* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

piątek, 31 lipca 2020

Jean Harambat: Klub Detektywów

Marginesy, Warszawa 2020.

Śledztwo na wyspie

Jean Harambat postanawia pobawić się konwencjami dotyczącymi kryminałów i powieści detektywistycznych – oraz ich autorów – umieszczając wszystko w rozbudowanym komiksie. „Klub Detektywów” to historia, w której igra się ze schematami i stawia na głowie założenia książkowe. Dość wspomnieć, że rozpoczyna się ta książka od podania dziesięciu złotych reguł powieści kryminalnej – autor podaje je po to, żeby rozbawić czytelników absurdem niektórych pomysłów, ale także po to, żeby natychmiast i po kolei zacząć je łamać. Prezentuje Klub Detektywów – zrzeszenie autorów powieści kryminalnych z G. K. Chestertonem i Agathą Christie na czele. Wszystkich tych pomysłowych twórców wysyła do Kornwalii. Tam Roderick Ghyll, fan i szaleniec (przynajmniej z pozoru) przygotowuje wielką niespodziankę: maszynę-robota, który potrafi z podanych mu szczątkowo informacji zaczerpniętych z intryg, podać dane mordercy. Ghyll może doprowadzić do tego, że autorzy kryminałów staną się niepotrzebni: nie przechytrzą sztucznej inteligencji. Oczywiście całe zaproszenie ma też drugie dno, ale o tym już bohaterowie dowiedzą się na miejscu. Na razie mają miło spędzać czas na wyspie i bawić się w swoim towarzystwie, być może obmyślając już kolejne fabuły oraz intrygi. „Klub Detektywów” to okazja do spotkań najlepszych – najbardziej pomysłowi autorzy mierzą się ze sobą i dzielą opiniami. Nie muszą się do tego lubić, więc powietrze szybko stanie się gęste od aluzji, złośliwości i przytyków. Harambat bawi się charakterami postaci, wybierając sobie autorów, na których może się nieco powyżywać, i tych, którzy zasługują na wsparcie. W pewnym momencie pojawia się – co było do przewidzenia – zagadka kryminalna do rozwiązania. Najtęższe umysły muszą stanąć na wysokości zadania i dowiedzieć się, o co naprawdę chodziło Ghyllowi.

Atmosfera lat trzydziestych i bohemy artystycznej – obok środowiska podatnego na plotki i wymysły – to jedna część historii. Druga – to hołd złożony wyobraźni futurystycznej, udaje się autorowi wrzucić do odległej już przeszłości wizję robota-fachowca i wspomagających go maszyn. To oderwanie od przewidywalności – i jednocześnie łamanie reguł kryminału. Zresztą wydaje się, że Harambatowi przede wszystkim zależy na udowadnianiu czytelnikom, że zasady są po to, żeby się im przeciwstawiać. Bohaterowie – autorzy kryminałów – uczestniczą w sytuacji, która w zwyczajnych warunkach stymulowałaby ich do stworzenia pełnowartościowych powieści – tu jednak muszą połączyć siły i pomysły, żeby odpowiedzieć na pytanie postawione przez okoliczności oraz Ghylla. „Klub Detektywów” jest zatem komiksowym żartem z konwencji i z autorów. Jean Harambat wprawdzie nie do końca wygodnie czuje się w formie komiksu – często posługuje się narracyjnymi komentarzami, a część wprowadzeń do rozdziałów w ogóle przerzuca do prozy – rysunki są tu proste i bardziej w stylu Tintina niż Schulza. Jean Harambat opiera się na dobrym pomyśle – satyrycznym w duchu i kreatywnym. To wystarcza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz