie, jak wywołać potężne emocje, kieruje się do odbiorców, oferując im zestaw wstrząsających historii. Wykorzystuje modę na literaturę górską i literaturę faktu w tematyce okołogórskiej - odświeża wydarzenia, które odbiły się szerokim echem w mediach i pozwala jeszcze raz przeżyć nietypowe i sensacyjne sceny. Jest tu zerwanie lin kolejki górskiej przez samolot - dramatyczny wypadek, który nie powinien się był wydarzyć. Jest katastrofa innego samolotu - owiana tajemnicą i pełna dziwnych okoliczności nie do upowszechniania. Jest pilot, który potrafi lądować na dużych wysokościach i w różnych warunkach: pomaga w ocalaniu życia śmiałków, którzy zapuścili się zbyt wysoko albo przecenili swoje umiejętności. Sieradzińska sięga po życiorysy i po historie tajemnicze, nie zawsze możliwe do pełnego wyjaśnienia. Odkrywa przed czytelnikami tajemnice gór, sprawia, że ludzie chcą śledzić losy bohaterów i zastanawiać się nad ich decyzjami. Wiadomo, że nie wszystko pójdzie zgodnie z planem, wiadomo, że nie wszyscy z kolejnych rozdziałów przeżyją - Elżbieta Sieradzińska nie skupia się jednak na ludzkich dramatach dla sensacji. Znajduje znakomite opowieści, potrafi zaangażować w nie czytelników. Dzieje się tak między innymi za sprawą reporterskiego podejścia do odwzorowywanych faktów. Autorka odnosi się bezpośrednio do emocji i do postaw ludzi, którzy z różnych powodów wystawieni zostali na poważne niebezpieczeństwo i niekoniecznie wiedzą, jak poradzić sobie w górach. Rejestruje ich drobne marzenia i nadzieje, żeby za moment pokazać, jak los potrafi wszystko w jednej chwili odebrać albo przekreślić. Jednak "Wrócimy po was" to nie książka, która wybrzmiewałaby pesymistycznie. To kawał porządnej literatury okołogórskiej, coś dla fanów modnych reportażowych opowieści o alpinistach i nie tylko o nich. To klimatyczna relacja dotycząca potęgi gór i wyzwań, jakie mogą spotkać każdego, kto próbuje się z nimi zmierzyć. Elżbieta Sieradzińska dobrze czuje się w tym gatunku, ma do zaoferowania czytelnikom sporo - a jej komentarze są przekonujące i wartościowe. Nie jest to kolejne przetrawianie już przedstawionych historii, a spójna, dobrze skomponowana i starannie przemyślana książka zapewniająca czytelnikom adrenalinę. Obowiązkowa pozycja dla wszystkich tych, którzy są zainteresowani tropieniem górskich katastrof - i dla tych, którzy cenią sobie sprawne narracje.

piątek, 10 lutego 2023

Emmanuel Tredez: Makaron

Harperkids, Warszawa 2023.

Apetyt

Seria dla niejadków bardzo się przydaje zwłaszcza rodzicom, którzy potrzebują wsparcia w przekonywaniu pociech do próbowania nowych potraw. Kolejni autorzy proponują zgrabne i obrazkowe historyjki o wybranych daniach lub składnikach dań. "Makaron" to kolejna publikacja pod szyldem Akademii Mądrego Dziecka. Emmanuel Tredez wyjaśnia między innymi, że makaron nie rośnie na drzewach - ale przygląda się też poszczególnym rodzajom makaronu. Niby jest to wiedza, bez której kilkulatki mogłyby się obejść - ale chodzi przecież o to, żeby zachęcić najmłodszych do jedzenia różnych potraw, a informowanie o nich może zaintrygować. Dzieci dowiedzą się, z czego robi się makaron, kiedy został wymyślony i jakie jego odmiany pojawiają się w różnych częściach świata. Zabiera się małych odbiorców do fabryki makaronu, tak, żeby wszyscy zobaczyli, jak przygotowuje się różne rodzaje makaronu (i co może się nie udać). Co ciekawe, autor próbuje też przemycić przepisy i smaki, które niekoniecznie urzekną dzieci - podsuwa pomysły na zdrowe dodatki (makarony z warzywami), albo na sosy z serem - a to na pewno spodoba się rodzicom. Trudno raczej wyobrazić sobie makaron, który mógłby rywalizować w oczach dzieci z fast foodami, więc Emmanuel Tredez radzi sobie i tak dobrze jak na wybrany temat.

Makaron nie wydaje się być wymarzonym bohaterem bajki dla dzieci. Tymczasem Tredez proponuje przegląd ciekawostek związanych z konkretnym rodzajem jedzenia. Może przez to nakłonić dzieci do testowania smaków i do porównywania, jak sprawdzają się w wersji obiadowej różne charakterystyczne gatunki makaronów. Dzięki książce mogą inaczej spojrzeć na propozycje obiadów, mogą też przekonać się do czegoś, czego wcześniej spróbować nie chciały. Taka publikacja zaspokaja ciekawość najmłodszych i zapewnia im szansę zdobywania nietypowych informacji. To prosta droga do ustalania i zmian nawyków żywieniowych. "Makaron" to książka krótka i rzeczowa, wypełniona danymi, tak, żeby zaspokoić ciekawość maluchów. Są tu zabawne ilustracje z bohaterami, którzy obserwują produkcję makaronu i swoimi minami zapraszają do jedzenia. Są tu też ilustracje poglądowe: zwłaszcza po to, żeby utrwalić wiadomości i sprawić, by dzieci zainteresowały się daniem. Makaron staje się bohaterem intrygującym, ładnie uzupełnia całą serię. Emmanuel Tredez nie musi silić się na udziwnienia: wystarczy, że opowie dzieciom coś, o czym nie mają pojęcia - dzięki temu trafi zwłaszcza do odbiorców lubiącym zadawać pytania. Jednocześnie nakłoni do lektury i niejadki, i małych łasuchów. Zaprosi do eksperymentów kulinarnych i do przyglądania się gotowaniu. Być może stanie się to początkiem drogi do odkryć smakowych i do samodzielnego poszukiwania urozmaiceń jadłospisowych. Cała seria zasługuje na uwagę, bo jest dobrze wymyślona i skomponowana z myślą o dzieciach. "Makaron" to publikacja, jaka powinna się pojawić w domach - żeby najmłodsi dowiedzieli się czegoś o potrawach z własnych talerzy.

czwartek, 9 lutego 2023

Lucy Maud Montgomery: Anne z Szumiących Wierzb

Marginesy, Warszawa 2023.

Praca u podstaw

Anne Shirley otrzymuje posadę dyrektorki. Oznacza to dłuższe rozstanie z Zielonymi Szczytami: teraz młoda kobieta mieszka w Szumiących Wierzbach - romantycznym i przytulnym domu zamieszkanym przez dwie wdowy i ich "służącą", a w rzeczywistości wierną choć sarkastyczną przyjaciółkę i gospodynię. Anne znajduje tu nie tylko bratnie dusze, ale też schronienie na czas rozłąki z narzeczonym. Może liczyć na życzliwość z wielu stron, chociaż czasami też zostanie zmuszona do bardziej zdecydowanych działań - i nawet będzie musiała kilka razy zrezygnować z wrodzonej łagodności, żeby zaprowadzić właściwe porządki w swoim otoczeniu. Anne słodka, dobra i życzliwa światu czasami się zmienia: doprowadzona do ostateczności potrafi wykorzystać sarkazm i zdecydowanie - a konsekwencje jej działań przynoszą dobre efekty. Na szczęście, bo inaczej bohaterka przeżywałaby zbyt duże wyrzuty sumienia, żeby było to strawne dla czytelników. "Anne z Szumiących Wierzb" to przede wszystkim listy, zwłaszcza do Gilberta. Anne opowiada ukochanemu o swoich codziennych przeżyciach, skupia się zwykle na lokalnych plotkach i towarzyskich relacjach. Mnóstwo tu dalszoplanowych postaci, które dzielnie prezentują klimat małej społeczności. To pobrzmiewa nieco archaicznie, dzisiaj mało kto ekscytowałby się spostrzeżeniami Anne - jednak bardzo dobrze sprawdza się to w odwzorowywaniu codzienności bohaterki. Lektura ta nie do końca się zestarzała, ponieważ przygody Anne przyciągają poczuciem humoru. Od czasu do czasu bohaterki pozwalają sobie na wyjście ze sztywnych ram, porzucają konwenanse i wygłaszają cierpkie uwagi albo wręcz prawią sobie nawzajem złośliwości - to nagroda dla czytelniczek, sposób na wytrącenie z poetyki plotki. Anne od czasu do czasu przyjeżdża do Zielonych Szczytów - to autorka wykorzystuje, żeby zaznaczyć, co dzieje się u dawnych znajomych i przyjaciół. Przygotowuje jednak też Anne do dorosłości - do poważnego związku z Gilbertem.

Nie zabraknie dzieci, które ożywiają akcję. Są tu upiorne i źle wychowywane bliźnięta, które zastępują Davy'ego i Dorę (już mocno spoważniałych), jest mała Elizabeth - dziewczynka o ogromnej wrażliwości i wyobraźni tłamszonej przez opiekunki. Anne kocha dzieci i nie ukrywa tego, nawet jeśli w szkole musi walczyć z całym rodem nieżyczliwych sobie ludzi. "Anne z Szumiących Wierzb" to lektura dla fanek Lucy Maud Montgomery - co ciekawe, Anna Bańkowska, która proponuje przekład "rewolucyjny" (między innymi zastępuje topole wierzbami i wyjaśnia powrót do oryginału), nie będzie zbytnio zwracać na swoją pracę uwagi (chyba że akurat posiłkuje się w wypowiedziach regionalizmami, które rzucają się w oczy). Kto chce towarzyszyć Anne w wyprawie przez życie, ten się nie zawiedzie - i nawet jeśli dzisiaj ta seria wydaje się nieco przebrzmiała, część odbiorczyń chce wracać do lektur z dzieciństwa. Nowe tłumaczenie to świetna okazja do tego, żeby uzupełnić biblioteczkę i odświeżyć sobie klasykę.

środa, 8 lutego 2023

Denis Johnson: Syn Jezusa

Karakter, Kraków 2020.

Migawki

Maleńki tomik zawiera w sobie ogromny ładunek emocji zaklętych w miniaturowych opowiadaniach. "Syn Jezusa" Denisa Johnsona to zestaw drobiazgów literackich, które można zaklasyfikować jako prozę buntowniczą i odnoszącą się do środowisk marginalizowanych (ale w literaturze bardzo często wynoszonych na wyżyny i hołubionych zwłaszcza przez pewną grupę bezkompromisowych autorów). To z pewnością proza niszowa: niekoniecznie podbijająca serca szerokiego grona czytelników - jednak nie sposób odmówić jej wartości i możliwości sterowania wyobraźnią odbiorców. W tych opowiadaniach króluje zgryźliwy czarny humor, ironiczny i inteligentny, daleki od współczucia. Bohaterowie zwykle nie mają większego wpływu na własny los, ale nikt nie zamierza się z tego powodu nad nimi litować: każdy w pewnym momencie egzystencji musi podjąć decyzję, w co się wpakować - jeśli nie ma przy tym rzeczywistego wyboru, nie znaczy to, że pozostanie bez odpowiedzialności za swoje czyny. Zresztą tu używki mocno ukierunkowują działania. Ludzkie życie jest żałosne i nie ma żadnej wartości, przynajmniej nie w świecie bezwzględności i brutalności. Tutaj nigdy nie wolno zdradzać przejawów dobrego serca, sentymenty - jeśli wkraczają - to tylko po to, żeby zaburzyć obraz postaci, twardych i okrutnych wobec siebie. Denis Johnson nie roztkliwia się nad prezentowanym światem. Im więcej brudu, bezradności i rozczarowań - tym lepiej. A jednak wszystko zamienia w opowieść magiczną i wciągającą, bez względu na brak ukojenia.

W tych opowiadaniach największą siłą staje się nie treść a narracja. Denis Johnson nie zaskakuje buntowniczymi frazami i niezgodą na rzeczywistość. W przestrzeni ludzi, którzy są gotowi na wszystko, bo wcześniej już wszystko stracili, wśród tych, którzy rezygnują z kręgosłupa moralnego dla wygody albo dla zemsty nie wydarzy się nic krzepiącego. Jednak sposób, w jaki autor przedstawia losy postaci, zasługuje na pełną uwagę bez względu na rozwiązania fabularno-psychologiczne. W tych małych opowiadaniach uderza wyjątkowa precyzja w portretowaniu ludzi i miejsc - wystarczy kilka słów, żeby uświadomić odbiorcom, z czym będą mieć do czynienia. Te opowiadania działają na wyobraźnię i wybrzmiewają niemal jak fragmenty filmowe. Autor potrafi słowem odmalować to, co istotne dla jego postaci, ale i dla przesłań samych historii - dobrze i mocno puentowanych. Zdarza się jednak i tak, że Johnson rezygnuje z opisów na rzecz przerzucania się przez bohaterów dialogami - i wtedy nie sili się już na dodatkowe komentarze, wie, że to, co ma zostać powiedziane, uda się zawrzeć bezpośrednio w rozmowie. Zyskuje wtedy większą dynamikę w akcji i sprawia, że całość wypada bardziej przekonująco. "Syn Jezusa" to miniatura, która robi spore wrażenie na odbiorcach.

wtorek, 7 lutego 2023

Catherine Barr: Czternaście wilków. O strażnikach ekosystemu

Nasza Księgarnia, Warszawa 2023.

Przestrzenie

Chociaż to picture book, nie należy do książek dla najmłodszych. Wielkoformatowy tom "Czternaście wilków" kierowany jest do odbiorców poszukujących ambitnych opowieści, poważnych i edukacyjnych, powiązanych z ochroną przyrody i ze zmienianiem świadomości społeczeństw. Catherine Barr zabiera czytelników do Yellowstone, żeby pokazać losy kanadyjskich wilków schwytanych i przetransportowanych do wielkiego parku narodowego, żeby odbudować ekosystem. Najpierw wilki w Yellowstone były naturalnymi mieszkańcami, zwierzętami, które padły ofiarą własnej legendy. Nie wszystkim podobało się bowiem, że wilki to drapieżniki - myśliwi uznali, że mogą je odstrzelić. Doprowadzili do całkowitego zniknięcia wilków z Yellowstone, co nie pozostało bez wpływu na całe otoczenie. Catherine Barr między innymi sprawdza, jak zmieniły się warunki przyrodnicze po zniknięciu wilków: dla których gatunków stało się to szansą, a dla których... zagrożeniem. Coś, czego nie są w stanie wywnioskować zwykli odbiorcy, tu zostaje pokazane bardzo dokładnie. Okazuje się, że wilki w pewnych miejscach są niezbędne dla zachowania równowagi w przyrodzie - nawet jeśli część ludzi będzie je uważać za szkodniki. Czternaście wilków, które sprowadzają badacze do Yellowstone, ma przywrócić dawny porządek. Autorka obserwuje, co dzieje się wtedy, kiedy wilki trafią już na nowe miejsce. Przy okazji przedstawia też kolejne reguły panujące wśród wilków czy tematy związane z ochroną środowiska. Łatwo przeoczyć w tej książce granice między kolejnymi rozdziałami, wszystko zamienia się w jedną wielką emocjonującą przygodę, A przecież Catherine Barr nie fabularyzuje doświadczeń wilków. Rezygnuje z podążania stale za nimi, czasami wystarcza jej opisywanie konsekwencji działań watahy, informuje, co dzieje się z różnymi istotami - nawet najmniejszymi. To może przyciągnąć małych odbiorców, którzy przekonają się dzięki temu, jak wyciągać wnioski dotyczące przyrody na podstawie własnych obserwacji - także na spacerach. Zainteresują się też dziką przyrodą i jej wpływem na środowisko - a w rezultacie również tematami ochrony środowiska. "Czternaście wilków" to książka wyjątkowa, przekonująca i wartościowa - w sam raz dla odbiorców, którym leży na sercu dobro dzikich zwierząt i przyrody w ogóle. Jenni Desmond proponuje obrazki dość mroczne, ciemne i klimatyczne - również oddalają skojarzenia z literaturą dla dzieci, pasują bardziej do młodzieżowych narracji. "Czternaście wilków" to książka dla starszych czytelników, bo nie ma tu zabawy ani rozrywki, jest za to walka o to, by zwierzęta mogły zwyczajnie żyć tam, gdzie powinny. Ta lektura uruchamia wrażliwość w odbiorcach, uczy, jak dbać o przyrodę i dlaczego w ogóle przejmować się, gdy jakiś gatunek z konkretnego miejsca zniknie. Catherine Barr wpisuje się w modę na przywracanie dobrego imienia wilków, a do tego dzieli się fascynacją dotyczącą wilków z odbiorcami. Przykuwa uwagę i nie pozwala oderwać się aż do finału, zaspokaja ciekawość i przywiązuje do zwierzęcych bohaterów. Jest to książka wypełniona ciekawostkami wysokiej jakości.

poniedziałek, 6 lutego 2023

Ellen DeLange: Z pamiętnika babci

Kropka, Warszawa 2023.

Przeżycia

Ellen DeLange przypomina dzieciom dawne rozrywki i przekonuje, że warto utrwalać miłe i ciekawe chwile we własnych zapiskach. Co prawda dzisiejsze kilkulatki szybciej dałyby się namówić na prowadzenie bloga (i zmierzyły ze słomianym zapałem) niż na ręczne pisanie w specjalnym zeszycie - jednak warto spróbować. Mała bohaterka tomiku obrazkowego "Z pamiętnika babci" jeszcze nie wie, o co chodzi z notowaniem codziennych wrażeń. Jednak za sprawą prezentu dla babci będzie mogła się przekonać, jak miłe wspomnienia zapewnia taka praca. Dziewczynka wręcza babci na urodziny pamiętnik - ale nie ma pojęcia, do czego to służy. Prosi zatem o wyjaśnienia i może wysłuchać kilku ciekawych historii - przygód innej małej dziewczynki. Nie wie jeszcze, że słucha wspomnień babci, wydaje jej się, że poznaje jakąś bajkę. To wystarczająca motywacja i zachęta do działania - już niedługo Lissy dostanie własny zeszyt i będzie mogła zamienić się w autorkę lektury na przyszłość.

"Z pamiętnika babci" to historyjka dość przewidywalna dla dorosłych, dzieci jednak znajdą w niej to, co najbardziej w czytankach lubią: przygodę i zaskoczenie, niespodziankę, która wydaje się zaczerpnięta ze świata fantazji, a jest jak najbardziej prawdziwa i bliska także samym czytelnikom. Dzieci mogą samodzielnie odkrywać doświadczenia Lissy oraz jej babci. Ilaria Zanellato zapewnia atrakcyjną stronę graficzną: wielkie obrazki zapraszają do tego świata. "Z pamiętnika babci" to zatem klasyczna w duchu publikacja, starannie przygotowana i z przesłaniem - tak, żeby najmłodsi mogli czerpać inspirację z wiadomości przemycanych przez autorkę. Dla nich to okazja do poznania czegoś nowego - czegoś, co wydawało się już archaiczne i niemodne. Odbiorcy raczej nie są przyzwyczajeni do utrwalania wspomnień w taki sposób, zatem pokazanie im, jak robili to dziadkowie, jest dobrym pomysłem. Buduje więzi międzypokoleniowe i zaprasza do rozmów rodzinnych - to najmłodsi pod wpływem tej lektury mogą zacząć zadawać pytania swoim dziadkom i dążyć do odkrywania ich historii. Ellen DeLange nie szuka sensacji ani tematów, które byłyby dla dzieci wstrząsające, raczej wycisza i przygotowuje do snu. Zwraca też uwagę na jakość narracji, nie przeładowuje jej dowcipami ani infantylizmem bohaterki (nawet jeśli czegoś nie wie, może się dopytać i dowiedzieć bez większego trudu). Cała historia nie należy do skomplikowanych, nawet jeśli w niej mieszczą się kolejne opowieści - taka kompozycja ma tylko zachęcać dzieci do czytania i do przeglądania stron tej książeczki. Picture book "Z pamiętnika babci" to propozycja dla najmłodszych, którzy potrzebują zachęty do bardziej oryginalnego działania i nie wiedzą, jak dać upust twórczej ekspresji. Być może rozbudzi słomiany zapał, ale z pewnością pokaże dzieciom coś, czego do tej pory nie znały.

niedziela, 5 lutego 2023

Magdalena Gembacka: Roślinna uczta smaków

Marginesy, Warszawa 2023.

Przepisy roślinne

Magdalena Gembacka to kolejna autorka, która dała się poznać odbiorcom jako blogerka tematyczna - i przechodzi (nie pierwszy raz) na teren książek tradycyjnych. "Roślinna uczta smaków" to publikacja dla wszystkich zainteresowanych przygotowywaniem potraw wegańskich. Gembacka unika tutaj dań o dużym stopniu skomplikowania. Dość długo zajmuje się podawaniem podstaw - przygotowuje przepisy na buliony, sosy i dipy, dodatki, przystawki i przekąski. Podsuwa też informacje o tym, jak przyrządzać podstawy przydające się w późniejszych przepisach. Ucieka jednak od komplikowania gotowania: zależy jej na tym, żeby przyciągać odbiorców prostotą i porządkiem w kuchni. Nie udziwnia i nie szuka na siłę zamienników z przepisów wegańskich: raczej próbuje pokazać bogactwo takich wyborów (chociaż czasem też przestrzega, na przykład kiedy zastępuje się łososia marchewką - należy pamiętać o tym, że w ten sposób nie zapewni się konkretnych składników odżywczych). Sedno tkwi w doprawianiu i odpowiednim wyborze połączeń smakowych - autorka wie, że jedzenie tylko roślinnych produktów nie może się nikomu znudzić, stąd już tylko krok do odnalezienia siebie w takiej pasji. "Roślinna uczta smaków" zachęca do sprawdzania, jakie smaki można wyczarować z wciąż tych samych składników. To również zestaw doskonałych podpowiedzi wiążących się z decyzjami, co zrobić na obiad albo na przyjęcie. Magdalena Gembacka inspiruje.

Same przepisy zostały ograniczone do minimum, czasami wystarczy wskazówka, aby zmiksować i zmieszać wszystkie składniki - liczy się przecież pomysł na połączenia smakowe, na to, jak wydobyć maksymalnie dużo z używanych na co dzień warzyw. Przyzwyczaja też autorka do eksperymentów i nowych poszukiwań, przekonuje, że warto porzucić utarte przyzwyczajenia. Niektóre podpowiedzi są na tyle kuszące, że chce się od razu je przetestować - "Roślinna uczta smaków" to zatem również reklama kuchni wegańskiej i zdrowego odżywiania się. A przecież autorka nie zamierza pilnować czytelników i zabraniać im kulinarnych przyjemności: przechodzi w końcu do dań obiadowych (znowu zup jest więcej niż drugich dań), a stąd do deserów - i w deserach pozwala na odstępstwa od diet i na używanie cukru.

Pod względem konstrukcji nie jest to książka zaskakująca: "Roślinna uczta smaków" to lektura użytkowa przygotowana według charakterystycznego schematu. Autorka tylko czasami na krótko zabiera głos - wie, że po książkę sięgać będą odbiorcy dla przepisów, koncentruje się zatem na podawaniu list składników i przygotowania rozpisanego na poszczególne etapy. Nie chce, żeby odbiorcy mieli jakiekolwiek problemy z gotowaniem - dba zatem o przejrzystość i dzieli się wypracowanymi radami. "Roślinna uczta smaków" to książka dla wszystkich, bez względu na to, czy jedzą mięso czy nie: czasami można zrezygnować z białka pochodzenia zwierzęcego, choćby po to, żeby sprawdzić, co kuchnia wegańska ma do zaoferowania. Nawet najwięksi sceptycy będą mogli się przekonać, że warto takie przepisy wprowadzić do swojego menu.

sobota, 4 lutego 2023

Adam J. Kurtz: Jesteś tutaj *teraz

Rebis, Poznań 2023.

Rady

Adam J. Kurtz znalazł dla siebie przepis na szczęście i postanawia podzielić się nim z czytelnikami, produkując dość prosty i szczery poradnik oparty na autobiograficznych doznaniach i na nieskomplikowanych przemyśleniach - w sam raz, żeby coś do szerokiego grona odbiorców dotarło. "Jesteś tutaj *teraz" to krótka opowieść o poszukiwaniu samego siebie i o drodze do spełnienia - bez przymusu i bez zabiegów wymagających dużego wysiłku. Autor dąży raczej do tego, żeby odbiorcy mogli zastanowić się nad sobą i nad własnymi wyborami, a w następstwie takiej refleksji - żeby doszli do wniosków, dzięki którym będzie im łatwiej wkraczać w codzienność. "Jesteś tutaj *teraz" to publikacja niewielka i intrygująca przez ogrom stron do wyrwania. Kurtz zachęca zresztą, żeby pozbawiać tom kartek - zabierać ze sobą te przemyślenia, które najbardziej i najpełniej opisują czytelnika. Świetnie zdaje sobie sprawę z tego, że dzisiaj odbiorcy potrzebują prostych wskazówek i filozofii w stylu Coelho - dlatego też nawet nie będzie próbował budować programu naprawczego. Pozwala sobie na przyjęcie roli przewodnika, który sam dopiero odkrywa podstawowe prawdy o rzeczywistości. Pyta o to, dlaczego ludzie stają się szczęśliwi i kiedy sami działają na własną niekorzyść, a to pomaga mu w przemycaniu wskazówek i porad. "Jesteś tutaj *teraz" to nic innego jak tom, który ma zdjąć z czytelników presję: ma pokazać, że każdy popełnia błędy i nie ma sensu przejmować się nimi nad miarę, że szczęście ma wiele odmian i przepis jednego człowieka niekoniecznie sprawdzi się w przypadku drugiego (zadziwiające podejście, kiedy chce się mówić innym, jak mają żyć). Autor stopniowo wprowadza też we własne życie, żeby odbiorcy pojęli, że różne doświadczenia - dzieło przypadku - zmieniają perspektywę i doprowadzają do przewartościowań. Adam J. Kurtz bardzo chce przybliżyć swoje odkrycia czytelnikom. Poszukuje w nich esencji, stawia na konstrukcje aforystyczne albo okołoaforystyczne - bo wie, że taka forma przypadnie do gustu zabieganym czytelnikom. Do tego może realizować wizję graficzną: pojedyncze zdania i akapity wyciągane na osobne strony pełnią rolę graficznego ozdobnika - ale przydają się też jako drogowskaz, zestaw uwag od bardziej doświadczonego dla tych czerpiących inspirację z doświadczeń innych. Adam J. Kurtz nie zamierza iść na kompromisy, chociaż do elastyczności w podejściu zachęca. Nie szuka konkretnych przykładów, znacznie lepiej czuje się w swobodnym dywagowaniu na ogólnoludzkie tematy, dba o lekturę wygodną dla czytelników i sprawdzającą się w przypadku poszukiwania przewodnika. "Jesteś tutaj *teraz" to relacja osobista przełożona na zbiór dyskretnych podpowiedzi co do kierunków obieranych w życiu. Adam J. Kurtz wie, jak przekonywać do siebie. I chociaż wcale nie zaimponuje odbiorcom specjalnie przygotowanym programem naprawczym, fakt, że stawia na normalność i na odczucia większości z jego odbiorców przyczynia się do pozytywnej oceny tej książki. "Jesteś tutaj *teraz" to książka, która wielu czytelników poruszy - nie jest zbyt głęboka ani zbyt ambitna, daje raczej namiastkę dbania o własną psychikę niż dobrze przemyślane wnioski. A jednak autor zdaje sobie sprawę, czym najlepiej i najszybciej trafi do odbiorców i to wykorzystuje.

piątek, 3 lutego 2023

Pierwsze bajeczki. Dzień dobry, pani doktor! / Dzień dobry, króliczku!

Harperkids, Warszawa 2023.

Historyjki

Bardzo krótkie kartonowe picture booki z przesuwanymi częściami pozwolą dzieciom zaprzyjaźnić się z książką jako sposobem spędzania wolnego czasu i źródłem rozrywki. W Akademii Mądrego Dziecka ukazuje się podcykl Pierwsze bajeczki - zestaw miniaturowych historyjek wiążących się z codziennością kilkulatka, ale też dostarczających cennych informacji. W "Dzień dobry, króliczku" liczy się przede wszystkim dobra zabawa malucha: oto bohaterowie, sympatyczna królicza rodzinka. Małe w tej rodzinie ciągle brykają, trzeba na przykład znaleźć jednego z nich (uszy wystają mu z kryjówki, a proces odkrywania wiąże się z przesuwaniem odpowiedniego elementu kartonowej strony). Króliczki jedzą marchewki albo skaczą - a kiedy są zmęczone, udają się na odpoczynek. Nie jest to raczej porywająca fabuła, ale nie o to w tomiku chodzi, raczej o zdolność tworzenia pierwszych opowieści, doskonalenie sztuki narracji. To przecież książeczki do oglądania wspólnie z dzieckiem i do wykonywania manualnych prostych zadań - tak, żeby najmłodsi dobrze się bawili podczas śledzenia przygód królików. W tomiku "Dzień dobry, pani doktor" chodzi o coś innego: tutaj bohater - dziecko - przybywa do lekarza. Prowadzi narrację w pierwszej osobie, chociaż nie byłby w stanie samodzielnie tak dobrze operować słowem - jednak przyjęty tu sposób opisywania rzeczywistości ma przekonać odbiorców do pewnych zachowań. U lekarza nie dzieje się nic strasznego: ważenie to dobra zabawa, zaglądanie do ucha nie przestraszy (nawet jeśli lekarka ma specjalistyczne narzędzia), co więcej: szczepionka również nie wyzwala lęku. To prosty sygnał dla odbiorców: nie należy bać się wizyt kontrolnych u lekarza ani panikować z powodu szczepień - wszystko może odbywać się w przyjemnej atmosferze. Tutaj maluch, który śledzi opowieść, może dowiedzieć się czegoś o swojej roli u lekarza, może też przypomnieć sobie w odpowiednim momencie dobry przykład dawany przez bohatera. Jest tu znacznie więcej emocji niż przy opowieściach o króliczku, głównie dlatego, że nie ma zapośredniczania doświadczeń dzieci - to, co przeżywa chłopiec, daje się łatwo przełożyć na sytuacje znane odbiorcom. W przypadku króliczków hasanie i brykanie czy zabawa w chowanego to cenione i znane zabawy - jednak od początku kojarzą się maluchom dobrze i nie trzeba do nich specjalnie przekonywać, można się co najwyżej zainspirować. W obu książeczkach grafiki są proste i komputerowe, pozbawione konturów i sprowadzane do dużych kolorowych kształtów. Postacie mają wielkie oczy i uśmiechy (niemal obowiązkowe), swoim wyglądem albo zachęcają do spędzania z nimi czasu, albo sugerują, jak dobrze im we własnym gronie. Odbiorcy mogą dzięki temu zainteresować się przedstawionymi scenkami i samymi historyjkami. Nie ma tu potrzeby przesadnego angażowania się w akcję, więc bajki mogą służyć do wyciszania przed snem i przydadzą się również jako zestaw ćwiczeń motorycznych, udowodnią dzieciom, że książek nie wertuje się zawsze w ten sam sposób. Niespodzianki tu zawarte - dzięki ruchomym elementom - przekonają najmłodszych do takiej formy rozrywki. Oczywiście rozwiązania z cyklu nikogo nie zaskoczą, bo wszyscy znają tę serię - sprawdzoną i stale obecną na rynku. Małe, zgrabne kartonowe picture booki przydadzą się do rozbawiania najmłodszych pociech.

czwartek, 2 lutego 2023

Kaija Puura: Jak wychować dziecko na fajnego człowieka

Luna, Warszawa 2023.

Wychowanie

Kaija Puura zwraca się do wszystkich tych, którzy zamierzają mądrze i świadomie prowadzić swoje dziecko przez pierwsze lata życia - tak, by zapewnić mu jak najlepsze warunki do samodzielnego rozwoju w przyszłości. "Jak wychować dziecko na fajnego człowieka" to poradnik dotyczący kwestii rodzicielskich, ale też próba przywrócenia tego, co w procesie kształtowania młodych pokoleń ostatnio zostało przykryte i zapomniane. Kaija Puura przypomina dorosłym, że kiedyś dzieci nie miały każdej chwili zajętej rozmaitymi zorganizowanymi ćwiczeniami, że czasami trzeba się ponudzić albo znaleźć własny pomysł na zabawę, żeby móc się rozwijać. Uderza zwłaszcza w nadambitnych rodziców, żeby przypomnieć im, że dziecko nie może żyć wyłącznie pod ich dyktando: potrzebuje też przestrzeni dla siebie, a nie ściśle wypełnionego grafiku. "Jak wychować dziecko na fajnego człowieka" to zatem przypomnienie, co składa się na "fajność" i dzięki czemu obiekt działań - już jako dorosły - będzie umiał poradzić sobie w życiu, będzie lubiany i doceniany na wszystkich płaszczyznach. Ma się podczas lektury wrażenie, że to wszystko, co dziadkowie i pradziadkowie stosowali wręcz intuicyjnie w stosunku do własnych pociech, teraz należy przekuć w odpowiedni program zachowań - autorka między innymi podpowiada, żeby nie bać się infantylizowania w mówieniu do dzieci, informuje, jak zwykłą rozmowę (czy monolog do malucha) zamienić w zabawę i przyczynić się do lepszego rozwoju kilkulatka. Przypomina o tym, jak ważne jest wytyczanie granic - dziecko, które nie umie jeszcze oceniać konsekwencji zachowań, potrzebuje jasno określonych zasad. Kaija Puura nie odwołuje się tu bezpośrednio do bezstresowego wychowania, ale nie ulega wątpliwości, po jakiej stronie się opowiada. Przy okazji może wskazać w praktyce, jaką postawę wobec dziecka przyjąć. Będzie uczyć między innymi, jak zażegnywać konflikty lub odwracać uwagę dziecka, jak postępować, gdy maluch sprawdza, ile mu wolno i jak nie podważać autorytetu drugiego rodzica. Odnosi się do typowych scenek z każdego domu: do kwestii posiadania młodszego rodzeństwa, do spożywania posiłków i udawania się na odpoczynek. Nie wyklucza w tym wszystkim wzajemnej miłości: rodzice mają dzięki stanowczym postawom dawać oparcie i chronić dziecko przed niebezpieczeństwami. Dziecko z kolei doceni spokój. Kaija Puura żuje właściwie w świecie ułudy, stawia na podręcznikowe scenki i rozwiązania, które niekoniecznie muszą okazać się trafne w zwyczajnym życiu. Jednak uznaje rolę rutyny i porządku w rytmie dnia, wskazuje też, jak dziecko mogłoby budować relacje społeczne, jeśli z tym akurat ma problem. Rodzice, którzy nie wynieśli ze swoich domów dobrych doświadczeń w kwestii wychowywania potomstwa, albo ci, którzy chcieliby wrócić do dawnych wartości, mogą sięgnąć po tom "Jak wychować dziecko na fajnego człowieka". Kaija Puura w zasadzie nie szuka zbyt rozbudowanych podpowiedzi i ocen - wie, że to, co przedstawia, obroni się samo. Zamienia się w przewodnika po wychowywaniu maluchów - mądrze i w przetestowany sposób. Odnosi się do typowych doświadczeń dziecka i w każdym z nich znajduje pole do komentowania z perspektywy poradnika - podsuwa rodzicom klucz do zażegnywania afer domowych. A przy tym zajmuje się sprawami ważnymi i wartościowymi dla samych dzieci, przypomina to, co zostało już sprawdzone i sięga po wskazówki znane poprzednim pokoleniom. Radzi sobie z tym całkiem nieźle - tworzy książkę, z której porady trzeba samodzielnie wyłuskiwać, ale - nie ze zbyt indywidualizowanej narracji.

środa, 1 lutego 2023

Francoise Laurent: Miód

Harperkids, Warszawa 2023.

Praca

Kolejny tomik z serii Wiem, co jem w Akademii Mądrego Dziecka przynosi najmłodszym opowieść o pszczołach i ich działaniach. Nie ma tu zatem zwiedzania fabryk i miejsc, w których ludzie wytwarzają określone rodzaje jedzenia - Francoise Laurent zajmuje się przybliżaniem roli pożytecznych owadów. Człowiek liczy się tu bardzo mało: przy dokładaniu nadstawek do uli i przy wkładaniu ramek z miodem do miodarki. Może ewentualnie pomóc w ocalaniu pszczół - ale właściwie nie jest im potrzebny. Laurent przedstawia kolejne etapy działania pszczół, między innymi pokazuje hierarchię w ulu i zasady funkcjonowania pszczelej społeczności (ale pomija choćby taniec pszczół jako język, którym się porozumiewają: liczy się w pierwszej kolejności miód). Pszczoły zapylają rośliny i są potrzebne w ekosystemie, chodzi między innymi o to, żeby nauczyć dzieci szacunku do zapylaczy i wyczulić na krzywdę najmniejszych stworzeń. "Miód" przynosi jednak również opowieść o kolejnym przysmaku - być może lektura stanie się zachętą do spróbowania czegoś nowego, do eksperymentów kulinarnych i do testowania różnic między gatunkami miodu (także opisanymi skrótowo pod koniec tomiku) - ale nawet gdyby miała być tylko okazją do uważnego rozglądania się podczas spacerów, warto po nią sięgnąć.

"Miód" to opowieść nieco inna niż poprzednie tomiki w cyklu. Przede wszystkim jest tu więcej tekstu: na każdej rozkładówce pojawia się dłuższe, akapitowe wyjaśnienie jakiegoś elementu pszczelej codzienności. Jest tu coś do poczytania, część dzieci może być zaskoczona tak rozwiniętą narracją - w dalszym ciągu to książka obrazkowa, jednak wymaga bardziej rozbudowanych komentarzy. Nie ma obaw, że najmłodsi znudzą się tematem, bo praca pszczół przedstawiona została zajmująco. Do tego dochodzą bardzo zabawne i proste ilustracje. Pszczoły są tu komiksowe i zawadiackie, stworzone tak, by nawet kilkulatki mogły przerysowywać je do swoich prac. Nieskomplikowane kształty w połączeniu z zabawnymi minami bohaterek opowieści sprawiają, że dzieci z uwagą będą oglądać kolejne strony - i dzielić się z rodzicami swoimi odkryciami w ramach zdobywania wiedzy. Przekonają się też, jak wiele różni sztuczny miód - wytwarzany przez człowieka - od tego, co dają ludziom pszczoły. Oczywiście na wyobraźnię odbiorców wpływać też będą ciekawostki zamieszczone na ostatniej rozkładówce.

Pszczoły inspirują i rozbudzają ciekawość świata. Pozwalają na uczenie dzieci od najmłodszych lat postaw proekologicznych. Potrzebują ochrony i dzięki takim lekturom będzie można tworzyć świat im przyjazny. "Miód" to zatem nie tylko książka o jedzeniu - chociaż jako kontynuacja serii Wiem, co jem dobrze się sprawdza. Jest to lekturowa przygoda wielowątkowa i wielostronna, wartościowa i bardzo przydatna.