* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 15 września 2019

Sebastien Samson: Mój nowojorski maraton

Marginesy, Warszawa 2019.

Bieg

On wcale nie chce biegać. Nie przepada za sportem, jest zwykłym rysownikiem, który spędza czas pochylony nad kartką: nie ma kondycji ani chęci przemierzania kolejnych kilometrów na własnych nogach. Bieganie nie jest mu potrzebne do szczęścia. Sebastien chciałby jednak zrozumieć, czym pasjonują się jego przyjaciele i żona. I kiedy podczas jednego z towarzyskich spotkań trzy bliskie mu osoby snują plany udziału w maratonie nowojorskim, bohater składa uroczystą obietnicę, że do tego biegu dołączy. Na śmiały plan wpływ ma również spożywany podczas kolacji alkohol, jednak Sebastien nie zamierza wycofywać się ze zobowiązania: wreszcie przekona się na własnej skórze, dlaczego ludzie tak chcą biegać i uczestniczyć w słynnym maratonie. Budzi się też w bohaterze pasja dziennikarska: w końcu doświadczenia można przekuć na ciekawą opowieść. Żeby nie uronić żadnego z przeżyć, bohater zaopatruje się w kamerkę – podczas biegu będzie mógł nagrywać trasę i później odtwarzać to, co umknęło mu w ferworze walki. Bo jedno nie ulega wątpliwości: to będzie walka. Być może nawet – o przetrwanie. Przecież Sebastien nie należy do maratończyków, bieganiem do tej pory niemal wcale się nie interesował i od dekad nie ćwiczył. Pytanie, czy laik może wziąć udział w długodystansowym wyścigu i czy nie jest to zadanie ponad siły zwykłego człowieka – musi pojawić się w treści. Stanowić też będzie katalizator opowieści, jaką Sebastien Samson oferuje odbiorcom.

Opowieść to nietypowa, chociaż o bieganiu pisali już chyba wszyscy z biegowego (maratonowego i ultra) świecznika. Samson jednak wyróżnia się wśród nich nie tylko brakiem kondycji, ale i formą. Zamiast stawiać na wyznania i analizowanie kolejnych kroków podczas treningów, prowadzi relację komiksową. Od początku proponuje odbiorcom lekko satyryczną, podbarwioną dowcipem narrację obrazkową. Ma dobrą kreskę, więc śledzenie tak dużej opowieści nie będzie oznaczało żadnych przykrości dla odbiorców: rysunki są przyjemne i ciekawe, znakomicie odzwierciedlają emocje postaci. Sami bohaterowie zyskują tu dobrze uwypuklone charaktery. Do tego autor nie stroni od ironicznych zabaw i autoironii: przedstawia siebie jako tego, który nie dość, że nie ma kondycji, to jeszcze nie chce słuchać dobrych rad bardziej doświadczonych biegaczy. Rezygnuje ze specjalistycznych treningów, uważa, że wystarczy mu samo bieganie, ignoruje kontuzje i konieczność skompletowania stroju. Bardzo szczegółowo przedstawia sam bieg, zwracając uwagę na różne jego aspekty (przydaje się tutaj filmowa wyobraźnia w kadrowaniu, dzięki temu podczas lektury można razem z bohaterem przeżywać emocje sportowe).

„Mój nowojorski maraton” to propozycja w sam raz dla tych czytelników, którzy znudzili się już typowymi biografiami sportowymi, a jednak w modzie na bieganie widzą sens i chcieliby dzielić się z innymi specyficznym rodzajem emocji wyzwalanych podczas długodystansowych biegów. Sebastien Samson przyciągnie zarówno amatorów maratonu, jak i tych, którzy zaczęli biegać dla zdrowia. Przekona do siebie fanów Fistaszków oraz wielbicieli humoru. Proponuje czytelnikom bardzo ładnie zrealizowany pomysł, wyzwala ciekawość i udowadnia, że o pasji można mówić na wiele różnych sposobów. Imponuje przy okazji warsztatem rysownika – nie tylko w tekście i w fabule tkwi siła tej książki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz