Iskry, Warszawa 2024.
Anegdoty
W wywiadach z ludźmi sceny wszyscy odbiorcy zwykle czekają na ciekawostki, historyjki zza kulis, dowcipy i anegdoty – smaczki, których zwykły widz nie ma szans poznać w momencie, gdy się rozgrywają, ale które przechodzą często do legendy. Jacek Szczerba postanawia tylko na tych opowieściach się skoncentrować. Jego „Humor zza kulis. Rozmowy o poczuciu humoru w środowisku nie tylko aktorskim” to prezent dla wszystkich czytelników, którzy lubią się śmiać i cenią sobie celne riposty czy reakcje na nieoczekiwane wydarzenia. Książka ukazuje się pod szyldem Biblioteki Stańczyka – nawiązując do najlepszych satyrycznych tradycji Iskier – i fani tego cyklu nie tylko z sentymentu sięgną po publikację Szczerby.
Autor przeprowadza rozmowy z ludźmi sceny, estrady i telewizji – i nie dzieli się z czytelnikami ani kluczem doboru rozmówców, ani okolicznościami powstania (zresztą sam przyznaje, że rozmowy przeprowadzał w ciągu kilku lat i stara się jedynie w drobnych przypisach zaznaczać istotne zmiany lub wydarzenia z egzystencji swoich rozmówców. Nie ma znaczenia kolejność, nie ma znaczenia dorobek – i tak odbiorcy będą ten tom chłonąć i nie przepuszczą żadnej okazji do śmiechu. Jedno pytanie autor stara się powtarzać regularnie: czy poczucie humoru interlokutor ma po którymś z rodziców. Takie otwarcie pozwala na błyskawiczne wejście w świat śmiechu najbliższego artystom – później już można odwoływać się albo do scenicznych żartów i gotowania partnerów na deskach teatrów, albo do garderób i popisów humoru tylko dla nielicznego grona, albo – w części przypadków – do sztuki opowiadania dowcipów, bo niektórzy w tym celują. Jacek Szczerba stara się dowiedzieć, co wybierają jego rozmówcy i ku jakim działaniom w zakresie rozśmieszania innych się skłaniają. Sięga po anegdoty już sklasyczniałe, ale bardzo często poznaje różne aspekty bycia zabawnym czy kojarzonym z komediami. Chociaż wielu bohaterów anegdot nie mógłby już przepytać, udaje mu się wpleść wspomnienia o nich w rozmowy – dzięki czemu zyskuje wielopoziomowe obrazy humoru. Przy okazji może też przypomnieć, że nie zawsze humoryści dobrze się starzeją – pojawiają się tu nazwiska z zaznaczeniem, że kiedyś były ważne dla satyry. Nie da się uciec od polityki i czasami (a w jednym przypadku w ogromnym natężeniu) będą powracać aspekty pozakomiczne – jednak wielu rozmówców wybiera to, co ponadczasowe i zamiast narzekać na władze (z którejkolwiek strony), koncentruje się na zabawie i rozśmieszaniu. Zdarza się, że autorzy prześcigają się wręcz w dowcipach mocnych i niespecjalnie możliwych do opowiadania w szerszym gronie – i takie będą bardzo odbiorców cieszyć. Pojawią się tu dowcipy wielopiętrowe i opowieści z dziedziny humoru sytuacyjnego, takie, które trudno byłoby przerobić na żart. Na szczęście nigdy nie zawodzi wyczucie puenty: nie ma tu kawałów nieudanych, spalonych czy źle opowiedzianych, wszystko broni się w druku. A Jacek Szczerba tworzy książkę, która umili jesienne i zimowe wieczory wszystkim fanom śmiechu. Ta publikacja zapewnia rozrywkę nawet najbardziej wymagającym czytelnikom – odwołuje się do tego, co najbardziej poszukiwane i cenione we wspomnieniach ludzi parających się satyrą na różnych poziomach. To także świetna szansa na przypomnienie Biblioteki Stańczyka – serii, która wprowadziła na rynek mnóstwo cennych zbiorków satyrycznych.
Recenzje, wywiady, omówienia krytyczne, komentarze.
Codziennie aktualizowana strona Izabeli Mikrut
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.
Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.
Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.
Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com
Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.
Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.
Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com
wtorek, 3 grudnia 2024
poniedziałek, 2 grudnia 2024
Sherri Duskey Rinker i Ag Ford: Choinkowy plac budowy
Nasza Księgarnia, Warszawa 2024.
Ubieranie choinki
Pojazdy z placu budowy współpracują ze sobą zawsze, gdy trzeba postawić albo zburzyć budynek, stworzyć lotnisko albo drogę. Działają zgodnie, lubią się wzajemnie i chętnie przyjmują do swojego grona nowych – każdy może się przydać, nawet ci najmniejsi mają swoje ważne zadania i wielokrotnie udowadniają, że wiele potrafią. A ponieważ książka-usypianka o placu budowy i maszynach przebywających na nim sprawdziła się idealnie, rymowanka przekształciła się w serię – a owa seria rozbudowuje się ku uciesze najmłodszych fanów placów budowy. „Choinkowy plac budowy” to kartonowy picture book, w którym pojawia się wszystko to, do czego przywykli czytelnicy czy odbiorcy cyklu – są staranne ilustracje przedstawiające lubianych bohaterów, trochę antropomorfizowane (za pomocą min) pojazdy – i jest wierszyk, bardzo zgrabnie przełożony przez Joannę Wajs (która świetnie zdaje sobie sprawę z tego, jak ważny jest tu stały rytm i obok starannych i nieczęstochowskich rymów wprowadza też idealny rozkład akcentów). Jest jeszcze niespodzianka dla dzieci. Zwykłe książeczki w cyklu nie są kartonowe – tu przejście do takiej formy wiąże się z nagrodą dla małych czytelników. Książka zawiera bowiem otwierane okienka, pod którymi kryją się dopowiedzenia wersów i sytuacji, a także świąteczne akcenty. Bo pojazdy z placu budowy tym razem starają się, żeby wszystkim było przyjemnie i świątecznie. Łączą siły nie aby wznosić budowle, a żeby przyozdobić otoczenie i cieszyć się bożonarodzeniowymi motywami. Maszyny, które do tej pory czytelnicy znali z ciężkich robót budowlanych, teraz przenoszą ozdoby (między innymi rozwieszają lampki choinkowe czy umieszczają gwiazdę na szczycie drzewka), przydają się też w dowożeniu prezentów pod choinkę – na wywrotce zmieści się ich naprawdę dużo. Znaczenie ma tutaj wspólne działanie, praca w porozumieniu i bez kłótni, zrytmizowana i sensowna. Sherri Duskey Rinker i Ag Ford starają się, żeby odbiorcy mogli poczuć atmosferę przygotowań świątecznych – nie zawsze czynności wykonywane przez pojazdy są wydobywane na pierwszy plan, często trzeba zajrzeć pod okienko, żeby poznać intencje lub szczegóły działań. Tam też znajdują się dokończenia wersów, współbrzmienia, których niby można by się domyślić, a jednak – nie ma takiej potrzeby.
Cała książeczka może się podobać maluchom zwłaszcza ze względu na zimowy, świąteczny czas – to, co pojawia się w wielu publikacjach, tutaj jest starannie dopasowane do rzeczywistości maszyn z placu budowy, nie ma wrażenia wymuszonego tematu – wszystko rozgrywa się naturalnie i przyjemnie z perspektywy odbiorców. Oczywiście spore znaczenie będzie tu mieć też fakt, że to znane dzieciom postacie – wykazujące się nieraz wybitnymi umiejętnościami na placu budowy – angażują się w czynności okołoświąteczne. Liczy się, że pojazdy nie mają tu ani dodatkowych supermocy, ani talentów, których wcześniej nie przejawiały – wykorzystują po prostu naturalne zachowania znane z całego cyklu, tyle że w innym celu. „Choinkowy plac budowy” to miły dodatek do serii, świąteczny prezent dla dzieci, które dzięki takim opowiastkom mogą polubić czytanie (i oglądanie) książek.
Ubieranie choinki
Pojazdy z placu budowy współpracują ze sobą zawsze, gdy trzeba postawić albo zburzyć budynek, stworzyć lotnisko albo drogę. Działają zgodnie, lubią się wzajemnie i chętnie przyjmują do swojego grona nowych – każdy może się przydać, nawet ci najmniejsi mają swoje ważne zadania i wielokrotnie udowadniają, że wiele potrafią. A ponieważ książka-usypianka o placu budowy i maszynach przebywających na nim sprawdziła się idealnie, rymowanka przekształciła się w serię – a owa seria rozbudowuje się ku uciesze najmłodszych fanów placów budowy. „Choinkowy plac budowy” to kartonowy picture book, w którym pojawia się wszystko to, do czego przywykli czytelnicy czy odbiorcy cyklu – są staranne ilustracje przedstawiające lubianych bohaterów, trochę antropomorfizowane (za pomocą min) pojazdy – i jest wierszyk, bardzo zgrabnie przełożony przez Joannę Wajs (która świetnie zdaje sobie sprawę z tego, jak ważny jest tu stały rytm i obok starannych i nieczęstochowskich rymów wprowadza też idealny rozkład akcentów). Jest jeszcze niespodzianka dla dzieci. Zwykłe książeczki w cyklu nie są kartonowe – tu przejście do takiej formy wiąże się z nagrodą dla małych czytelników. Książka zawiera bowiem otwierane okienka, pod którymi kryją się dopowiedzenia wersów i sytuacji, a także świąteczne akcenty. Bo pojazdy z placu budowy tym razem starają się, żeby wszystkim było przyjemnie i świątecznie. Łączą siły nie aby wznosić budowle, a żeby przyozdobić otoczenie i cieszyć się bożonarodzeniowymi motywami. Maszyny, które do tej pory czytelnicy znali z ciężkich robót budowlanych, teraz przenoszą ozdoby (między innymi rozwieszają lampki choinkowe czy umieszczają gwiazdę na szczycie drzewka), przydają się też w dowożeniu prezentów pod choinkę – na wywrotce zmieści się ich naprawdę dużo. Znaczenie ma tutaj wspólne działanie, praca w porozumieniu i bez kłótni, zrytmizowana i sensowna. Sherri Duskey Rinker i Ag Ford starają się, żeby odbiorcy mogli poczuć atmosferę przygotowań świątecznych – nie zawsze czynności wykonywane przez pojazdy są wydobywane na pierwszy plan, często trzeba zajrzeć pod okienko, żeby poznać intencje lub szczegóły działań. Tam też znajdują się dokończenia wersów, współbrzmienia, których niby można by się domyślić, a jednak – nie ma takiej potrzeby.
Cała książeczka może się podobać maluchom zwłaszcza ze względu na zimowy, świąteczny czas – to, co pojawia się w wielu publikacjach, tutaj jest starannie dopasowane do rzeczywistości maszyn z placu budowy, nie ma wrażenia wymuszonego tematu – wszystko rozgrywa się naturalnie i przyjemnie z perspektywy odbiorców. Oczywiście spore znaczenie będzie tu mieć też fakt, że to znane dzieciom postacie – wykazujące się nieraz wybitnymi umiejętnościami na placu budowy – angażują się w czynności okołoświąteczne. Liczy się, że pojazdy nie mają tu ani dodatkowych supermocy, ani talentów, których wcześniej nie przejawiały – wykorzystują po prostu naturalne zachowania znane z całego cyklu, tyle że w innym celu. „Choinkowy plac budowy” to miły dodatek do serii, świąteczny prezent dla dzieci, które dzięki takim opowiastkom mogą polubić czytanie (i oglądanie) książek.
Anita Głowińska: Domek Kici Koci. Książka z wyjmowanymi elementami
Media Rodzina, Poznań 2024.
Domek
To mniej książeczka do czytania, a bardziej zabawka – nowa podseria w cyklu o Kici Koci, Czytaj i baw się, pozwala zamienić tomik w domek dla bohaterów. Pierwsza rozkładówka to elementy do rozstawienia – ściany domku, które stanowią tło, zamieniają się w trójwymiarowe pomieszczenie ze świata Kici Koci – mają nawet otwierane okno. Ostatnia rozkładówka mieści w sobie figurki Kici Koci i Packa do wyjęcia i złożenia tak, by samodzielnie stały. Cały tomik jest prostą prezentacją rzeczywistości Kici Koci i jej bliskich – przedstawia się tu między innymi sąsiadów i dziadków – żeby odbiorcy, którzy jeszcze nie trafili na publikacje w tej serii, mogli łatwo zorientować się, jakie relacje panują wśród bohaterów. I tyle – narracja kończy się na prezentacji, całej reszty dokonać mogą dzieci już samodzielnie, kiedy rozłożą sobie kartonowy domek i bohaterów.
To połączenie tradycyjnej lektury (bo jednak trochę do czytania tu się znalazło, można na prezentacji bohaterów ze świata Kici Koci ćwiczyć poznawanie liter) i równie tradycyjnej zabawki z papieru. Książka jest kartonowa i niewielka, ale zapewni urozmaicenie klasycznych wycinankowych lalek dzięki oryginalnej przestrzeni do działania – dzieci zyskują tu niemal domek dla lalek, i to prawdziwy, bo stworzony przez Anitę Głowińską, więc pasujący do stylu graficznego całej serii. Ale to początek do uruchamiania wyobraźni: autorka pokazuje najmłodszym odbiorcom, że mogą samodzielnie przygotowywać kolejne figurki i dodawać je do świata Kici Koci, wprowadzać do domku i bawić się nimi na różne sposoby. Fabuła będzie się wymyślać sama i w zależności od potrzeb – co do tego nie ma żadnych wątpliwości, bo dzieci zadziałają tak, jak zawsze, kiedy animują lalki, dodając do ich postaw kolejne historie. „Domek Kici Koci” to tomik, który jest niespodzianką i ciekawostką. Niby zwykła książeczka, która szybko uruchamia swoje dodatkowe atuty i wręcz przenosi je z lektury na zabawę. Pokazuje dzieciom, że książki można wykorzystywać na różne sposoby – wcale nie tylko do „nudnego” według maluchów czytania. Zapewnia bodźce zmysłowe i inspiracje dla wyobraźni – to rodzaj lektury, jaka na dzisiejszym rynku wydawniczym wygra dzięki technicznym rozwiązaniom i sugestiom zabaw. Dzieci, które znają już przygody Kici Koci, mogą tu kontynuować swoje spotkania z lubianymi bohaterami: to dla nich prezent, i to nie prezent jednorazowy: zabawa będzie trwać i zmieniać się w zależności od potrzeb maluchów.
Książeczka „Domek Kici Koci” to propozycja kreatywna. Anita Głowińska nie narzuca odbiorcom rodzaju zabawy ani tematów do animowania, wie, że dzieci albo sobie poradzą samodzielnie, albo – w najgorszym wypadku – wykorzystają po prostu poprzednie historyjki z cyklu, żeby odgrywać scenki rodzajowe z innych narracji. Jest to jednak publikacja uzupełniająca cykl i podsuwająca nowe dla dzisiejszych maluchów rozwiązania.
Domek
To mniej książeczka do czytania, a bardziej zabawka – nowa podseria w cyklu o Kici Koci, Czytaj i baw się, pozwala zamienić tomik w domek dla bohaterów. Pierwsza rozkładówka to elementy do rozstawienia – ściany domku, które stanowią tło, zamieniają się w trójwymiarowe pomieszczenie ze świata Kici Koci – mają nawet otwierane okno. Ostatnia rozkładówka mieści w sobie figurki Kici Koci i Packa do wyjęcia i złożenia tak, by samodzielnie stały. Cały tomik jest prostą prezentacją rzeczywistości Kici Koci i jej bliskich – przedstawia się tu między innymi sąsiadów i dziadków – żeby odbiorcy, którzy jeszcze nie trafili na publikacje w tej serii, mogli łatwo zorientować się, jakie relacje panują wśród bohaterów. I tyle – narracja kończy się na prezentacji, całej reszty dokonać mogą dzieci już samodzielnie, kiedy rozłożą sobie kartonowy domek i bohaterów.
To połączenie tradycyjnej lektury (bo jednak trochę do czytania tu się znalazło, można na prezentacji bohaterów ze świata Kici Koci ćwiczyć poznawanie liter) i równie tradycyjnej zabawki z papieru. Książka jest kartonowa i niewielka, ale zapewni urozmaicenie klasycznych wycinankowych lalek dzięki oryginalnej przestrzeni do działania – dzieci zyskują tu niemal domek dla lalek, i to prawdziwy, bo stworzony przez Anitę Głowińską, więc pasujący do stylu graficznego całej serii. Ale to początek do uruchamiania wyobraźni: autorka pokazuje najmłodszym odbiorcom, że mogą samodzielnie przygotowywać kolejne figurki i dodawać je do świata Kici Koci, wprowadzać do domku i bawić się nimi na różne sposoby. Fabuła będzie się wymyślać sama i w zależności od potrzeb – co do tego nie ma żadnych wątpliwości, bo dzieci zadziałają tak, jak zawsze, kiedy animują lalki, dodając do ich postaw kolejne historie. „Domek Kici Koci” to tomik, który jest niespodzianką i ciekawostką. Niby zwykła książeczka, która szybko uruchamia swoje dodatkowe atuty i wręcz przenosi je z lektury na zabawę. Pokazuje dzieciom, że książki można wykorzystywać na różne sposoby – wcale nie tylko do „nudnego” według maluchów czytania. Zapewnia bodźce zmysłowe i inspiracje dla wyobraźni – to rodzaj lektury, jaka na dzisiejszym rynku wydawniczym wygra dzięki technicznym rozwiązaniom i sugestiom zabaw. Dzieci, które znają już przygody Kici Koci, mogą tu kontynuować swoje spotkania z lubianymi bohaterami: to dla nich prezent, i to nie prezent jednorazowy: zabawa będzie trwać i zmieniać się w zależności od potrzeb maluchów.
Książeczka „Domek Kici Koci” to propozycja kreatywna. Anita Głowińska nie narzuca odbiorcom rodzaju zabawy ani tematów do animowania, wie, że dzieci albo sobie poradzą samodzielnie, albo – w najgorszym wypadku – wykorzystają po prostu poprzednie historyjki z cyklu, żeby odgrywać scenki rodzajowe z innych narracji. Jest to jednak publikacja uzupełniająca cykl i podsuwająca nowe dla dzisiejszych maluchów rozwiązania.
niedziela, 1 grudnia 2024
Hollie Hughes: Chłopiec, który sprowadził śnieg
Kropka, Warszawa 2024.
Śnieżny cud
Hollie Hughes odnosi się do ważnej społecznej kwestii i wcale nie rozbudowuje jej do tonów martyrologicznych, chociaż może niektórych autorów by to kusiło. U niej sytuacja – nawet bolesna i trudna – nie jest powodem do narzekań ani do wyzwalania lęków u najmłodszych odbiorców. Bohaterem jest tu mały chłopiec. Chłopiec, który – razem z rodzicami – mieszka na ławce. I tyle. Żadnego dodatkowego komentarza, żadnego utyskiwania na los czy zastanawiania się nad koszmarem braku dachu nad głową. Nie ma na to czasu, bo w grudniowy dzień chłopiec dokonuje czegoś, co przenosi odbiorców ze świata realnego do onirycznego. Dziecko znajduje śnieżną kulę, zabawkę, którą wszyscy chyba znają. W środku jest kopia miasteczka – w miniaturze. Oczywistym odruchem jest wstrząśnięcie szklaną kulą tak, żeby na to miniaturowe miasteczko spadł śnieg, więc chłopiec to właśnie robi. Ale gest zostaje przeniesiony na rzeczywistość: nad prawdziwym miastem zaczyna sypać śnieg (który sprawia, że wszystko wydaje się ładniejsze i bardziej przytulne), a do tego… ludzie się zmieniają. Stają się dla siebie życzliwi, empatyczni i znacznie bardziej przyjaźni. Pytanie, co ma z tym wspólnego śnieżna kula. I co stanie się dalej – przecież żadna magia nie trwa wiecznie.
Hollie Hughes przede wszystkim będzie dawać czytelnikom nadzieję. Tutaj dzieje się coś nie do końca jasnego, coś, czego nie trzeba wcale tłumaczyć – bo rzecz nie w dążeniu do wyjaśniania, a w naświetleniu potrzeby pewnej społecznej zmiany. Autorka zapewnia zupełnie inne spojrzenie na temat bezdomności i wzajemnej ludzkiej życzliwości. Nikogo nie interesuje, dlaczego chłopiec spędza czas na ławce i skąd wzięli się jego rodzice – nie ma to żadnego znaczenia w kontekście grudniowych zimowych cudów. Co ważne, te cuda nie należą do nierealnego świata. Da się je wyzwolić przy odpowiednim podejściu i świadomości czy uważności społeczeństwa. Nie ma jednak w tekście moralizowania ani przekonywania do właściwych postaw, trzeba zwyczajnie wyciągnąć wnioski z lektury. „Chłopiec, który sprowadził śnieg” to książka wzruszająca i bardzo potrzebna – pozbawiona radykalnych porad i wyznaczników dla odbiorców. Liczy się tu wrażliwość samych czytelników, zarówno dzieci jak i ich rodziców, którzy będą obecni przy wieczornej lekturze. Nastraja ten tomik do przemyśleń na temat kondycji społeczeństwa. Lekkości nadaje mu forma – jest to bajka napisana wierszem, Michał Rusinek dokonał przekładu, więc można mieć pewność, że będzie to najlepsza jakość tekstu. Anna Wilson zadbała o wielkoformatowe ilustracje, które przenoszą do świata pełnego zimowej magii – to sposób na przyciągnięcie uwagi dzieci i na zaproszenie ich do lekturowej przestrzeni na dłużej. Tutaj chce się rozgościć, nawet jeśli główny bohater znajduje się w sytuacji niekoniecznie komfortowej. „Chłopiec, który sprowadził śnieg” to przepiękna historia nawiązująca do marzeń i do ludzkiej dobroci. W tym wszystkim warto uwzględnić jeszcze motyw bożonarodzeniowych cudów: tutaj liczy się po prostu zima, bez odwołań do religii – jest to jednak w pewnym stopniu opowieść w bożonarodzeniowym klimacie.
Śnieżny cud
Hollie Hughes odnosi się do ważnej społecznej kwestii i wcale nie rozbudowuje jej do tonów martyrologicznych, chociaż może niektórych autorów by to kusiło. U niej sytuacja – nawet bolesna i trudna – nie jest powodem do narzekań ani do wyzwalania lęków u najmłodszych odbiorców. Bohaterem jest tu mały chłopiec. Chłopiec, który – razem z rodzicami – mieszka na ławce. I tyle. Żadnego dodatkowego komentarza, żadnego utyskiwania na los czy zastanawiania się nad koszmarem braku dachu nad głową. Nie ma na to czasu, bo w grudniowy dzień chłopiec dokonuje czegoś, co przenosi odbiorców ze świata realnego do onirycznego. Dziecko znajduje śnieżną kulę, zabawkę, którą wszyscy chyba znają. W środku jest kopia miasteczka – w miniaturze. Oczywistym odruchem jest wstrząśnięcie szklaną kulą tak, żeby na to miniaturowe miasteczko spadł śnieg, więc chłopiec to właśnie robi. Ale gest zostaje przeniesiony na rzeczywistość: nad prawdziwym miastem zaczyna sypać śnieg (który sprawia, że wszystko wydaje się ładniejsze i bardziej przytulne), a do tego… ludzie się zmieniają. Stają się dla siebie życzliwi, empatyczni i znacznie bardziej przyjaźni. Pytanie, co ma z tym wspólnego śnieżna kula. I co stanie się dalej – przecież żadna magia nie trwa wiecznie.
Hollie Hughes przede wszystkim będzie dawać czytelnikom nadzieję. Tutaj dzieje się coś nie do końca jasnego, coś, czego nie trzeba wcale tłumaczyć – bo rzecz nie w dążeniu do wyjaśniania, a w naświetleniu potrzeby pewnej społecznej zmiany. Autorka zapewnia zupełnie inne spojrzenie na temat bezdomności i wzajemnej ludzkiej życzliwości. Nikogo nie interesuje, dlaczego chłopiec spędza czas na ławce i skąd wzięli się jego rodzice – nie ma to żadnego znaczenia w kontekście grudniowych zimowych cudów. Co ważne, te cuda nie należą do nierealnego świata. Da się je wyzwolić przy odpowiednim podejściu i świadomości czy uważności społeczeństwa. Nie ma jednak w tekście moralizowania ani przekonywania do właściwych postaw, trzeba zwyczajnie wyciągnąć wnioski z lektury. „Chłopiec, który sprowadził śnieg” to książka wzruszająca i bardzo potrzebna – pozbawiona radykalnych porad i wyznaczników dla odbiorców. Liczy się tu wrażliwość samych czytelników, zarówno dzieci jak i ich rodziców, którzy będą obecni przy wieczornej lekturze. Nastraja ten tomik do przemyśleń na temat kondycji społeczeństwa. Lekkości nadaje mu forma – jest to bajka napisana wierszem, Michał Rusinek dokonał przekładu, więc można mieć pewność, że będzie to najlepsza jakość tekstu. Anna Wilson zadbała o wielkoformatowe ilustracje, które przenoszą do świata pełnego zimowej magii – to sposób na przyciągnięcie uwagi dzieci i na zaproszenie ich do lekturowej przestrzeni na dłużej. Tutaj chce się rozgościć, nawet jeśli główny bohater znajduje się w sytuacji niekoniecznie komfortowej. „Chłopiec, który sprowadził śnieg” to przepiękna historia nawiązująca do marzeń i do ludzkiej dobroci. W tym wszystkim warto uwzględnić jeszcze motyw bożonarodzeniowych cudów: tutaj liczy się po prostu zima, bez odwołań do religii – jest to jednak w pewnym stopniu opowieść w bożonarodzeniowym klimacie.
Dobranoc, Bing! Książeczka dotykowa na miły wieczór
Harperkids, Warszawa 2024.
Materiały
To nie jest tak, że idzie się spać i koniec. Bing wie doskonale, że najpierw trzeba wszystkim ważnym powiedzieć dobranoc. I to też przed pójściem do łóżka robi, nie chce pominąć ani lampki nocnej, ani swojej przytulanki. Bardzo krótki picture book „Dobranoc, Bing. Książeczka dotykowa na miły wieczór” nie zawiera zbyt skomplikowanej fabuły, bo chodzi tu o poznawanie faktur dotykiem i wzrokiem. Kilka elementów w książeczce zostało przygotowanych w wersji podkładu przy odpowiednim wycięciu kształtu. Tak, żeby omawiany akurat przedmiot mógł się wyróżnić na stronie dzięki wgłębieniu i ciekawemu materiałowi. Ten materiał można pogłaskać: niektóre są śliskie, inne błyszczące, jeszcze inne to tkaniny, więc za każdym razem dzieci będą mieć różne doświadczenia zmysłowe. To ważne, zwłaszcza kiedy chce się zachęcić malucha do eksperymentów i zapewniać mu zróżnicowane bodźce dotykowe. Skoro przewodnikiem po tym świecie jest Bing, łatwiej będzie przekonać się do zabawy. A przy okazji książeczka staje się świetnym tomikiem do usypiania najmłodszych – nie ma tu silnych emocji ani wrażeń, które odwracałyby uwagę od procesu przygotowywania się do snu. Tomik wycisza, zresztą quasi-fabuła też ma takie działanie. Bing szykujący się na noc to zaproszenie do spania.
Ale to zaproszenie wiąże się z pewnym wysiłkiem: bo dzieci mogą samodzielnie oceniać jakość materiałów, głaskać książkę i porównywać doznania – to coś, co nie kojarzy się przeważnie ze zwykłą lekturą, więc dzięki takiemu zabiegowi wydawnictwo może zamienić zwykłą lekturę bazującą na kreskówce w przyjemny gadżet dla najmłodszych dzieci. Te maluchy, które nie nadążyłyby jeszcze za akcją, a tylko słuchają opowieści rodziców, mogą tu bawić się książeczką, wkraczać w świat fabuły i towarzyszyć rozpoznawalnemu bohaterowi w jego działaniach. Zresztą zabawę, którą proponuje Bing – w mówienie dobranoc kolejnym ważnym dla siebie rzeczom – można swobodnie przenosić na świt właściwy odbiorcom, każde dziecko może dowolnie dużej liczbie przedmiotów mówić dobranoc i sprawdzać dotykiem, jak różnią się od zabawek ze świata Binga. To kolejne wyjście poza książkę, przedłużenie rozrywki i sposób na wyciszenie dziecka wieczorem. „Dobranoc, Bing” to nie lektura ambitna i wnosząca nowe informacje w warstwie tekstowej – ale może zaskoczyć najmniejsze dzieci za sprawą przygotowania stron i rozkładówek – nie wszyscy spodziewają się po tomiku różnych faktur i obecności tkanin przyjemnych w dotyku. To z kolei wyzwala zainteresowanie książeczkami jako źródłem niespodzianek i może sprawdzić się w przygotowywaniu najmłodszych do późniejszych spotkań z książkami. Królik Bing – postać kreskówkowa – tym razem zachęca do poznawania świata zmysłem dotyku. I robi to w sposób, który do najmłodszych odbiorców bez wątpienia trafi.
Materiały
To nie jest tak, że idzie się spać i koniec. Bing wie doskonale, że najpierw trzeba wszystkim ważnym powiedzieć dobranoc. I to też przed pójściem do łóżka robi, nie chce pominąć ani lampki nocnej, ani swojej przytulanki. Bardzo krótki picture book „Dobranoc, Bing. Książeczka dotykowa na miły wieczór” nie zawiera zbyt skomplikowanej fabuły, bo chodzi tu o poznawanie faktur dotykiem i wzrokiem. Kilka elementów w książeczce zostało przygotowanych w wersji podkładu przy odpowiednim wycięciu kształtu. Tak, żeby omawiany akurat przedmiot mógł się wyróżnić na stronie dzięki wgłębieniu i ciekawemu materiałowi. Ten materiał można pogłaskać: niektóre są śliskie, inne błyszczące, jeszcze inne to tkaniny, więc za każdym razem dzieci będą mieć różne doświadczenia zmysłowe. To ważne, zwłaszcza kiedy chce się zachęcić malucha do eksperymentów i zapewniać mu zróżnicowane bodźce dotykowe. Skoro przewodnikiem po tym świecie jest Bing, łatwiej będzie przekonać się do zabawy. A przy okazji książeczka staje się świetnym tomikiem do usypiania najmłodszych – nie ma tu silnych emocji ani wrażeń, które odwracałyby uwagę od procesu przygotowywania się do snu. Tomik wycisza, zresztą quasi-fabuła też ma takie działanie. Bing szykujący się na noc to zaproszenie do spania.
Ale to zaproszenie wiąże się z pewnym wysiłkiem: bo dzieci mogą samodzielnie oceniać jakość materiałów, głaskać książkę i porównywać doznania – to coś, co nie kojarzy się przeważnie ze zwykłą lekturą, więc dzięki takiemu zabiegowi wydawnictwo może zamienić zwykłą lekturę bazującą na kreskówce w przyjemny gadżet dla najmłodszych dzieci. Te maluchy, które nie nadążyłyby jeszcze za akcją, a tylko słuchają opowieści rodziców, mogą tu bawić się książeczką, wkraczać w świat fabuły i towarzyszyć rozpoznawalnemu bohaterowi w jego działaniach. Zresztą zabawę, którą proponuje Bing – w mówienie dobranoc kolejnym ważnym dla siebie rzeczom – można swobodnie przenosić na świt właściwy odbiorcom, każde dziecko może dowolnie dużej liczbie przedmiotów mówić dobranoc i sprawdzać dotykiem, jak różnią się od zabawek ze świata Binga. To kolejne wyjście poza książkę, przedłużenie rozrywki i sposób na wyciszenie dziecka wieczorem. „Dobranoc, Bing” to nie lektura ambitna i wnosząca nowe informacje w warstwie tekstowej – ale może zaskoczyć najmniejsze dzieci za sprawą przygotowania stron i rozkładówek – nie wszyscy spodziewają się po tomiku różnych faktur i obecności tkanin przyjemnych w dotyku. To z kolei wyzwala zainteresowanie książeczkami jako źródłem niespodzianek i może sprawdzić się w przygotowywaniu najmłodszych do późniejszych spotkań z książkami. Królik Bing – postać kreskówkowa – tym razem zachęca do poznawania świata zmysłem dotyku. I robi to w sposób, który do najmłodszych odbiorców bez wątpienia trafi.
Subskrybuj:
Posty (Atom)