* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

poniedziałek, 18 marca 2024

Coralie Saudo: Jaś i magiczna fasola

Harperkids, Warszawa 2024.

Decyzje

Co zrobisz, jeśli znajdziesz magiczną fasolę? A kiedy spotkasz smoka? Wolisz racjonalne zachowania czy stawiasz na żywioł? Dzieci, które lubią zastanawiać się, jak postąpiłyby na miejscu bohatera ulubionej bajki, mają możliwość poprowadzenia własnej opowieści – która, w zależności od wybranej drogi (i odpowiedzi na pytanie), poprowadzi do określonego miejsca w książce. Coralie Saudo po raz kolejny wraca na rynek w serii, która przerabia znane baśnie i bajki na bajki paragrafowe (lub hipertekstowe, chociaż mamy tu do czynienia z klasycznym drukiem i ćwiczeniem zdolności manualnych w przewracaniu kartek stworzonych jak zakładki w skoroszytach). „Jaś i magiczna fasola” to kilka różnych scenariuszy, do których dochodzi się najrozmaitszymi drogami. Niemal każda decyzja bohatera pociąga za sobą kolejne pytania – każdy akapit tekstu ma dwie możliwe dalsze części – dziecko musi wybrać, co powinna zrobić postać z bajki – i skierować się na stronę oznaczoną odpowiednią ikonką. Tam dowie się, z jakimi konsekwencjami wiąże się poprzedni wybór – i być może będzie dokonywać kolejnego po lekturze następnego akapitu. Jeśli zaproponowane rozwiązanie się nie spodoba, można je przyjąć (jako lekcję skutków własnych wyborów), albo cofnąć się do poprzedniego fragmentu i skierować w drugą ścieżkę. Dzięki temu lektura nie będzie dzieci nudziła i sprawi, że zaangażują się one w czytanie i w same relacje między bohaterami.

Ponieważ forma jest dość skomplikowana, sama opowieść należy do prostych – tu nie ma miejsca ani czasu na analizowanie uczuć i na przyglądanie się sprawom nieistotnym, liczą się same wydarzenia – i wskazówki, które mogą wpłynąć na decyzje dziecka. Nie ma jedynego poprawnego rozwiązania – można kierować się w różne strony, a że część odnóg będzie miała punkty wspólne – tym lepiej, to zaintryguje małych odbiorców. Coralie Saudo wie, że dzieci lubią wcielać się w bohaterów bajek, tutaj mogą zatem nie tylko wyobrażać sobie, że znajdują się w magicznej opowieści, ale wręcz sterować małym Jasiem – to książka, która pokazuje moc wyobraźni i siłę sprawczą fabuł. Tak przygotowana publikacja ucieszy najmłodszych. Kiedy już wybierze się odpowiedni zwrot akcji, trzeba jeszcze znaleźć graficzny symbol, żeby dotrzeć do odpowiedniej strony – to rodzaj wyszukiwanki i dodatkowa atrakcja w czytaniu. Opowieść o magicznej fasoli schodzi na dalszy plan – zresztą i tak jest prawdopodobnie małym odbiorcom znana, więc jej poznawanie na nowo łączy się właśnie z testowaniem możliwości. Coralie Saudo zapewnia dzieciom rozrywkę i pracę intelektualną – zwłaszcza niepewne siebie maluchy mogą tu poćwiczyć zdecydowanie i nabrać przekonania, że warto podejmować ryzyko. „Jaś i magiczna fasola” to oczywiście picture book – nie udałoby się przyciągnąć maluchów do zabawy bez kolorowych i wyrazistych rysunków, zwłaszcza że same odnośniki też pojawiają się w formie małych grafik. Coralie Saudo proponuje serię historii doskonale znanych – ale w nowej odsłonie zapewniających sporo radości kilkulatkom. Dlatego też nawet wielokrotna lektura nie będzie tutaj nużyć – umożliwi za to dzieciom kreowanie nowych bajek na podstawie jednej historyjki.

niedziela, 17 marca 2024

Marcin Wicha: Gościnne występy. Kawałki o projektowaniu

Karakter, Kraków 2024.

Kształty

Pandemia zatrzymała świat i zmusiła do refleksji nad tym, co w codziennym pędzie niezauważane. Do zastanowienia nad tym, co na wyciągnięcie ręki, nieuchwytne przeważnie albo niedoceniane, nad tym, co powinno być obiektem naturalnych wręcz rozważań – a nie jest, bo szkoda poświęcać czas na medytacje. Marcin Wicha, który zawodowo zajmuje się projektowaniem, poświęca kolejne szkice ze swojego tomu „Gościnne występy. Kawałki o projektowaniu” różnym aspektom zwyczajnego życia. Analizuje miejskie projekty, które narzucają odbiór i reakcje przechodniów, ale znacznie bardziej cieszy go przyglądanie się drobiazgom. Nieprzypadkowo z czasem coraz bardziej przybliża się do niewielkich akcentów – śladów działań projektantów, interesują go kroje pisma czy… wykrzyknik, ratujący źle zaprojektowane płaszczyzny tekstu. Zmusza wręcz czytelników do zastanowienia nad tekstem jako takim – nad jego warstwą graficzną, kształtem a nie sensem. Uczy uważności, wyczulenia na to, co nieistotne z pozoru – a co składa się na wygodę lub niewygodę codzienności. Przypomina o tym, że projektant powinien myśleć o konsekwencjach jego działań – także tych dalekosiężnych, dla środowiska (w końcu łatwo jest wykorzystać plastik dla szybkiego efektu, ale już niekoniecznie – dla zdrowia planety. Niby nie ma tu ekologicznych dydaktyzmów, a jednak nie da się przejść obojętnie obok refleksji tego rodzaju). Zwykłym odbiorcom z kolei uświadamia, jak istotna jest rola projektanta w kształtowaniu najbliższej przestrzeni.

Każdy tekst w tej książce jest inny i nie oznacza to wyłącznie zabawy formą, chociaż autor funduje swoim odbiorcom i reportaż, i stenogram (podsłuch z firmowego dnia), i poetyckie eksperymenty, piosenkowe refreny i wspomnienia. Za każdym razem otwiera na coś nowego – ma do opowiedzenia historię, którą ubiera w konkretną, pasującą do niej szatę – tylko po to, żeby wybić czytelników ze schematu odczytywania tekstu linearnie. Zatrzymuje uwagę, przeszkadza, albo, wprost przeciwnie, podaje myśli, które łączą pokolenia: każdy w tej książce może odnaleźć siebie, ale z zupełnie niespodziewanej perspektywy.

Marcin Wicha zamienia się w przewodnika, który nie zapomniał, jak to jest być artystą w swoim fachu. Prowadzi odbiorców przez meandry designu – nie tego z rozmachem, wymagającego kierunkowego wykształcenia, ale tego, który poddaje się najprostszym, nawet naiwnym analizom: daje narzędzia do oglądania ze zrozumieniem tego, co powstało dla wygody człowieka. Przy okazji tworzy – bo ta publikacja nie jest zwyczajną lekturą, otwiera przed czytelnikami możliwości interpretacyjne i subtelnie nakierowuje na obserwowanie efektów pracy anonimowych przeważnie (dla szerokiego grona odbiorców) projektantów. Design jest wszędzie – a tutaj obejmuje także formę narracji. Umie Marcin Wicha eksponować ciekawe spostrzeżenia, serwuje na marginesie dawkę ciekawostek, która pozwala łatwiej uchwycić istotę projektowania. To nie jest pozycja, która ma porządkować wiedzę na temat projektowania – ale pokazuje sens zawodu projektanta w refleksjach odbiorców i użytkowników. W takim ujęciu schematy zastąpione zostają sztuką, a rodzaje odczytań zamieniają się w rozrywkowe analizy – swobodne i pozbawione nadęcia. Marcin Wicha wprowadza w świat, który warto odkrywać w różnych jego przejawach i detalach, uczy wrażliwości na piękno drobiazgów i na ciekawostki, które wymykają się pierwszemu poznaniu. I dlatego, chociaż drobna i sylwiczna, jest ta książka bardzo ważna.

sobota, 16 marca 2024

Anna Zygma: 555 zagadek o Górach Stołowych

Bezdroża, Helion, Gliwice 2024.

Wiedza ze szlaków

Bardzo wyróżnia się ta publikacja na rynku książek turystyczno-krajoznawczych: chociaż tytuł i forma kojarzą się z rozrywką, wnętrze tomu „555 zagadek o Górach Stołowych” skrywa potężną dawkę wiedzy, którą Anna Zygma przekazuje zwłaszcza zapaleńcom – lub tym, którzy chcą się nimi w najbliższej przyszłości stać. Oprowadza po Górach Stołowych z przewodnickim zacięciem i nie infantylizuje wiadomości, co najczęściej zdarza się dzisiaj wędrującym blogerom. Na pewno „555 zagadek o Górach Stołowych” nie będzie książką rozczarowującą, chyba że ktoś spodziewał się banalnych i upraszczanych do bólu komentarzy. Anna Zygma rezygnuje z gawędziarskiej narracji, nie zależy jej na kupowaniu czytelników anegdotami i scenkami z życia wziętymi. Przeczesuje za to biblioteki, szuka czystych danych i przekuwa je w krótkie komentarze. Książka zaczyna się od szeregu zagadek – to prawie dziewięćdziesiąt stron z pytaniami różnego rodzaju. Czasami trzeba tylko wskazać jednowyrazową nazwę albo dopasować wskazówkę do zdjęcia (czy po prostu rozpoznać miejsce przedstawione na fotografii – ale zagadek graficznych jest tu stosunkowo niewiele), innym razem – odwołać się do lokalnej legendy albo do wiadomości z różnych dziedzin, ogniskujących się na terenie Gór Stołowych (pochodzenie, geografia, geologia, parki narodowe, zwierzęta i rośliny, szczyty, formacje skalne, uzdrowiska, szlaki, miejscowości, przeszłość, filmy, budowle sakralne czy platformy widokowe – tematów tu nie zabraknie, a każdy kolejny zestaw zagadek pogrupowanych ze względu na zagadnienie, którego dotyczą, pokazuje, jak wiele wiadomości można wydobyć z regionu.

Przy zagadkach przeważnie nie ma podpowiedzi (chociaż bywa, że zestaw wskazówek ma ułatwić podawanie rozwiązań), za to w zasadniczej części tomu, „rozwiązaniach”, wyjaśnienia są rozbudowane i wypełnione danymi. Anna Zygma zarzuca wręcz odbiorców liczbami i faktami, przytacza ciekawostki historyczne i odwołuje się do kulturotwórczej roli niektórych miejsc. Stawia na treściwe wyjaśnienia, nie bawi się w poszukiwanie formy: odpowiedzi są rzeczowe, ale mogą też zaintrygować odbiorców. To dzięki tej lekturze można się dużo dowiedzieć o Górach Stołowych – i przygotować się na odkrywanie tego miejsca. Różnie może za to przebiegać samo czytanie: albo wiązać się będzie z próbami udzielenia odpowiedzi na zagadki, albo odbiorcy wybiorą drogę na skróty i od razu przejdą do samych wyjaśnień (wtedy jednak trzeba też zacząć od przeczytania zagadki, żeby wiedzieć, czego ona dotyczy). Anna Zygma szuka informacji sprawnie i podsuwa czytelnikom wiadomości w pigułce. Oczywiście nie jest to książka pozbawiona zdjęć – liczne fotografie nie przytłaczają i nie dominują nad tekstem, za to pokazują uroki Gór Stołowych, krajobrazów, miejsc i zwierząt. To lokalne atrakcje nie tylko dla turystów. Nie czyta się tej publikacji linearnie, chodzi bowiem o gromadzenie i przyswajanie konkretnych danych, a nie o odbywanie podróży z fotela. Anna Zygma pozwala na zapoznawanie się z pięknymi i ciekawymi miejscami, a forma zabawy, którą proponuje, ma zapewnić odbiorcom odrobinę wysiłku intelektualnego – wyzwanie, z którym zmierzą się chętnie wszyscy turyści i miłośnicy Gór Stołowych. „555 zagadek o Górach Stołowych” to rodzaj nietypowego przewodnika – ale też reklamy miejsca, które jest warte odwiedzania.

piątek, 15 marca 2024

Kate Crawford: Atlas sztucznej inteligencji. Władza, pieniądze i środowisko naturalne

bo.wiem, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2024.

Wyścig po wiedzę

Seria #nauka gwarantuje odbiorcom książki, które nie zawodzą. Reportaże naukowe i popularyzatorskie z najróżniejszych dziedzin wiedzy – przygotowywane przez specjalistów z zacięciem narracyjnym. Nie tylko można dzięki tym tomom poznawać ciekawostki z różnych obszarów badań, ale też dobrze się bawić podczas lektury. Co ważne, nawet laik może (a czasami wręcz powinien) sięgać po te pozycje – otrzyma dawkę informacji przedstawianych w przystępny sposób. „Atlas sztucznej inteligencji” to pomysł Kate Crawford na oswojenie czytelników z tematem AI, z jej powstawaniem, historią i konsekwencjami istnienia. Oczywiście temat rzeka nie może być tu uchwycony całościowo, ale autorka wybiera takie związane z nim zagadnienia, które pozwolą rzucić nowe światło na rozwój technologii i myśli informatycznej, a do tego uświadomią czytelnikom odrobinę komputerowej przeszłości. Funkcjonują tu równolegle różne konteksty: od kwestii socjologicznych przez gospodarcze (na przykład związane z wydobyciem surowców) aż po temat bezpieczeństwa i obronności. AI wpływa na rozmaite sfery i obszary działalności człowieka – a ponieważ tego rozwoju nie da się zatrzymać, można spróbować go zrozumieć, żeby pojąć, z jakimi możliwościami i z jakimi zagrożeniami się on wiąże.

„Atlas sztucznej inteligencji” to wyliczanie niepokojów i zwrócenie uwagi na niebezpieczne aspekty karmienia danymi AI. Zachłystywanie się futurystycznymi wizjami nie idzie w parze z mocno promowaną poprawnością polityczną (czy podstawowymi prawami człowieka). Autorka pisze o tym, jak uczy się sztuczną inteligencję, jakie zbiory danych się do tego wykorzystuje (i skąd je pozyskuje), a także – do czego mogą być wykorzystywane. Sprawdza, czy da się nauczyć komputery rozróżniania emocji, jeśli często sami ludzie mają z tym problem, a także – czy ma uzasadnienie podział na rasy. Tłumaczy, gdzie sztuczna inteligencja wspomaga pracę ludzi, a gdzie bez ludzi się nie obejdzie. Uświadamia też czytelnikom – bez tonów sensacyjnych, niemal rozmywa ten temat w opowieści, a jest niezwykle istotny – jak oni sami są wykorzystywani w procesie karmienia AI danymi. Często kwestie związane z publikowaniem treści powiązane są z tworzeniem baz danych dla sztucznej inteligencji. Pojawiają się też działania kontrowersyjne – jak pozyskiwanie danych bez wiedzy użytkowników (urządzenia, które szpiegują swoich właścicieli to wciąż temat tabu w wielu środowiskach). Kate Crawford analizuje ślad węglowy – sprawdza, czy sztuczna inteligencja przyczynia się do zanieczyszczenia środowiska (chociaż sama jest niematerialna, wymaga przecież całej komputerowej infrastruktury). Cofa się autorka do przeszłości i sprawdza, jak dawniej ludzie próbowali dokonywać systematyzacji i klasyfikacji najbliższych sobie zjawisk. Sięga po nieudane eksperymenty, które stały się dzisiaj w pewnym stopniu podstawą dla uczenia AI. Nawiązuje do odkryć w informatyce – z początków istnienia komputerów. Bardzo szerokie kręgi zatacza – bo też i opracowanie pozwala jej na taką swobodę. W rezultacie „Atlas sztucznej inteligencji” to wielowarstwowa, wielogłosowa historia, w której każdy znajdzie coś dla siebie. Jest dobrze napisana – wiadomości nie zostały podane sucho czy beznamiętnie, liczy się możliwość grania na emocjach czytelników, a jednocześnie Kate Crawford pamięta o tym, że pisze książkę popularnonaukową, ambitną i wypełnioną informacjami. Zapewnia jednak odbiorcom przyjemny odbiór i satysfakcję związaną z gromadzeniem wiadomości. Jest ta publikacja kolejnym strzałem w dziesiątkę – buduje dobry odbiór serii #nauka, bo pokazuje, że tu właściwie nie zdarzają się książki słabe.

czwartek, 14 marca 2024

Marion Deuchars: Narysuj to! Ćwiczenia artystyczne na odblokowanie wyobraźni

Kropka, Warszawa 2024.

Kształty

Powraca na rynek Marion Deuchars – i to w wielkim stylu. „Narysuj to. Ćwiczenia artystyczne na odblokowanie wyobraźni” to publikacja wyjątkowa – i wartościowa zwłaszcza w czasach, w których wszechobecność elektronicznych gadżetów skutecznie zabija kreatywność. Chociaż tomik przeznaczony jest dla młodych odbiorców, warto przekonać do niego i starszych – bo im także przydadzą się techniki odblokowywania wyobraźni przy okazji dobrej zabawy. Autorka stawia na swobodne tworzenie. Wprowadza w tomiku serie: między innymi pokazuje, jak narysować różne zwierzęta: lisa, tygrysa, śpiącego psa albo kota – wychodząc od barwnych plam, które następnie wzbogaca się o drobne szczegóły. Sugeruje zabawę kształtami i gryzmołami: można na przykład dorysowywać sylwetki ludzkie do bazgrołów, by zmienić ich wymowę. Dorysowywania będzie zresztą sporo: można stworzyć kogoś, kto pasuje do prezentowanych łap i ogonów, albo do oczu – ale można też całkowicie samodzielnie działać, na przykład wypełnić postacią (małą) jajko – a następnie przedstawić bohatera, który już dorósł. Punktem wyjścia do tworzenia dla Marion Deuchars raz będzie fragment obrazka, to znowu – samo tło do uzupełnienia przez określone w poleceniu sytuacje. Autorka nie podpowiada zbyt wiele: coś małego ma gonić coś dużego pod górę – i to wszystko, całą historię stworzyć muszą już samodzielnie dzieci, podpowiedzią jest jedynie namalowane wzgórze. Nie ma tu ograniczeń, nie ma złych rozwiązań, wszystko da się przerobić na kreatywną plastyczną zabawę. Marion Deuchars wie, że wystarczy impuls, żeby dzieci poczuły magię tworzenia – a kiedy to się stanie, może być spokojna – z pewnością będą wypełniać kolejne strony tomiku bez wytchnienia. Tu bowiem można poczuć się współtwórcą książeczki – a to dla dzieci ma często olbrzymie znaczenie. „Narysuj to” to książka dla każdego – wcale nie trzeba mieć plastycznego talentu ani wiary we własne możliwości, autorka nie dąży do tego, żeby obrazki, które powstaną, były piękne, a – żeby dawały rozrywkę i radość twórcom. Przypomina, jak dobrze jest bazgrać i rysować rzeczy pozbawione większego sensu i celu, przywraca dzieciom zadowolenie z pracy, która nie ma być oceniana czy porównywana z dziełami innych – a może zapewnić wolność artystycznego wyrażania. Podążanie za poleceniami autorki to dopiero początek zabawy – bo tę można kontynuować, proponując własne wariacje kolejnych ćwiczeń. Tu rzeczywiście da się wykorzystywać przypadkowo stworzone kształty albo przerabiać nudne wzorki na całe obrazkowe przygody. Marion Deuchars przywraca kreatywności miejsce w codziennym życiu. Zachęca do eksperymentowania i do traktowania ilustracji jako punktu wyjścia do własnych prac. Dzieci będą usatysfakcjonowane i ucieszone możliwością dodawania czegoś do prawdziwej książki – ale nauczą się też, jak kreatywnie podchodzić do rysowania, korzystania z przyborów plastycznych (nieprzypadkowo autorka zachęca do używania białego markera olejowego albo wyciętego z kartki elementu obrazka, żeby wypełniać plamę koloru bielą – to zadanie pozwala przedefiniować dotychczasowe podejście do ilustrowania. Jest tu wiele propozycji, z których dzieci mogą skorzystać – i które mogą przenieść na własne doświadczenia plastyczne. Marion Deuchars po raz kolejny przypomina, po co się tworzy – i zaprasza do takiej zabawy. Ale ta propozycja cenna jest nie tylko z powodu lekcji rysowania: przydaje się właśnie do rozwijania wyobraźni, co zresztą zostało wykorzystane już w założeniu tomiku. Rzeczywiście zadania, które Deuchars stosuje w książce, często mogą stać się podstawą ćwiczeń na kreatywność. To coś, co zaprocentuje w przyszłości.

środa, 13 marca 2024

Derek Scally: Najlepsi katolicy pod słońcem. Pożegnanie Irlandczyków z Kościołem

Czarne, Wołowiec 2024.

Milczenie

Z milczenia wzięła się ta książka i z nieumiejętności rozliczania się z dawnymi podłościami. Derek Scally wie jedno: że jeśli jakiś temat zamiatany jest pod dywan, z czasem wychynie – i być może doprowadzi do eksplozji. Nie chce już milczeć, przerobił wszystkie fazy przeżywania traumy, a teraz zabiera głos – nie po to, żeby opowiedzieć się po jednej ze stron, ale po to, żeby zapewnić czytelnikom przegląd zjawisk, na które nie może być zgody. Rzecz dotyczy Irlandii – bo to tu się urodził Scally – jednak może odnosić się do wielu miejsc na całym świecie. Bo skandale związane z funkcjonowaniem kościoła katolickiego to motyw, który coraz częściej przestaje być tabuizowany. „Najlepsi katolicy pod słońcem. Pożegnanie Irlandczyków z Kościołem” to reportaż – a właściwie cykl reportaży powiązanych wspólnym tematem. Autor uświadamia odbiorcom, że Irlandia to nie tylko święty Patryk – i że rola kleru w codzienności miejscowych maleje. A maleje nie bez powodu, skoro na jaw wychodzą kolejne przestępstwa, przez całe dekady starannie tuszowane. Wśród zagadnień, którym przygląda się Derek Scally, jest pedofilia oraz pralnie magdalenek – miejsca, w których między innymi kobiety samotne czy ofiary gwałtów zmuszane były do pracy za darmo (i traktowane jak więźniarki). Jest tu przemoc w stosunku do podopiecznych, okrucieństwo wobec sierot i całe mnóstwo sytuacji, które w cywilizowanym świecie nie mogą się zdarzać. Derek Scally unika tu oskarżeń i nie dopuszcza do głosu emocji – a skoro beznamiętnie relacjonuje krzywdę tych, którzy nie byli w stanie się obronić – zyskuje potężną siłę. Chociaż na temat wynaturzeń w środowiskach kościelnych powstało już niemało publikacji, Derek Scally dodaje kolejną – rozliczenie z religijnością (a właściwie jego podskórnymi niegodziwościami) w Irlandii.

Informuje o sposobach przekazywania odkrytych wiadomości społeczeństwu i o reakcjach po latach. Sprawdza, jak duchowni próbują zadośćuczynić za grzechy swojej wspólnoty (bo przecież nie jest tak, że wszyscy są źli i zdeprawowani: cierpi całe mnóstwo dobrych księży i zakonnic), jak wygląda dyskurs wybierany przez nich i jak mierzą się z kolejnymi doniesieniami. Analizuje kolejne przypadki – sprawy z przeszłości, które po latach doczekały się ujawnienia, które muszą zostać skomentowane choćby po to, żeby wykluczyć podobne skandale w przyszłości. Od tego procesu nie ma już odwrotu: trudno będzie duchownym odbudować zaufanie społeczeństwa, nie dziwi odwracanie się od wiary (a na pewno jej kościelnej oprawy). Derek Scally portretuje odwrót Irlandii od religijności – wyjaśnia początki tego nurtu i sugeruje jego przyszłość. A jednocześnie oddaje głos pokrzywdzonym i wysłuchuje, co mają do powiedzenia obie strony. Nie wskazuje winnych z nazwisk – raczej zależy mu na zaprezentowaniu zasady niż na piętnowaniu kogokolwiek. Ostrożnie przechodzi przez ludzkie krzywdy: w tej książce nie wzbudza się skandali a rozlicza z przeszłością, już beznamiętnie. Trudne kwestie należy omawiać z szacunkiem i delikatnością – tego tu nie zabraknie. Derek Scally uświadamia odbiorcom (nie tylko irlandzkim…), nad jakimi sprawami trudno przejść do porządku dziennego – chce wywoływać refleksję nad przestrzeganiem praw człowieka i uniemożliwić jakiejkolwiek grupie społecznej znęcanie się nad innymi ludźmi. Po tej lekturze stanie się jasne, dlaczego rozdział kościoła od państwa to doskonałe rozwiązanie. Derek Scally wykonuje ogromną pracę w zakresie zdobywania wiadomości i przedstawiania ich w atrakcyjny dla czytelników sposób: przeplata informacje bezpośrednimi wypowiedziami, uwagami usłyszanymi od rozmówców, a czasem i własnymi spostrzeżeniami z procesu gromadzenia danych. Nie pomija detali, umiejętnie akcentuje to, co niezbędne dla najlepszego zrozumienia tematu. Bada niełatwe zagadnienia, ale robi to z wyczuciem, zwłaszcza z poszanowaniem tych, którzy już swoje wycierpieli. „Najlepsi katolicy pod słońcem” to książka rozliczeniowa, jest w niej sporo tematów, które pozwalają z różnych stron naświetlić motyw nadużyć ze strony zwierzchników kościoła – Irlandia staje się tu tylko tłem: niegdyś miejscem o silnej pozycji księży.

wtorek, 12 marca 2024

Avery Neal: Dlaczego czuję się nieszczęśliwa, skoro on jest taki wspaniały? Książka o gaslightingu

Rebis, Poznań 2024.

Przemoc

Najpierw nazywało się to toksycznym związkiem, później narcystyczną osobowością partnera, teraz doczekało się nazwy gaslighting i jako taki termin powraca w psychologicznych poradnikach – niezależnie jednak od kwestii nazewniczych książka „Dlaczego czuję się nieszczęśliwa, skoro on jest taki wspaniały?” jest obowiązkową lekturą dla wszystkich tkwiących w związkach przemocowych. Avery Neal idealnie rozpracowała temat i przedstawiła tyle czytelnych przykładów, żeby czytelnicy nie mieli wątpliwości, jeśli sytuacja ich dotyczy (charakterystyczną cechą bycia w toksycznym związku jest niedopuszczanie do siebie świadomości, że jest źle, a może być tylko gorzej i najlepsze, co można dla siebie zrobić, to uciekać jak najszybciej). Ten poradnik jest wstrząsający – jeśli ktoś temat przerobił na własnej skórze. Będzie zatem lekturą trudną, ale też bardzo wartościową, bo Avery Neal nie poprzestaje na pokazaniu schematów i ostrzeganiu przed nimi – wyjaśnia też, co zrobić, żeby wyplątać się z toksycznej relacji i jak poradzić sobie po rozstaniu. Zapewnia zatem niezbędne wsparcie i opiekę – a ponieważ długo przygotowuje grunt i rzeczowo oraz bardzo szczegółowo naświetla sytuacje, w których ujawnia się ciemna strona egzystencji partnera – można jej uwierzyć.

Przede wszystkim autorka przypomina o różnych przejawach i odcieniach przemocy. Skupia się na tym, żeby czytelniczki zrozumiały, że nie tylko fizyczna krzywda może być jako przemoc kategoryzowana – podkreśla własne odczucia i reakcje organizmu (czasem nawet nieuświadamiane), pokazuje, jakie spustoszenie w psychice wywołuje przemoc w związku. Tłumaczy, dlaczego nie ma sensu wycofywanie się i ustępowanie (podobnie zresztą jak awantury i próby tłumaczenia) – wszelkie strategie, które przyjmują ofiary, zanim zrozumieją, że nie ma o co walczyć. Co prawda czasami zdarzają jej się wskazówki niekoniecznie trafne (jak próba rozbrojenia sytuacji poczuciem humoru), ale takie jednozdaniowe wstawki nie doprowadzą już do katastrofy. Tu liczy się zadbanie o siebie – i tego autorka uczy. Wyjaśnia, jak rozpoznać przemoc w różnych jej rodzajach, jak przygotować się na odejście i co może spotkać kobietę, która uciekła od przemocowego partnera (rzadko zdarza się cud i to on odchodzi). Przekonuje też, że warto rozmawiać z córkami i przygotowywać je na to, że mogą spotkać w życiu kogoś takiego – istotne jest, żeby nie miały w sobie przyzwolenia na przemoc. Tylko praca nad całymi pokoleniami będzie mogła doprowadzić do ratunku dla kobiet. „Dlaczego czuję się nieszczęśliwa, skoro on jest taki wspaniały? Książka o gaslightingu” to w podstawowej warstwie narracji opowieść o tym, jak kobiety stają się ofiarami we własnych domach – w relacjach z mężem lub ukochanym. Jednak można to spokojnie przełożyć również na stosunki z innymi ludźmi, autorka bezbłędnie rozpracowuje schematy działania i analizuje je. Rozkłada na czynniki pierwsze, po czym przedstawia przekonujące, bardzo wymowne przykłady (które tylko odbiorcom z zewnątrz wydadzą się przesadzone – do czasu, bo pojawiają się tu również kierowane do nich komentarze). Fakt, że osoby, które nie znalazły się nigdy w toksycznym związku, mogą się dziwić na wieść o bezsensownym przywiązaniu i trwaniu w złej relacji – jednak to zjawisko znane i niestety wciąż jeszcze bagatelizowane, tymczasem prowadzić może do bardzo groźnych sytuacji - i o skrajnościach Avery Neal też pisze. Przydatna jest ta książka i bardzo cenna, powinna trafić do każdej kobiety, która ma problem ze stawianiem granic i reagowaniem na złośliwości partnera.