* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 27 października 2019

Marta Kisiel: Małe Licho i anioł z kamienia

Wilga, Warszawa 2019.

Spór o dobro i zło

Małe Licho jest dobre, miłe i kochane przez wszystkich. Ale w domu Bożka mieszka też inny anioł stróż, ocalony kiedyś, przygarnięty od człowieka, który go nie chciał – Tsadkiel. Tsadkiel to anioł stróż zgorzkniały. Nie umie być sympatyczny, zresztą nawet się o to nie stara – zbyt wielu krzywd doznał i zbyt wiele zadr ma w sercu, żeby zastanawiać się nad empatią albo sensem sprawiania komuś przyjemności. Tsadkiel zwykle narzeka albo torpeduje rozrywkowe plany innych. W domu Bożka można go dość łatwo znieść: tu każdy ma swój kąt i zapewnia aniołowi stróżowi prywatność. Nawet jeśli wokół roi się od istot nadprzyrodzonych, są to istoty oswojone i akceptowane. Ale Tsadkiel jeszcze nie wie, że jego cierpliwość zostanie wystawiona na poważną próbę.

W drugiej powieści o Bożku i Małym Lichu Marta Kisiel rozpoczyna od zagadnienia, które zaintrygować może maluchy zwłaszcza dzisiaj, kiedy coraz bardziej modne jest rezygnowanie z lekcji religii dla pociech. Bożek zastanawia się mianowicie, czy wolno mu obchodzić Boże Narodzenie – i na jakiej podstawie, skoro nie jest to jego wiara. Mądry wujek odwołuje się do pogańskich zwyczajów, przekonując bohatera, że każdy może świętować według własnego uznania – co oznacza już wkrótce gromadne lepienie i ozdabianie pierniczków (zwłaszcza wielomackowe potwory wiodą tu prym, mogą bowiem jednocześnie przygotowywać wielkie ilości smakołyków… które i tak błyskawicznie znikną). Świąteczny klimat na początku pokazuje, jak można wykorzystać schemat w literaturze nie tylko czwartej eksploatowany do granic możliwości. Bo dla Marty Kisiel to okazja do budzenia dobrodusznego śmiechu.

Fabuła dopiero się nakręci, kiedy w domu zapanuje ospa (zachoruje na nią jeden z wujków), mama będzie musiała zająć się Lichem i pozostałymi chorymi, a Bożek wraz z potworem Guciem i Tsadkielem zostanie wysłany na ferie do cioci. I tak samo jak w przypadku szkoły – chłopiec mocno zaprotestuje (chociaż nie ma nic do powiedzenia). Może by pogodził się z sytuacją znacznie szybciej, gdyby wiedział, że ową ciocią jest Oda, wiła mieszkająca w miejscu dawnej Lichotki. Ale na miejscu to Tsadkiel przeżywa największą traumę – jako ten, który nie ma ochoty bratać się z demonami, a nawet czortem (tak, Bazyl też się tu pojawi, więc jeśli dorośli czytelnicy stęsknili się za „gadającą kozą” z wadą wymowy i sarkastycznym poczuciem humoru, mogą bez obaw sięgnąć do dziecięcej powieści Marty Kisiel). Bożek będzie musiał odbyć wielką podróż w zaświaty (to dobra okazja, żeby spotkać Szczęsnego i poezję romantyczną), by ocalić swojego pierwszego poważnego wroga, który w dodatku odwołuje się do prawdziwych wartości i wielkich słów. „Małe Licho i anioł z kamienia” to powieść, która spodoba się i dzieciom, i dorosłym – Marta Kisiel nie tylko rozśmieszy każdego, da też sporo do myślenia. A ponadto proponuje ciekawą fabułę pozbawioną literackich kolein. Tu wszystko dzieje się bardziej. I bardzo dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz