* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 30 kwietnia 2017

Ida Pierelotkin: Wenus w pietruszce

Akapit Press, Łódź 2017.

W zieleni

Najpierw Ida Pierelotkin tomem „Pepa, nie świruj” zachwyciła, a potem stopniowo obniżała poziom powieści, schodząc do nurtu pop. Jej „Wenus w pietruszce”, owszem, naszpikowana jest motywami ekologii i mody na kuchnię wege – ale fabularnie okazuje się słabiutka. Nie ma w niej ani metamorfoz postaci, ani ciekawych zwrotów akcji – to właściwie rozdmuchane opowiadanie, w którym ważne jest tylko udzielenie wskazówki sercowej nastolatkom. Jeśli dodać do tego, że to mało wyrafinowana wskazówka, nie wiadomo, co właściwie chciała autorka tym tomem zyskać. Całą energię poświęciła na budowanie narracji pełnej synonimów – tyle że pustej treściowo.

Na wspólne wakacje eko jadą trzy przyjaciółki – Irmina, Fretka i Gośka. Cechuje je wyostrzony zmysł ironii i wysokie poczucie własnej wartości. Na miejscu jednak Irmina i Fretka niemal całkiem znikają, ustępując pola dumnej i narcystycznej Gośce. Ta wciąż manifestuje swoją wyższość wobec uczestników obozu i wzdycha do najbardziej niedostępnego chłopaka. Przez całą książkę Gośka robi maślane oczy do Baszka, ją z kolei adoruje młodszy (także od niej) brat Baszka, Borys. Gośka za wszelką cenę stara się Baszkowi przypodobać i udaje kogoś, kim nie jest, może dokonywać mało wiarygodnych przemian dzięki wiedzy zdobywanej w nieetyczny sposób. Autorka skupia się na tym, żeby urozmaicić bohaterce turnus, wprowadza rywalizację z bębniarką Czesią, a w podskórnej warstwie historii przez cały czas próbuje ośmieszać zabiegi Gośki. Wychodzi na to, że tom nie ma bohatera pozytywnego, bo ani Gośka, ani Baszko, ani Czesia na takie miano nie zasługują, a Borys – stylizowany trochę na młodego Robrojka z czasów „Kwiatu kalafiora” bywa mocno męczący. Skoro tak, w „Wenus w pietruszce” nie ma za bardzo kogo polubić, komu kibicować i komu się przyglądać. A to oznacza, że książka nie angażuje tak, jak powinna. Jedyne pytanie, jakie pojawi się podczas lektury to to, czy Gośka zacznie chodzić z Baszkiem (chociaż naprawdę wcale tego nie chce) – bo nawet motyw tajemniczości chłopaka i płoszenia kolejnych wybranek ulega zapomnieniu. Czytelniczki mogą ewentualnie dołączyć do dyskusji w sprawie zdrowego odżywiania się, a mód na nie – bo autorka bez przerwy przemyca te wątki, sprawnie uwiarygodniając miejsce pobytu przyjaciółek.

W „Wenus w pietruszce” narracji daleko do transparentnej, ale do tego autorka dawno odbiorczynie przyzwyczaiła – jej prześmiewczy ton najlepiej pasuje do stylu mocno oryginalnego. Ida Pierelotkin nie sugeruje, że czytelnicy otrzymają standardową sercową opowieść, raczej sygnalizuje, że taki rytm ją nudzi. Ucieka od banałów w tekście – tym bardziej dziwi, że banał wybiera na przesłanie książki. Nastoletnie czytelniczki raczej wolą eksponowanie sercowych dylematów niż wyśmiewanie się z trendów. Jasne, że po tomy Pierelotkin sięgają te nastawione na ironię odbiorczynie – a jednak tu nie otrzymują nic w zamian za brak silnych wrażeń. I to może być problem z „Wenus w pietruszce”. Trudniej będzie czytelniczkom przetrawić słuszne przecież pouczenia, obrazki wyniosłej Gośki, która sama sobie uprzykrza wakacje, a do tego przestaje realnie oceniać rzeczywistość. Równie nienaturalnie jak Gośka wypada jej wierny adorator. Autorka rezygnuje z wielkiej miłości, ale w zamian nie oferuje nawet oryginalnego flirtu – iskrzy tylko czasami, gdy do gry o chłopaka włącza się Czesia – ale też bez fajerwerków. „Wenus w pietruszce” jest powieścią w stylu pop, tyle że z lepszą narracją. To książka szybka, jednowymiarowa i niepozostawiająca żadnych śladów w młodych odbiorczyniach. Nie imponuje pomysłami, a sam język to za mało, żeby skupić grono fanek wokół historii. Nawet odejście od stereotypowych kontekstów na rzecz ekocodzienności nie wystarcza (w dodatku autorka i korekta nie przechodzą testu „strużki” – jeśli z wymion krowy popłyną „stróżki” mleka, to można tylko współczuć gospodarstwu…).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz