* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

sobota, 7 listopada 2015

Linda Green: Mamifest

Świat Książki, Warszawa 2015.

Rola mamy

Ta powieść będzie dla czytelniczek i fanek serii Leniwa Niedziela sporym wyzwaniem, pokazuje bowiem, że zawsze warto walczyć o lepszą przyszłość, nawet jeśli codzienność przytłacza. „Mamifest” jest książką momentami cukierkową po to, by za chwilę stać się historią wzruszającą. Owszem, widać w niej łączenia, próby zestawiania formy idealnej z treścią według poradników twórczego pisania, ale nie będzie to przeszkadzało odbiorczyniom kibicującym trzem odważnym mamom. Bo Linda Green z tematu macierzyństwa czyni punkt wyjścia dla rozterek i dylematów na skalę krajową. Każda mama dostrzega problemy, których nie chcą zauważać politycy. Dlatego Jackie, Sam i Anna postanawiają zacząć działać. Nadzieję daje im udana akcja poparcia dla pani przeprowadzającej dzieci przez ulicę. Stąd już tylko krok do większych politycznych ambicji. Bohaterki wspierają się, snują śmiałe plany i podbijają serca ludzi pomysłem na mamifest.

Linda Green stara się równomiernie obarczać swoje bohaterki domowymi nieszczęściami – i to chyba podstawowa wada „Mamifestu”. Kobiety traktowane są jak jeden organizm. Wiadomo, że chodzi o próbę, wyzwanie w obliczu nietypowego zajęcia. Ale przegląd spraw prywatnych zdradza przesadę. Jedna z bohaterek ma dziecko z zanikiem mięśni, druga bezskutecznie stara się zajść w kolejną ciążę. Pojawia się tu mąż-despota o antyfeministycznych zapędach i matka cierpiąca na Alzheimera. Do tego nastoletnie pociechy przysparzają trosk: albo wpadają w złe towarzystwo, albo zostają wykluczone z grona rówieśników, gdy chcą postępować po swojemu. Gdzie w codziennym zabieganiu znaleźć jeszcze czas na naprawianie świata, skoro najpilniejszej naprawy wymaga najbliższe otoczenie? Linda Green chce przedstawić bohaterki, które się nie załamią. Domowe porażki dadzą im siłę do walki z natrętnymi mediami – a wiara w możliwość wprowadzania zmian wydaje się być bezcenna.

Dla bohaterek nie istnieje temat pieniędzy. To znaczy: wiedzą, że jeśli zostaną dopuszczone do władzy, zajmą się dofinansowaniem hospicjów, opieką nad dziećmi i młodzieżą, czy pracą dla wszystkich – ale to kwestia zarządzania finansami, a nie ich pozyskiwania. Trzy mamy bez żadnego przygotowania działają jak maszyny: pomocą i pomysłami służą im dzieci, rozgłosu nadają miejscowi dziennikarze. Nie ma problemów z finansowaniem kampanii politycznej, ani z „miejscem” w prasie czy telewizji (zresztą zawsze pozostaje internet). I chociaż kobiety sprzeciwiają się aktualnym układom politycznym (a w śmiałych planach mają nawet zdetronizowanie królowej), nie ma tu brudu polityki. Działania przynoszą im radość, pokazują, że każdy może coś zmienić bez ośmieszania się. W końcu „Partia z lizakiem” jest mocno nieprofesjonalna, ale za to wygrywa szczerością i zapałem. To Green chce przekazać: entuzjazm do działania i niesłabnącą nadzieję. Przy wsparciu oddanych przyjaciółek można zrobić wszystko – i wiele osiągnąć. Straty nie przerażają tak bardzo.

Autorka stawia na wzruszenie w rodzinnych uczuciach. Prezentuje osoby wymagające wyrozumiałej opieki, czułości i serdeczności – bezradne w swojej chorobie, pokazuje też wierność, miłość i oddanie. Przekonuje, że to najlepszy rodzaj wsparcia do uzyskania od bliskich – i trudno odmówić jej racji. Tam, gdzie bliscy zawodzą, ciężko poradzić sobie z choćby drobnymi kryzysami. Green oblicza tę historię na wzruszanie czytelniczek, ale i na zachęcanie ich do aktywności. Każdą, nawet najbardziej skomplikowaną sytuację da się zmienić, potrzeba tylko wyobraźni i energii do działania. Jest to obyczajówka w stylu Leniwej Niedzieli, czytadło z podbudową psychologiczną i uproszczeniami w zakresie akcji – ale Linda Green tłumaczy tu, że nawet zwykła matka mogłaby rządzić państwem. Zwłaszcza że dostrzega rzeczy, których przeciętny polityk nie ma szans zauważyć. Green realizuje nietypowy jak na obyczajówki temat i mocno podlewa go optymizmem mimo wszystko, sięga po motyw kobiet niezłomnych i nieoglądania się na ograniczenia płynące z życiowych ról. W ten sposób „Mamifest” może zagrzewać do walki i stać się dla części odbiorczyń motywacją do wprowadzania zmian w najbliższym otoczeniu, lub być po prostu wytchnieniową lekturą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz