Walka ze słabościami
Andre Norton bardzo konsekwentnie stawia na linearne powieści drogi, wybierając te schematy literatury fantasy, które nakazują dążenie do celu (w sensie geograficznym) i pokonywanie przeszkód na szlaku. Dziś jej historie mogą przypominać w zarysie zręcznościówkę komputerową lub film, w którym kamera przez cały czas przedstawia najważniejszego bohatera. W czwartym tomie serii Świat Czarownic nie pojawią się nowe rozwiązania fabularne ani konstrukcyjne, bo Norton chce opierać się na tym, co przetestowane i bezpieczne. Powtórzenie budowy tomu zresztą pomaga jej w bliższym zaprezentowaniu kolejnego potomka Simona Tregartha, okaleczonego niegdyś Kemoca.
Tym razem Kemoc prowadzi opowieść oraz ekspedycję ratunkową. Mimo rany, która wykluczyła jego karierę wojownika, decyduje się zmierzyć z wrogami, by uratować Kathteę. Siostra uprowadzona przez tajemniczego i groźnego przeciwnika pozostaje pod jego wpływem i nie wierzy w dobre intencje Kemoca. Okazuje się, że najtrudniejszą walkę bohater będzie musiał stoczyć z tą, którą chciał ocalić. Ale mniejszych potyczek w powieści nie zabraknie. Chociaż wojownicy z Estcarpu zawsze samotnie stawiają czoła przeciwnościom losu, i tutaj pojawia się niespodziewana sojuszniczka. A jednak Kemoc wydaje się zupełnie opuszczony.
Taka kreacja bohatera przydaje się Andre Norton w budowaniu akcji. Do książki trafia bowiem rzadko dotąd akcentowany motyw przeznaczenia. Kemoc musi znaleźć sposób, by w świecie rządzonym przez czary i telepatyczne zdolności uwierzyć w siłę, która pozwoliłaby pokonać przeznaczenie. Gra toczy się o najwyższą stawkę, a chwile zwątpienia nie pomagają w pokonywaniu ciężkiej drogi. W „Czarodzieju ze Świata Czarownic” najsilniej wybrzmiewają motywy walki z własnymi słabościami – tymi fizycznymi – i tymi psychicznymi. Norton stara się poważne niebezpieczeństwo ukryć jak najbliżej, bez względu na to, jak wielkie odległości musi pokonać postać, by zrealizować swoją powinność.
Przy linearnej wędrówce świat z konieczności pozwala się upraszczać. O ile autorka rezygnuje z precyzyjnego odmalowywania zasad Estcarpu (a dla czytelników nieznających serii proponuje obszerne „baśniowe” i naturalne wprowadzenie do sytuacji), o tyle w warstwie stylistycznej dba o budowanie nierzeczywistej atmosfery. W języku tej powieści dzieje się całkiem dużo – to tu autorka zrywa ze związkami ze światem czytelników, to tu kształtuje tożsamość bohaterów. Odwołuje się do postaw i uczuć niepopularnych, sięga po honor i patriotyzm, męstwo i waleczność, oddanie i poświęcenie w imię wyższych celów. Jej postacie porozumiewają się dość wykwintnym językiem, „Czarodziej” nie ma też komicznych wstawek. Tu pojawia się świat obcy odbiorcom, nowy dla nich i inny niż obecnie proponowane w literaturze fantasy. Andre Norton tym razem cały nacisk kładzie na rozwijanie stylizacji, która ma uszlachetniać opowieść Kemoca. Jest to również sposób na prezentowanie charakteru postaci – jednak to funkcja poboczna językowych zabaw. „Czarodziej ze Świata Czarownic” zabierze młodych odbiorców w krainę pełną walki i determinacji, w świat odległy od popkulturowych wyobrażeń o czarodziejach. Norton nie uznaje kompromisów ani półprawd, co udowadnia w czwartym tomie serii.

Czytałam pierwszą część cyklu - nie do końca do mnie to trafiło, dlatego resztę odpuściłam.
OdpowiedzUsuń