* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 7 września 2025

Iwona Banach: Zemsta na lokacie

Skarpa Warszawska, Warszawa 2025.

Promocja

Złorzecze to miasteczko, jakich wiele – nikt nie zwróciłby na nie najmniejszej uwagi, bo też i żadnych rozrywek tu nie ma. Na szczęście (albo nieszczęście), Złorzecze ma kreatywnego burmistrza. I ten właśnie kreatywny burmistrz wpada na pomysł nietypowej promocji – bazujący na emocjach i na niespecjalnie rozumnych społecznościach. Wystarczy kilka rzuconych tu i ówdzie haseł, żeby zbudować legendę o czarownicy i o mrocznej przeszłości miasteczka. Wprawdzie Złorzecza w średniowieczu jeszcze nie było, ale przekonanie, że właśnie tu spłonęła na stosie czarownica – która w ostatniej chwili przeklęła wszystkich mieszkańców – pada na podatny grunt. Opinia publiczna dopowiada sobie wszystko to, czego trzeba – i przystępuje do spieniężenia wiadomości. I tak Złorzecze staje się najbardziej czarowniczym miasteczkiem, jakie można sobie wyobrazić. Nagle okazuje się, że okolica sporo zyska na wyimaginowanej złośliwej przedstawicielce świata magii z głębokiej przeszłości: biznes turystyczny wprost kocha czarownice, a że zbliża się Halloween, można wykorzystać promocyjnie temat na wszystkie możliwe sposoby. Zarobią właściciele pokoi na wynajem, ale i drobni handlowcy. Turystów ściąga nie tylko obietnica obejrzenia regionów obłożonych klątwą, ale też widmo sabatów (zwłaszcza tych nagich). Są tu nawet zawody sportowe – bo wszyscy, którzy do tej pory prowadzili zwyczajne usługi dla miejscowych, musieli na szybko dostosować ofertę do oczekiwań turystów i zwyczajna siłownia nie wytrzymałaby ze standardowym zestawem ćwiczeń na rynku. I tu pojawia się drobny problem: rzut oszczepem zrobionym z miotły niesie w sobie pewne niebezpieczeństwa: przekonuje się o tym zastępca komendanta policji.

Iwona Banach od pierwszych stron zarzuca czytelników nie tylko wizją przeobrażeń, jakie przeszło Złorzecze, ale też opowieścią o ludziach, którzy zaraz się tam znajdą – bez związku z szałem, jaki opanował mieszkańców. Jak zwykle u tej autorki – jest mnóstwo szalonych przygód i ciekawych charakterów, zwłaszcza wśród przedstawicieli nizin społecznych (którzy jednak postanowili coś zmienić po pandemii i piją online). Jednak to menele widzą i wiedzą najwięcej – mogliby nawet samodzielnie przeprowadzić śledztwo, gdyby akurat nie byli zajęci spożywaniem napojów alkoholowych lub zaleczaniem skutków owego spożycia. Ale mniej o śledztwo chodzi w tej książce, a bardziej – o wyśmianie rozmaitych małomiasteczkowych komplikacji, postaci czy zachowań, które w każdej społeczności istnieją i świadczą o słabościach ludzkich. Iwona Banach często bawi się w portretowanie ludzi niedoskonałych – sprawia, że czytelnicy mogą śmiać się z ich wad i udawać, że ich samych to nie dotyczy. Krzywe zwierciadło w tych książkach czasami wręcz zaciemnia obraz wydarzeń kryminalnych – ale też niekoniecznie intryga najbardziej u tej autorki kusi. W „Zemście na lokacie” układy i relacje bardziej przyciągają uwagę, ale też ani przez moment czytelnicy nie będą tego żałować. Autorka dobrze się bawi przedstawianiem żądzy zarabiania na naiwnych turystach: mieszkańcy w zwykłych warunkach nie byliby raczej chciwi, ale sytuacja sprawia, że nie potrafią się opanować i wykorzystują każdą okazję do wyciągnięcia od przyjezdnych pieniędzy. I tylko czasami mogą dać upust własnym, skrzętnie dotąd skrywanym fantazjom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz