* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

piątek, 21 marca 2014

Martin ZeLenay: Tajny raport Millingtona

Znak, Kraków 2014.

Z pola walki

Zagrożenie atakiem terrorystycznym to coraz częstszy motyw popkulturowych produkcji – działania zakrojone na szeroką skalę nie wybrzmiewają już nienaturalnie. Wabikiem lekturowym na czytelników bywa też sugestia, że autor wywodzi się ze świata wywiadu, lub przynajmniej ma z nim coś wspólnego i może tajemnice międzynarodowej polityki przekuć na wstrząsającą prozę. Obietnica bliskości sekretów służb specjalnych staje się wówczas najlepszą reklamą. Martin ZeLenay w ten właśnie sposób zamierza zaistnieć jako autor serii politycznych thrillerów, czy też – powieści sensacyjnych czerpiących z motywów terroryzmu i zagrożenia dla mocarstw. ZeLenay to historyk sztuki współpracujący z amerykańskim wywiadem – ukrywa się pod pseudonimem i może wiedzieć coś, o czym masy nie mają pojęcia. To ma posłużyć jako zachęta do sięgnięcia po „Tajny raport Millingtona”.

Istnieje człowiek, który jest w stanie przewidzieć zagrożenia na podstawie dokładnej analizy systemu obronnego Ameryki. Ów człowiek wykazał się już przed 11 września, godny jest zatem zaufania. Kilka lat po ataku na WTC tworzy kolejny raport i ostrzega prezydenta Stanów Zjednoczonych przed terrorystami. Nie ma już czasu do stracenia – przeciwnik, były agent wywiadu, jest wyjątkowo niebezpieczny, a i przebiegły. Do akcji przystępuje Frank Shepard, utalentowany oficer tajnej jednostki operacyjnej. Podąża za wrogiem i zna każdy jego ruch, ale taka praca wymaga największych poświęceń. Frank może stracić rodzinę…

Martin ZeLenay pisze powieść w rytmie seriali kryminalnych. Nie dba o drobiazgi, które mogłyby zostać wytknięte przez szukających błędów czytelników – tylko raz podaje konkretną datę, potem rezygnuje ze wskazywania roku, chociaż w dalszym ciągu wyznacza dzień, godzinę i miejsce akcji. Ten prosty chwyt zwalnia go z konieczności budowania literackich opisów i pilnowania detali, pozwala krążyć po świecie. W samej powieści może się dzięki temu skupić na działaniach. „Tajny raport Millingtona” jako powieść akcji składa się z drobnych scenek (w kontekście groźby ataku terrorystycznego o arcyważnym znaczeniu). Bohaterowie muszą bez przerwy działać, a autor swobodnie przeskakuje między planami, odwiedzając tropiących i tropionych i za każdym razem wstrzeliwując się w centra decyzyjne czy chwile przełomowe. Takiego tempa wymaga od niego przyjęty temat. Wobec tego scenki „obyczajowe”, czyli próba pokazania rodzinnych problemów Sheparda, nie do końca pasują do tego stylu. Chwyt zapożyczony ze starych kryminałów działa, rzecz jasna, jako ocieplacz wizerunku i czyni postać potencjalnego bohatera bardziej ludzką – ale wymaga dość wysokiej ceny w narracyjnej niejednorodności. ZeLenay zresztą próbuje to zamaskować, wulgaryzując sceny z podrzędnymi wykonawcami, a także – na przeciwległym biegunie – wprowadzając motywy historii sztuki – ale i tak pozostaje pytanie, jak poradziłby sobie z całością bez tego oczywistego zabiegu. Warto jeszcze zaznaczyć, że do tworzenia rozpędzonej akcji przydaje mu się ogromna dawka dialogów. Postacie dzielą się chętnie ze sobą informacjami, co tym bardziej przypomina film akcji.

„Tajny raport Millingtona” jednych zainteresuje ze względu na chęci rozszyfrowania sekretów CIA, innych przyciągnie wartką akcją i bliskością do rzeczywistych zagrożeń czy głosem w sprawie terroryzmu. Martin ZeLenay pisze powieść obszerną i niepozbawioną dreszczu emocji, ale zdarzają mu się proste stylistyczne potknięcia – wybór nieodpowiedniej konwencji czy sięganie po wątki sprawdzone, a nieprzystające do tego akurat gatunku. Ma już pomysł na to, co chce opowiedzieć – ale popełnia czasem błędy w realizacji i w kierunku rozwoju fabuły (pobrzmiewa niekiedy kursem kreatywnego pisania) – i w realizacji poszczególnych scenek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz