Harperkids, Warszawa 2024.
Hotel
Przedostatnia przygoda sierot Baudelaire to okazja do przypomnienia sobie najczarniejszych charakterów serii (a takich nie brakuje, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że autor lubuje się w rzucaniu kłód pod nogi dzieciom). „Przedostatnia pułapka” zmusza rodzeństwo do pojawienia się w pewnym hotelu. Tutaj odbędzie się swoisty sąd nad bohaterami – którzy, jak zwykle, muszą znaleźć wyjście z kryzysowej sytuacji. Nie należy to zadanie do prostych, ale przecież w historiach, które proponuje Lemony Snicket, nie ma miejsca na spokój i powolność – liczy się dynamizm akcji, a także zestaw najbardziej nieprawdopodobnych zdarzeń. Nie dziwi zatem, że po raz kolejny okazuje się, że bliźniaki są w rzeczywistości trojaczkami – tyle że o jednym niewielu słyszało. Nie dziwi też, że zestaw zadań dla bohaterów wydaje się nie do przejścia dla sporej grupy dorosłych, tu muszą sobie z nim poradzić dzieci. Wioletka, Klaus i Słoneczko, nawet jeśli w ciągu całego cyklu zdołali podrosnąć, przecież wciąż jeszcze są dziećmi – wprawdzie przyzwyczajonymi do radzenia sobie samodzielnie i do nieliczenia na pomoc dorosłych, jednak to nie zmieni ich wieku. Imponujący zbiór doświadczeń to co innego – i w „Przedostatniej pułapce” można będzie wracać do poszczególnych tomów w cyklu, żeby przypominać sobie, kto i w jakich okolicznościach pojawiał się jako czarny charakter. Wydaje się, że wszyscy wrogowie połączyli siły, żeby ostatecznie pogrążyć rodzeństwo Baudelaire – ale też sami bohaterowie stali się już znacznie bardziej sprytni i samodzielni niż byli na początku. Trudny jest los sierot – ale te konkretne wcale nie potrzebują współczucia ani litości, same stawiają czoła kolejnym trudnościom i zamieniają się niemal w superbohaterów, zupełnie niepostrzeżenie. W „Przedostatniej pułapce” nie ma może tak dużo brawury, ale i tak rodzaje broni, z powodu której można zginąć albo miejsc bez wyjścia jest mnóstwo. Dzieci lawirują między kolejnymi niebezpieczeństwami po to, by w końcu stanąć przed wszystkimi złoczyńcami ze swojego świata – a taka konfrontacja wymagać będzie od nich sporo odwagi i przenikliwości. Przecież nie może być tak, że sieroty Baudelaire po tym, co przeszły, poddadzą się i zaprzepaszczą wszystko, co osiągnęły. Lemony Snicket stawia na absurd. Nie interesuje go prawdopodobieństwo wydarzeń, nie zastanawia się też nad psychologicznymi aspektami funkcjonowania bohaterów w zdegenerowanym społeczeństwie – znaczenie ma wyłącznie dynamiczna fabuła i jej stworzeniu poświęca wszystkie siły. Tworzy książkę, która ma dzieci przekonać do siebie nonsensownością logicznie następujących po sobie wydarzeń, specyficznym humorem i szybkim rytmem. Żeby z kolei zaspokoić oczekiwania dorosłych, Lemony Snicket postanawia tłumaczyć odbiorcom co pewien czas wybrane frazy i sformułowania, których używa w narracji albo w dialogach – sięga wówczas po swoiste didaskalia, dopowiada znaczenia i intencje bohaterów, czym subtelnie podnosi kompetencje językowe dzieci. Wprawdzie odbiorcy mogą być czasem zmęczeni ciągłym wybijaniem ich z rytmu opowieści przez edukacyjne wstawki – ale da się zrozumieć takie postępowanie autora, to jedna z cech charakterystycznych serii i element komediowy. „Przedostatnia pułapka”, dwunasta księga przygód rodzeństwa Baudelaire, to opowieść stworzona po to, żeby podważać „prawdziwe” historie.
Recenzje, wywiady, omówienia krytyczne, komentarze.
Codziennie aktualizowana strona Izabeli Mikrut
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.
Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.
Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.
Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com
Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.
Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.
Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Seria niefortunnych zdarzeń. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Seria niefortunnych zdarzeń. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 29 września 2024
sobota, 28 września 2024
Lemony Snicket: Seria Niefortunnych Zdarzeń. Księga jedenasta. Groźna grota
Harperkids, Warszawa 2024.
Pod wodą
Lemony Snicket ma powody, żeby przekonywać młodych odbiorców, że czytanie o obiegu wody w przyrodzie jest znacznie lepsze od wybierania niefortunnych zdarzeń, które są udziałem rodzeństwa Baudelaire – już po raz jedenasty. Tym razem bowiem wysyła Klausa, Wioletkę i Słoneczko pod wodę, na poszukiwanie zaginionej cukiernicy, co do której dzieci wiedzą, że jest ważna – ale nie mają pojęcia, dlaczego. Przekonane, że nie da się odnaleźć przedmiotu, który wpadł w odmęty oceanu, dają się jednak zaangażować w misję. A wszystkie przestrogi, które docierają do nich na początku eskapady, ujawniają tylko z czasem, jak niebezpieczne to wyzwanie. Klaus, Słoneczko i Wioletka tym razem nie mają zbyt dużo czasu na zastanawianie się – muszą działać w podwodnych grotach (i nie tylko), żeby bezpiecznie dotrzeć na pokład „Queequega”. Towarzyszy im pasierbica kapitana, ale do różnych znajomości w trakcie kolejnych wyzwań przyzwyczaili się i bohaterowie, i czytelnicy.
Lemony Snicket nie przejmuje się żadnymi zasadami i konwencjami, przyświeca mu tylko jeden cel: jak najczęściej rzucać wyzwania rodzeństwu. Wyzwania z gatunku takich, które nawet w filmach sensacyjnych wydawałyby się przerysowane i przesadzone – więc tutaj sprawdzają się jako czynnik absurdalny, potęgujący śmiech. Zresztą Lemony Snicket ma w swojej Serii Niefortunnych Zdarzeń w zasadzie dwa podstawowe cele: po pierwsze chce przekonać dzieci do czytania dzięki ekstremalnym wydarzeniom następującym po sobie bardzo szybko – a tworzącym nonsensowną całość. Po drugie liczy na odrobinę czynnika edukacyjnego, którym – najprawdopodobniej – stara się wynagrodzić dorosłym pozornie bezsensowne zabawy fabularne. Mianowicie kładzie duży nacisk na rozwijanie słownictwa u dzieci. Wprowadza dość często słowa spoza ich świadomości leksykalnej, trudniejsze frazy lub powiedzenia, które następnie – w ramach samej narracji – rozpracowuje, tak, żeby dzieci poznały ich znaczenia. Nie jest to może najszczęśliwszy sposób na przyciągnięcie do lektury, ale autor ma czyste sumienie i może z przekonaniem twierdzić, że ktoś na czytaniu serii zyska. Poza tym zabawy słowem pojawiają się jeszcze na jednym obszarze powieści – Słoneczko, najmłodsza z rodzeństwa, nie posługuje się zdaniami, a gaworzy – tworzy własne dziwne zbitki słowne lub literowe, którymi komentuje rzeczywistość, a Klaus i Wioletka spieszą zwykle z podawaniem właściwych znaczeń – przeważnie znacznie rozmijających się z brzmieniem pierwowzoru. Tak autor rozśmiesza małych odbiorców i tworzy rodzaj porozumienia między bohaterami. Lemony Snicket wybiera często takie właśnie rozwiązania, żeby wypełnić miejsca między kolejnymi akcjami, nie chce bowiem nudnych opisów, które odstraszają najmłodszych. A tym razem decyduje się na motyw obiegu wody w przyrodzie – który maskuje co bardziej ekstremalne momenty opisów, tak, żeby zasugerować jedynie, że obrazy są zbyt drastyczne lub zbyt emocjonujące, żeby się na nich skupiać. Jest Seria Niefortunnych Zdarzeń cyklem bardzo charakterystycznym, można się przekonać do stylu imitującego narracje dziewiętnastowieczne i dać uwieść autorowi, który stale wybija czytelników z przedstawianych wydarzeń, można podejrzeć, jak bawi się on katastrofami i przewidywaniami niedalekiej przyszłości i jak buduje opowieść dekonstruującą standardowe fabuły. Emocji nie zabraknie.
Pod wodą
Lemony Snicket ma powody, żeby przekonywać młodych odbiorców, że czytanie o obiegu wody w przyrodzie jest znacznie lepsze od wybierania niefortunnych zdarzeń, które są udziałem rodzeństwa Baudelaire – już po raz jedenasty. Tym razem bowiem wysyła Klausa, Wioletkę i Słoneczko pod wodę, na poszukiwanie zaginionej cukiernicy, co do której dzieci wiedzą, że jest ważna – ale nie mają pojęcia, dlaczego. Przekonane, że nie da się odnaleźć przedmiotu, który wpadł w odmęty oceanu, dają się jednak zaangażować w misję. A wszystkie przestrogi, które docierają do nich na początku eskapady, ujawniają tylko z czasem, jak niebezpieczne to wyzwanie. Klaus, Słoneczko i Wioletka tym razem nie mają zbyt dużo czasu na zastanawianie się – muszą działać w podwodnych grotach (i nie tylko), żeby bezpiecznie dotrzeć na pokład „Queequega”. Towarzyszy im pasierbica kapitana, ale do różnych znajomości w trakcie kolejnych wyzwań przyzwyczaili się i bohaterowie, i czytelnicy.
Lemony Snicket nie przejmuje się żadnymi zasadami i konwencjami, przyświeca mu tylko jeden cel: jak najczęściej rzucać wyzwania rodzeństwu. Wyzwania z gatunku takich, które nawet w filmach sensacyjnych wydawałyby się przerysowane i przesadzone – więc tutaj sprawdzają się jako czynnik absurdalny, potęgujący śmiech. Zresztą Lemony Snicket ma w swojej Serii Niefortunnych Zdarzeń w zasadzie dwa podstawowe cele: po pierwsze chce przekonać dzieci do czytania dzięki ekstremalnym wydarzeniom następującym po sobie bardzo szybko – a tworzącym nonsensowną całość. Po drugie liczy na odrobinę czynnika edukacyjnego, którym – najprawdopodobniej – stara się wynagrodzić dorosłym pozornie bezsensowne zabawy fabularne. Mianowicie kładzie duży nacisk na rozwijanie słownictwa u dzieci. Wprowadza dość często słowa spoza ich świadomości leksykalnej, trudniejsze frazy lub powiedzenia, które następnie – w ramach samej narracji – rozpracowuje, tak, żeby dzieci poznały ich znaczenia. Nie jest to może najszczęśliwszy sposób na przyciągnięcie do lektury, ale autor ma czyste sumienie i może z przekonaniem twierdzić, że ktoś na czytaniu serii zyska. Poza tym zabawy słowem pojawiają się jeszcze na jednym obszarze powieści – Słoneczko, najmłodsza z rodzeństwa, nie posługuje się zdaniami, a gaworzy – tworzy własne dziwne zbitki słowne lub literowe, którymi komentuje rzeczywistość, a Klaus i Wioletka spieszą zwykle z podawaniem właściwych znaczeń – przeważnie znacznie rozmijających się z brzmieniem pierwowzoru. Tak autor rozśmiesza małych odbiorców i tworzy rodzaj porozumienia między bohaterami. Lemony Snicket wybiera często takie właśnie rozwiązania, żeby wypełnić miejsca między kolejnymi akcjami, nie chce bowiem nudnych opisów, które odstraszają najmłodszych. A tym razem decyduje się na motyw obiegu wody w przyrodzie – który maskuje co bardziej ekstremalne momenty opisów, tak, żeby zasugerować jedynie, że obrazy są zbyt drastyczne lub zbyt emocjonujące, żeby się na nich skupiać. Jest Seria Niefortunnych Zdarzeń cyklem bardzo charakterystycznym, można się przekonać do stylu imitującego narracje dziewiętnastowieczne i dać uwieść autorowi, który stale wybija czytelników z przedstawianych wydarzeń, można podejrzeć, jak bawi się on katastrofami i przewidywaniami niedalekiej przyszłości i jak buduje opowieść dekonstruującą standardowe fabuły. Emocji nie zabraknie.
poniedziałek, 23 października 2023
Lemony Snicket: Seria niefortunnych zdarzeń. Szkodliwy szpital
Harperkids, Warszawa 2023.
Operacja
W ósmym tomie Serii niefortunnych zdarzeń Lemony Snicket zmienia trochę schemat powieściowy. Rezygnuje ze stałego motywu zamykania sierot Baudelaire w kolejnych - coraz gorszych - domach zastępczych lub miejscach, które mają zapewnić bezpieczeństwo, tymczasem wystawiają bohaterów na zagrożenie bezpośrednimi działaniami hrabiego Olafa. Teraz znowu Wioletka, Klaus i Słoneczko nie mają się gdzie schronić, a droga prowadzi ich do pewnego szpitala. Znowu trzeba będzie rozgryzać tajemnice i zagadki, odczytywać anagramy, tęsknić za trojaczkami, z którymi sieroty Baudelaire się już zaprzyjaźniły. Znów trzeba będzie się mierzyć z niebezpieczeństwami, bo przecież hrabia Olaf czyha w pobliżu i wciąż jest bardzo groźny. Lemony Snicket wysyła rodzeństwo na misję związaną z sekretem Jacquesa Snicketa - trzeba będzie wejść do archiwum (a raczej przedostać się tam sposobem) i znaleźć odpowiednie dokumenty, żeby odkryć wstrząsającą wiadomość z przeszłości. I tu już powoli autor zaczyna zmierzać w stronę rozwiązania całej opowieści. Na razie jeszcze ostrożnie - ale nie szczędzi dzieciom kłopotów i wyzwań. Wiadomo, że Słoneczko radzi sobie coraz lepiej nie tylko z przegryzaniem kolejnych elementów, ale też z wygłaszaniem coraz bardziej sensownych komunikatów (autor standardowo tłumaczy ich znaczenia i co pewien czas spotyka się z powtórzeniem fragmentu: humor w tym zabiegu nie jest może zbyt wyszukany, ale wystarczający dla dzieci). Udaje się też twórcy serii wywołać obrazy rzeczywiście wstrząsające: Klaus i Słoneczko oddzieleni od siostry mają uczestniczyć w pewnej wyjątkowo trudnej operacji, operacji, która raczej nie ma szans na zakończenie się sukcesem. Wioletka tymczasem ma tu inną rolę do odegrania.
Zamiast powielania schematów w "Szkodliwym szpitalu" Lemony Snicket zapuszcza się w rejony mniej znane odbiorcom, znowu może kogoś zaskoczyć i zaszokować. Owszem, dobrze się bawi przez odradzanie czytelnikom lektury - ale jednocześnie przyciąga dzieci dynamiczną akcją i niepewnością co do przyszłości i przeszłości Baudelaire'ów. Tutaj chodzi o śmiech ironiczny i o oderwanie się od realistycznych obrazków - każdy element powieści nasycony jest absurdem, każdy służy czystej rozrywce i utrzymywaniu w całości szkieletu historii - ale nie przekonywaniu do świata bohaterów. To rzeczywistość nieprawdopodobna i niewiarygodna, chodzi o grę, jaką podejmuje autor z odbiorcami - wszyscy podczas lektury są tego świadomi i wszyscy akceptują te zasady. Wiedzą, że autor co pewien czas będzie ich wybijał ze świata, który tworzy, że będzie przypominał, że on tu rządzi - i będzie zapewniał stałe kotwice do codzienności odbiorców. Dzięki temu może epatować grozą i złem - bo nikt w to nie uwierzy, w nasyceniu, które w książce się pojawia. "Szkodliwy szpital", ósma część cyklu Seria niefortunnych zdarzeń to opowieść, która trochę zmienia rozkład sił w stosunku do poprzednich książek. Nie można do tej części podejść z przekonaniem, że odgadnie się jej rozwiązania - Lemony Snicket przypomina sobie o działaniach, które przysporzą mu znacznie więcej fanów niż powielanie sprawdzonych raz pomysłów.
Operacja
W ósmym tomie Serii niefortunnych zdarzeń Lemony Snicket zmienia trochę schemat powieściowy. Rezygnuje ze stałego motywu zamykania sierot Baudelaire w kolejnych - coraz gorszych - domach zastępczych lub miejscach, które mają zapewnić bezpieczeństwo, tymczasem wystawiają bohaterów na zagrożenie bezpośrednimi działaniami hrabiego Olafa. Teraz znowu Wioletka, Klaus i Słoneczko nie mają się gdzie schronić, a droga prowadzi ich do pewnego szpitala. Znowu trzeba będzie rozgryzać tajemnice i zagadki, odczytywać anagramy, tęsknić za trojaczkami, z którymi sieroty Baudelaire się już zaprzyjaźniły. Znów trzeba będzie się mierzyć z niebezpieczeństwami, bo przecież hrabia Olaf czyha w pobliżu i wciąż jest bardzo groźny. Lemony Snicket wysyła rodzeństwo na misję związaną z sekretem Jacquesa Snicketa - trzeba będzie wejść do archiwum (a raczej przedostać się tam sposobem) i znaleźć odpowiednie dokumenty, żeby odkryć wstrząsającą wiadomość z przeszłości. I tu już powoli autor zaczyna zmierzać w stronę rozwiązania całej opowieści. Na razie jeszcze ostrożnie - ale nie szczędzi dzieciom kłopotów i wyzwań. Wiadomo, że Słoneczko radzi sobie coraz lepiej nie tylko z przegryzaniem kolejnych elementów, ale też z wygłaszaniem coraz bardziej sensownych komunikatów (autor standardowo tłumaczy ich znaczenia i co pewien czas spotyka się z powtórzeniem fragmentu: humor w tym zabiegu nie jest może zbyt wyszukany, ale wystarczający dla dzieci). Udaje się też twórcy serii wywołać obrazy rzeczywiście wstrząsające: Klaus i Słoneczko oddzieleni od siostry mają uczestniczyć w pewnej wyjątkowo trudnej operacji, operacji, która raczej nie ma szans na zakończenie się sukcesem. Wioletka tymczasem ma tu inną rolę do odegrania.
Zamiast powielania schematów w "Szkodliwym szpitalu" Lemony Snicket zapuszcza się w rejony mniej znane odbiorcom, znowu może kogoś zaskoczyć i zaszokować. Owszem, dobrze się bawi przez odradzanie czytelnikom lektury - ale jednocześnie przyciąga dzieci dynamiczną akcją i niepewnością co do przyszłości i przeszłości Baudelaire'ów. Tutaj chodzi o śmiech ironiczny i o oderwanie się od realistycznych obrazków - każdy element powieści nasycony jest absurdem, każdy służy czystej rozrywce i utrzymywaniu w całości szkieletu historii - ale nie przekonywaniu do świata bohaterów. To rzeczywistość nieprawdopodobna i niewiarygodna, chodzi o grę, jaką podejmuje autor z odbiorcami - wszyscy podczas lektury są tego świadomi i wszyscy akceptują te zasady. Wiedzą, że autor co pewien czas będzie ich wybijał ze świata, który tworzy, że będzie przypominał, że on tu rządzi - i będzie zapewniał stałe kotwice do codzienności odbiorców. Dzięki temu może epatować grozą i złem - bo nikt w to nie uwierzy, w nasyceniu, które w książce się pojawia. "Szkodliwy szpital", ósma część cyklu Seria niefortunnych zdarzeń to opowieść, która trochę zmienia rozkład sił w stosunku do poprzednich książek. Nie można do tej części podejść z przekonaniem, że odgadnie się jej rozwiązania - Lemony Snicket przypomina sobie o działaniach, które przysporzą mu znacznie więcej fanów niż powielanie sprawdzonych raz pomysłów.
poniedziałek, 2 października 2023
Lemony Snicket: Seria niefortunnych zdarzeń. Wredna wioska
Harperkids, Warszawa 2023.
Wychowanie
Wielki problem z sierotami Baudelaire ma pan Poe. Wioletka, Klaus i Słoneczko to dzieciaki, które doskonale radzą sobie same - jednak dorośli uważają, że powinni zapewnić im opiekę. Tyle tylko, że owa opieka rodzi kolejne kłopoty. Rodzeństwo stara się umknąć hrabiemu Olafowi - człowiekowi zdolnemu do każdej metamorfozy, żeby tylko osiągnąć swój cel (a celem jest nie tylko uprzykrzenie życia Baudelaire'om, ale również ich przyjaciołom, trojaczkom pozbawionym jednej osoby). Tym razem dzieci mają zostać umieszczone w pewnej wiosce - bo zgodnie z porzekadłem, którym kieruje się pan Poe, do wychowania dziecka potrzeba całej wioski. Wioska okazuje się ucieleśnieniem koszmarów - nie tylko nie przynosi upragnionego spokoju, ale jeszcze doprowadza do kolejnych frustracji. Rządzi tutaj Rada Starszych, która wszystkie swoje oczekiwania i zalecenia spisuje w formie dokumentów wykluczających się nawzajem: nie da się funkcjonować tak, żeby nie złamać jakiegoś przepisu, co więcej: przeważnie łamie się ich mnóstwo. W okolicy jest pełno kruków (nawiązania do Poego stają się zatem już nie tylko czytelne, ale wręcz nachalne, chociaż raczej nie należy się spodziewać, że młodzi odbiorcy bez trudu wychwycą takie właśnie interteksty, na to jeszcze za wcześnie). Żeby stworzyć jak najgorsze warunki dla bohaterów - autor pozwala mieszkańcom wioski na wyzyskiwanie ich w każdym możliwym momencie. Sieroty Baudelaire mają wykonywać wszystkie znienawidzone przez Wioskę prace. Nic dziwnego, że dzieci muszą znaleźć sposób na wydostanie się z tarapatów i tym razem. Hrabia Olaf - przez dziennikarzy przeinaczony - depcze im po piętach, czyli - nic nowego w serii. Lemony Snicket wie, czego oczekują od niego odbiorcy - i tego się trzyma. Zapewnia czytelnikom mnóstwo burzliwych wydarzeń i trochę humoru, bawi się samą konwencją narracji - kiedy prezentuje kolejne przygody, od czasu do czasu wyłamuje się ze świata przedstawionego i dodaje odpowiednio "edukacyjne" komentarze: wyjaśnia odbiorcom znaczenie jakiegoś słowa albo zabawia się w tłumacza absurdalnych i nieistniejących haseł wygłaszanych przez Słoneczko, a obfitujących w rozłożyste i wielopoziomowe sensy. To zabieg kierowany zwłaszcza do młodszych czytelników - i sprawdza się dobrze, wystarczy przyjrzeć się popularności serii, która zyskała też wersję zekranizowaną (co oczywiście także poszerza krąg odbiorców). Lemony Snicket trzyma się pewnego schematu, który już mu się sprawdził: tworzy literaturę stricte rozrywkową, nie zależy mu na walorach artystycznych. Stawia na absurd i testowanie możliwości gatunku, bawi się tekstem - czuje się w nim swobodnie, może więc podejmować grę z odbiorcami. Szczególnie dobrze widać to przy okazji odstraszania od lektury: zamiast zachęt autor proponuje zachęty a rebours: odradza książkę (i serię), wiedząc, że dzięki temu przyciągnie do opowieści bardziej.
Sieroty Baudelaire uczą się funkcjonowania w skrajnie nieprzyjaznym świecie i pokazują czytelnikom, że poradzą sobie w każdych okolicznościach, bez względu na stopień zagrożenia. Lemony Snicket przyciąga zwłaszcza tych, którzy nie lubią tradycyjnych powieści: stawia na teksty błyskawiczne i pozbawione psychologicznej głębi: żeby nie męczyć tym spragnionych zwykłej zabawy. A zabawy dostarcza w nadmiarze.
Wychowanie
Wielki problem z sierotami Baudelaire ma pan Poe. Wioletka, Klaus i Słoneczko to dzieciaki, które doskonale radzą sobie same - jednak dorośli uważają, że powinni zapewnić im opiekę. Tyle tylko, że owa opieka rodzi kolejne kłopoty. Rodzeństwo stara się umknąć hrabiemu Olafowi - człowiekowi zdolnemu do każdej metamorfozy, żeby tylko osiągnąć swój cel (a celem jest nie tylko uprzykrzenie życia Baudelaire'om, ale również ich przyjaciołom, trojaczkom pozbawionym jednej osoby). Tym razem dzieci mają zostać umieszczone w pewnej wiosce - bo zgodnie z porzekadłem, którym kieruje się pan Poe, do wychowania dziecka potrzeba całej wioski. Wioska okazuje się ucieleśnieniem koszmarów - nie tylko nie przynosi upragnionego spokoju, ale jeszcze doprowadza do kolejnych frustracji. Rządzi tutaj Rada Starszych, która wszystkie swoje oczekiwania i zalecenia spisuje w formie dokumentów wykluczających się nawzajem: nie da się funkcjonować tak, żeby nie złamać jakiegoś przepisu, co więcej: przeważnie łamie się ich mnóstwo. W okolicy jest pełno kruków (nawiązania do Poego stają się zatem już nie tylko czytelne, ale wręcz nachalne, chociaż raczej nie należy się spodziewać, że młodzi odbiorcy bez trudu wychwycą takie właśnie interteksty, na to jeszcze za wcześnie). Żeby stworzyć jak najgorsze warunki dla bohaterów - autor pozwala mieszkańcom wioski na wyzyskiwanie ich w każdym możliwym momencie. Sieroty Baudelaire mają wykonywać wszystkie znienawidzone przez Wioskę prace. Nic dziwnego, że dzieci muszą znaleźć sposób na wydostanie się z tarapatów i tym razem. Hrabia Olaf - przez dziennikarzy przeinaczony - depcze im po piętach, czyli - nic nowego w serii. Lemony Snicket wie, czego oczekują od niego odbiorcy - i tego się trzyma. Zapewnia czytelnikom mnóstwo burzliwych wydarzeń i trochę humoru, bawi się samą konwencją narracji - kiedy prezentuje kolejne przygody, od czasu do czasu wyłamuje się ze świata przedstawionego i dodaje odpowiednio "edukacyjne" komentarze: wyjaśnia odbiorcom znaczenie jakiegoś słowa albo zabawia się w tłumacza absurdalnych i nieistniejących haseł wygłaszanych przez Słoneczko, a obfitujących w rozłożyste i wielopoziomowe sensy. To zabieg kierowany zwłaszcza do młodszych czytelników - i sprawdza się dobrze, wystarczy przyjrzeć się popularności serii, która zyskała też wersję zekranizowaną (co oczywiście także poszerza krąg odbiorców). Lemony Snicket trzyma się pewnego schematu, który już mu się sprawdził: tworzy literaturę stricte rozrywkową, nie zależy mu na walorach artystycznych. Stawia na absurd i testowanie możliwości gatunku, bawi się tekstem - czuje się w nim swobodnie, może więc podejmować grę z odbiorcami. Szczególnie dobrze widać to przy okazji odstraszania od lektury: zamiast zachęt autor proponuje zachęty a rebours: odradza książkę (i serię), wiedząc, że dzięki temu przyciągnie do opowieści bardziej.
Sieroty Baudelaire uczą się funkcjonowania w skrajnie nieprzyjaznym świecie i pokazują czytelnikom, że poradzą sobie w każdych okolicznościach, bez względu na stopień zagrożenia. Lemony Snicket przyciąga zwłaszcza tych, którzy nie lubią tradycyjnych powieści: stawia na teksty błyskawiczne i pozbawione psychologicznej głębi: żeby nie męczyć tym spragnionych zwykłej zabawy. A zabawy dostarcza w nadmiarze.
niedziela, 9 lipca 2023
Lemony Snicket: Winda widmo
Harperkids, Warszawa 2023.
Nowy dom
Lemony Snicket wysyła swoje kozły ofiarne, a raczej sieroty Baudelaire, do kolejnej rodziny zastępczej - następni opiekunowie wykażą się kompletną niedojrzałością i dziwactwami. A Hrabia Olaf jak zwykle nie śpi - depcze dzieciom po piętach i stanowi zagrożenie, bo nikt nie dostrzega w nim prawdziwej postaci - poza Wioletką, Klausem i Słoneczkiem. Baudelaire'owie nie mają problemu z odkryciem tożsamości nowego przybysza, dorośli nie dają temu wiary i zwykle z otwartymi ramionami przyjmują największego wroga. W tomie "Winda widmo" sieroty trafiają do apartamentu państwa Szpetnych - wielopokojowej rezydencji marzeń, w której jednak wszystko jest urządzone według najnowszej mody. Pani Szpetna decyduje się pozbyć z domu wszystkiego, co nie spełnia wymagań dyktatorów mody, a ponieważ rzeczywistość ta zmienia się bardzo szybko, trudno jest nadążyć za absurdalnymi czasami i nikomu niepotrzebnymi zmianami. Ale sieroty Baudelaire chwilowo będą musiały się przyzwyczaić do koszmarnych garniturów w prążki (tylko to jest akurat modne) i do zachowań, które mieszczą się w kanonie modnego akurat savoir-vivre'u. Nie wiedzą wprawdzie, jak nadążać za zasadami, o których nie mają pojęcia, ale nie poddają się - zależy im na tym, żeby uratować swoich przyjaciół, poznane całkiem niedawno trojaczki (właściwie: ocalałą dwójkę). Sieroty Baudelaire mają zatem misję poza powtarzalną próbą uratowania się z kolejnej pułapki i poza umykaniem Hrabiemu Olafowi. Jakby tego było mało, do apartamentu Szpetnych nie da się łatwo dostać, bo winda notorycznie nie działa (przestała być w pewnym momencie modna), a może po prostu nie istnieje - szyb windowy okazuje się całkiem interesującą pułapką.
Autor w tej książce próbuje trochę uruchomić Słoneczko - wprawdzie zawsze wplata dziecko do dyskusji, zwłaszcza za sprawą tłumaczenia przypadkowo tworzonych zbitek sylab: Słoneczko wtrąca się do każdej rozmowy i interpretacje jego wypowiedzi mają rozśmieszać odbiorców. Tutaj potrzebne jest jeszcze jedno zjawisko charakterystyczne dla Słoneczka - gryzienie, a raczej wbijanie zębów. Tym razem to Słoneczko będzie mogło uratować całą trójkę z poważnych tarapatów, chociaż raczej absurdalnie wypada ucieczka tej bohaterki. Chociaż Lemony Snicket podsuwa dzieciom dość obszerny tom, lektura przebiegać będzie bardzo szybko. Nie ma tu przecież ani pogłębionych charakterystyk postaci, ani skomplikowanych opisów spowalniających całość, autor stawia na tempo i absurd, chce rozśmieszać zagrożeniami, jakie wciąż czyhają na bohaterów. Przyzwyczaił już odbiorców do tego stylu i kieruje się zwłaszcza do tych czytelników, którzy lubią przygody w błyskawicznym tempie. Nie zwraca uwagi na prawdopodobieństwo akcji ani na chronienie bohaterów przed złem - sieroty Baudelaire muszą doświadczać życia w jego najgorszej wersji, żeby się zahartować i wiedzieć, jak wyjść z każdego kryzysu. Propozycja - kolejna w cyklu - to zbiór nonsensów i wygłupów przerobionych na lekturę, tutaj nie można wyciągać wniosków z żadnych doświadczeń bohaterów. Nie jest to książka, która ma pouczać i moralizować - liczy się za to szybka akcja i śmiech wywoływany prostymi chwytami. Dla tych dzieci, które nie lubią czytać, może okazać się ta seria strzałem w dziesiątkę.
Nowy dom
Lemony Snicket wysyła swoje kozły ofiarne, a raczej sieroty Baudelaire, do kolejnej rodziny zastępczej - następni opiekunowie wykażą się kompletną niedojrzałością i dziwactwami. A Hrabia Olaf jak zwykle nie śpi - depcze dzieciom po piętach i stanowi zagrożenie, bo nikt nie dostrzega w nim prawdziwej postaci - poza Wioletką, Klausem i Słoneczkiem. Baudelaire'owie nie mają problemu z odkryciem tożsamości nowego przybysza, dorośli nie dają temu wiary i zwykle z otwartymi ramionami przyjmują największego wroga. W tomie "Winda widmo" sieroty trafiają do apartamentu państwa Szpetnych - wielopokojowej rezydencji marzeń, w której jednak wszystko jest urządzone według najnowszej mody. Pani Szpetna decyduje się pozbyć z domu wszystkiego, co nie spełnia wymagań dyktatorów mody, a ponieważ rzeczywistość ta zmienia się bardzo szybko, trudno jest nadążyć za absurdalnymi czasami i nikomu niepotrzebnymi zmianami. Ale sieroty Baudelaire chwilowo będą musiały się przyzwyczaić do koszmarnych garniturów w prążki (tylko to jest akurat modne) i do zachowań, które mieszczą się w kanonie modnego akurat savoir-vivre'u. Nie wiedzą wprawdzie, jak nadążać za zasadami, o których nie mają pojęcia, ale nie poddają się - zależy im na tym, żeby uratować swoich przyjaciół, poznane całkiem niedawno trojaczki (właściwie: ocalałą dwójkę). Sieroty Baudelaire mają zatem misję poza powtarzalną próbą uratowania się z kolejnej pułapki i poza umykaniem Hrabiemu Olafowi. Jakby tego było mało, do apartamentu Szpetnych nie da się łatwo dostać, bo winda notorycznie nie działa (przestała być w pewnym momencie modna), a może po prostu nie istnieje - szyb windowy okazuje się całkiem interesującą pułapką.
Autor w tej książce próbuje trochę uruchomić Słoneczko - wprawdzie zawsze wplata dziecko do dyskusji, zwłaszcza za sprawą tłumaczenia przypadkowo tworzonych zbitek sylab: Słoneczko wtrąca się do każdej rozmowy i interpretacje jego wypowiedzi mają rozśmieszać odbiorców. Tutaj potrzebne jest jeszcze jedno zjawisko charakterystyczne dla Słoneczka - gryzienie, a raczej wbijanie zębów. Tym razem to Słoneczko będzie mogło uratować całą trójkę z poważnych tarapatów, chociaż raczej absurdalnie wypada ucieczka tej bohaterki. Chociaż Lemony Snicket podsuwa dzieciom dość obszerny tom, lektura przebiegać będzie bardzo szybko. Nie ma tu przecież ani pogłębionych charakterystyk postaci, ani skomplikowanych opisów spowalniających całość, autor stawia na tempo i absurd, chce rozśmieszać zagrożeniami, jakie wciąż czyhają na bohaterów. Przyzwyczaił już odbiorców do tego stylu i kieruje się zwłaszcza do tych czytelników, którzy lubią przygody w błyskawicznym tempie. Nie zwraca uwagi na prawdopodobieństwo akcji ani na chronienie bohaterów przed złem - sieroty Baudelaire muszą doświadczać życia w jego najgorszej wersji, żeby się zahartować i wiedzieć, jak wyjść z każdego kryzysu. Propozycja - kolejna w cyklu - to zbiór nonsensów i wygłupów przerobionych na lekturę, tutaj nie można wyciągać wniosków z żadnych doświadczeń bohaterów. Nie jest to książka, która ma pouczać i moralizować - liczy się za to szybka akcja i śmiech wywoływany prostymi chwytami. Dla tych dzieci, które nie lubią czytać, może okazać się ta seria strzałem w dziesiątkę.
poniedziałek, 26 czerwca 2023
Lemony Snicket: Seria Niefortunnych Zdarzeń. Księga piąta. Akademia Antypatii
Harperkids, Warszawa 2023.
Bieganie
Im bardziej absurdalnie tym lepiej - Lemony Snicket nie lubi stagnacji, a swoich bohaterów celowo doświadcza jak najmocniej. Tym razem troje dzieci - sierot Baudelaire - trafia do Akademii Antypatii, szkoły z internatem, w której obowiązują bardzo dziwne zasady. Za przewiny można tu stracić sztućce i jeść posiłki rękami - albo kupić dyrektorowi torbę cukierków i przyglądać się, jak wszystkie zjada. Wyrafinowane tortury pojawiają się w nieoczekiwanych momentach, zresztą przecież nie po to Baudelaire'owie idą do nowej szkoły, żeby zdobywać wiedzę. Słoneczko zamienia się w sekretarkę, a starsze dzieci mają przystąpić do egzaminów - tyle tylko, że nowy nauczyciel wuefu zachowuje się co najmniej dziwnie i nie pozwala na odpoczynek. Tylko sieroty wiedzą, że to Hrabia Olaf w przebraniu - ale każda próba zdemaskowania go owocuje kolejną porcją kar. W związku z tym dzieci muszą być sprytniejsze niż grono pedagogiczne. Na szczęście Baudelaire'owie nie pozostają sami ze swoimi zmartwieniami. Mogą liczyć na trojaczki poznane w szkole - dwoje dzieci (trzecie straciło życie, ale takie tragedie nie robią tu na nikim wrażenia, mało tego - śmierć jest tematem dalszoplanowych drwin), które też niekoniecznie chcą podporządkowywać się systemowi. Ale kwestie edukacji nie mają znaczenia, liczy się walka z największym wrogiem, Hrabią Olafem - a do tego z jego sojusznikiem, dyrektorem placówki. Sieroty Baudelaire będą musiały wykazać się kreatywnością, żeby wybrnąć z sytuacji bez wyjścia. I o to tylko chodzi - o sprawdzenie, jak tym razem uda się umknąć z pułapki. Lemony Snicket stawia na absurdalny komizm, cieszy się, gdy coś idzie nie po myśli bohaterów, bo dzięki temu może odwrócić uwagę czytelników od braku prawdopodobieństwa czy jakichkolwiek charakterystyk postaci. Rodzeństwo Baudelaire nie ma naśladować rzeczywistości - to bohaterowie stworzeni do eksperymentowania i naginania zasad panujących w prawdziwym świecie. Przez łamanie reguł automatycznie autor zachęca dzieci do lektury: tu liczy się śmiech nieskrępowany zasadami. Istotna jest również przesada w kreowaniu świata - nie ma żadnej litości dla młodych postaci. Osobną kwestią staje się obecność autora lub narratora - co pewien czas przerywa on wywód, żeby wytłumaczyć odbiorcom znaczenie jakiegoś pojęcia (albo intencji), dokłada te komentarze na tyle często, żeby nie być przezroczystym opowiadaczem historii. Trzeba zresztą pomocy, żeby rozszyfrować nonsensowne komunikaty wygłaszane przez Słoneczko (jedną z bardziej tym razem wyrazistych bohaterek - a to za sprawą zadań, jakie przydzielane są gaworzącemu oseskowi). Sam akt opowiadania zdaje się tu ważniejszy niż jego przesłania - ale też Seria Niefortunnych Zdarzeń to cykl tworzony dla rozrywki a nie po to, żeby pouczać młodych czytelników. Po raz kolejny rodzeństwo Baudelaire mierzy się z wyzwaniami ponad siły tylko po to, żeby udowodnić, że zło nie będzie mogło triumfować w żadnych okolicznościach. I to Lemony Snicket wykorzystuje, żeby pobawić się gatunkami i ożywić nieco historie dla najmłodszych odbiorców.
Bieganie
Im bardziej absurdalnie tym lepiej - Lemony Snicket nie lubi stagnacji, a swoich bohaterów celowo doświadcza jak najmocniej. Tym razem troje dzieci - sierot Baudelaire - trafia do Akademii Antypatii, szkoły z internatem, w której obowiązują bardzo dziwne zasady. Za przewiny można tu stracić sztućce i jeść posiłki rękami - albo kupić dyrektorowi torbę cukierków i przyglądać się, jak wszystkie zjada. Wyrafinowane tortury pojawiają się w nieoczekiwanych momentach, zresztą przecież nie po to Baudelaire'owie idą do nowej szkoły, żeby zdobywać wiedzę. Słoneczko zamienia się w sekretarkę, a starsze dzieci mają przystąpić do egzaminów - tyle tylko, że nowy nauczyciel wuefu zachowuje się co najmniej dziwnie i nie pozwala na odpoczynek. Tylko sieroty wiedzą, że to Hrabia Olaf w przebraniu - ale każda próba zdemaskowania go owocuje kolejną porcją kar. W związku z tym dzieci muszą być sprytniejsze niż grono pedagogiczne. Na szczęście Baudelaire'owie nie pozostają sami ze swoimi zmartwieniami. Mogą liczyć na trojaczki poznane w szkole - dwoje dzieci (trzecie straciło życie, ale takie tragedie nie robią tu na nikim wrażenia, mało tego - śmierć jest tematem dalszoplanowych drwin), które też niekoniecznie chcą podporządkowywać się systemowi. Ale kwestie edukacji nie mają znaczenia, liczy się walka z największym wrogiem, Hrabią Olafem - a do tego z jego sojusznikiem, dyrektorem placówki. Sieroty Baudelaire będą musiały wykazać się kreatywnością, żeby wybrnąć z sytuacji bez wyjścia. I o to tylko chodzi - o sprawdzenie, jak tym razem uda się umknąć z pułapki. Lemony Snicket stawia na absurdalny komizm, cieszy się, gdy coś idzie nie po myśli bohaterów, bo dzięki temu może odwrócić uwagę czytelników od braku prawdopodobieństwa czy jakichkolwiek charakterystyk postaci. Rodzeństwo Baudelaire nie ma naśladować rzeczywistości - to bohaterowie stworzeni do eksperymentowania i naginania zasad panujących w prawdziwym świecie. Przez łamanie reguł automatycznie autor zachęca dzieci do lektury: tu liczy się śmiech nieskrępowany zasadami. Istotna jest również przesada w kreowaniu świata - nie ma żadnej litości dla młodych postaci. Osobną kwestią staje się obecność autora lub narratora - co pewien czas przerywa on wywód, żeby wytłumaczyć odbiorcom znaczenie jakiegoś pojęcia (albo intencji), dokłada te komentarze na tyle często, żeby nie być przezroczystym opowiadaczem historii. Trzeba zresztą pomocy, żeby rozszyfrować nonsensowne komunikaty wygłaszane przez Słoneczko (jedną z bardziej tym razem wyrazistych bohaterek - a to za sprawą zadań, jakie przydzielane są gaworzącemu oseskowi). Sam akt opowiadania zdaje się tu ważniejszy niż jego przesłania - ale też Seria Niefortunnych Zdarzeń to cykl tworzony dla rozrywki a nie po to, żeby pouczać młodych czytelników. Po raz kolejny rodzeństwo Baudelaire mierzy się z wyzwaniami ponad siły tylko po to, żeby udowodnić, że zło nie będzie mogło triumfować w żadnych okolicznościach. I to Lemony Snicket wykorzystuje, żeby pobawić się gatunkami i ożywić nieco historie dla najmłodszych odbiorców.
piątek, 17 marca 2023
Lemony Snicket: Seria Niefortunnych Zdarzeń. Tartak tortur
Harperkids, Warszawa 2023.
Praca
Lemony Snicket od początku stawiał na absurd w książkach dla dzieci - a motywy nonsensowne zgrabnie łączył z sensacyjnymi. Efektem takich działań jest teraz między innymi Seria Niefortunnych Zdarzeń, czyli cykl o trojgu rodzeństwa, sierot Baudelaire. Wioletka, Klaus i Słoneczko przepędzani są z miejsca na miejsce tylko dlatego, że nie mają rodziców i ściga ich dziwna postać z wytatuowanym okiem - hrabia Olaf, najczarniejszy z czarnych charakterów. Tym razem dzieci trafiają do tartaku i poznają smak ciężkiej pracy (a Słoneczko dodatkowo smak drewna, bo z braku jedzenia musi przeżuwać kawałki pni). Nikt nie przejmuje się losem najmłodszych, dopóki oni sami nie znajdą sposobu na wyjście z tej sytuacji, będą skazani na harówkę ponad własne siły. Oczywiście taka konwencja sprawdza się w literaturze czwartej, Lemony Snicket drwi sobie w ten sposób z powieści, w których nad dziecięcymi bohaterami rozpościera się parasol ochronny. Tutaj też rodzeństwu nic złego stać się nie może, a walka z niewidzialnym często przeciwnikiem zamienia się w prawdziwy pojedynek.
Dzieciom nie dzieje się krzywda, chociaż mogłoby się tak wydawać i obiektywnie - sieroty Baudelaire są dość ciężko doświadczane przez złośliwego autora, który w dodatku przypomina o swoim istnieniu dość często i w niekonwencjonalny sposób. Wybija na plan pierwszy w narracji szczegóły dotyczące powstawania opowieści, przypomina, czego nie mógł zobaczyć, zdradza dalszy ciąg albo zaprasza do kontynuowania lektury - wszystko po to, żeby odrobinę uspokoić czytelników: wszystko to efekt wyobraźni i złośliwości, a nie rejestrowania prawdziwych wydarzeń. "Tartak tortur" dzięki takiemu podejściu może rozśmieszać - a przyciągnie do lektury przede wszystkim tych odbiorców, którzy cenią sobie ironię i mają dość sentymentalnych i pouczających opowiastek. W przypadku tego cyklu nie ma mowy o pedagogicznych pogadankach, dzieci otrzymują szereg błyskawicznie po sobie następujących wydarzeń skupionych wokół sierot Baudelaire. Nad sierotami zresztą nikt nie ma zamiaru się roztkliwiać, bohaterami się wręcz pomiata - i to też dla dzieci wyraźny sygnał odejścia od konwencji. Wiadomo, że Lemony Snicket nie zaproponuje książki nudnej. Za to stawia na tempo akcji - dzieje się dużo i dynamicznie, tak, żeby dzieci chciały się dowiadywać, co stanie się dalej. Każdy tom cyklu okazuje się zamkniętą całością, więc można dowolnie śledzić przygody rodzeństwa. Tematem, który najbardziej zaprasza do lektury, jest śmiech. W tym wypadku to śmiech nasycony złośliwością, ale też dzięki temu rozwiązaniu Lemony Snicket może iść na przekór rynkowym trendom.
Wioletka, Klaus i Słoneczko ciągle wpadają w nowe tarapaty - ku radości czytelników. Nie stają się jednak kozłami ofiarnymi, muszą samodzielnie wychodzić z opresji i uczyć się, jak radzić sobie z wyzwaniami. Lemony Snicket proponuje odbiorcom inny rodzaj literatury czwartej - zachęca do poznawania tego świata, negującego siebie i nietypowego przez nasycenie absurdem.
Praca
Lemony Snicket od początku stawiał na absurd w książkach dla dzieci - a motywy nonsensowne zgrabnie łączył z sensacyjnymi. Efektem takich działań jest teraz między innymi Seria Niefortunnych Zdarzeń, czyli cykl o trojgu rodzeństwa, sierot Baudelaire. Wioletka, Klaus i Słoneczko przepędzani są z miejsca na miejsce tylko dlatego, że nie mają rodziców i ściga ich dziwna postać z wytatuowanym okiem - hrabia Olaf, najczarniejszy z czarnych charakterów. Tym razem dzieci trafiają do tartaku i poznają smak ciężkiej pracy (a Słoneczko dodatkowo smak drewna, bo z braku jedzenia musi przeżuwać kawałki pni). Nikt nie przejmuje się losem najmłodszych, dopóki oni sami nie znajdą sposobu na wyjście z tej sytuacji, będą skazani na harówkę ponad własne siły. Oczywiście taka konwencja sprawdza się w literaturze czwartej, Lemony Snicket drwi sobie w ten sposób z powieści, w których nad dziecięcymi bohaterami rozpościera się parasol ochronny. Tutaj też rodzeństwu nic złego stać się nie może, a walka z niewidzialnym często przeciwnikiem zamienia się w prawdziwy pojedynek.
Dzieciom nie dzieje się krzywda, chociaż mogłoby się tak wydawać i obiektywnie - sieroty Baudelaire są dość ciężko doświadczane przez złośliwego autora, który w dodatku przypomina o swoim istnieniu dość często i w niekonwencjonalny sposób. Wybija na plan pierwszy w narracji szczegóły dotyczące powstawania opowieści, przypomina, czego nie mógł zobaczyć, zdradza dalszy ciąg albo zaprasza do kontynuowania lektury - wszystko po to, żeby odrobinę uspokoić czytelników: wszystko to efekt wyobraźni i złośliwości, a nie rejestrowania prawdziwych wydarzeń. "Tartak tortur" dzięki takiemu podejściu może rozśmieszać - a przyciągnie do lektury przede wszystkim tych odbiorców, którzy cenią sobie ironię i mają dość sentymentalnych i pouczających opowiastek. W przypadku tego cyklu nie ma mowy o pedagogicznych pogadankach, dzieci otrzymują szereg błyskawicznie po sobie następujących wydarzeń skupionych wokół sierot Baudelaire. Nad sierotami zresztą nikt nie ma zamiaru się roztkliwiać, bohaterami się wręcz pomiata - i to też dla dzieci wyraźny sygnał odejścia od konwencji. Wiadomo, że Lemony Snicket nie zaproponuje książki nudnej. Za to stawia na tempo akcji - dzieje się dużo i dynamicznie, tak, żeby dzieci chciały się dowiadywać, co stanie się dalej. Każdy tom cyklu okazuje się zamkniętą całością, więc można dowolnie śledzić przygody rodzeństwa. Tematem, który najbardziej zaprasza do lektury, jest śmiech. W tym wypadku to śmiech nasycony złośliwością, ale też dzięki temu rozwiązaniu Lemony Snicket może iść na przekór rynkowym trendom.
Wioletka, Klaus i Słoneczko ciągle wpadają w nowe tarapaty - ku radości czytelników. Nie stają się jednak kozłami ofiarnymi, muszą samodzielnie wychodzić z opresji i uczyć się, jak radzić sobie z wyzwaniami. Lemony Snicket proponuje odbiorcom inny rodzaj literatury czwartej - zachęca do poznawania tego świata, negującego siebie i nietypowego przez nasycenie absurdem.
środa, 22 lutego 2023
Lemony Snicket: Seria niefortunnych zdarzeń 3. Ogromne okno
Harperkids, Warszawa 2023.
Pech
Ten cykl dzięki serialowi może stać się bardziej popularny niż można by się spodziewać, bo chociaż Lemony Snicket nie boi się łamania konwencji, to jednak nie wymyśla nic nowego, po prostu odchodzi od najbardziej poczytnych i najczęściej realizowanych scenariuszy na rzecz ironii i złośliwości wobec bohaterów. Wybiera sobie troje dzieci - Wioletkę, Klausa i Słoneczko (bobasa, który jeszcze nie posługuje się językiem, a jedynie gaworzy, jednak w kluczowym momencie może odegrać bardzo ważną rolę). Seria niefortunnych zdarzeń to opowieść, która dzieci przyciągnie dowcipem i zgryźliwością. "Ogromne okno" to trzecia część cyklu i można ją - jak pozostałe - czytać bez znajomości całej serii, w niczym nie będzie odbiorcom przeszkadzać brak informacji co do innych tomów. Jest to powieść stosunkowo krótka (objętość nadają jej duży druk i interlinia), a humor jeszcze przyspiesza lekturę. Lemony Snicket stawia na szybką akcję i na sięganie po sprawdzone wątki, którym nadaje nowy kształt. Bohaterami cyklu są sieroty Baudelaire. Sieroty Baudelaire wciąż ściągają na siebie kolejne nieszczęścia, przynajmniej Snicket sugeruje, że będą one bez przerwy krzywdzone przez los. Oczywiście takim bohaterom przysługuje specjalny ochronny parasol, wiadomo, że nic naprawdę złego ich nie spotka - ale po drodze powinni się trochę nacierpieć, albo przynajmniej trochę pobać. Nie inaczej jest z sierotami Baudelaire - i już tutaj pojawia się pierwszy obowiązkowy punkt klasycznych baśni, wyśmiany już przez wielu autorów po drodze - dzieci muszą stracić rodziców, żeby móc przeżywać najlepsze przygody. Nic tak nie ogranicza jak dorośli i opiekunowie - więc jeśli nieletni bohaterowie są sierotami, to jest to wymarzony start dla autorów. Sieroty Baudelaire nie tęsknią za dawnymi czasami (może niekiedy rodzi się w nich myśl, że najlepiej byłoby siedzieć w domu pod opieką najbliższych), zwykle nie mają kiedy oddawać się takim refleksjom. Tym razem Wioletka, Klaus i Słoneczko trafiają do domu Ciotki Józefiny. Ta krewna ma zaopiekować się całą trójką, ale tak naprawdę nie potrafi zająć się sobą samą: cierpi na rozmaite fobie, którymi natychmiast dzieli się z przybyszami. Boi się wszystkiego, nawet naciskania klamki we własnym domu, a uzasadnienia takich strachów ucieszą odbiorców. Ciotka Józefina dostarcza sporo radości i uniemożliwia odbiorcom nudzenie się podczas lektury. Ciotka Józefina ma tylko jedną wielką pasję, a jest nią gramatyka. I chociaż taki temat mógłby każdą książkę dla dzieci zabić - Lemony Snicket ma na to dobry pomysł i udaje mu się rozśmieszać czytelników i w ten sposób.
Dzieje się tu dużo i szybko, a do tego wszystkie komentarze okraszane są ironią. Kąśliwy humor to coś, co z pewnością spodoba się czytelnikom. Lemony Snicket zapewnia sobie sporą wierną publiczność - wpisuje się w rynek literatury czwartej dobrym pomysłem i odwagą w realizowaniu go. Kusi nietypowością, oderwaniem od zwyczajnego życia i przejściem w świat absurdu.
Pech
Ten cykl dzięki serialowi może stać się bardziej popularny niż można by się spodziewać, bo chociaż Lemony Snicket nie boi się łamania konwencji, to jednak nie wymyśla nic nowego, po prostu odchodzi od najbardziej poczytnych i najczęściej realizowanych scenariuszy na rzecz ironii i złośliwości wobec bohaterów. Wybiera sobie troje dzieci - Wioletkę, Klausa i Słoneczko (bobasa, który jeszcze nie posługuje się językiem, a jedynie gaworzy, jednak w kluczowym momencie może odegrać bardzo ważną rolę). Seria niefortunnych zdarzeń to opowieść, która dzieci przyciągnie dowcipem i zgryźliwością. "Ogromne okno" to trzecia część cyklu i można ją - jak pozostałe - czytać bez znajomości całej serii, w niczym nie będzie odbiorcom przeszkadzać brak informacji co do innych tomów. Jest to powieść stosunkowo krótka (objętość nadają jej duży druk i interlinia), a humor jeszcze przyspiesza lekturę. Lemony Snicket stawia na szybką akcję i na sięganie po sprawdzone wątki, którym nadaje nowy kształt. Bohaterami cyklu są sieroty Baudelaire. Sieroty Baudelaire wciąż ściągają na siebie kolejne nieszczęścia, przynajmniej Snicket sugeruje, że będą one bez przerwy krzywdzone przez los. Oczywiście takim bohaterom przysługuje specjalny ochronny parasol, wiadomo, że nic naprawdę złego ich nie spotka - ale po drodze powinni się trochę nacierpieć, albo przynajmniej trochę pobać. Nie inaczej jest z sierotami Baudelaire - i już tutaj pojawia się pierwszy obowiązkowy punkt klasycznych baśni, wyśmiany już przez wielu autorów po drodze - dzieci muszą stracić rodziców, żeby móc przeżywać najlepsze przygody. Nic tak nie ogranicza jak dorośli i opiekunowie - więc jeśli nieletni bohaterowie są sierotami, to jest to wymarzony start dla autorów. Sieroty Baudelaire nie tęsknią za dawnymi czasami (może niekiedy rodzi się w nich myśl, że najlepiej byłoby siedzieć w domu pod opieką najbliższych), zwykle nie mają kiedy oddawać się takim refleksjom. Tym razem Wioletka, Klaus i Słoneczko trafiają do domu Ciotki Józefiny. Ta krewna ma zaopiekować się całą trójką, ale tak naprawdę nie potrafi zająć się sobą samą: cierpi na rozmaite fobie, którymi natychmiast dzieli się z przybyszami. Boi się wszystkiego, nawet naciskania klamki we własnym domu, a uzasadnienia takich strachów ucieszą odbiorców. Ciotka Józefina dostarcza sporo radości i uniemożliwia odbiorcom nudzenie się podczas lektury. Ciotka Józefina ma tylko jedną wielką pasję, a jest nią gramatyka. I chociaż taki temat mógłby każdą książkę dla dzieci zabić - Lemony Snicket ma na to dobry pomysł i udaje mu się rozśmieszać czytelników i w ten sposób.
Dzieje się tu dużo i szybko, a do tego wszystkie komentarze okraszane są ironią. Kąśliwy humor to coś, co z pewnością spodoba się czytelnikom. Lemony Snicket zapewnia sobie sporą wierną publiczność - wpisuje się w rynek literatury czwartej dobrym pomysłem i odwagą w realizowaniu go. Kusi nietypowością, oderwaniem od zwyczajnego życia i przejściem w świat absurdu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)