* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

czwartek, 16 stycznia 2025

Anna Malinowska: Sosnowiec. Nic śląskiego

Czarne, Wołowiec 2024.

Z zagranicy

Anna Malinowska wykorzystuje stereotypy dotyczące Sosnowca, żeby stworzyć reportażowy i wielowymiarowy tom „Sosnowiec. Nic śląskiego” i rzucić nowe światło na miasto, które funkcjonuje przede wszystkim jako źródło (niewyszukanych) żartów. Sosnowiec to motyw przewodni żartów w Katowicach (chociaż ze źródeł wzajemnych animozji niewielu dzisiaj zdaje sobie sprawę), poza tym: wizyta papieża, Kiepura, peerelowska polityka pokutująca do obecnych czasów i śmierć małej Madzi. Sosnowiec to miejsce, które wymyka się schematom tylko po to, żeby wpadać w kolejne. I w tomie Anny Malinowskiej nic się nie zmienia: nie ma tu przedstawienia miejsca świetnego do życia i do mieszkania, nie ma rozwiązań nowatorskich w skali kraju, pomysłów, które można by zaczerpnąć, żeby uprzyjemnić codzienną egzystencję. Sosnowiec wypada blado – i zainteresowanie nim podtrzymywane może być tylko przez jednostkowe wydarzenia o potencjale medialnego rozgłosu – rozpaczliwie brakuje w tym zestawieniu zwyczajności, obrazu rutyny. Nawet jeśli Sosnowiec własnej nie tworzy – bo znów pod tym względem oceniany jest w opozycji wobec Katowic – to przecież nie znaczy, że może być oceniany wyłącznie z perspektywy Śląska. Autorka stara się w swoich reportażach scharakteryzować źródło konfliktów na linii Śląsk – Zagłębie, zanurza się w przeszłość i informuje o dalekiej historii, dzisiaj już dla większości czytelników nieznanej lub nieinteresującej – a przecież to właśnie w niej można dopatrywać się początków potyczek. Sosnowiec jako miasto próbuje wykorzystywać medialny rozgłos choćby przez tworzenie specjalnych paszportów (w odpowiedzi na dowcipy o zagranicy), co znowu jednych rozbawi, innych wręcz przeciwnie – tyle że własną tożsamość gubi w braku spójnej koncepcji wizerunkowej. Anna Malinowska też nie dąży do budowania mitologii Sosnowca, wyciąga na światło dzienne sprawy, przez które miasto dotarło do świadomości szerokich grup odbiorców, co prowadzi do smutnego w gruncie rzeczy wniosku: gdyby nie podsycany wciąż niby-konflikt z Katowicami, o Sosnowcu nie byłoby powodu słuchać.

Jest w tym sporo gorzkiej prawdy i świadomości, że nie wystarczy upiększanie okolicy (bo nawet nie wszystkie renowacyjne prace zyskają dobre uzasadnienie: czasami, żeby docenić wprowadzoną w rzeczywistość wizję, trzeba znaleźć się dalej od wyremontowanego miejsca), nie wystarczy też przypominanie o sławnych mieszkańcach czy o medialnych wydarzeniach – Sosnowiec sam dla siebie okazuje się nijaki. A Annie Malinowskiej udaje się przy tym wciągać czytelników w rytm opowieści i reportaży, oprowadzać ich po miejscach, które raczej nie zapadną w pamięć – i utrzymywać uwagę. To duża sztuka – trzeba jednak pamiętać, że autorka po prostu nie ma z czego budować pomnika dla Sosnowca, może jedynie wyciągać z minionych lat i dekad fakty, które pokażą, że coś się tu czasami działo. Sosnowiec widziany trochę z zewnątrz (a jednak z bliska) nie uwodzi: jako taki nie może nawet budzić głębszych uczuć. I właśnie takiego obrazka tu zabrakło: Sosnowca jako czynnika wyzwalającego silne emocje z dala od utartych szlaków w starciach z Katowicami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz