* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

środa, 10 kwietnia 2019

Roma J. Fiszer: Chata nad jeziorem

Edipresse Książki, Warszawa 2019.

Schronienie przed złem

Na Kaszuby Vanessa trafia za sprawą Samotnego Gbura: mężczyzna o takim nicku zagaduje ją na forum dla samotnych artystów. Z czasem okazuje się, że Samotny Gbur, rzeźbiarz, jest Pawłem, dawnym kolegą ze szkolnych lat – i już do motywu znajomości internetowej autorka nie wróci. Podobnie jest zresztą z Korynną, poznaną na tym samym forum: szybko staje się jasne, że to bratnia dusza Vanessy, znajomość przenosi się do realu i bohaterka nie ryzykuje więcej, że na forum trafi na kogoś w stylu swojego byłego narzeczonego. Narzeczony zresztą nie zrobił nic złego: przyozdobił się tylko tatuażami i to wystarczyło, żeby Vanessa poczuła na jego widok obrzydzenie i zerwała znajomość. Dla Romy J. Fiszer to okazja do snucia innej opowieści o wielkiej miłości – równie nieprawdopodobnej i baśniowej, co przesadzonej – jednak w sam raz dla czytelniczek-idealistek. Dla Vanessy chata nad jeziorem u Pawła to miejsce magiczne: można tu znaleźć mnóstwo tematów do malowania (a bohaterka na swoich obrazach nieźle zarabia, chociaż sprzedaje je w dość przypadkowych miejscach: to jednak właściwość prostych obyczajówek – da się utrzymać z chimerycznej pasji), a i prawdziwe uczucie. Trzydziestolatka cały czas otwarcie flirtuje ze swoim gospodarzem, obiecuje mu coraz więcej i cieszy się na spotkania z nim. Nikt nie będzie miał wątpliwości, że do romansu dojdzie błyskawicznie – nawet autorka nie próbuje wmawiać czytelniczkom, że może być inaczej. Co prawda wizerunek zakochanej kobiety zamienia się tu w wizerunek zakochanej idiotki: Vanessa bez przerwy chichocze, kiedy myśli o ukochanym (czy to podczas gotowania dla niego, czy w rozmowach z przyjaciółką, kiedy ta wskazuje oczywiste symptomy uczucia), ale tak objawia się w niej radość z nowego związku. Do szczebiotów zakochanych dochodzą bezustanne podkreślania imion, jakby postacie musiały adresować swoje wypowiedzi, bo sprawia im to przyjemność (czytelnikom niekoniecznie będzie sprawiać, uznają to raczej za niedoróbkę stylistyczną). Zmanierowani zakochani przejdą przez szereg wyzwań, żeby się lepiej poznać i zdecydować, że chcą być ze sobą na zawsze – w domku z dala od gwarnych miast.

Roma J. Fiszer bierze pod lupę scenariusz konwencjonalny, nawet jeśli nie zawsze umie przekonać do bohaterki (Vanessa jako artystka malarka wszędzie szuka tematów do obrazów, a czyni to przez gest robienia prostokąta z palców, co nie wypada w narracji zbyt zachęcająco): wie, że czytelniczki chcą od niej wielkiej miłości ocierającej się o idealną – to właśnie chce zapewnić. Ponieważ i Vanessa, i Paweł są skłóceni ze swoimi rodzicami, kiedy zapracują na wspólne szczęście, będą się wzajemnie wspierać, żeby odbudować te relacje. Chata nad jeziorem musi zapełnić się ludźmi – i to nie tylko przyjaciółmi, ale również krewnymi. Z jakiegoś powodu dla autorki to bardzo ważne. Obok tematów obyczajowo-romansowych daje Fiszer upust swoim pasjom publicystycznym i przewodnikowym. Vanessa poznaje obce dotąd sobie przestrzenie, odkrywa uroki Kaszub: każdy opowiada jej o tym, co na miejscu warto zobaczyć, o lokalnych ciekawostkach i twórcach. Autorka posiłkuje się tu mocno internetem, do każdego zbioru wiadomości dodaje link, z którego je zaczerpnęła – tyle tylko, że wplatając do wypowiedzi zestaw danych, staje się automatycznie sztuczna. Postacie brzmią, jakby recytowały przewodniki – nie ma w tym naturalności i zachęty do poznawania najbliższej okolicy. Tak samo jest z wykładami z historii sztuki, jakie Korynna funduje w Krakowie Vanessie – za dużo autorka chce przekazać, jeśli nie ma pomysłu na formę. Być może zaintryguje gdzieś czytelniczki i wtedy da im szansę poznawania na własną rękę dalszych wiadomości – ale dla powieści takie wstawki nie wypadają najlepiej.

Jest to obyczajówka dla pań, które lubią proste scenariusze, ale i odwlekane przyjemności. Tutaj autorka rozkoszuje się narracją i przeszkodami na drodze do związku, jednocześnie sugerując, że nic już bohaterów od siebie nie oderwie. Bawi się motywami z literatury kobiecej i tylko czasami próbuje uczynić powieść bardziej ambitną przez ściągi z internetu. I bez tego zdobyłaby szereg wyznawczyń, warto czasami zrezygnować z górnolotnych przesłań i postawić na czystą rozrywkę, choćby i naiwną. Chociaż odbiorczynie tę książkę pokochają, warto by wygładzić trochę błędów stylistycznych: nie może być tak, że bohater w jednym miejscu mówi, że ma mnóstwo czasu, żeby kilka akapitów później powiedzieć, że czasu wcale nie ma. Nie może kobieta szczebiotać do swojego samochodu, że to ptaszek, któremu zaraz da benzynki (są granice infantylności postaci – do strawienia przez najbardziej wyrozumiałe czytelniczki), nie może rubasznych i dwuznacznych komentarzy wskazujących, że rzecz zakończy się w łóżku, nazywać „lekkimi jak piórko aluzjami”. W niektóre motywy czytelniczki – choćby i nastawione entuzjastycznie do romansowej obyczajówki – zwyczajnie uwierzyć nie dadzą rady.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz