Prószyński i S-ka, Warszawa 2016.
Etymologia
Ta historia ma dobry punkt wyjścia: dzieci zauważają rzecz oczywistą, że nazwisko może podpowiadać skojarzenia z konkretnym zawodem lub przedmiotem (co prowadzi często i do nadawania przezwisk). Staje się elementem wyróżniającym z tłumu. Tomek i Basia, młodzi przyjaciele, nie wiedzą jeszcze, że wakacje spędzą na etymologicznych zabawach. Wszystko za sprawą dziadka Antoniego, którego pasjonują źródła nazwisk czy przydomków. Dziadek pozwala dzieciom odgadywać pierwotne znaczenia zakorzenione w nazwiskach, wyszukiwać zasady obowiązujące przy podobnych kreacjach językowych i dokonywać ważnych obserwacji. Proponuje maluchom pełen zestaw edukacyjnych gier – w jednych dzieci odczytują źródłosłów podanego nazwiska, w innych wykazują się słowotwórczo, czasami też zamieniają się w śledczych i wskazują, co łączy obecnych na przyjęciu gości. To zabawy raczej monotonne i na niezbyt długo zaangażują odbiorców – chyba że ktoś liczy na to, że odkryje w tomiku własne nazwisko.
Historyjki w pewnym momencie (im dalej w tomiku – tym szybciej) zamieniają się w nazwiskowe wyliczanki, co daje efekt książki telefonicznej. Wiadomo, że to zestawy potrzebnych przykładów, wprowadzanych po to, by dzieci zrozumiały reguły – ale Martenka trochę za mało skupia się na budowaniu samej akcji oraz emocji. Owszem, bohaterowie ekscytują się lingwistycznymi zabawami, ale dla odbiorców nie musi to być wystarczające: trudno uwierzyć, że przejmą pasję Tomka i Basi – bez dodatkowych bodźców raczej nie zaangażują się dzieci w lekturę w stopniu wystarczającym do dalszego odkrywania etymologicznych tajemnic. Autor bardziej koncentruje się na wymienianiu nazwisk niż na układaniu ewentualnych przygód, więc scenki z otoczenia postaci stanowią tylko niezbędną do wprowadzania lingwistycznych zasad ramę. Ten eksperyment zresztą rzadko kiedy wychodzi literaturze czwartej na dobre: ci, którzy chcieliby się czegoś dowiedzieć, nie potrzebują bajkowej oprawy, ci, którzy szukają czystej bajki, zmęczą się dydaktycznymi tonami. Nada się jeszcze książka do zaintrygowania odbiorców, chociaż nie będą po nią sięgać dla rozrywki (zresztą nie do tego jest przygotowana!). Być może jednak Henryk Martenka trafi do dzieci – dla dorosłych przytaczane przez niego przykłady są dość oczywiste, podobnie jak wnioski na temat genezy nazwisk. Istnieje za to szansa, że do pokolenia wychowywanego już na internecie to trafi. Odkrywcze i ważne dla dzieci będzie tłumaczenie znaczeń nazw dawnych – dzięki temu maluchy dowiedzą się czegoś o kulturze i obyczajowości przodków.
Henryk Martenka wprawdzie fabuły prowadzić nie potrafi, ale w jego książce nie chodzi o fabułę czy przygody, a o ukazanie najmłodszym zdobyczy etymologii i możliwości językowego kreowania świata. I to założenie „Skąd się wzięło moje nazwisko” tomik spełnia. Dla dzieci znaczenie będzie miał też fakt wplatania kolejnych wyjaśnień w dialogi i rozmowy – to pozwala dzielić informacje na mniejsze porcje i ułatwia lekturę. Za to raczej trudno byłoby się nabrać na demaskowane przez bohaterów silne emocje – etymologia mimo najlepszych intencji autora nie ma potencjału bajkowego, kiedy podchodzi się do niej z pozycji mentora i badacza.
„Skąd się wzięło moje nazwisko” to publikacja ładnie przygotowana pod kątem edytorskim. Książka w twardej okładce i na grubym papierze kredowym – jak większość dziecięcych tomików w tym wydawnictwie – zawiera kolorowe i komiksowe ilustracje. Dla części małych odbiorców będzie punktem wyjścia do słownikowych poszukiwań, może też budzić zainteresowanie dawną obyczajowością (ginącymi zawodami czy słowami ze staropolszczyzny). Henryk Martenka podpowiada szereg inspiracji – i naprowadza dzieci na trop słowotwórczych zabiegów. Wypełnia w ten sposób lukę w systemie edukacji, niektórym dzieciom wskaże też interesujące (chociaż „książkowe”) hobby. Przygoda z nazwiskami to sposób na zwrócenie uwagi na zagadnienie tożsamości, a ponadto nowy temat na rynku literatury czwartej.
Recenzje, wywiady, omówienia krytyczne, komentarze.
Codziennie aktualizowana strona Izabeli Mikrut
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.
Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.
Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.
Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com
Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.
Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.
Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz