* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 21 września 2025

Zbigniew Rokita: Aglo. Banką po Śląsku

Znak, Kraków 2025.

Przystanki

Tu nie trzeba kasować biletu. Zbigniew Rokita decyduje się na wyprawę tramwajem przez kilka śląskich miast – zabiera ze sobą czytelników i spotykanych po drodze rozmówców, żeby po raz kolejny przyjrzeć się śląskości jako takiej – pod wszelkimi podziałami i przepychankami politycznymi, w najbardziej przyziemnym zakresie, w normalnym życiu. Widzi to, co zwykle odrzucane jako nieistotne, zachwyca się tym, co zwyczajne i w tym szuka alternatywy dla cepeliady i ocalania tradycji na pokaz. Odjeżdża Rokita od stereotypowego mówienia o Śląsku, szuka nowego języka, który będzie w stanie uchwycić już nie krzywdę przodków, a mikroświat, w jakim mają się odnaleźć kolejne pokolenia. Owszem, przeszłość, także ta bolesna, powraca tu co pewien czas, musi zresztą, skoro dalej kształtuje mentalność części lokalsów. Ale wielu ludzi jest już zmęczonych odwieczną martyrologią i przepychankami na linii Śląsk-Polska, tym Rokita proponuje śląskość gościnną w inny sposób, już bez opowiadania się po którejkolwiek ze stron. Mała ojczyzna nie wymaga wielkich słów, potrzebuje za to refleksji – i tę Rokita zapewni.

„Aglo. Banką po Śląsku” to książka złożona z obrazów i scenek. Autor wychodzi tu od portretowania Erwina Sówki – w reportażowy sposób, bez większych wzruszeń i nadziei bez pokrycia – ale jeśli chce budować nową wizję regionu, musi znaleźć dla niego nowe mity. I znajduje, bez większego trudu. Weryfikuje też mity dotychczasowe, wybiera się w tym celu pod ziemię, opowiada o kopalni jako centrum śląskiego wszechświata, czyta z pomników, wydziera się na stadionach - im niższej ligi, tym lepiej. Co pewien czas powraca do historii, ale bardziej po to, żeby wytłumaczyć odbiorcom, skąd biorą się dawne urazy i podziały – gdzie mają swoje źródło nieporozumienia i konflikty. Znajomych wypytuje o to, jak było w ich rodzinach – i czasami trafia na tropy historii magicznych, które zarysowuje w jednozdaniowych puentach. Refrenem okazują się tramwaje: podróże kompletnie nieinstagramowe, pozbawione oczywistego piękna nadają rytm książce, wyznaczają aktualne zasady opowieści. Bywa trudno. Niektórzy dalej chcą i potrzebują wylewać swoje żale, szukają do tego słuchaczy – niezależnie od prób tworzenia nowych, gościnnych przestrzeni. Śląsk jednego wymiaru mieć nie będzie, Rokita bardziej szuka rozmycia dualizmów, wprowadzenia nowych kolorów do dyskursu do niedawna opieranego na czerni i bieli. Mniej tu zresztą czytania, więcej słuchania ludzi, którzy pielęgnują w sobie doświadczenia poprzednich pokoleń – Rokita jest ich tubą, roznosi na kraj to, co indywidualne i niepasujące do systemów.

I paradoksalnie najsłabszym elementem książki staje się to, co dla szerokiego grona widzów teatralnych jest największą siłą tego autora: fragmenty sztuk teatralnych. Zrozumiałe jest, że pewne aforystyczne lub po prostu trafne obserwacje Zbigniew Rokita chce ocalać i prezentować szerzej, że formy doskonałej nie musi już poprawiać ani modyfikować, że nie ma sensu tworzenie autoplagiatów i przeżuwanie raz przetrawionego – ale do tej akurat opowieści cytaty ze spektakli niewiele wnoszą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz