* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

środa, 4 listopada 2015

Pam Reed: Jeszcze jedna mila

Galaktyka, Łódź 2015.

Bieg życiowy

Co takiego jest w publikacjach autobiograficznych biegaczy, że chętnie sięgają po nie także odbiorcy niemający nic wspólnego z tym sportem? Każdy maratończyk czy ultramaratończyk przy okazji pisania o trudach treningów, ciekawych trasach czy wyzwaniach pisze o sobie, o przełamywaniu słabości i o pracy nad szlifowaniem charakteru. Mimo że sam bieg nie jest zbyt medialny i trudno tu zaskoczyć czymś nowym, już podejście do sportu, otoczka maratonowa, może sporo powiedzieć o sportowcu. Autobiografie biegaczy są więc, obok tematu autopromocji, próbą uporządkowania własnych sądów i odkryć – nie tylko dotyczących sportu, ale i życia w ogóle. A przy tym sportowcy nie miewają literackich ambicji, wystarczy im po prostu opowiadanie naturalne, zgodne z wytycznymi agentów literackich lub ghostów. Na pewno wybiorą konkrety zamiast zanudzania czytelników filozoficznymi rozważaniami i dylematami.

Pam Reed dołącza do grona autorów sportowej serii Galaktyki i – jak każda kolejna postać w tym cyklu – ma do dodania coś, czego u jej poprzedników (przynajmniej w „polskiej” kolejności) nie było. „Jeszcze jedna mila” to opowieść matki, kobiety, która biega, będąc w ciąży i krótko po porodzie wraca na start. Pam Reed udowadnia, że nie istnieją wymówki dla chcących biegać: biega ze złamaną ręką, nie zwraca uwagi na bolesne pęcherze na stopach ani… na okres. Dzieci, póki mieszczą się w joggerze, zabierać może na treningi. Jednocześnie Reed nie próbuje pouczać innych, stawiając siebie za wzór. Sama sugeruje, że jej przypadek jest nietypowy: po pierwsze ma zwiększoną wytrzymałość na wysokie temperatury, po drugie w jej naturze leżą wyzwania, bieganie po kilka godzin dziennie to sposób na odreagowanie stresu. Po trzecie Pam Reed jako była anorektyczka radzi sobie bez trudu z długimi przerwami między posiłkami.

Tom „Jeszcze jedna mila” jest bardzo osobisty, z czego Reed zdaje sobie sprawę. Opowiada o życiu prywatnym: dwóch małżeństwach i o tym, dlaczego nie życzy sobie obecności męża na trasie. Przedstawia dość szczegółowo walkę z anoreksją – na kartach książki szuka odpowiedzi na pytanie, czy biegi długodystansowe nie są rodzajem uzależnienia, sprawdza też, czy może się uważać za zdrową. Chce być szczera ze swoimi czytelnikami, więc wpuszcza ich do swojego życia. Nie zapomina i o standardach: charakterystykach tras, próbach radzenia sobie ze schładzaniem organizmu na pustynnych maratonach, o największych wyzwaniach czy rozczarowaniach. Pokazuje biegi od strony organizacyjnej i od strony nagród, zwraca uwagę na kłopoty, z jakimi spotykają się organizatorzy, prezentuje całe biegowe zaplecze – coś, czego kibice mogą dowiedzieć się tylko dzięki lekturze.

Pam Reed nie lubi szczegółowo omawiać kolejnych wyścigów, syntezy przychodzą jej znacznie łatwiej. Przyjmuje więc tematyczne porządkowanie rozdziałów, co sprawia, że może poruszyć więcej kwestii. Momentami traktuje tom jako okazję do wyprostowania mylnych przekonań, ale też nie robi tego zbyt nachalnie. Stara się natomiast przekonać wszystkich, że bieganie jest jej prawdziwą pasją, czymś, co gwarantuje jej szczęście. Tłumaczy to na wiele sposobów, jakby chciała uciec przed pytaniami, po co się tak katować i zamęczać.

„Jeszcze jedna mila” to kolejna publikacja z serii, która nie może przynieść żadnych zaskoczeń. Autorka dba jednak o to, żeby zaspokoić ciekawość czytelników. Świadoma tego, że jej przyzwyczajenia i możliwości w żaden sposób nie przełożą się na osiągnięcia odbiorców, buduje swój portret jako element autoprezentacji. Wybiera formę lepszą niż wywiad-rzeka, a zadanie ma ułatwione: na swoje osiągnięcia patrzy już z pewnym dystansem (w tekście ma ponad czterdzieści lat, a tom ukazał się w 2006 roku – w Polsce z dziewięcioletnim opóźnieniem).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz