* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

środa, 31 maja 2023

Craig Taylor: Londyńczycy. Miasto i ludzie

Znak, Kraków 2023.

Ludzie

Londyn jako kulturowy i narodowościowy tygiel funkcjonuje w książce "Londyńczycy. Miasto i ludzie" jako niewiele znaczące tło. Najbardziej bowiem liczą się rozmówcy Craiga Taylora, ci, którzy dzielą się swoimi historiami i pomysłami na rzeczywistość i ci, którzy nie boją się wyzwań. Mieszkający w Londynie od pokoleń oraz przyjezdni, ci, którzy trafili tu przypadkiem i ci, którzy zafascynowani miastem postanowili w nim osiąść. Przedstawiciele różnych grup społecznych, bohaterowie z ciekawymi historiami i najzupełniej przeciętni - albo wręcz ludzie z marginesu - ci, którym nic ciekawego się nie przydarza. Craig Taylor oddaje im głos, zbiera i zestawia ich doświadczenia i komentarze na temat życia w Londynie - i tak tworzy obszerną książkę, która o samym Londynie mówi niebezpośrednio, przez pryzmat życiorysów i przeżyć rozmówców.

Bo tak naprawdę w tym tomie ludzie nie mówią o Londynie. Mówią o sobie. O swoich zawodach, wyborach życiowych, decyzjach, które doprowadziły ich do konkretnego miejsca. O nadziejach i rozczarowaniach. Nikt nie podaje pełnej biografii, każdy ma zaledwie kilka akapitów na nakreślenie tego, co dla niego najważniejsze - w efekcie Londyn pojawia się raczej rzadko i tylko wtedy, kiedy faktycznie ma wpływ na opowieść. Dla niektórych jest to miejsce ważne i znaczące - ci podkreślają powiązanie swoich losów z miastem. Inni ledwie je dostrzegają, skupiają się na prezentowaniu siebie i swoistej autopromocji, która przecież nie ma większego znaczenia w kontekście całości. Ale dzięki takiemu podejściu Craig Taylor uzyskuje zestaw autoportretów, bogaty zbiór charakterystyk i pomysłów na to, jak przetrwać w gęsto zaludnionym miejscu - jak znaleźć przepis na siebie. Niektórzy muszą się uczyć Londynu, inni poszukują w nim źródła przygód, a jeszcze inni nie wyobrażają sobie egzystencji poza tym miastem. Craig Taylor wychodzi najwyraźniej z założenia, że Londyn jest wyjątkowy - i to stara się potwierdzić podczas gromadzenia jednostkowych historii. Kiedy podaje personalia swoich bohaterów, zaznacza też, kim są - i przegląd zawodów czy zajęć jest rzeczywiście imponujący, to punkt tomu, który może rozwijać wyobraźnię i pokazywać, jak różnorodne role da się w Londynie przyjmować - zaintrygować mogą zwłaszcza oderwane od stereotypów pomysły i realizacje.

Ale czasami też w "Londyńczykach" brakuje refleksji nad całokształtem, redakcji, która usunęłaby najbardziej zrutynizowane czy też najmniej konkretne fragmenty: jasne, że przy polifoniczności znika problem jednostajnej narracji, ale zdarza się, że ktoś nie ma zbyt wiele ciekawych rzeczy do powiedzenia, albo też nie potrafi sobie poradzić z nakreśleniem własnych odczuć - i wtedy przydałoby się pokierowanie go. Craig Taylor woli zostawiać ludziom drogę do samodzielnego prezentowania Londynów - bo każdemu to miasto jawi się inaczej. Czytelników w ten sposób zachęca tylko do wyrobienia sobie własnego zdania i do podróży, która pozwoli zweryfikować przynajmniej część doznań. Całkiem spory jest ten tom i dosyć apetyczny, jeśli ktoś poszukuje nieoczywistych lektur wypełnionych wielogłosowymi ocenami, może tu znaleźć coś w sam raz dla siebie. Taylor dzięki rozmówcom przeprowadza odbiorców przez miasto pełne zagadek i niezwykłości, przedstawiając je w nietypowy sposób.

wtorek, 30 maja 2023

Tom Jackson, Ana Djordjevic: Atlas kosmosu

Kropka, Warszawa 2023.

Przestrzeń kosmiczna

Tom Jackson i Ana Djordjevic zabierają odbiorców - przede wszystkim dzieci - na podróż po kosmosie. "Atlas kosmosu" to edukacyjny picture book, w którym najbardziej liczą się próby wpływania na wyobraźnię najmłodszych. Młodzi czytelnicy zapamiętają podane tu wiadomości dzięki ciekawym porównaniom i odpowiadaniu na pytania, które sami mogliby zadać. Podróż kosmiczna zaczyna się na Ziemi - wyprawa na Księżyc to tylko jeden motyw. Każda kolejna rozkładówka przynosić będzie i charakterystyki planet, i komentarze na temat tego, co znajduje się w przestrzeni kosmicznej. A kiedy wyczerpie się zapas planet z Układu Słonecznego, nie będzie to oznaczać końca tomu - bo autorzy znajdą jeszcze mnóstwo zagadnień do poruszenia. Pojawią się tu i komety, i gwiazdy, galaktyki i układy galaktyk, to, co nie do objęcia spojrzeniem, ale i trudne do uchwycenia umysłem. Autorzy wprowadzają czasami zestawienia, dzięki którym łatwiej będzie zrozumieć rzędy wielkości. Są graficzne porównania rozmiarów planet w stosunku do Ziemi albo obliczanie, ile zer pojawi się w liczbie, która określa odległość. Są tu wzmianki o odkryciach kosmicznych, o pojazdach wysyłanych w kosmos, by poznawać planety. Są pojedyncze zdjęcia z misji, żeby uświadomić odbiorcom, o czym w ogóle jest mowa.

Jest "Atlas kosmosu" bardzo uporządkowanym zestawem ciekawostek z przestrzeni kosmicznej: nie ma tu naiwności ani przesadnych uproszczeń, chociaż autorzy nie zarzucają dzieci wiedzą. Informacje pojawiają się tu w formie podpisów pod ilustracjami - z kolei ilustracje należą do upraszczanych i komputerowych, nie chodzi o to, żeby przytłaczały dzieci, a żeby zasugerowały im jedynie, z czym mogą się mierzyć, jeśli zechcą zgłębiać tajemnice wszechświata. Dzieci mogą poznawać sekrety kolejnych planet, dowiedzą się czegoś o planetoidach, ale wyjdą też poza Drogę Mleczną, a to już kierunek, który autorzy książek dla najmłodszych rzadko jednak obierają. Tom Jackson i Ana Djordjevic są w stanie rzeczywiście obrazowo i przekonująco przedstawiać kolejne tematy, rezygnują z budowania kompendium wiedzy, ale liczą na to, że z wybranych przez nich wiadomości dzieci wyciągną coś dla siebie. Czy to Międzynarodowa Stacja Kosmiczna, czy czarne dziury, aktywność Słońca lub największe gwiazdy. To, co dzieci mogą gołym okiem zaobserwować na nocnym niebie to zaledwie dodatek - w przeważającej większości zajmują się autorzy tym, czego nie widać i co nie mieści się w wyobrażeniach przeciętnego człowieka. Do ilustracji, które pomagają odrobinę zrozumieć ogrom wszechświata, dołączony został także zestaw zdjęć - strona graficzna niezwykle istotna w picture booku przydaje się tutaj zwłaszcza do utrwalania wiadomości. "Atlas kosmosu" to książka nie tylko do oglądania: tutaj ważne stają się dane, ciekawostki związane z tym, co znaleźć można w przestrzeni kosmicznej. To wstęp do wielkiej nauki i szansa na zainteresowanie dzieci zdobywaniem wiedzy. Lektura do stopniowego poznawania. Co ważne, skonstruowana tak, że nie znudzi się nawet dorosłym - bo i dla nich część wiadomości to nowość.

poniedziałek, 29 maja 2023

Anna Szafrańska: Once upon a time

Zwierciadło, Warszawa 2023.

Baśń na żywo

Anna Szafrańska sięga po esencję z poczytnych romansów, doprowadza ją do ekstremum i funduje czytelniczkom przyspieszoną opowieść o miłości, która zdarzyć się nie może. "Once upon a time" to historia Majki i Kajetana. On jest piłkarzem i celebrytą światowej sławy, media śledzą każdy jego ruch. Ona to zwyczajna bibliotekarka, szara myszka stroniąca od ludzi. Łączy ich przeszłość szkolna, pełna błędów. Majka kiedyś podkochiwała się w Kajetanie, ale nie miała u niego szans: jej nastoletnie zauroczenie stało się powodem szyderstw rówieśników (i samego Kajetana). Majka ma tylko dwoje naprawdę oddanych sobie ludzi: przyjaciółkę Polę i starszego przyrodniego brata Filipa. Ta dwójka jest w stanie wpłynąć na kobietę i uświadomić jej, że czasami powinna wyjść z domu i nie bać się ludzi.

Introwertyczna Majka pojawia się na spotkaniu klasowym. Kajetan też tu jest. Zbyt duża ilość drinków i oboje lądują w łóżku. Tak właściwie zaczyna się ta relacja - po latach, wypełniona problemami i toksycznymi sytuacjami. A Anna Szafrańska chce za wszelką cenę pokazać czytelniczkom, że wszystko się jakoś ułoży i nawet najgorsza sytuacja ma swoje jasne strony. Czy do tego przekona - to inna sprawa. Dość powiedzieć, że ciężarna Majka leci do Francji i tam zawiera kontrakt ze swoim dawniej ukochanym.

Oparta ta powieść została na przekonaniu, że stara miłość nie rdzewieje i bardzo łatwo jest zapomnieć i wybaczyć to, co złe lub przykre. Co ciekawe, Majka wydaje się tu postacią mocno bezbarwną, stereotyp bibliotekarki i introwertyczki, która boi się ludzi jest dość realistyczny i w tej postaci część odbiorczyń może się nawet odnaleźć (te bardziej przebojowe Majka na starcie zirytuje - więc nie będą się zagłębiać w jej losy). Przemiana, jaka dokonuje się w bohaterce za sprawą nieplanowanej ciąży (zresztą dość szybko pojawiającej się w biegu zdarzeń), okazuje się nie do końca uzasadniona w psychologii postaci. Majka - na nieszczęście swoje i czytelniczek mających skłonności do pakowania się w toksyczne związki - wierzy w prawdziwą baśniową miłość. Potrafi panować nad własnymi emocjami tylko po to, żeby dotrzeć do mężczyzny, w którym dawniej się podkochiwała. Jej starania w dążeniu do przekonania do siebie kogoś, kto wielokrotnie ją odrzuca, pobrzmiewają co najmniej dziwnie, jednak dla odbiorczyń, które uznają się za idealistki, będzie to akceptowalny kierunek fabuły. "Once upon a time" przecież ma być baśnią przekładaną momentami na realistyczne scenki. Jest to powieść szybka. Autorka nie zamierza się rozpisywać nad pojedynczymi gestami, woli wyraziste wydarzenia i wręcz narracyjny pośpiech, a także - wyłącznie znaczące momenty. Przeskakuje od wydarzenia do wydarzenia, żeby pokazać odbiorczyniom chwile przełomowe dla ewentualnego związku, nie zajmuje się za to prezentowaniem codzienności lub zwyczajności bohaterki. Proponuje szybki przegląd zmian z jasno określonym finałem w relacji (ale żeby podtrzymać zainteresowanie i przygotować na odbiór kolejnych części, modyfikuje akcję tak, by obietnica baśniowego "żyli długo i szczęśliwie" nie była oczywista.

niedziela, 28 maja 2023

Tyler Feder: Ciała są super

To tamto, Warszawa 2023.

Różnorodność

Tyler Feder tworzy przesłanie na zasadzie wyliczanki lub mantry. Książka "Ciała są super" to picture book kierowany do dzieci i przygotowany tak, by każdy wyciągnął z lektury jeden wniosek, zawarty w tytule. Odbiorcy mogą przyjrzeć się różnym kształtom ciała i różnym niedoskonałościom, żeby dowiedzieć się, że nie ma powodów do odrzucania kogoś czy komentowania jego wyglądu. Cała książka zbudowana jest w prosty sposób: oto pojawiają się w niej kolejne statyczne scenki - wyimki z różnych gęsto zaludnionych aktualnie miejsc. Ludzie w pociągu, w sali baletowej, pod malowanym murem, na pikniku albo przy ognisku, w kinie, na targu, na basenie czy na plaży, ludzie zajęci wspólnymi celami albo odpoczywający, ludzie bawiący się razem lub spożywający posiłki. Albo zbliżenia na dłonie lub nogi ludzi - bo i takie propozycje rozkładówek się tu pojawiają. Każda rozkładówka to też inny "temat" w wyliczance, kończącej się zawsze sformułowaniem "ciała są super": autorka przypomina, że ciała są super niezależnie od koloru skóry, kształtu kolan, wieku, wielkości brzucha, blizn, plam, owłosienia itp. Dba o to, żeby na każdej ilustracji był jak największy przekrój społeczny i "rasowy", wiekowy i płciowy. Bohaterowie różnią się od siebie bardzo, niektórzy mają protezy zamiast nóg, inni - włosy pod pachami, jeszcze inni są przeraźliwie chudzi, albo - wprost przeciwnie, ich ciała stają się karykaturalnie wielkie za sprawą potężnej nadwagi. Niektórzy mają tatuaże, inni nie widzą, jeszcze inni poruszają się na wózku inwalidzkim. Ktoś ma filmowy uśmiech, ktoś inny jest szczerbaty. Sylwetki są przeróżne i często nieproporcjonalne, wszystko po to, żeby uświadomić odbiorcom, że ludzie są różni i wszyscy w swoich ciałach wyjątkowi. Taka lekcja do zaakceptowania własnego ciała i oswojenia się z odmiennością (co ma prowadzić także do akceptowania innych ludzi bez względu na ich niedoskonałości) wydaje się bardzo prosta, ale być może właśnie najmłodszemu pokoleniu jest potrzebna. Mijają już czasy, kiedy noszenie okularów stawało się powodem do wykluczenia z grupy kilkulatków - teraz można znaleźć znacznie więcej motywów do oswajania - inność przejawia się na różne sposoby i nigdy nie jest czymś, co należałoby piętnować albo w ogóle wskazywać. Dlatego też autorka nie zwraca uwagi na konkretnych bohaterów, pozwala, żeby dzieci same odkrywały detale na rysunkach i przekonywały się, że każdy może robić to, o czym marzy, bez wytykania palcami (i bez bycia wytykanym przez innych). To prosta droga do lekcji szacunku i przyzwyczajania najmłodszych do tego, że ludzie różnią się od siebie i nie należy tego wskazywać. Tyler Feder nie tłumaczy, dlaczego - po prostu powtarza jak mantrę tytułowe hasło i liczy na to, że dzieci przyzwyczają się do niego. Nawet jeśli w małych odbiorcach będą budzić się wątpliwości: czy ciało przedstawione na rysunku jest wygodne dla właściciela, czy sportretowany człowiek może z czystym sumieniem powiedzieć, że jego ciało jest super - autorka przez przedstawianie pełnej akceptacji może przyzwyczaić do myśli, że należy doceniać każde ciało, bez względu na możliwości, jakie daje i ograniczenia, jakie stwarza.

sobota, 27 maja 2023

Aisling Fowler: Zrodzona z ognia

Harperkids, Warszawa 2023.

Potęga mocy

Feniks to bohaterka, która już sporo może - została Łowczynią, zyskała imię (a nie jak do tej pory numer), a do tego jest pewna swojej paczki przyjaciół (którzy jeszcze posługują się numerami) i ma moc potrzebną do walki. Otrzymuje też misję: ma pomóc czarownicom w ocaleniu Icegaarda - w Ember dzieje się źle, bo Cienioryt zagraża całej krainie. Żaden rodzaj z dostępnych sztuk walki nie jest w stanie powstrzymać lodu, potwory przyjmują tu złowrogie kształty, a najgroźniejsze stają się te, których nie można pokonać dostępnymi rodzajami broni. Feniks wie, że może liczyć na swoje towarzystwo - a wiewiórka podarowana przez najlepszą przyjaciółkę zapewnia też odrobinę tak potrzebnego humoru. Problem pojawia się wtedy, gdy trzeba stoczyć najtrudniejszą walkę, z samą sobą. Feniks nie lubi przyznawać się do słabości, ale jedna jest dość znacząca: bohaterka, która posługuje się żywiołem ognia, nie jest w stanie nad nim panować. Wie, kiedy zradza się w niej chęć eksplodowania ogniem, zareagowania w ten sposób w następstwie budzącego się gniewu. Ale jedynym ratunkiem przed zniszczeniem wszystkiego, także tego, czego niszczyć nie należy, jest stłumienie popędu: Feniks nie ma pojęcia, jak okiełznać żywioł ognia i boi się, że niechcący zrobi krzywdę przyjaciołom. Wyzwolony ogień - nawet jeśli magiczny - uczyni całkowicie realne spustoszenie, o czym Feniks jeszcze jako Dwunastka mogła się boleśnie przekonać. Musi zatem podjąć ćwiczenia, dzięki którym nauczy się, jak panować nad sobą i wykorzystywać żywioł ognia jako prawdziwą broń. Tylko tym można zwalczyć Cienioryt - przynajmniej taką nadzieję ma bohaterka. Aisling Fowler wykorzystuje motyw zimnej i ascetycznej krainy, żeby podkreślać siłę uczuć, jakie panują w grupie przyjaciół. Stawia na klasyczną powieść drogi, rodzaj fabularnej zręcznościówki: trzeba przejść kolejne plansze i wypełnić zadania, żeby móc dotrzeć do celu i stoczyć najważniejszą walkę, a po drodze zbudować siły do wykonania finalnego wyzwania. Każdy poza fantastycznymi wrogami (nieznanymi szerzej poza światem kreowanym przez Fowler) zmaga się jeszcze z własnymi demonami, z własnym charakterem, psychiką albo lękami. To autorka podkreśla i na tym buduje część opowieści - Aisling Fowler wie, jak akcentować niedoskonałość postaci, żeby budzić sympatię do nich. W takim wykonaniu każdy z bohaterów ma swoje mocne punkty, równoważące słabości - i wnoszące coś nowego do siły całej grupy. "Zrodzona z ognia" nie jest powieścią przełomową, to masówka dla młodych odbiorców - przygotowana według czytelnego schematu. Tutaj nie wydarzy się nic, co zaskoczyłoby czytelników - Feniks przeżywa standardowe przygody charakterystyczne dla literackich rówieśników z kolejnych serii dla masowych odbiorców. Jest to powieść poprawna i ciekawa z perspektywy dzieci - ale niezbyt twórcza w warstwie fabularno-konstrukcyjnej. Na szczęście Aisling Fowler jest w stanie przekonać do siebie odbiorców za sprawą mówienia bohaterom ważnych prawd o nich samych - te lekcje da się przekuć w porady dla czytelników.

piątek, 26 maja 2023

Liane Moriarty: Kilka dni z życia Alice

Znak, Kraków 2023.

Powrót

Liane Moriarty bardzo dobrze radzi sobie z budowaniem skomplikowanych psychologicznych problemów, które stanowią bazę fabuł rozłożystych powieści. "Kilka dni z życia Alice" to odsłanianie sekretów z codzienności bohaterki - bez kryminalnych komplikacji. Liczy się po prostu zestaw międzyludzkich relacji i sposoby na niszczenie sobie życia i zapominanie o dawnych ideałach. Wszystko zaczyna się w momencie, gdy Alice Love przewraca się na siłowni i uderza się w głowę. W następstwie wypadku traci czasowo pamięć: nie rozpoznaje bliskich i nie wie, co wydarzyło się przez ostatnie dziesięć lat. Jest przekonana, że dobiega trzydziestki, za chwilę urodzi pierwsze dziecko i ma kochającego męża, który świata poza nią nie widzi. Wkrótce przekona się, że ma bliznę po cesarskim cięciu, jej najstarsze dziecko jest już pyskatą nastolatką, która męczy otoczenie skokami nastroju, a Nick nie może się doczekać końca sprawy rozwodowej. Siostra przeżywa dramaty kolejnych poronień, mimo starań nie może zajść w ciążę i czas spędza na terapii (pisze zresztą - zgodnie z zaleceniem swojego terapeuty - listy wypełnione emocjami związanymi z codziennością, do której wkracza także nowa sytuacja Alice). Alice bardzo chce, żeby otoczenie uwierzyło, że jej stan się poprawia. Nie zamierza spędzać w szpitalu więcej czasu niż to konieczne, dlatego musi zacząć grać i informacje na temat swojego życia z ostatniej dekady poznawać od kolejnych napotkanych znajomych (których przecież jeszcze nie zna, a przynajmniej tak jej się wydaje). Czekają ją też rozmaite obowiązki - Alice będzie musiała poradzić sobie sama. Może przy wsparciu nowego partnera, który bardzo się stara zasłużyć na uznanie. Nie ma jeszcze pojęcia, że "nowa" Alice tęskni za Nickiem i uważa go za faceta idealnego - dziwi się decyzji o rozwodzie i ma nadzieję na to, że uda się jeszcze wszystko odwrócić i wskrzesić uczucie, które dawniej łączyło tę parę. "Kilka dni z życia Alice" to zatem powieść psychologiczno-obyczajowa. Wątek kryminalny w mocno zredukowanym stopniu pojawia się za sprawą Giny - najlepszej przyjaciółki, obecnie nieżyjącej. Alice czuje, że kiedy zrozumie, co łączyło ją z Giną i co stało się z kobietą - wróci jej pamięć. Na razie walczy o normalność każdego dnia.

Liane Moriarty z powodzeniem przedstawia rzeczywistość bohaterki, której świat wywrócił się do góry nogami. Nie rozbudowuje przesadnie teraźniejszości, pozwala na przyjrzenie się sprawom, które zadecydowały o aktualnym losie Alice: analizuje relacje towarzyskie i przedstawia przemyślenia bohaterek - mniej niż bieg wydarzeń liczy się tutaj sposób prowadzonej nad nimi refleksji, możliwość pogodzenia się z codziennością. "Kilka dni z życia Alice" to powieść niespieszna, kierowana do tych czytelniczek, które lubią zadawać sobie pytania i zastanawiać się nad słusznością podjętych wyborów. Wypadek brzemienny w skutki okazuje się punktem wyjścia do przewartościowań: przypomnienia sobie o dawnych ideałach i o nadziejach na przyszłość. Liane Moriarty znajduje wskazówkę, która pozwala naprawić popełnione błędy, a w oprawie z amnezji wypada przekonująco.

czwartek, 25 maja 2023

Irisz Agócs: Nauka rysowania. Zacznij od ziemniaczka

Nasza Księgarnia, Warszawa 2023.

Miłość do rysunków

Irisz Agócs wybiera własną metodę uczenia rysowania - rysowania komiksowego i zabawnego, a przy tym bardzo uroczego. Nie będzie tutaj tworzenia realistycznych obrazków, które pokażą innym spostrzegawczość i wyczucie proporcji, za to autorka umożliwi kreowanie komiksowych światów i sympatycznych zwierzątek, które ubarwią każdą opowieść (a nawet przyczynią się do układania własnych). Metoda jest równie niezwykła jak efekty działania rysowników amatorów w każdym wieku (bo i dorośli powinni po lekturze chwycić za ołówki i sprawdzać, co uda im się stworzyć). Irisz Agócs zachęca, by zacząć od ziemniaczka. Wychodząc od niekonkretnego kształtu - przypominającego ziemniaczka (czasem bardziej wydłużonego, czasem nieco kanciastego) można powołać do istnienia najróżniejsze stworzenia, ludzi i zwierzęta. Niektóre nawet po kilka razy (bo trzeba zapewnić towarzyszy kolejnym narysowanym bohaterom). Wystarczy dodać minę do ziemniaczka, żeby uzyskać konkretną postać. W zależności od wielkości uszek, koloru albo posiadania przez ziemniaczka ogonka otrzyma się określone gatunki zwierząt. Wszystko tkwi w szczegółach i odbiorcy bardzo łatwo nauczą się wykorzystywać drobiazgi do nadawania charakteru i cech gatunkowych swoim bohaterom. Autorka dzieli rysunki na kolejne proste etapy (bardzo proste: w pierwszym rysowaniu misia jeden krok to dorysowanie uszek, drugi - nosa, trzeci - dodanie kreski, która będzie zaczątkiem miny, a czwarty - zaznaczenie oczu. Co ciekawe, większość wskazówek kończy się poleceniem, by pokochać stworzonego zwierzaka - nie ma w tym nic dziwnego, bohaterowie z ziemniaczka są idealni do tego, by zachwycać się nimi i by cieszyć się możliwością wprowadzania ich w świat wyobraźni.

Liczą się tu rysunki zabawne, celowo przerysowywane, charakterystyczne i komiczne jednocześnie - stworzenia, które powstają z ziemniaczków, budzą sympatię i cieszą. Nie wymagają - przynajmniej w teorii - wielkich umiejętności plastycznych, propozycje tej autorki wyglądają na ekstremalnie proste, możliwe do osiągnięcia dla każdego, nawet jeśli ktoś do tej pory nie umiał rysować. Chce się sprawdzać te wskazówki, zwłaszcza że nie wymagają ani wielkich przygotowań, ani ogromnych nakładów pracy czy czasu - można korzystać z tak nakreślonych schematów do woli, urozmaicać je i wprowadzać kolejne gatunki (również przy wyjściu od ziemniaczka). Książka publikowana przez Naszą Księgarnię składa się z dwóch połączonych tomów - co oznacza, że będzie tu więcej inspiracji i obietnic dobrej zabawy. Dzieci nauczą się dzięki takiej lekturze i takim wskazówkom obserwowania świata, przekonają się, że potrzeba bardzo niewiele, żeby móc przedstawić konkretne zwierzęta. Dzięki takiej publikacji można się pobawić w rysowanie - ilustrowanie lub wręcz tworzenie obrazkowych historyjek. Irisz Agócs dzięki poczuciu humoru najbardziej zaprasza na wspólne rozrywki - ziemniaczki zamieniane w zwierzęta to sposób na rozwijanie wyobraźni oraz zdolności manualnych, to propozycja, która dodaje pewności siebie i przypomina o radości tworzenia. Książka "Nauka rysowania. Zacznij od ziemniaczka" to publikacja ważna i cenna, warto zwrócić na nią uwagę - bo chociaż poradników dotyczących tworzenia ilustracji jest na rynku mnóstwo, rzadko kiedy spotyka się aż tak spersonalizowaną, charakterystyczną i wesołą opowieść o tym, jak rysować i jak powoływać do istnienia kolejne zabawne rysunkowe istotki.

środa, 24 maja 2023

Michael H. Greger, Gene Stone, Robin Robertson: Jak nie umrzeć przedwcześnie. Przepisy

Czarna Owca, Warszawa 2023.

Leczenie dietą

Dr Michael H. Greger we współpracy z Genem Stonem i Robin Robertson stworzyli tę potężną publikację, która jest jednocześnie poradnikiem i książką kucharską dla tych, którzy nie chcą jeść mięsa, a potrzebują inspiracji do urozmaicenia codziennych posiłków. Najlepszą częścią tomu "Jak nie umrzeć przedwcześnie. Przepisy" jest zestaw potraw - i sposobów ich przygotowywania - żeby przekonać odbiorców do odkrywania nowych smaków. Autorzy przywołują drobne wskazówki dotyczące gotowania i wyboru składników, ale nie zajmują się tym zbyt długo. Panuje tu przekonanie, że smaki zadziałają same w sobie, dla ludzi, którzy poszukują ciekawych przepisów z kuchni roślinnej będą idealne. Problem pojawia się wtedy, kiedy trzeba dotrzeć do mniej znanych składników - sporo tu elementów z kuchni orientalnej i nawet jeśli przepisy cechują się prostotą, zniechęcić może część odbiorców fakt, że specjałów trzeba będzie szukać w konkretnych sklepach albo zdobywać przez internet. Owszem, może to być (dla polskich odbiorców) powiew egzotyki i zachęta do eksperymentowania w kuchni, ale częściej - powód do odrzucania przepisu, nawet jeśli brzmi zachęcająco. Zabrakło możliwości modyfikowania przepisu, poszukiwania własnych wskazówek na bazie podanego dania: raczej trudno będzie wymyślić zamiennik dla nieznanej przyprawy albo warzywa. Warto zaznaczyć, że poziom trudności wskazywany przez autorów przy kolejnych przepisach jest dość niski: bardzo dużo tu potraw, które da się stworzyć błyskawicznie i bez konieczności zbyt skomplikowanej obróbki składników, co może zachęcać ludzi, którzy nie chcą zbyt dużo czasu spędzać przy garnkach. Twórcy tego tomu wskazują, które zasady Codziennego Tuzina - czyli które elementy pożądanych w diecie składników pojawiają się w danym przepisie, można zatem dobierać sobie dania pod względem uzupełniania niezbędnych części - to ułatwi komponowanie jadłospisu, a ponieważ propozycji potraw jest tu sporo, książka szybko się odbiorcom nie znudzi.

Co ciekawe, autorzy, żeby przekonać do prowadzenia zdrowego trybu życia i do przejścia na dietę roślinną, stawiają na wykaz chorób - najczęstszych przyczyn śmierci - które można pokonać dzięki dobrze dobranej diecie. Przypominają o tym, że niektórym ludziom decyzje o zmianach nawyków żywieniowych pozwoliły wyjść z największych kryzysów chorobowych i radykalnie przedłużyły życie, poprawiając też jego jakość. Dieta ma być remedium na wszystkie dolegliwości, co więcej - ma też pomóc, jeśli lekarze nie widzą innego rozwiązania poza przepisywaniem kolejnych leków. Odrzucenie konwencjonalnej medycyny i przełączenie się wyłącznie na odzyskiwanie zdrowia za pomocą diety jest tu akcentowane jako uzasadnienie do podjęcia lektury, nie - faktyczne przekonywanie odbiorców do podjęcia tak radykalnych działań. "Jak nie umrzeć przedwcześnie. Przepisy" to książka, która pozwala na wprowadzanie stopniowych zmian, wyrabianie sobie odpowiednich nawyków żywieniowych, ograniczanie szkodliwych składników i modyfikowanie jadłospisu. To też okazja do sięgania po mniej znane składniki - i ciekawa lekcja smaków.

wtorek, 23 maja 2023

Barbara Sadurska: Srebrny smok

Agora, Warszawa 2023.

Dla czytelników

Ta książka spodoba się przede wszystkim molom książkowym, bo chociaż Barbara Sadurska nie zawsze wie, jak rozwijać fabułę, to jednak jest w stanie zachęcić do czytania i przekonać do siły literatury (bohaterowie cytują klasyków i wprowadzają stare opowieści jako element magii. "Srebrny smok" to narracja melodyjna i w miarę prosta, a przy tym obiecująca przygody w starym stylu. To coś dla miłośników smoków i dla tych, którzy cenią sobie hołd składany językowi i baśniom. Wątek autotematyczny jest dla autorki ważniejszy niż rozwiązania w ramach akcji, ale nikomu to nie będzie przeszkadzało. Dwunastoletnia Matylda jest fanką smoków: chciałaby polecieć z mamą do Japonii, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o stworach obecnych stale w kulturze. Tyle tylko, że przez fatalny zbieg okoliczności nie udaje się zrealizować ambitnego planu: mama wyjeżdża wcześniej, tata ma wypadek i pewien czas spędzi w gipsie. Bohaterką musi się zaopiekować dziadek. Dziadek mieszka na dziwnej wyspie i raczej nie utrzymuje kontaktów z rodziną: otacza go aura sekretu, ale Matylda nie będzie się skupiać na rozpatrywaniu dość oczywistych dla odbiorców detali. Faktem jest, że mogłaby w dziadku odkryć ślady swoich smoczych pasji - jednak koncentruje się bardziej na omawianiu siły języka i opowieści jako takich. Zresztą niespecjalnie ma czas na szukanie smoków, skoro na wyspie poznaje bratnią duszę. Sasza to dziewczynka, która posługuje się wyspiarskim językiem, ale ponieważ chce być zrozumiana, bez trudu dogaduje się z Matyldą. Dwunastolatka jest rezolutna i samodzielna: nie tylko potrafi rozkręcić rower i przygotować go do dalekich eskapad (umiejętność niezwykła jak na dziecko): ambitnie razem z nową przyjaciółką zabiera się też do odnowienia zapomnianego jachtu. To oznacza, że i odbiorcy przeżyją wielką przygodę razem z dwiema dziewczynkami.

"Srebrny smok" to powieść krótka i nasycona obietnicą magii. Nie ma w niej zbyt dużo niewytłlumaczalnych zdarzeń - zupełnie jakby Barbarze Sadurskiej wystarczyło sugerowanie, ile wspólnego ze światem smoków ma dziadek. Autorka wykorzystuje książkę między innymi do szybkiej lekcji udzielania pierwszej pomocy (na uwagę zasługuje wprowadzenie do praktyki zaleceń choćby ze wskazaniem konkretnej osoby, która ma wezwać pogotowie), albo do zasugerowania, po co ludziom małe ojczyzny. Barbara Sadurska często dla wygody fabularnej ucieka od prawdopodobieństwa akcji, nie przejmuje się zbytnio działaniami podejmowanymi przez dzieci i wyjaśnieniami - wszystko da się złożyć na karb magii panującej na wyspie, tu nic nie musi działać w zgodzie z logiką. Autorka odrzuca schemat powieści drogi, owszem, trzeba będzie podjąć pewne działania, żeby ocalić miejsce - jednak wszystko obywa się bez wielkich podróży. Smocza przygoda Matyldy to wyraźna zachęta do wejścia w świat książek i do wysłuchiwania opowieści, które urzekają magią słów - smoki to tylko dodatek, rodzaj reklamy zapraszającej do sprawdzenia pomysłów. A jednak z Matyldą dzieci będą się dobrze bawić - dobrze, chociaż inaczej niż mogłyby się spodziewać.

poniedziałek, 22 maja 2023

Tom Bower: Zemsta. Meghan, Harry i wojna Windsorów

Marginesy, Warszawa 2023.

Ocena

W żaden sposób nie tłumaczy się tytuł tej książki jej zawartością - "Zemsta. Meghan, Harry i wojna Windsorów" może być odbierana jedynie jako próba załatwienia prywatnych porachunków między autorem (mianującym się dziennikarzem śledczym) a żoną księcia Harry'ego. Przy czym Meghan prawa głosu tu nie zyska, a Tom Bower sięga wyłącznie po komentarze osób, które mają Meghan Markle coś do zarzucenia (a jeśli już dociera do informacji, które niekoniecznie stawiają księżną w złym świetle - to interpretuje je tak, żeby świadczyły na niekorzyść bohaterki tomu). "Zemsta" to pokaz możliwości manipulowania faktami i przedstawiania wyłącznie jednostronnej, bardzo krzywdzącej oceny.

To opowieść o Meghan Markle - opowieść przygotowana tak, by jak najbardziej zdyskredytować kobietę. Bower absolutnie każdy moment z życia Meghan chce zaprezentować jako dowód na jej zakłamanie, zły charakter, złośliwość, dążenie do sławy za wszelką cenę itp. Wyszukuje dane, które same w sobie nie byłyby nasączone jadem, ale wyłuskuje z nich tylko te elementy, które przyczynią się do zbudowania negatywnego portretu Meghan Markle. Źle, kiedy młoda aktorka gra dalszoplanowe sceny w filmach, źle, kiedy staje się celebrytką. Jeśli próbuje walczyć o prawa kobiet lub osób kolorowych - to tylko po to, żeby stanąć na świeczniku. Jeśli milczy w sprawach polityki, to źle, bo na pewno wspiera czyniących zło. Za każdym razem każdy szczegół z życia Meghan Markle Tom Bower poddaje krytyce - i momentami wręcz sam się ośmiesza w dążeniu do oczerniania sławnej postaci, zwłaszcza kiedy powraca do raz podanych cytatów, tyle że w szerszym kontekście. Dobieranie sukienek pod kolor paznokci też świadczy o jego zorientowaniu w świecie mody - jednak nie przeszkadza mu to w skrupulatnym wyliczaniu cen ubrań noszonych przez Meghan Markle i sposobów na zareklamowanie pewnych firm. Pełne używanie zyskuje w chwili, gdy Meghan trafia do rodziny królewskiej - teraz już nie ma mowy o tym, by cokolwiek zasługiwało na pochwałę. Meghan w tym ujęciu to bezwzględna karierowiczka, chimeryczna i despotyczna, doprowadzająca do łez pracowników i odstraszająca ludzi sposobem bycia. Meghan w tej wersji nie ma prawa do słabszego dnia czy zmęczenia, zresztą - nawet gdyby była aniołem, Tom Bower dopatrzyłby się w jej postawie prowokacji i natychmiast by to skrytykował. Autor przedstawia "wojnę Windsorów" w nadziei na jak największy skandal, jeśli już Meghan lub Harry ośmielają się zabrać głos w jakiejś sprawie, to na pewno próbują przeinaczać fakty lub wpływać na ludzi, nie są szczerzy i nie przekonują do siebie.

Jeśli nawet na początku szukanie powodów do krytyki pobrzmiewa śmiesznie, to z czasem zaczyna męczyć. Powstaje pytanie, dlaczego Tom Bower w ogóle bierze się za opisywanie Meghan Markle - skoro aż do tego stopnia jej nienawidzi, może powinien zająć się czymś innym i nie stresować przez śledzenie postaw kobiety. Zwłaszcza że najwyraźniej ma problemy z rozumieniem zachowań osób publicznych i z opiniami na temat dziennikarzy lub pseudodziennikarzy z brukowców - jemu samemu znacznie bliżej do tych, którzy próbują zaszczuć sławną osobę. Męczy stylem - jednokierunkowość jego wysiłków to coś, co nie pozwala na cieszenie się lekturą i uniemożliwia budowanie zaufania.

niedziela, 21 maja 2023

Malwina Pająk: Wstręt

Otwarte, Kraków 2023.

Autoagresja

Ta książka ukojenia nie będzie przynosić bardzo długo, nawet kiedy czytelnicy zaakceptują specyficzne postawy bohaterki zagubionej w świecie i niepewnej własnej wartości. Izabela Pierwsza ma problemy ze sobą i z dysfunkcyjnymi rodzicami. Cierpi na zaburzenia odżywiania, tnie się, żeby odzyskać kontrolę nad codziennością i nie potrafi sprzeciwić się ojcu-tyranowi (i tu trochę Malwinę Pająk ponosi fantazja, bo stu przysiadów często nie zrobi zdrowa nastolatka, a co dopiero taka, która waży o kilkadziesiąt kilogramów za mało i mdleje z niedożywienia). "Wstręt" to powieść mocno osadzona w zmysłowości, ale wypełniona scenami, jakich odbiorcy raczej woleliby w swoim otoczeniu nie widzieć.

Bohaterka tomu nie umie sobie poradzić z rzeczywistością, wciąż podejmuje decyzje, które spychają ją głębiej w przepaść - bezradni są ludzie, którzy chcieliby jej pomóc. Zresztą środowisko, w którym Iza funkcjonuje, pełne jest oryginałów i ludzi, którzy muszą pokonać własną przeszłość, żeby móc zacząć kształtować siebie. Jednym lepiej, drugim mniej dobrze się to udaje, jednak prawie wszyscy znajdują sposób na wyrwanie się z marazmu i oderwanie od uzależnień różnego rodzaju. Iza najdłużej niszczy siebie samą, nie potrafi uwierzyć, że ktoś mógłby ją pokochać, a kompleksy przekuwa na działania autodestrukcyjne. Jest dla siebie bezlitosna i okrutna, a jednocześnie umie chłonąć świat wszystkimi zmysłami. W jej życiu jest jeden jasny punkt, Maks, chłopak, który dostrzega jej piękno mimo chorobliwego wychudzenia i ran. Tylko że Iza nie wie, jak odpowiedzieć na flirt - i w efekcie przegrywa walkę o ukochanego walkowerem. Po latach może zastanowić się nad swoją przeszłością: przygląda się sobie z dystansu i ocenia, co powodowało nią, kiedy konsekwentnie nie chciała się podnieść z najtrudniejszych sytuacji.

Jest "Wstręt" powieścią achronologiczną i pozbawioną prób porządkowania biografii bohaterki - nie chodzi przecież o pouczenia czy o realizowanie znanych z czytadeł scenariuszy. Malwina Pająk bawi się raczej motywem zagubienia i niepewności nastolatków, wprowadza pytania o tożsamość seksualną i zestaw poszukiwań właściwej drugiej połówki, kontrastuje to z podejściem starszego pokolenia. Wszystko zakorzenia w rzeczywistości niby znanej, a jednak trochę onirycznej, tak, żeby nie do końca dało się umiejscowić akcję. Bezkształtne ciało (w oczach Izy) wciąż stanowi przeszkodę w dążeniu do szczęścia - staje się obiektem nienawiści, ale też i strumienia mocnej, wyrazistej literatury. Malwina Pająk czasami przerysowuje wydarzenia, ale ponieważ przyjmuje perspektywę bohaterki, może sobie na to pozwolić - obiektywizm byłby w ogóle niewskazany w takiej opowieści, a już na pewno nie byłby przekonujący. Jest to tom poświęcony tematyce buntu i braku akceptacji siebie - jednak trafić może nie tylko do młodych czytelników.

sobota, 20 maja 2023

Melissa Urban: Wyznaczanie granic. Jak je stawiać, żeby czuć się wolnym

Luna, Warszawa 2023.

Ograniczenie dla wolności

W relacjach z ludźmi umiejętność wyznaczania granic okazuje się niezwykle ważna i autorka tego - potężnego - tomu jest w stanie to uzasadnić. Przekonuje, że granice są niezbędne dla zachowania wolności - i podpowiada, jak je wprowadzać, żeby nie narzucać innym swoich poglądów i nie dyktować im preferowanych zachowań, a jednocześnie utrzymać zasady dotyczące własnego życia. Cała książka poświęcona jest granicom z różnych perspektyw: autorka wyjaśnia, dlaczego one są niezbędne, ale też - jak je wprowadzać i jak odróżniać zdrowe granice od prób narzucania innym swoich poglądów. To spora dawka asertywności, lekcja, która przyda się odbiorcom w każdym wieku i w różnych okolicznościach. Melissa Urban wyjaśnia między innymi, jak odmawiać w przypadku, gdy dawni towarzysze wyniszczających rozrywek zapraszają do kontynuowania zabaw, ale też - co zrobić, kiedy rodzice lub teściowie próbują nadmiernie ingerować w wychowywanie wnuków. Jak reagować, gdy szef żąda zbyt dużego poświęcenia w pracy (a nie można zrezygnować ze źródła dochodów), albo gdy przyjaciele myślą wyłącznie o sobie. Różne sytuacje z codzienności - które zwykle doprowadzają do frustracji - zostają tu przekute w czytelne scenariusze, schematy postępowania i skrypty, tak, żeby czytelnicy od razu otrzymali jasne wskazówki do wcielenia w życie. Autorka przywołuje wyraziste przykłady i rozwiązania - tak, żeby pomóc doraźnie. Kto będzie zainteresowany tematem, prześledzi kolejne podpowiedzi. Kto zechce od razu zastosować uwagi Melissy Urban, może wybrać się do odpowiedniego rozdziału.

Siłą tej książki staje się stopniowanie reakcji. Autorka nie chce, żeby niektórzy przestraszyli się zbyt radykalnymi działaniami, dlatego posługuje się symboliką z sygnalizatorów ruchu drogowego i wyznacza w ten sposób kierunki postępowania. Można stawiać trzy rodzaje granic, w zależności od stopnia zagrożenia albo od potrzeb - "zielona" to ta najłagodniejsza, która przydaje się, gdy zagrożenie jest nikłe lub okoliczności czy charakter mówiącego nie pozwalają na ostrzejsze wystąpienie. Żółta to już wyraźniejsze zaznaczenie swoich granic. Czerwona - często wiąże się z kategorycznym komentarzem i ucięciem rozmowy. Kilka razy jeszcze wprowadza autorka granicę w kolorze fuksji - reakcję w stanie najwyższej konieczności. Pokazuje czytelnikom, że mogą dostosowywać swoje postawy do okoliczności i w razie czego wprowadzać kolejne ograniczenia. Dzięki takiemu pomysłowi nawet ci, którzy nie są specjalnie asertywni, mogą się w tej umiejętności ćwiczyć i przekonywać, że mają jeszcze zapas we wcielaniu w życie konkretnych granic. Z kolei tym, którzy wydają się w swoim środowisku zbyt kategoryczni, Melissa Urban może pomóc w uświadomieniu sobie, że nie zawsze trzeba wytaczać najcięższe działa, czasami sporo da się dokonać na bazie uprzejmości i delikatności. "Wyznaczanie granic" to książka oryginalna i bardzo potrzebna na rynku. Pozwala odbiorcom wypracować sobie określone mechanizmy reagowania i daje szansę na budowanie pewności siebie. Po takiej lekturze odbiorcy raczej nie pozwolą innym na naruszanie ich granic - nauczą się je wytyczać i egzekwować. A jednocześnie nie wpadną w pułapkę komenderowania innymi, bo i na to Melissa Urban jest bardzo wyczulona. Dobrze i przejrzyście została skomponowana ta książka, więc czytelnicy łatwo będą mogli znaleźć w niej potrzebne wskazówki.

piątek, 19 maja 2023

Misia do tulenia (zabawka)

Nasza Księgarnia, Warszawa 2023.

Przytulanka

Gadżetowe dodatki do poczytnych serii to znakomity sposób na przyciągnięcie odbiorców - a przeniesienie znanych z książeczek bohaterów do bardziej namacalnej rzeczywistości to miła niespodzianka dla maluchów. Tak powstaje "Misia do tulenia", szmaciana przytulanka dla fanów Pucia i jego rodziny. Misia w wersji lalkowej ma nadrukowaną buzię (nos, usta, policzki i oczy, ale już źrenice i brwi ma wyszyte, co zapewnia bodźce dla dzieci, które będą się tą lalką bawić. Misia ma filcową fryzurkę z dwoma kokami - ale znów na tym filcu pojawiają się wzory z nitek, więc przełoży się to na dodatkowe stymulowanie zmysłu dotyku. Bohaterka ma fioletową tunikę z naszywanymi nićmi kropkami - w związku z tym dotykana i przytulana Misia będzie zaskakiwać dzieci różnorodnością faktur. Chociaż sama przytulanka jest bardzo prosta, pasuje dzięki temu do szaty graficznej z książek o Puciu. Bardzo miękka, nadaje się idealnie do przytulania - i spełnia swoją funkcję jako reklama cyklu. Kilkulatki, które lubią Pucia i jego rodzinę, nie będą miały problemu, żeby zaakceptować tę bohaterkę w wersji przytulankowej.

Misia do tulenia to zabawka stworzona trochę na wzór dawnych przytulanek szmacianych, tworzonych przez matki z resztek materiałów. Nie ma tu elementów plastikowych ani łatwych do połknięcia, nie ma obaw, że tak przygotowana Misia w jakikolwiek sposób zaszkodzi dziecku. Gdyby ktoś miał wątpliwości, z czego składa się lalkowa Misia - i do czego służą poszczególne jej części - może skorzystać z legendy na odwrocie pudełka, w które bohaterka została spakowana. Nóżki mają rzadko stać w miejscu (fakt, raczej trudno będzie tę lalkę spionizować, ale to cecha wszystkich szmacianych zabawek), a głowa jest pełna pomysłów - w sam raz, żeby zaprosić dzieci do wspólnej zabawy w wymyślanie kolejnych przygód z taką postacią. Są tu też wzmianki o tym, co Misia lubi, a co niekoniecznie trafia do książeczek - żeby jeszcze bardziej ożywić postać w wyobrażeniach najmłodszych. Szmaciana zabawka ma służyć do rozwijania umiejętności dziecka, do stymulowania jego zmysłów i do zabawy, najzwyczajniej w świecie - tylko dorośli mogą mieć wątpliwości, czy dziecko poradzi sobie z tworzeniem historii po otrzymaniu zabawki. Misia nie będzie tylko przeniesieniem na świat gadżetów i zabawek opowieści z książek - to towarzyszka codziennych zabaw, powiernica sekretów i przyjaciółka dla kilkulatków. Sympatyczna maskotka uruchamia nie tylko zainteresowanie serią - może się sprawdzić po prostu jako zabawka, bez względu na to, czy dzieci znają przygody Pucia - jednak z pewnością to do fanów cyklu trafi pluszowa Misia najszybciej.

czwartek, 18 maja 2023

Tomasz Stawiszyński: Spotkanie z Filozofią

Harperkids, Warszawa 2023.

O myśleniu

Tomasz Stawiszyński rzucił się na trudny temat, który realizuje w serii Czytam sobie - na trzecim poziomie, więc nie musi się martwić o obecność w wyrazach dwuznaków czy zmiękczeń, może też pozwolić sobie na bardziej rozbudowane komentarze. Proponuje dzieciom książkę, w której Filozofia zaprasza na spotkanie i opowiada o sobie. Opowiada ogólnie, bez nawiązywania do rozmaitych myślicieli. Wie, że na to jeszcze przyjdzie czas - i nawet jest świadoma tego, że odbiorcy mogą łatwo się zniechęcić przeglądaniem kolejnych teorii i pomysłów. A jednak samo "Spotkanie z Filozofią" wypada bardzo dobrze jako lektura dla ćwiczących czytanie kilkulatków. Tomasz Stawiszyński wie, co zrobić, żeby zaintrygować dzieci i żeby zafundować im szereg tematów do refleksji - wprowadza kolejne wyjaśnienia bez zadęcia, nie stawia na definicje, ale szuka konkretów w mówieniu o filozofii. Dzięki temu, że bohaterka sama się przedstawia i sama może siebie w monologu określać, dzieciom łatwiej będzie odnaleźć się w niedookreślonych kwestiach - potraktują filozofię jako coś normalnego, element codzienności umożliwiający zastanawianie się nad sensem wszystkiego. I to rozwiązanie dobrze się tu sprawdza, Tomasz Stawiszyński może dzięki niemu zaakcentować ważne motywy i zwrócić uwagę odbiorców na to, co trzeba zapamiętać. Unika podawania regułek czy budowania jednoznacznych konstrukcji, zachęca raczej czytelników do samodzielnego zastanawiania się nad istotą filozofii. W efekcie "Spotkanie z Filozofią" pobrzmiewa jako całkiem interesująca i na pewno nie: przerażająca lektura. Może zaangażować dzieci i rozbudzić w nich ciekawość tej dziedziny, może też przygotować na późniejsze odkrycia i pozytywnie nastawić do filozofii jako takiej. Chociaż wydawać by się mogło, że tego typu zagadnienia nie sprawdzą się w twórczości dla najmłodszych. Tomasz Stawiszyński udowadnia, że jest inaczej, a wszystko przez to, że ma metodę na to, jak dotrzeć do czytelników i ich nie zmęczyć tematem.

Co ciekawe, na trzecim poziomie cyklu Czytam sobie powinny się pojawiać określenia prowadzące do przypisów - trudne słowa, których znaczenie trzeba wyjaśniać czytelnikom. I tutaj oczywiście też się takie pojawiają, ale autor unika hermetycznego stylu i rezygnuje z pojęć, które odstraszyłyby od lektury. Dba o to, żeby nawet w warstwie pojęć do wytłumaczenia nie istniały słowa-potworki, hasła, które zniechęcą dzieci do czytania (i do filozofii przy okazji). Ten tomik przybliża najmłodszym odbiorcom zagadnienie, którego często nie są w stanie opisać rodzice albo nauczyciele - umożliwia zagłębienie się w temat skomplikowany i ciekawy mimo wszystko. Na tym poziomie serii rysunki nie odgrywają już zbyt ważnej roli, ale Daniel de Latour wie, jak czarno-białymi szkicami uzupełnić wywody - nawet te okołofilozoficzne. Przyciąga poczuciem humoru i mocno komiksową kreską, uprzyjemniając dzieciom czytanie.

środa, 17 maja 2023

Magdalena Kordel: Wiosna cudów

W.A.B., Warszawa 2023.

Ratunki

Magdalena Kordel doskonale czuje się w obyczajowych rozłożystych sagach i chętnie zabiera też czytelniczki do maleńkich miejscowości, w których wszyscy się znają i w których bohaterki pokrzywdzone przez los i ludzi są w stanie ułożyć sobie życie na nowo. W takich miejscach najłatwiej o cud - zawsze ktoś pomoże, zawsze wesprze albo przynajmniej podsunie rozwiązanie, jakie nie przychodziło do głowy w chwili kryzysu. I nie ma się co oburzać na powtarzalność scenariuszową w najszerszym planie: wiadomo, że wszystko musi iść ku dobremu, żeby krzepić i dawać nadzieję. I w przypadku cyklu Przystań Śpiących Wiatrów inaczej nie będzie. Oto Stella - kobieta, która w pewnym momencie traci wszystko. Chciała - być może wzorem innych bohaterek obyczajówek (także tych kreowanych przez Magdalenę Kordel) - zrealizować marzenie o pensjonacie. Wraz z przyjaciółką zajmuje się odrestaurowaniem starego hotelu: kiedy uda się już sprowadzić pierwszych gości i zarabiać na wynajmowaniu pokojów - będzie mogła wyremontować stare domki znajdujące się na tyłach budowli. Na to ma nadzieję - że będzie mogła tworzyć miejsca z duszą, przyjazne romantykom i tym, którzy nie lubią ascetycznego wystroju. Stella jest naiwna i zapatrzona w swoje ideały, nie słucha głosów rozsądku, tym razem objawiających się w postaci rodziców. Wierzy przyjaciółce i nawet jeśli nie do końca zgadza się z jej decyzjami - czeka na swój moment. Tyle tylko, że życie pokazuje, że jeśli w grę wchodzą duże pieniądze, nie wolno ludziom ufać.

"Wiosna cudów" to książka, która zaczyna się od wstrząsu i kilka wstrząsów po drodze odbiorczyniom funduje - zwłaszcza jeśli chodzi o sytuację dawnej nauczycielki sporej części postaci z książki. Sympatyczna staruszka dręczona przez synów komendanta policji - potrzebuje wsparcia i dobrego pomysłu na rozwiązanie kryzysu. Jednak w większym stopniu autorka dba o rozwiązywanie problemów i o wprowadzanie niemal boskich interwencji w poważnych sytuacjach niż o prawdopodobieństwo. I tu zaczyna się miejsce na elementy krzepiące: Stella może liczyć na swoje rodzeństwo, zwłaszcza na brata, który zamienia się w strażnika, gdy siostrzeńcowi może grozić niebezpieczeństwo. W odpowiednim momencie do akcji wkroczyć również mogą rodzice - zawsze chroniący swoje pociechy i pozwalający im na rozwijanie skrzydeł. Szkoda tylko, że autorka nie szuka bardziej życiowych rozwiązań, wskazówek dla odbiorczyń. Zapewnia wyłącznie magiczne wsparcie - wychodzące od innych ludzi, ale mało prawdopodobne z perspektywy zwyczajnego życia. Tu faktycznie można mówić o cudach. Inna rzecz, że po książki Magdaleny Kordel sięga się właśnie dlatego - dla tych ciepłych i kompletnie nierealistycznych realizowanych marzeń. To, że bohaterkom sprawdza się wszystko to, o czym w ich sytuacjach marzyłyby odbiorczynie, zapewnia zainteresowanie szerokiego grona czytelniczek. Magdalena Kordel potrafi utrzymywać ciekawość odbiorczyń i kiedy zaprasza je do Kotkowa - może mieć pewność, że szybko tego miejsca czytelniczki nie będą chciały opuścić. Tworzy kolejny literacki azyl, miejsce, w którym zmartwienia znikają - same albo dzięki życzliwym osobom. "Wiosna cudów" to książka stworzona z wysoką świadomością schematów z obyczajowych bestsellerów - więc jeśli ktoś nie przepada za realizowaniem stale tego samego scenariusza i za obietnicami, że wszystko się jakoś ułoży, niezależnie od rangi problemów, będzie cyklem rozczarowany. Jednak fanki Magdaleny Kordel dość szybko stwierdzą, że warto po raz kolejny wejść w dobrze znane opowieści i sprawdzić, jak tym razem ogrzeje je autorka.

wtorek, 16 maja 2023

Emilia Dziubak: Rok w lesie. Puzzle. Liczymy zwierzaki

Nasza Księgarnia, Warszawa 2023.

Matematyka w lesie

To dobra propozycja dla odbiorców, którzy potrzebują poćwiczyć liczenie, a wszelkie tradycyjne sposoby zawiodły i zwyczajnie nudzą. Przeniesienie nauki na zabawę, w dodatku na zabawę dość dobrze znaną - bo z serią, która cieszy się ogromną popularnością - to najlepszy możliwy pomysł edukacyjny. Emilia Dziubak, która stworzyła sympatycznych bohaterów z picture booka "Rok w lesie", teraz kontynuuje cykl gadżetów związanych z tą publikacją. Kolejne puzzle związane z "Rokiem w lesie" przynoszą tym razem niewiele możliwości zabaw (chociaż zasady można modyfikować w zależności od potrzeb, zwiększać stopień trudności albo wprowadzać nowe reguły, które utrudnią zdobywanie kolejnych elementów i zachęcić dzieci do rywalizacji). Trzeba tu połączyć w pary dwadzieścia elementów. Każda część układanki składa się z dwóch puzzli: na jednym pojawiają się zwierzęta. Na drugim - cyfra bądź liczba odpowiadająca im. Tak, że dzieci nie muszą, a nawet nie powinny dopasowywać puzzli po kształtach (chociaż jest to możliwe, bo nie da się ułożyć tych puzzli błędnie, każde mają charakterystyczne i indywidualne wycięcie, żeby uniemożliwić pomyłki i zapamiętywanie niewłaściwych połączeń). Trzeba za każdym razem policzyć zwierzęta na obrazku, a następnie znaleźć element z odpowiadającą im liczbą - i połączyć w parę. Zwierzęta są tu rozmaite - jeden żubr, siedem kaczek (a właściwie kaczka z kaczątkami), dziesięć mrówek - każde stworzenie to również okazja do opowiadania o mieszkańcach lasu czy o poznawaniu nowych nazw. Można też wykorzystywać ilustracje ze zwierzętami do opowiadania o ich zwyczajach, albo do prowadzenia narracji o dzieciach i ich rodzicach w świecie zwierząt. Locha ma tu warchlaki, niedźwiedzica - niedźwiedziątko.

Jest to rozwiązanie bardzo proste, a rzadko w ten sposób wykorzystuje się puzzle - do nauki liczenia i do sprawdzania, czy dziecko radzi sobie już z określaniem liczby elementów na obrazku. Jest tu też element rozrywki, bo w końcu układanie puzzli to zabawa, która w dodatku wspomaga rozwój motoryki u dzieci. Kilkulatki mogą potraktować ten gadżet jako zabawkę, rodzice zwrócą uwagę na aspekt edukacyjny i na możliwość łączenia w wyobraźni i świadomości pociechy liczb z konkretnym zestawem elementów.

Jak zawsze u Emilii Dziubak i tutaj ilustracje są urocze i zabawne. Autorka wie, jak przedstawiać leśnych bohaterów - dzięki delikatnie wykorzystywanemu poczuciu humoru te puzzle mogą się podobać przedstawicielom różnych pokoleń. Jest to również zaproszenie do proekologicznych postaw i do chodzenia na spacery - i podziwiania najbliższej okolicy. "Rok w lesie. Puzzle. Liczymy zwierzaki" to miła rozrywka dla najmłodszych - połączona z lekcją matematyki.

poniedziałek, 15 maja 2023

Harley Rustad: Zagubiony w Dolinie Śmierci. Obsesja i groza w Himalajach

Czarne, Wołowiec 2023.

Znikanie

Jest miejsce, które przyciąga poszukiwaczy przygód i tych, którzy chcą odkrywać na własną rękę różne tajemnicze zakątki świata. Dolina Parwati w Himalajach nie kojarzy się jednak dobrze tym wszystkim, którzy tu stracili swoich najbliższych. Harley Rustad śledzi zaledwie jedną historię outsidera - ale wspomina o wielu innych (jest tu także wątek polski). Justin Alexander to buntownik, który wybiera życie po swojemu i za nic ma reguły współczesnego świata. Najlepiej czuje się w dziczy, tam, gdzie nie musi brać udziału w wyścigu szczurów. Radzi sobie świetnie w każdych okolicznościach z dala od cywilizacji - w kolejnych relacjach buduje własną siłę, uczy się rzeczy przydatnych do przetrwania i chociaż nie jest wyznawcą survivalowych teorii, sprytem pokonuje maniaków takich doświadczeń. Jednocześnie Justin Alexander jawi się jako człowiek, którego społeczeństwo zawsze będzie odrzucać: nie chce się dopasowywać ani tracić energii na realizowanie cudzych scenariuszy na szczęście. Dla niego bezkres i wolność to najważniejsze wartości, a sens istnienia odnajduje się w kontakcie z przyrodą. Harley Rustad podąża za swoim bohaterem po to, żeby wyznaczyć jego ścieżkę odkrywania własnej tożsamości. Analizuje kolejne punkty przełomowe - prowadzące do samookreślenia Justina. Nie szuka ani sensacji, ani miejsca na krytykę: opinię czytelnicy będą mogli wyrobić sami, zwłaszcza że wyraźnie widać, w których momentach autor stara się wytłumaczyć swojego bohatera, zasugerować, że rozumie potrzebę odejścia od schematów i - nawet - nieliczenie się z bliskimi. Bo Justin Alexander nie ogląda się na innych. Za to może inspirować - niektórzy chcą brać przykład z tego, co inni wezmą za niefrasobliwość lub infantylizm. "Zagubiony w Dolinie Śmierci" to prezentowanie jednej postawy podlegającej skrajnie różnym ocenom ze strony odbiorców.

Ale kiedy Harley Rustad upora się z biografią, przechodzi do tematu niewyjaśnionego - do sprawy zaginięcia w Dolinie Parwati. Tu już nie ma miejsca na hołdowanie wolności i na gloryfikowanie życia z dala od cywilizacji - tu trzeba rozwiązać detektywistyczną zagadkę, i to w miarę szybko, bo giną kolejni ludzie spragnieni przygód. Nie wiadomo, kto z zaginionych w Dolinie Śmierci faktycznie stracił życie, a kto zdecydował się na porzucenie dotychczasowej tożsamości i ucieczkę od problemów, kto stracił zdrowie lub pamięć i nie jest w stanie wrócić mimo poszukiwań. Parwati ma swoją mroczną stronę i pojawiają się kolejne scenariusze wymagające analizy i opracowania - tyle że zrozpaczeni bliscy potrzebują konkretów i pewności, a nie przypuszczeń.

Ta opowieść - pokazanie grozy pustkowia przez pryzmat prywatnego dramatu - to reportaż dla tych, którzy cenią sobie książkową adrenalinę. Harley Rustad zna zapotrzebowanie rynku na literaturę górską - i o ten motyw tylko odrobinę zahacza - bardziej interesuje go jednak przejście śladem zaginionych. Nie może znaleźć jednoznacznej odpowiedzi na najważniejsze pytanie, ale udaje mu się zaintrygować czytelników.

niedziela, 14 maja 2023

Koloruj i naklejaj na wiosnę. Bing / My Little Pony

Harperkids, Warszawa 2023.

Wzory

Koloruj i naklejaj to cykl, który cieszy się sporym powodzeniem i uznaniem maluchów, bo łączy rozrywki, które dzieci lubią - z bohaterami znanymi z kreskówek. Same zatem kolejne zeszyty się reklamują, a odbiorcy mogą być wybredni - wybierać spośród własnych ulubionych postaci, żeby spotkać się z nimi w kolorowankowym wyzwaniu. Tym razem cykl Koloruj i naklejaj zyskuje jeszcze podtytuł "na wiosnę" - trochę, żeby zasugerować paletę kolorystyczną, a trochę dla wyjaśnienia, dlaczego charakterystyczne kreskówki powracają. My Little Pony i Bing to serie, które wkraczają na rynek dla dzieci. Motyw wiosny będzie urozmaicać charakterystyczne kontury i przysporzy wzorów do pokolorowania.

Za każdym razem można skorzystać ze ściągawki kolorystycznej - znaleźć naklejkę (na środkowej rozkładówce znajdują się zestawy naklejek odpowiadających kolejnym stronom) i przykleić ją we wskazanym miejscu, w górnym rogu - dzięki temu zawsze przed oczami mały odbiorca będzie mógł mieć podpowiedź, jak powinien wyglądać finalny rysunek. Oczywiście zabawę z naklejkami można modyfikować i wykorzystywać naklejki jako nagrody za wykonanie zadania albo jako niespodzianki, można też postanowić, że będzie się kolorowało zupełnie inaczej i stworzy alternatywę dla wskazówek. Co ciekawe, na naklejkach pojawiają się sami bohaterowie, bez tła - w związku z tym wszystkie detale stanowiące drugi plan, często właśnie wiosenne kwiatki, ale i rozmaite szczegóły sugerujące miejsce kadru - należy pokolorować według własnego uznania.

W przypadku przygód Binga rysunki są raczej proste i pozbawione zaciemniających przekaz dodatków - chodzi o to, że po ten podcykl sięgną mniejsze dzieci niż po My Little Pony - więc żeby nie zniechęciły się stopniem skomplikowania zadania, twórcy tomiku postawili na duże kształty. I tak część dzieci będzie w kolorowaniu wychodzić za linie i kompletnie nie przejmować się narzuconymi konturami, ale w końcu liczy się zabawa i nie ma tu powodów do zmartwień. Z kolei w My Little Pony kolorowanki mają zróżnicowany stopień trudności - pojawiają się takie z pojedynczymi bohaterami, ale i takie, w których trzeba zająć się tłem w takim samym stopniu jak pierwszym planem. Do tego zachęca się tu dzieci do wypróbowania różnych materiałów - do kolorowania kredkami, ale i farbami czy flamastrami, a nawet brokatem. Wszystko żeby uruchomić kreatywne myślenie i artystyczne podejście. Żeby trochę urozmaicić kolorowanki twórcy dodają za każdym razem drobny akapit - jednozdaniowe wyjaśnienie na temat wybranego bohatera, ciekawostkę albo po prostu wyjaśnienie jego aktualnego zajęcia - to tekst, którego nie trzeba czytać, jeśli nie zna się liter, a pod ręką akurat nie ma nikogo, kto tę sztukę posiadł - i bez czytania da się dobrze bawić przy tych tomikach. Jednak zaproszenie do zabawy ze znanymi bohaterami będzie pełniejsze przy wykorzystaniu również warstwy opisowej.

sobota, 13 maja 2023

Elise Gravel: Arlo i Pips. Król ptaków

Nasza Księgarnia, Warszawa 2023.

Najlepszy

Kolejnych dwóch bohaterów podbije serca młodszej i starszej publiczności literackiej. Jedyny komiks ornitologiczny przynosi sporo śmiechu i sympatii dla ptasich postaci. "Król ptaków" Elise Gravel to znakomita opowieść o wyrazistych przyjaciołach i przy okazji sposób na przemycenie wiadomości na temat inteligencji ptaków. Arlo to wrona amerykańska - przedstawiciel rodu krukowatych, wielki i czarny, przekonany o własnej wyjątkowości i bardzo pewny siebie. Mądry i niezwykły. Pips to zupełne przeciwieństwo Arla: mały ptaszek przypominający kurczaka (w rysunku sprowadzony do żółtej łezki). Jest wścibski i dociekliwy, ciągle zadaje pytania (czasami ośmiela się nawet podważać opowieści Arla), kwestionuje wiele spraw, ale to dzięki niemu odbiorcy będą mogli się sporo dowiedzieć na temat zwyczajów i umiejętności ptaków.

Arlo musi udowodnić, że zasłużył na tytuł króla ptaków (który sam sobie próbuje nadać) - w końcu jakoś powinien pokonać barwne i piękne stworzenia, ptaki nietypowe, wyróżniające się i zdolne. Ale ponieważ jest bardzo bystry, radzi sobie z tym zadaniem. Nie tylko Pips chciałby wiedzieć, dlaczego to właśnie Arlo jako czarna wrona mógłby królować nad innymi - odbiorcy też mogą zadawać sobie to pytanie. I tak Arlo zyska możliwość chwalenia się rozmaitymi umiejętnościami. Zabierze Pipsa na różne przygody i powoli będzie uświadamiać mu, że krukowate potrafią sporo. Są na przykład w stanie posprzątać po ludziach albo przygotować sobie narzędzia, żeby dostać się do przysmaku. Niektóre kolekcjonują błyszczące przedmioty, Arlo ma całą imponującą kolekcję znalezisk. Żeby przechytrzyć przeciwników choćby w wyścigu do pożywienia, krukowate mają cały wachlarz ciekawych umiejętności, co Arlo może zaprezentować. Ten komiks jest bardzo prosty. Sylwetki ptaków należą do symbolicznych, dodatkowo prostota podsyca tu jeszcze komizm. Nic nie zaciemnia przekazu kadrów, liczy się tylko to, co bohaterowie chcą przekazać i zaakcentować. Jeśli pojawia się jakaś ciekawostka naukowa (wiedza, która ma znamiona sensacji, ale została dokładnie przez badaczy sprawdzona), wyjaśnienie pojawi się w specjalnym przypisie, tak, żeby nikt z czytelników nie miał wątpliwości co do prawdziwości informacji. Z jednej strony jest tu zatem dowcip bazujący na kontraście między wielkim i przechwalającym się krukowatym a małym nieśmiałym ptaszkiem, bohaterami, którzy mimo dzielących ich różnic po prostu muszą się ze sobą zaprzyjaźnić. Z drugiej strony - spora dawka wiedzy podlanej śmiechem. Znacznie łatwiej będzie zapamiętać ciekawostki z tego tomu, przedstawione pomysłowo i bardzo dowcipnie, sama lektura komiksu to przyjemność i to dla odbiorców w różnym wieku. Chociaż obrazki kojarzą się najbardziej z komiksami dla kilkulatków, Elise Gravel jest w stanie zaprezentować swoją historię tak, żeby wszyscy doskonale się tu bawili. Nic dziwnego, że to zapowiedź serii, która spotka się z wielkim zainteresowaniem czytelników. Arlo i Pips nie pozostawią nikogo obojętnym, to bohaterowie wyjątkowi i bardzo łatwo podbijający serca odbiorców. Elise Gravel stawia i na przejrzyste obrazki, i na zrozumiały bez względu na miejsce odbioru dowcip - coś, co nie ulega przedawnieniu ani osłabieniu po przejściu kulturowych granic. Każdy, kto lubi czysty komizm, zachwyci się tym tomikiem i będzie z niecierpliwością czekać na kolejne części.

piątek, 12 maja 2023

Sabine Bohlmann: Mamusiu, jak wielki jest świat?

Nasza Księgarnia, Warszawa 2023.

Rozmiary

Sabine Bohlmann znajduje sposób na to, by zaprezentować dziecięcego bohatera i jego sposób postrzegania rzeczywistości - oraz całą gamę czułości wiążących mamę i dziecko. Jeśli dołożyć do tego ilustracje Emilii Dziubak, brzmi jak przepis na bestseller, obowiązkową pozycję z dziecięcej biblioteczki. "Mamusiu, jak wielki jest świat" to zestaw pytań zadawanych przez małego Kocurka. Mama Kotka cierpliwie odpowiada i wyjaśnia, szuka porównań i stara się dotrzeć do wyobraźni pociechy, co wcale nie należy do najłatwiejszych zadań: dziecko nie na skali porównawczej, nie wie, jak rozpracować sobie ogrom świata - próbuje przełożyć wiadomości od mamy na to, co zna z najbliższego otoczenia. Za małym bohaterem będą podążać odbiorcy - kilkulatki, które tak samo jak Kocurek zechcą zrozumieć, jak duży jest świat.

Różne są skale i dla każdego rozmiar świata znaczy co innego - mama Kotka początkowo próbuje wytłumaczyć swojej pociesze, jak wielki jest świat tej konkretnej kociej rodziny, dokąd sięga i co w nim można zobaczyć. Ale Kocurek chciałby wyjść poza rejon, który może samodzielnie zwiedzić. Są tu uroczo naiwne porównania i skojarzenia, budowanie piramid ze zwierząt i skoki, żeby zmierzyć świat. Są bardzo infantylne zestawienia - i konsekwentne wyjaśnienia mamy, która doskonale wie, że świat to coś, czego mały Kocurek nie pojmie zbyt łatwo. Tak samo jak trudna do zmierzenia jest miłość. Każde dziecko czasami zastanawia się, czy uda mu się przekopać na drugą stronę kuli ziemskiej, Kocurek też musi się dowiedzieć, że świat jest na to za gruby. Narracja w tym tomiku jest urokliwa i pomysłowa - sprowadza do konkretów i wyrazistości to, co w zasadzie nieuchwytne. Sabine Bohlmann prowadzi narrację z czułością, Emilia Dziubak dokłada ilustracje bajkowe, ale też przesycone wrażliwością. Liczy się tu zawężenie opowieści do relacji między maluchem i jego mamą - to coś, co przekona wszystkich odbiorców i sprawi, że zechcą oni śledzić tłumaczenia kociej mamy. Pytanie o rozmiar świata jest tylko pretekstem do pokazywania wielkiej miłości i czułości i zarówno autorka jak i ilustratorka świetnie zdają sobie z tego sprawę: naukowe wyjaśnienia odchodzą tu w niebyt, nie dotarłyby do dzieci i nie przekonałyby ich. Jednak sposób prezentowania skomplikowanego tematu zasługuje na uwagę: dzieci otrzymują wspaniałą bajkę, ważną i potrzebną. I ta bajka dopiero będzie zaproszeniem do świata nauki i do bardziej rzeczowych opowieści. Na razie dzieciom wystarczy - i jest to świetna lektura przed snem albo punkt wyjścia do rozmów z dorosłymi. Rodzice nie zawsze wiedzą, jak pewne sprawy wytłumaczyć swoim pociechom - ale mama Kotka nie ustaje w wysiłkach, dba o to, żeby jej Kocurek wszystko dokładnie zrozumiał. Dlatego też ten przekaz trafi do kilkulatków bez problemu. "Mamusiu, jak wielki jest świat" to książka, która płynie ze zrozumienia dziecięcych refleksji. Picture book, który urzeka całe pokolenia i pozwala na zastanowienie się nad ogromem natury do ogarnięcia umysłem.

czwartek, 11 maja 2023

Dr Olivia Remes: Jak błyskawicznie poprawić nastrój. Awaryjne sposoby na niepokój, lęk i stres

Czarna Owca, Warszawa 2023.

Na szybko

Owszem, niektórzy ludzie mogą mieć dość porad w stylu "uśmiechnij się, a problemy znikną", ale Olivia Remes postanawia znaleźć rzeczowe wskazówki, które można wprowadzać w czyn w chwilach stresu i smutku. "Jak błyskawicznie poprawić nastrój" to tom dla tych, którzy chcą doraźnego rozwiązania, leku na chandrę i wyjaśnienia, jak zadbać o siebie. Raczej nadaje się do samodzielnego testowania. Autorka proponuje metody na natychmiastową ulgę (od determinacji odbiorców będzie zależało, na ile się sprawdzą). Żeby jeszcze bardziej uprościć proces zdobywania informacji, wybiera określony jasno rytm książki: pierwsza część to lektura "w sytuacji awaryjnej": kilka zdań do przeczytania w momencie, gdy jest naprawdę źle - to te polecenia, które można bezrefleksyjnie wprowadzić w czyn. Jeśli ktoś będzie chciał więcej wyjaśnień, może przejść do drugiej części - do tłumaczenia w oparciu o psychologiczne teorie na temat wybranego doznania. Tutaj nie ma już zadań do zastosowania, pojawia się za to możliwość pogłębiania wiedzy i przekonania się, skąd biorą się określone postawy. Do porad - tylko że już w mniej esencjonalnej wersji - powraca autorka w trzeciej części rozdziału, tu znów pisze o tym, jak sobie pomóc, ale w rozszerzonym komentarzu: jeśli ktoś poszukuje długofalowej strategii.

Nie chodzi tu wyłącznie o chandry czy smutki, poza przygnębieniem jako czynnikiem do zwalczenia autorka proponuje rozwiązania na brak zdecydowania i motywacji, na brak samokontroli, na nadmiar stresu i poczucie przytłoczenia, na lęki, samotność, odrzucenie i na zawody różnego rodzaju. Za każdym razem sięga po rozwiązanie, które w jej otoczeniu się sprawdziło, buduje na nim całą opowieść. Szkoda, że nie stara się stworzyć kompilacji porad - może przy większym wyborze odbiorcom byłoby łatwiej przyjmować konkretne wskazówki. Kiedy wyboru nie mają, mogą z góry założyć, że porada do niczego im się nie przyda. Inna rzecz, że Remes wcale nie stara się przekonywać czytelników do swoich uwag. Pisze, że przyniosły oczekiwany efekt, ale na tym poprzestaje: jeśli zatem ktoś będzie wystarczająco zdeterminowany, żeby skorzystać z podpowiedzi, będzie mógł zmienić sposób myślenia przez nowe postawy. "Jak błyskawicznie poprawić nastrój" to książka od początku nastawiona na skrótowość i na doraźne rozwiązania - autorka rezygnuje z pogłębiania wiadomości i z zasypywania nimi czytelników, chodzi tu przede wszystkim o przydatność w trudnych chwilach. Olivia Remes nie chce wprowadzać tu bardzo wyszukanych rozwiązań - zależy jej na zachowaniach, które każdy z czytelników może wprowadzić w czyn i które nie wymagają przesadnego wysiłku - w końcu nikt w przykrych momentach życia nie zamierza wykonywać skomplikowanych ćwiczeń, jeśli w dodatku nie jest pewny rezultatów. "Jak błyskawicznie poprawić nastrój" to zatem książka, która pozwala przyjrzeć się własnym uczuciom i pozbyć się trosk.

środa, 10 maja 2023

Książę Harry: Ten drugi

Marginesy, Warszawa 2023.

Z dala od korony

"Ten drugi" to opowieść, którą książę Harry prowadzi w pierwszoosobowej narracji, żeby przedstawić własny punkt widzenia. Nie sili się na obiektywizm, wykorzystuje książkę na zaprezentowanie rozmaitych usprawiedliwień lub przekonywania odbiorców do siebie. I to właśnie chęć zyskania życzliwych czytelników - a nie przeciwników monarchii - kieruje autorem, kiedy postanawia skomentować kolejne decyzje i postawy. Książę Harry w pierwszej, obszerniejszej części książki, okazuje się szalenie samotny. Zastępca, ten, który był potrzebny, gdyby coś stało się jego starszemu bratu, od początku uznawany był za "gorszego". Przez długi czas nie umie się pogodzić ze śmiercią matki - wydaje mu się, że księżna Diana żyje w ukryciu i sfingowana katastrofa samochodowa w tunelu była dla niej jedyną szansą na ucieczkę przed wścibskimi wysłannikami brukowców. Tu zresztą zaczyna się ogromna nienawiść do pseudodziennikarzy - to oni są w stanie zniszczyć życie każdemu i "Ten drugi" bardzo mocno to pokazuje.

Książę Harry jest tym niesfornym i sprawiającym stale problemy. Realizuje najgłupsze pomysły, które - z racji tego, że jest przedstawicielem królewskiego rodu - szybko przedostają się do mediów i bulwersują opinię publiczną, a raczej nakręcają poszukujących sensacji dziennikarzy. Tu autor stara się trochę wytłumaczyć z błędów młodości, nie zaprzecza im, ale akcentuje brak wiedzy i niedojrzałość. Z czasem odkrywa własną drogę. Są dwie drogi, które przynoszą mu ukojenie i ucieczkę od zmartwień. Jedna to wojsko - możliwość służenia w armii i wyjeżdżania na wojny to szansa (pod warunkiem, że reporterzy nie dowiedzą się, gdzie akurat jest - jeśli taka informacja wycieknie do mediów, książę Harry staje się zagrożeniem dla całej misji, co niezwykle go frustruje). Druga to Afryka - to tutaj bohater tomu może być naprawdę sobą i cieszyć się wolnością, której tak brakuje mu w Europie. Tu czuje się bezpieczniej, nawet jeśli w pobliżu krążą lwy. Pierwsza część tomu prezentuje życie Harry'ego-samotnika, tego, który nie może znaleźć szczęścia. Kolejne jego związku rozpadają się za sprawą dziennikarzy zamieniających w piekło egzystencję kolejnych wybranek - nikt nie zniesie nieustannego śledzenia i nękania, nikt nie chce sprowadzać takiego losu na swoich bliskich. Jednak wobec agresywnych fotoreporterów książę jest bezsilny, a Pałac nie chce mu pomóc w opanowaniu sytuacji. Wciąż zwleka z decyzjami, a nawet - jak się w pewnym momencie okazuje - współpracuje z tabloidami, żeby odwrócić uwagę od innych spraw monarchii. Wychodzi na to, że najłatwiej poświęcić najmłodszego, z którego i tak nie będzie władcy. Książę Harry z coraz większą goryczą pisze o braku wsparcia i o prześladowaniach. Zawsze, gdy wydaje się, że jest już szczęśliwy i że znalazł sposób na siebie, wydarza się coś, co zmienia jego sytuację na gorsze. Na uwagę zasługuje też przemycane na marginesie rozczarowanie relacją ze starszym bratem. Nic dziwnego, że w tym festiwalu skarg spotkanie Meghan Markle jawi się jako cud. Druga, krótsza część tomu to już opowieść o odnalezieniu brakującej połówki. Meg nie ma wad, jest doskonała, a księcia zachwyca między innymi fakt, że jest dla niej anonimowy. Tyle że Meg staje się jeszcze lepszym celem dla pseudodziennikarzy niż książę Harry - zaczyna się szczucie na kobietę, która odważyła się podążać za marzeniami. Tu książę Harry nie zastanawia się już nad sobą i własnym losem, bardziej interesuje go, jak zapewnić bezpieczeństwo swojej rodzinie. I tak "Ten drugi" zamienia się w walkę o szczęście.

wtorek, 9 maja 2023

Eva Amores, Matt Cosgrove: Najgorszy tydzień życia. Poniedziałek

Nasza Księgarnia, Warszawa 2023.

Sedesiarz

Eva Amores i Matt Cosgrove proponują serię komiksowych powieści dla dzieci - Najgorszy tydzień życia. "Poniedziałek" to otwarcie z hukiem relacji Antka Ferta, dwunastolatka, któremu niespecjalnie udaje się zrobić wrażenie na kolegach. Antek Fert nazywa się tak samo jak bożyszcze nastolatek, piosenkarz i celebryta - jednak z gwiazdą nic innego go nie łączy. Ma wyjątkowy talent do wpadania w tarapaty i ojca, który zajmuje się naprawianiem toalet - jest hydraulikiem, który jeździ wszędzie sedesem na kółkach (przerobioną w celach reklamowych furgonetką). Łatwo się domyślić, że taki image nie przysparza popularności takiego rodzaju, jakiej Antek Fert by sobie życzył. Na razie jednak musi spędzać czas z tatą. Mama właśnie wyszła za mąż za wampira Vlada i wyruszyła w podróż poślubną, zostawiając mnóstwo przestróg. Żadna jednak nie sprawdzi się w nowej szkole i w obliczu katastrof żołądkowych. Antek Fert ma sporo powodów do zmartwień: szybko traci twarz w gronie rówieśników. Ale nie tylko jego dosięgają konsekwencje problemów gastrycznych. Chociaż przysłuży się do zapchania szkolnej toalety i wywoła brązowy alarm na basenie, to jednak w autokarze, który wiezie całą grupę na zajęcia, jest tylko jednym z wymiotujących nastolatków. Sporo tu zatem humoru niskich lotów, kloacznego i rubasznego - ale to właśnie spodoba się małym odbiorcom, to ich rozśmieszy i przekona do Antka Ferta i do jego codziennych problemów. Ten bohater nie poddaje się mimo naprawdę sporych przeciwności losu: ma powody do narzekania, ale nie zamierza tego robić, musi stawiać czoła kolejnym wyzwaniom. Wiadomo, że tych nie zabraknie, książka jest bardzo dynamiczna. Autorzy splatają ze sobą kolejne wątki: z jednej strony pokazują codzienność szkolną i szkolną makabrę Antka, z drugiej - zajmują się jego skomplikowanym życiem rodzinnym, bo przecież kiedy rodzice próbują na nowo ułożyć sobie przyszłość, w jakiś sposób zawsze odbija się to na dzieciach. Jakby tego było mało, Antek nawet w zwyczajności domowej ma sporo tematów do rozważania. Jeśli dołożyć do tego zestaw dramatycznych pomyłek, przypadków i wypadków - będzie sporo śmiechu podszytego jeszcze ważnymi przesłaniami dla odbiorców. "Najgorszy tydzień życia. Poniedziałek" to książka, która rozbawi dzieci - i pokaże im, dlaczego lektury można traktować jako źródło rozrywki. Na uwagę zasługuje tutaj staranne rysowanie postaci, zresztą na finał można się nauczyć przenosić na papier samego Antka - jeśli ktoś chce próbować swoich sił w komiksach, może to zrobić dzięki życzliwym wskazówkom autorów. Komiksowe wstawki jak zwykle w gatunku przejmują tu część narracji i sprawiają, że znacznie łatwiej będzie pojąć sedno wydarzeń. Trochę komizmu zapewnia też udawana cenzura: wyjątkowo drastyczne lub niecenzuralne sceny zostały tu zastąpione przez obrazki z sympatycznymi zwierzętami - jako zabawny przerywnik. Eva Amores i Matt Cosgrove postawili na przesadę i wykorzystywanie tematów, które w książkach dla dzieci sprawdzają się całkiem nieźle. Może nie chcą szukać bardziej ambitnych motywów, ale udaje im się przyciągnąć uwagę i zaistnieć na rynku.

poniedziałek, 8 maja 2023

Paweł Ochman: Roślinna kuchnia kresowa

Marginesy, Warszawa 2023.

Smaki

Na kolejną wegańską podróż zabiera odbiorców Paweł Ochman. "Roślinna kuchnia kresowa" to wyprawa jednocześnie terytorialna - na wschód - i czasowa - w przeszłość, bo różne potrawy tu prezentowane są dzisiaj przywoływane tylko przez piewców tradycji (lub w wyjątkowo dbających o dorobek przodków domach, chociaż znacznie częściej po prostu na konkursach regionalnych), raczej na co dzień nikt nie wyobraża sobie próbowania dań, które autor przedstawia. "Roślinna kuchnia kresowa" to oczywiście takie modyfikowanie przepisów uzyskanych od gospodyń, by znajdowały się w nich tylko wegańskie składniki - Paweł Ochman sprawdza, czy da się zastąpić mleko, twaróg albo jajka i taką propozycję, już odpowiednio przekształconą, proponuje czytelnikom. Do każdej potrawy dodaje jeszcze akapitowe wyjaśnienie - czasami wiążące się z pochodzeniem, czasami z własnym odkryciem albo wrażeniami podczas kosztowania konkursowych specjałów. Zdarza się też, że autor domyśla się, jakie reakcje wywoła danie - i stara się je uprzedzić, komentując odpowiednio składniki. Tematem wiodącym są tu Kresy, może zatem autor wykorzystać tradycyjny podział z książek kulinarnych - wprowadza osobno zupy (i, uwaga, chłodnik na słodko nie jest tu w żaden sposób oddzielany od grzybowej, a grzybowy barszcz wigilijny nie przeszkadza zupie różanej. Są tu też zupy mleczne z warzywami, do których autor mocno zachęca). Dalej przychodzi czas na dania jednogarnkowe (zwłaszcza różne sposoby na wykorzystanie kasz i fasoli), na kluski (tu ziemniaczane kluski ze śliwkami rozbudzają wyobraźnię), potężny zestaw gołąbków i kotletów, kilka przepisów na pierogi i na placki. Nie zabraknie zapiekanek (w tym takich, które zastąpić mogą dzisiejsze dodatki do potraw, surówki i sałatki). Na finał - spore zestawienie deserów. Wiele jest tu przepisów prostych, polegających na innej niż zwykle obróbce znanych i powszechnie dostępnych składników (i tu zdarza się autorowi uprzedzać, że woda po gotowaniu klusek z uprzednio podsmażonych ziemniaków nie będzie zbyt zachęcająco wyglądać), ale pojawiają się też nazwy, które niewiele przeciętnym odbiorcom powiedzą (jak lędźwian). Nie ulega wątpliwości, że wszystko to smaki, które warto mieć na uwadze, kiedy przygotowuje się domowe obiady, zwłaszcza w wersji wege. Paweł Ochman dzięki takiej publikacji może po raz kolejny zaakcentować uroki tradycyjnej kuchni i przyczynić się do ocalania dorobku poprzednich pokoleń. Nie zawsze będzie w stanie przekazać w tekście smaki, jakich można by się spodziewać, czasami w ogóle rezygnuje z omawiania potraw, wiedząc, że przyrządzone dania nie mają sobie równych. Zachęca do zdrowego odżywiania się i pokazuje, że dieta roślinna może być urozmaicona. Co najważniejsze - ucieka od przepisów o wysokim stopniu skomplikowania, czy takich, na któe nie da się zdobyć składników. Postanawia zapewnić odbiorcom nowe smaki ze znanych im doskonale warzyw, w ten sposób może też rozbudzać ciekawość - oprócz apetytów.

niedziela, 7 maja 2023

Artur Nowicki: Fakty i plotki o autach

Nasza Księgarnia, Warszawa 2023.

Motoryzacja

Artur Nowicki dobrze się czuje w takich tematach, nic więc dziwnego, że powraca w kolejnym wielkoformatowym picture booku dla najmłodszych z samochodową historyjką. Tym razem nie ma jednak bohatera, który stanie się przewodnikiem po bajkowym świecie inspirowanym rzeczywistością - a autor buduje narrację z szeregu scenek. Trochę antropomorfizuje samochody, a trochę odwołuje się do prawdziwych danych. Miesza fakty z plotkami tak, żeby całość nabrała bajkowego posmaku i żeby świat bajkowy zaistniał jako podstawia wiadomości wykorzystywanych w zabawach. Nie chodzi tu tym razem o walory edukacyjne, a o czystą rozrywkę: a część pomysłów stanie się dla odbiorców inspiracją do poznawania prawdy.

Każda rozkładówka w tej książce wiąże się ze sporą ilością szczegółów, nie da się objąć obrazka jednym spojrzeniem. Trzeba zagłębić się w grafikę, żeby odkrywać, co Artur Nowicki przygotował dla dzieci. Pierwsza rozkładówka to przekrój miejskich ulic z mnóstwem pojazdów - niektóre z nich wydają z siebie jakieś komunikaty, ale czytania nie ma tu zbyt dużo, większość wiadomości pojawia się bezpośrednio na rysunkach. Dzieci mogą przekonać się, jak wyglądają pracownie projektantów aut i samochodowe pokazy mody - to znowu przejście do świata czerpiącego z ludzkiej codzienności. Auta przechodzą ewolucję i są przedmiotem badań archeologów, do muzeum trafiają jak dinozaury - ale są też auta z przyszłości, dalszej i bliższej. Auta będą mogły zabierać pasażerów w kosmos albo chodzić na nogach. W ujęciu Artura Nowickiego istnieje też szkoła samochodowa z biblioteką dla aut i boiskiem do wuefu. Są warsztaty samochodowe i... salony tatuażu samochodowego, są wyścigi i targi, samochodowe upodobania i antypatie. Jest nawet komiks, w którym bohaterem staje się - oczywiście - samochód. Artur Nowicki konsekwentnie i z pomysłem buduje świat samochodów, tak, żeby przekonać do niego najmłodszych odbiorców i żeby dostarczyć materiału wyobraźni. Samochody - i tak traktowane przez dzieci jak istoty żywe - tutaj prowadzą własne życia, nie mają czasu na to, żeby się nudzić, dzięki czemu i mali czytelnicy wciągną się w wir wydarzeń. Artur Nowicki bawi się jednocześnie gatunkiem i serią - wprowadza coś, co dzieci już z innych tomików znają. Zapewnia jednak sporo wyzwań: trzeba będzie przecież samodzielnie wybrać rytm i tok lektury, prowadzić własne obserwacje i próbować odkryć zagadki, jakie autor zamieścił na kolejnych rozkładówkach. Bohaterowie gwarantują, że do tomiku zajrzą mali chłopcy - ci, którzy zawsze marzą o przygodach samochodów. Tutaj będą je samodzielnie tworzyć, na bazie obrazków, które podsuwa Artur Nowicki. Sporo tematów, wielkie pole do popisu - w kształtowaniu samodzielnych opowieści i w wymyślaniu, czym mogą się zajmować auta. Artur Nowicki dobrze się czuje w takim obszarze, samochody go wyraźnie inspirują, więc "Fakty i plotki o autach" to nie tylko udana kontynuacja cyklu, ale również propozycja idealnie dopasowana do potrzeb kilkulatków. Wiele się tu dzieje, jest kolorowo, ale też zabawnie, bo Artur Nowicki nie rezygnuje z niespodzianek do odkrywania - dowcipów i śmiesznostek ze świata aut. Jest to wielki picture book, który spodoba się kilkulatkom.

sobota, 6 maja 2023

Scott A. Small: Zapominamy. O działaniu pamięci i zaletach niepamiętania

bo.wiem, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2023.

Świat (nie)utrwalony

Na temat pracy mózgu i kwestii pamiętania czy zapominania napisano już całkiem sporo. Scott A. Small to autor, który dołącza do grona popularyzatorów wiedzy i nauki przez przyglądanie się układowi nerwowemu z perspektywy neurologa i specjalisty od patologicznych problemów z pamięcią. Jednak nie zamierza odnotowywać kolejnych przypadków i wizyt zaniepokojonych pacjentów. To dla niego tylko punkt wyjścia, żeby coraz bardziej zagłębiać się w opowieści o fascynującej pracy mózgu albo o czynnikach, które tę pracę zaburzają. Trochę posiłkuje się na początku fikcją literacką: pokazuje bohatera, który zasłynął brakiem zdolności zapominania. W efekcie jego życie zamieniło się w piekło, nieszczęśnik musiał spędzać czas w wyciszonej i wyciemnionej doskonale sobie znanej sypialni, żeby nie narażać się na ogrom bodźców. Przez pewien czas Scott A. Small porównuje pamięć fotograficzną do autyzmu: człowiek, który potrafi zapamiętywać zbyt dużo szczegółów, nie ma zdolności do syntetyzowania wrażeń i bodźców, podobnie jak w spektrum - nie dostrzega powiązań między obserwacjami i nie wie, jak je hierarchizować. Chociaż więc większość ludzi dąży do tego, żeby nie tracić pamięci, pracować nad tym, by zapominać jak najmniej, samo zapominanie jest bardzo potrzebne do normalnego funkcjonowania. Scott A. Small do akcji wkracza wtedy, gdy owo zapominanie przybiera skrajne formy, gdy utrudnia codzienne funkcjonowanie lub wiąże się z konkretnymi chorobami (między innymi Alzheimerem, ale nie tylko). Przyjmuje w swoim gabinecie pacjentów, u których problemy z pamięcią objawiają się na różne sposoby - ale portrety i analizy ich schorzeń to tylko krótkie wprowadzenie do kolejnego rozdziału wypełnionego ciekawostkami z medycyny i psychologii. Omawia autor poszczególne części mózgu odpowiedzialne za pamiętanie i zapominanie, przedstawia też skrótową historię postępu medycznego - odkryć, które pozwoliły na zrozumienie stanu rzeczy i przyczyniły się do rozwoju nauki. Za każdym razem historia człowieka - indywidualny przypadek - przeradza się w narrację złożoną z objaśnień i czytelnych przykładów. Scott A. Small orientuje się, jakie pytania będą mu zadawać odbiorcy i na tej podstawie dąży do nakreślenia obrazu pracy mózgu. Pasjonuje się swoimi zadaniami, a entuzjazmem może zarażać czytelników - chociaż sięga po wyjątkowo trudne tematy, jest w stanie zaprezentować je atrakcyjnie i z polotem, co oznacza, że tom "Zapominamy" będzie się odbiorcom bardzo dobrze czytać, mimo ogromnej dawki wiedzy z zakresu popularyzacji medycyny. Scott A. Small nie zamierza bowiem pomijać wiadomości, które należą do bardziej skomplikowanych - jedyne ustępstwo na rzecz szerokiego grona odbiorców, jakie robi, polega na szukaniu odpowiednich metafor i humorystycznych skojarzeń, żeby informacje przyswajało się łatwiej i szybciej. I to cecha charakterystyczna dla tomu "Zapominamy". Autor wykorzystuje temat, który przyciągnie sporą liczbę czytelników - i przedstawia przejrzysty wywód dotyczący każdego człowieka oraz jego bliskich. "Zapominamy" to książka o zjawiskach znanych odbiorcom - w różnym stopniu - i przygotowująca na możliwe zmiany związane z pracą mózgu. Ciekawy dla mas krok w stronę badań nad kondycją człowieka.

piątek, 5 maja 2023

Jordanna Levin: Moc manifestowania. Przejmij kontrolę nad swoją przyszłością

Buchmann, Warszawa 2023.

Przekonanie

Jordanna Levin dołącza do grona autorek poradników dotyczących samorozwoju. Ścieżkę duchową postanawia rozwijać w oparciu o pomysł na manifestowanie - czyli budowanie wewnętrznego przekonania o słuszności własnych działań. Trzeba przyznać, że jest w stanie całkiem długo prowadzić wywody na temat, który dałoby się zamknąć w kilku zdaniach - a chociaż we wstępie tłumaczy się z upodobania do skracania słów i wprowadzania hashtagów w różnych miejscach, rażące dosyć maniery stylistyczne zostają w trakcie wywodu zarzucone. Levin szuka sposobu na to, żeby dotrzeć do odbiorczyń poszukujących przewodnika - w tym celu bardzo starannie porządkuje wywody i wprowadza do nich mnóstwo wyjaśnień. Chce sprawiać wrażenie, że zbudowała od podstaw teorię Równania Manifestacji - i że nie ma to nic wspólnego z typowymi i forsowanymi w różnych poradnikach wskazówkami. Utrzymuje czytelniczki w przekonaniu, że jeśli czegoś bardzo pragną i potrafią to określić, to wszechświat umożliwi im realizację marzenia - a na dowód przytacza własne doświadczenia. Jest to podejście mocno naiwne, jednak autorka przedstawia je w taki sposób, że jeśli odbiorczyniom nie powiedzie się uskutecznienie własnych zamiarów, zawsze będą mogły pomyśleć, że widocznie nie starały się aż tak bardzo. Jordanna Levin rozpisuje zadania dla odbiorczyń, wprowadza nawet elementy ćwiczeń, żeby czytelniczki wiedziały, jak pracować nad sobą i jak stosować się do uwag zawartych w książce. Trzeba odrzucić uprzedzenia i przyzwyczajenia, a następnie wprowadzić w czyn kilka prostych zaleceń, żeby diametralnie odmienić swoje losy - autorka sugeruje poprawę i w przypadku związków (także - relacji seksualnych, nie waha się przed opowiedzeniem o własnych łóżkowych spotkaniach, żeby wydać się czytelniczkom jeszcze bardziej przekonująca), i w przypadku pracy - tak, żeby każda z odbiorczyń mogła poczuć, że to książka dla niej ważna i jej potrzebna.

Pomijając wiarę w pomoc niedookreślonych czynników nadprzyrodzonych - Jordanna Levin swoimi wskazówkami raczej zaszkodzić nie może. Uczy czytelniczki, jak dotrzeć do sedna własnych pragnień, jak je zwerbalizować i jak dążyć do ich spełniania, stara się przekonać, że nie warto biernie czekać (kto potrzebuje zmiany pracy, ten powinien rozsyłać aktualne CV lub uzupełniać profil na LinkedIn, a nie liczyć na cud), a jednocześnie podkreśla, że w jej przypadku interwencje losu pomagały w uświadomieniu sobie konieczności zmian. Raczej trudno liczyć na to, że wszechświat będzie na każdego, kto nie postępuje zgodnie z własnymi potrzebami, zsyłał kary w postaci wyrwanego barku - jednak czytelniczki raczej nie do końca zaufają w takie akurat sygnały i znaki. "Moc manifestowania" to próba nadawania nieuchwytnym zjawiskom i uduchowieniu mocy sprawczej - i to odstraszy co bardziej sceptyczne odbiorczynie (inna rzecz, że takie po książkę astrolożki nie sięgną, chyba że kierowane ciekawością). Ale można z tej książki wyczytać również kilka uwag, których zastosowanie w codziennym życiu może tylko pomóc w budowaniu pewności siebie albo w odkrywaniu własnych pragnień - w tym celu trzeba się będzie przedrzeć przez piętrowe uzasadnienia i zwierzenia. Jednak na rynku poradników do samorozwoju "Moc manifestowania" swoje miejsce znajdzie.

czwartek, 4 maja 2023

Ewa Borowska: Idziemy do pierwszej klasy

Nasza Księgarnia, Warszawa 2023.

Poznawanie szkoły

"Idziemy do pierwszej klasy" to książeczka, która łączy cechy picture booka i klasycznej edukacyjnej opowiastki z gatunku poznawania świata - dzieci dowiedzą się z niej, co je czeka i czego mogą się spodziewać po chodzeniu do szkoły. Iga i Filip to dzieciaki, które chodzą do pierwszej klasy - i będą opowiadać odbiorcom o swoich przygodach czy obserwacjach. Wspominają pierwszy dzień szkoły i utwierdzają dzieci w przekonaniu, że czeka je mnóstwo ciekawych doświadczeń. Mówią, czym w szkole zajmuje się woźny, od czego są szatnie, czym jest wyprawka pierwszaka. Przedstawiają trenerów i wuefistów i opowiadają o układach ławek w klasach - bo to wszystko trzeba wytłumaczyć dzieciom, które za chwilę mają zostać uczniami. Szkoła to również sporo wyzwań związanych z kolegami - i tak Iga i Filip przypominają, że można mieć wśród kolegów osoby z niepełnosprawnościami albo dzieci z innych krajów - i nie należy w żaden sposób ich odrzucać ani dziwić się im, tylko przyjąć w naturalny sposób do wspólnych zabaw. To coś, co najmłodsi dość szybko przyjmują: często "inność" w znaczeniu poważnej choroby albo niepełnosprawności jest łatwiejsza do zaakceptowania niż jakaś cecha w wyglądzie, z kolei inny kolor skóry czy język to również coraz rzadziej sensacja - ale Ewa Borowska woli nie pozostawiać żadnych wątpliwości ani przestrzeni na domysły, w końcu kieruje się przede wszystkim do dzieci, które pierwszy dzień szkoły mają jeszcze przed sobą.

Tematyczne rozkładówki przyzwyczajają odbiorców do zagadnień związanych z chodzeniem do szkoły - tak, żeby każdy mógł poznać podstawowe wiadomości i ograniczyć stres związany z pierwszym dniem w nowym miejscu. "Idziemy do pierwszej klasy" to książka, która przedstawia to wszystko, co dorośli mogą zbagatelizować, zapominając o potrzebach i lękach kilkulatków. Ewa Borowska oczywiście naświetla przede wszystkim radości z chodzenia do szkoły, nie podsuwa dzieciom elementów mniej sympatycznych - w końcu chce pozytywnie nastroić do systemu oświaty. Biblioteka, świetlica, gabinet logopedy i higienistki, a nawet szkolne toalety - to wszystko może przykuć uwagę dzieci i zachęcić je do uczenia się samodzielności.

Ilustracje Natalii Jabłońskiej są ładne i kolorowe, pasują do dziecięcych rozrywek i jednocześnie dość dobrze oddają szkolną rzeczywistość w wymiarze bajkowym. "Prawdziwym" ilustracjom towarzyszą też rozmaite gryzmoły, rysunki narysowanych bohaterów - to jeszcze urozmaica i umila stronę graficzną, pokazuje też ogrom pomysłów przy przedstawianiu szkolnej codzienności. "Idziemy do pierwszej klasy" to książka potrzebna małym dzieciom - bo pozwala im odpowiednio wcześnie oswoić się z tematami, które już wkrótce będą w ich codzienności wiodące. Na wiele pytań dzieci Ewa Borowska odpowiada i jest w stanie dość dobrze przygotować kilkulatki na najbliższą przyszłość. To tomik, który można razem z dzieckiem analizować i który przyda się w oswajaniu strachu oraz w rozbudzaniu ciekawości. Najmłodsi zyskują tutaj pozbawiony fantazji przegląd zjawisk i terminów związanych z pójściem do pierwszej klasy.

środa, 3 maja 2023

Stacy Spensley: Pozytywne zachowanie. Ćwiczenia dla dzieci

To tamto, Czarna Owca, Warszawa 2023.

Uspokojenie

Stacy Spensley wychodzi z założenia, że nie istnieją zachowania "niegrzeczne", jednak czasami dzieci powinny robić to, czego się od nich oczekuje. Słowem - nie zostawia się najmłodszym swobody wyboru działania, jeśli mogłoby to zaburzyć plany dorosłych. W związku z tym trzeba bez pouczania nauczyć małych odbiorców, co w konkretnych okolicznościach muszą praktykować. Żeby pomóc im w ograniczaniu własnych słabości lub stresotwórczych sytuacji, Stacy Spensley sięga po prosty podstęp: proponuje rozrywki i kreatywne działania prowadzące bezpośrednio do porządkowania codziennych spraw. Na przykład przygotowanie planera ma zmniejszyć problemy z poranków: dziecko samo będzie mogło sprawdzić, co po kolei powinno zrobić - a skoro będzie też uczestniczyć w procesie przygotowywania planera, czynności w nim zapisane przestaną podlegać dyskusjom. Sporo miejsca Spensley poświęca na sposoby radzenia sobie z uczuciami i na określanie swoich stanów - tak, żeby dzieci umiały się komunikować w zakresie własnych potrzeb i żeby uniknąć nieporozumień w rozmowach z nimi. Emocjometr czy chmura zmartwień to metody na wyrażanie siebie - i na poinformowanie innych o swoim stanie, co przeniesie się na większą wyrozumiałość albo możliwość dogadania się bez sporów z innymi członkami rodziny. Zdarzają się też pomysły zapożyczone z książek o samorozwoju dla dorosłych, na przykład - mantry czy mandale. Autorka uczy odbiorców, jak się relaksować i jak się uspokajać w stresujących sytuacjach. Przekonuje, że warto wsłuchiwać się w siebie i rozpoznawać własne potrzeby.

Część książki poświęcona została relacjom z innymi. To koncentrowanie się na sprawianiu innym przyjemności: dziecko może zastanowić się nad swoimi supermocami albo nad rozpoznawaniem min. Ale Spensley nie udaje, że zawsze jest pięknie i dobrze: jeśli rodzeństwo jest wyjątkowo irytujące, to można je wysłać w kosmos. I to również metoda na relaks czy na uporanie się z trudniejszymi uczuciami. Przekona, że można nauczyć się określania poziomu złości lub zgłaszania potrzeby przytulania - to wszystko pozwoli rodzicom wyjść naprzeciw oczekiwaniom najmłodszych - i ułatwi wzajemne zrozumienie. Dzięki takim ćwiczeniom dzieci dowiedzą się również, że jeśli nie mają ochoty na jakieś zachowania, zwłaszcza związane z kontaktem fizycznym, mogą odmówić. Źródeł nieporozumień Stacy Spensley upatruje między innymi w silnych emocjach - i to im poświęca ostatni rozdział książki, tak, żeby dzieci wiedziały, co robić w chwilach wielkiego wzburzenia czy poruszenia. Pozwoli im to uchronić się przed rozmaitymi błędami i szybciej wprowadzi w świat relacji społecznych.

Jest to książka nastawiona na ćwiczenie zdobytej wiedzy, mnóstwo tu zadań wykorzystujących lubiane przez dzieci działania: trzeba będzie dużo rysować i malować, uzupełniać miny (w ten sposób też ćwicząc ich rozróżnianie), wymyślać odpowiedzi na zadawane pytania - i wprowadzać te odpowiedzi w formie obrazków. Można też wykonywać różne prace plastyczne, które mają później mieć zastosowanie w codziennym życiu - będą się przydawać do zakomunikowania potrzeb i uczuć.

wtorek, 2 maja 2023

Tomasz Słomczyński: Sopoty

Czarne, Wołowiec 2023.

Przeszłość codzienna

Na półprywatne odkrywanie Sopotu, trochę wzorem Zbigniewa Rokity i jego śląskich opowieści, zabiera czytelników Tomasz Słomczyński w "Sopotach", książce wydanej w serii Sulina. Autor bardzo umiejętnie łączy osobiste wspomnienia i wyznania o wysokim stopniu familiarności z komentarzami dotyczącymi historii miejsca - i składników jego swoistej mitologii. Sopot w tym ujęciu raz jest pełen zagadek i niespodzianek zwłaszcza dla młodego odkrywcy, raz - wyzwala niezgodę na nieporządki i niesprawiedliwości społeczne. Można go ocalać, pod warunkiem, że zaakceptuje się jego różnorodność i wewnętrzne podziały. Można się nim zachwycać - ale nie bez zastrzeżeń. Pojawiają się w historii Sopotu anonimowi letnicy i przypadkowi turyści, pojawiają się też przedstawiciele różnych narodów, zadomowieni i "swoi", chociaż niekoniecznie akceptowani przez późniejsze pokolenia. Wymazywani z kart historii albo utrwalani w opowieściach. Tomasz Słomczyński zbiera takie ślady narracji i składa je w jedną całość. Spoiwem jest dla niego jego własny dom, skojarzenia z dziecięcych lat i doświadczenia, które dają się przełożyć na świadomość pokolenia dzisiejszych czterdziestoparolatków. Coś, co pozornie nie ma znaczenia dla książki, jak przygotowywanie "sekretów" przez dzieci, zaczyna funkcjonować jak rodzaj wtajemniczenia, sygnał dla odbiorców, którzy znajdą tutaj echa własnego dzieciństwa. I przez to będą Sopot lubić - nawet jeśli z tym miastem nie byli nigdy związani. Ma Tomasz Słomczyński wyczucie tego, co wspólne i tego, co indywidualne - i łączy te dwie skrajności dzięki wartkiej narracji nieprzeładowanej obiektywnymi komentarzami. "Sopoty" to książka osobista, chociaż niepozbawiona możliwości odkrywania historii miejsca - dla autora miejsca wyjątkowego. Odpowiednia perspektywa sprawia, że nawet zwykłe wydarzenia stają się tu zalążkiem wielkiej opowieści, wątkiem, który ubarwi i dosmaczy relację. Chociaż Słomczyński daleki jest od gloryfikowania Sopotu, buduje wizję wyjątkowej małej ojczyzny, łatwo tu zrozumieć przywiązanie do tego, co lokalne - i chęć ocalania skrawków przeszłości w dalekiej od cepeliady wersji.

"Sopoty" to tom, który łączy trzy podejścia: po pierwsze autor dąży do zrelacjonowania tego, co gdzieś już o Sopocie w przestrzeni reportażowo-badawczej funkcjonuje. Sięga po fakty i komentarze, żeby przybliżyć to, czego sam nie doświadczał. Po drugie - wykorzystuje reportaż i możliwości rozmów przeprowadzanych z konkretnymi postaciami. Dzięki temu naświetla aktualne problemy i bolączki Sopotu oraz próby rozwiązywania codziennych trosk mieszkańców - pokazuje, jak miasto żyje i jakie znajduje metody na okiełznanie chaosu. Po trzecie - odbywa podróż sentymentalną do własnego dzieciństwa, wykorzystuje jako rozmówców swoich znajomych z młodych lat, okrasza całość wspomnieniami i sympatycznymi skojarzeniami. I w ten sposób "Sopoty" mogą zaintrygować nie tylko fanów całej serii. Jest to książka napisana z wprawą, bez dłużyzn czy niepotrzebnych fragmentów, przekonująca i atrakcyjna nie tylko jako udana próba zaprezentowania historii miejsca. Może nie da się "Sopotów" traktować jako przewodnika turystycznego, ale z pewnością zawarte tu wiadomości pozwolą na dokonywanie własnych odkryć.

poniedziałek, 1 maja 2023

Elise Gravel: Fake newsy. Inwazja morderczych majtek

Nasza Księgarnia, Warszawa 2023.

Okłamywanie

Nie da się już oderwać od mediów elektronicznych i od najmłodszych lat trzeba uczyć dzieci odsiewania prawdziwych informacji od fałszywych po to, żeby umiały sobie poradzić w zalewie wiadomości. Coś, czego brakuje wielu dorosłym dzisiaj, świadomość, czym są fake newsy i dlaczego należy się ich wystrzegać, pojawia się jako temat zabawnego komiksu dla najmłodszych. "Fake newsy. Inwazja morderczych majtek" to tomik, w którym Elise Gravel pokazuje odbiorcom mechanizmy funkcjonowania i rozprzestrzeniania się fałszywych informacji. Autorka przechodzi od zdefiniowania fake newsów po prezentowanie ich konsekwencji dla społeczeństw. Wymyśla sobie absurdalną informację (tytułowe mordercze majtki) i na prostym przykładzie przedstawia drogę do podbicia nią świata. Pyta, po co ludzie wymyślają fake newsy (są tu czynniki finansowe i... próby postponowania przeciwników politycznych - wydaje się, że to zbyt trudne zagadnienia jak na książeczkę dla dzieci, jednak pomysł sprawia, że znacznie łatwiej będzie odbiorcom pojąć przesłanie tomiku). Sprawdza, jak wiadomości rozprzestrzeniają się w tłumie - każdy kto niegroźnie, na wszelki wypadek oraz "tylko" do swoich znajomych wysyła niesprawdzoną sensację, przyczynia się do wirusowego rozprowadzania fake newsów. Nawet najbardziej absurdalne przekonania rozchodzą się lawinowo, a Elise Gravel tłumaczy, jak to działa. Udaje jej się dotrzeć do odbiorców w różnym wieku i rozśmieszać, co sprawi, że informacje z tomiku bardziej będą zapadać w pamięć.

Jest to komiks stworzony bardzo prosto i przejrzyście, chodzi tu o stworzenie definicji i pokazanie schematów fake newsów - tak, żeby wyczulić na nie odbiorców. Ten cel autorka osiąga bez problemu. Do niego dodaje jeszcze aspekty rozrywkowe, może cieszyć czytelników rozwiązaniami satyrycznymi. Ilustracje upraszczane do granic możliwości nie zaciemniają przesłań. Liczy się też ascetyczny język. Co ciekawe, autorka tłumaczenia, Joanna Wajs, posługuje się tu dość często kolokwializmami. Wprowadza słowa nacechowane emocjonalnie, żeby przyciągnąć dzieci do lektury i zasugerować im komiks pełen luzu i zabawy mimo faktycznie skomplikowanego zagadnienia. Śmiech będzie uprzyjemniać lekturę i zapewni uwagę czytelników. Joanna Wajs bawi się też w satyrę: wprowadza hasła, które bardzo czytelnie odsyłają do konkretnych fake newsów, dzięki czemu może subtelnie zasugerować dorosłym odbiorcom, gdzie powinni zachować czujność.

Idzie Elise Gravel z duchem czasu - wie doskonale, że nie da się dłużej udawać, że dzieci nie mają nic wspólnego ze światem mediów elektronicznych. Umiejętność korzystania z nich - w tym - oceniania i weryfikowania podawanych informacji - musi być ćwiczona od najmłodszych lat, żeby chronić społeczeństwo przed niebezpieczeństwami histerycznych reakcji wyzwalanych przez nieprawdziwe komentarze. Jest to książka cenna z różnych względów, ale poza jej przydatnością (powinna trafić do każdego małego odbiorcy) liczy się też wartość rozrywkowa. Bezbłędnie jest poprowadzona ta opowieść, w której podszczypywanie szczeniaczków i zagrożenie płynące bezpośrednio z bielizny ilustrują najbardziej precyzyjnie, jak funkcjonują sensacje wymyślane i publikowane w internecie.