* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

wtorek, 15 listopada 2011

John Connolly: Wrota

Niebieska Studnia, 2011.

Piekielnie śmieszna historia

Wprawdzie John Connolly pisze tym razem książkę dla nastolatków, lecz tak naprawdę „Wrota” rozbawią i starszych czytelników, a to ze względu na bezkompromisowe poczucie humoru autora i prześmiewczą narrację. We „Wrotach” Connolly wykorzystuje zdobycze fizyki oraz ograny już motyw przejścia do piekła, by stworzyć dynamiczną i dowcipną lekturę, której nadrzędnym celem staje się mrugnięcie okiem do odbiorców.

Samuel Johnson to jedenastolatek, bystry i pomysłowy. Przypadkiem obserwuje, jak u jego sąsiadów (mieszkających przy alei Crowleya) dzieje się coś dziwnego. Znudzeni dorośli, którzy zdecydowali się na seans magii dla zabicia czasu, niechcący uchylają wrota do piekieł. Z tego przejścia natychmiast korzystają stada demonów, które mają przygotować świat na przyjście Jego Złowrogości. Demony są naprawdę różne – obok groźnych i bezwzględnych (jak ten, który opanował ciało sąsiadki) pojawiają się i bardziej swojskie, na przykład Demon Byków Ortograficznych, a nawet całkiem miłe demony, które muszą udawać groźne, lecz źle czują się w takich rolach (więc nikomu nie zrobią krzywdy). Demony rozpełzają się po świecie, a sprawę z zagrożenia zdaje sobie tylko jedenastoletni chłopiec. Oczywiście jego spostrzeżenia dorośli bagatelizują, więc Samuel próbuje zainteresować sytuacją naukowców, fizyków, którym akurat coś zepsuło się w Wielkim Zderzaczu Hadronów.

Cały powieściowy świat z „Wrót” służy rozrywce i widać wyraźnie, jaką zabawę sprawia autorowi przekładanie dzieciom języka dorosłych bez wyjawiania całej prawdy. Inteligentny humor przesyca tę opowieść i właściwie fabuła okazuje się jedynie pretekstem do kolejnych żartotwórczych popisów. Zwłaszcza na początku historii Connolly wpada w cały system przypisów i rozbudowanych wyjaśnień z dziedziny fizyki i czasem filozofii – ale bez obaw, choć brzmi to mało zachęcająco, w istocie bawi do łez (zwłaszcza czytelników świadomych ironicznych zabiegów autora). Nudzić się przy tych wywodach nie sposób, zresztą w ujęciu tego twórcy wszystko staje się nie dość, że proste i przystępnie wyłożone, to jeszcze, o dziwo, bardzo interesujące. Przecież cały czas trwa zabawa, literacki karnawał, którego nie da się zatrzymać.

Nie ma w tej powieści specjalnie grozy czy przykrości, poza kilkoma drobnymi scenkami, które są konieczne dla uwiarygodnienia świata przedstawionego, chociaż Connolly od początku sugeruje wejście w mroczną część zaświatów i nie ukrywa, że przedmiotem jego zainteresowania będą istoty z piekła rodem, nie chce straszyć czy przerażać. Wszystko jest tu utrzymane w pogodnej tonacji, która wywodzi się bezpośrednio ze sposobu opisywania wydarzeń: język tej powieści odwraca uwagę od zjawisk nadprzyrodzonych, a czasem wręcz przejmuje zaangażowanie czytelników w lekturę.

Connolly daje tu popis sztuki ironizowania i rozśmieszania, co przekłada się na powieść błyskotliwą i wciągającą. Odejście od epatowania złem czy grozą wychodzi mu na dobre: może bowiem bez większego wysiłku znaleźć odbiorców, łaknących czystej rozrywki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz