* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

sobota, 15 kwietnia 2017

Gabriela Mistral: Śpiąca Królewna

Nasza Księgarnia, Warszawa 2017.

Klasyka

„Śpiąca królewna” to kolejna znana baśń opowiedziana na nowo przez noblistkę Gabrielę Mistral pod koniec lat 20 ubiegłego wieku. Nie ma tu, jak w wypadku „Czerwonego Kapturka”, przełamywania zasad dziecięcych opowieści, a zabiegi nowatorskie, przełomowe czy po prostu ciekawe odnotowuje autor komentarza krytycznego zamieszczonego na końcu tomiku. „Śpiąca Królewna” to historia, którą maluchom przedstawiać można bez zastrzeżeń – trochę jako odskocznię od disneyowskich wersji baśni i odejście od cukierkowej estetyki lub nawiązań do prostoty kreskówek. Gabriela Mistral tym razem bowiem wybiera napuszoną literackość, tekstowy przepych – prymat narracji nad fabułą.

Bajka jest rymowana, a Krystyna Rodowska dba o to, by wiernie powtarzać oryginał, rezygnuje często z dokładnych współbrzmień, zamiast tego albo powtarza samogłoski, albo sugeruje bliskość artykulacyjną głosek. Bywa też, że całkiem z rymów rezygnuje, pozostawiając rytm i podział na wersy jako wyznacznik wierszowości. Kiedy pamięta się o grafomańskim wrażeniu, jakie wywołać może nieumiejętność rymowania – pozostaje tylko cieszyć się decyzją. Gabriela Mistral małych czytelników zabiera do świata powszechnie znanego – dość długo szkicuje sceny ze świętowania narodzin dziecka, które w przyszłości zapadnie w długi sen, precyzyjnie oddaje postawy wróżek. W kulminacyjnym momencie w sen zapada cały świat, łącznie z narratorką, co stanowi subtelny motyw komiczny. Tak, jak długo królewna zasypia, tak rozkłada autorka w czasie działania odważnego młodzieńca, który przybywa ją obudzić.

Mnóstwo jest w tomiku przymiotników i obrazowych porównań. Słowa zyskują tutaj nie tylko kształt – funkcjonują synestezyjnie, akcentują cechy przedmiotów – jasność, miękkość, fakturę, kolor, bez względu na moment w opowieści – jedyne zmiany dotyczą nastroju wzbudzanego przez opisy, tonów minorowych lub powszechnej radości – ale w ramach tomiku Mistral – a za nią Rodowska – nie chce zmieniać formy ani próbować mniej barokowych popisów literackich. Taki znajduje sposób na nakreślenie znanej historii – fabuła jest wtórna, więc szansa na nadanie jej indywidualności kryje się właśnie w formie. Lawiruje Gabriela Mistral między historiami dla dzieci i literaturą piękną, napusza objętość – ma do dyspozycji zaledwie kilka wydarzeń, które rozrastają się dzięki spiętrzeniom epitetów. Tak toczy się opowieść klasyczna pod każdym względem – a i „bezpieczna” z punktu widzenia przewrażliwionych rodziców.

Carmen Cardemil wprowadza ilustracje zdecydowanie smutne i artystyczne, chociaż momentami próbuje w nich zasugerować również bliskość dziecięcego świata (na przykład kołowrotki to narysowane kredkami kółka, a postacie mają rozczochrane włosy). Łączy różne techniki ilustrowania, najbardziej w oczy rzucają się gazetowe kolaże. Kontury tworzy z wielokrotnie powtarzanych kresek, które w dodatku sugerują istnienie prostych linii pomocniczych (twarze zawsze komponowane są na planie krzyża – oczy tworzą jedną linię, nos i usta – drugą, prostopadłą). Cardemil rezygnuje też z żywych barw, woli zgaszone i często ciemne. Różni się tym od wielu ilustratorów tworzących dla najmłodszych – ale jest też świadoma, że tylko tak może zwrócić na siebie uwagę i zapaść w pamięć tym odbiorcom, którzy szukają wydań oryginalnych i autorskich, a nie powielania modnych akurat schematów. Jest więc „Śpiąca Królewna” tomikiem nie tylko dla dzieci – i edytorską ciekawostką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz