Zysk i S-ka, Poznań 2015.
Aplikacja dla par
Rosy, tytułowa bohaterka „Wyznań randkowiczki”, to postać wzorowana na Bridget Jones i poza ten typ literatury rozrywkowej niewychodząca. Co więcej, Rosy przeżywa coś, co w zwykłej powieści byłoby jedynie fragmentem, częścią niezbędnego tła, a tu zostaje rozdmuchane do rozmiaru całej książki. Sedno treści zawiera się w tytule, a Rosy Edwards nie przynosi czytelniczkom żadnych zaskoczeń czy odstępstw od typowych fabuł. Bohaterka nie zdziała wiele, porusza się w raczej zamkniętej rzeczywistości, a jej doświadczenia podporządkowane są wyłącznie komizmowi – i to najczęściej sytuacyjnemu.
Po rozstaniu ze swoim chłopakiem Rosy ma duże problemy, żeby znaleźć sobie kogoś. Nie chce być singielką, ale obce są jej sztuki flirtu czy podrywu. Dzięki znajomym rejestruje się na Tinderze. Tu może oceniać profile obcych mężczyzn, a jeśli polubi któryś z nich i ta przychylność okaże się wzajemna, aplikacja umożliwi kontakt zainteresowanych. Tinder pozwala inicjować spotkania – ale nawet po kilku wymienionych mailach nie ma się pewności, że wybranek okaże się normalny. Rosy testuje kolejnych kandydatów – nie zawsze trafia dobrze, a liczne porażki mają stanowić źródło humoru. Zastanawiająca jest tu kreacja wyglądu bohaterki. Rosy jest niewysoką, rudowłosą i przyjemnie zaokrągloną kobietą. Nie brakuje jej odwagi, a z drinków najchętniej wybiera wódkę z wodą sodową. Gafy popełnia umiarkowanie, w księcia z bajki nie wierzy – wydaje się zupełnie przeciętna (mimo że zakompleksiona). Winą za brak sukcesów w związkach obarcza autorka mężczyzn. To po tej stronie zbyt często zdarzają się osobnicy wybrakowani, dalecy już nawet nie od ideału, co od normalności. Być może kluczem do rozwiązania tej zagadki jest korzystanie z portalu internetowego i skłonność ludzi do ubarwiania siebie. Nawet idealnie przygotowana aplikacja nie przyda się na nic, jeśli użytkownicy kłamią na swój temat.
Są zatem „Wyznania randkowiczki” w drugiej warstwie opowieścią o samotności wśród ludzi. Edwards proponuje pesymistyczne analizy świata, w którym coraz trudniej znaleźć drugą połowę. Owszem, wyostrza przygody Rosy, ale też buduje je na prostych obserwacjach. Rzecz jasna, część czytelniczek nie dotrze tak głęboko w odczytywaniu powieści. „Wyznania randkowiczki” są przede wszystkim prostą obyczajówką w stylu chicklitu, z szeregowym rozkładem faktów i bez zbędnych refleksji. Mają dostarczać rozrywki. Nieprzypadkowo Edwards stawia na charakterystyki mężczyzn, którzy nie są zdolni do perfidnych czynów i relacji głęboko toksycznych na dłuższą metę: kolejni partnerzy muszą odstraszać od razu, bo w tomie nie ma czasu na psychologiczne dylematy i pułapki. Perypetie Rosy nie służą wielkim refleksjom – to książka typu pop, z gatunku lekkich, łatwych, przyjemnych i pozbawionych ambicji. Dla zabicia czasu i bez silniejszych przeżyć.
Edwards próbuje w tej powieści stawiać na typy, nie na indywidualności. Lepiej niż z potencjalnymi partnerami Rosy radzi sobie z odkrywaniem tajników świata młodych kobiet – dobrze przedstawia instytucję BF (najlepszej przyjaciółki) czy pełne wsparcia konwencjonalne komentarze, które w pewnych sytuacjach pojawić się po prostu muszą, bez względu na faktyczne oceny zastanej rzeczywistości. W tych fragmentach Edwards staje się satyrykiem, pokazuje, że potrafi śmiać się z konwencji, a nie tylko z nieporozumień na tle seksualnym. Bywa, że proponuje humor rubaszny, ale jej odbiorczyniom nie będzie to przeszkadzało. „Wyznania randkowiczki” stanowią tematyczny wycinek drogi do upragnionej stabilizacji, pozbawiony nadziei na optymistyczny romansowy scenariusz, ale niewolny od energii. Rosy mimo wszelkich uproszczeń okazuje się bohaterką, którą można polubić. Wprawdzie nie przetrwa w literaturze rozrywkowej jako pochodna przygód Bridget Jones, ale chwilowej rozrywki dostarczy, a niczego więcej nie będzie się od tego tomu oczekiwać. „Wyznania randkowiczki” to historia szybka i bardziej filmowa niż powieściowa, ale i jako taka znajdzie zwolenniczki.
Recenzje, wywiady, omówienia krytyczne, komentarze.
Codziennie aktualizowana strona Izabeli Mikrut
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.
Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.
Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.
Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com
Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.
Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.
Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz