* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 16 października 2011

Aleksandra Woldańska-Płocińska: Marchewka z Groszkiem

Czerwony Konik, Kraków 2011.

Problem z importu

Warzywa są równie dobrymi bohaterami bajek jak zwierzęta, przekonuje o tym Aleksandra Woldańska-Płocińska w bajce, która bajką mimo wszystko nie do końca jest. „Marchewka z Groszkiem” to jednowątkowa opowieść o dziwnej przygodzie, w której udział biorą polskie i sprowadzane z zagranicy warzywa. Samochód, wiozący te ostatnie do sklepu, przewraca się na drodze. Marchewka, Groszek i ich przyjaciele próbują pomóc przybyszom – ci jednak, mimo dobrej i troskliwej opieki, nie potrafią odnaleźć się w nowej rzeczywistości, wolnej od środków chemicznych i plastikowych toreb. Szybko tracą świeżość i uratować ich może jedynie szybka reakcja dostawców.

Mam wrażenie, że autorka tej książki spóźniła się z nią o dobre kilkadziesiąt lat (chociaż problem głośny jest dopiero dzisiaj) – i że chce dotrzeć nie tylko do dzieci, ale i przede wszystkim do dorosłych, którzy więcej niewyjaśnionych w opowiastce zjawisk pojmą. Może to być reklama polskich warzyw i oskarżenie kierowane w stronę tych, którzy zbyt zawierzają chemicznym środkom. Jakie są warzywa zagraniczne? Boją się ziemi, potrzebują szklarni, by się rozwijać. Świecą w ciemności (to jeden z tych niepokojących i niewytłumaczonych widoków bardziej dla dorosłych), kochają pestycydy i plastikowe reklamówki, a pozostawione przez chwilę na powietrzu natychmiast tracą świeżość. To bez wątpienia głos w sprawie zdrowej żywności – tyle że przecież maluchy nie mają wpływu na to, co kupują ich rodzice – mogą jedynie zniechęcić się do warzyw jako takich. Poza tym często dzieci pozostają poza dyskusjami o jakości pożywienia i zwyczajnie mogą nie zrozumieć, jakie były intencje autorki. I jeszcze fakt, że dziś i polskie uprawy nie są wolne od nawozów sztucznych… zbyt wiele tu wątpliwości i pomysłów, które wydają się nie do końca dopracowane. Inna rzecz, że mamom będzie łatwiej przekonać dzieci do zjedzenia nielubianej przeważnie marchewki z groszkiem… Chwalebny cel i nieprzekonująca do końca realizacja spotykają się w tym tomiku. Nie można natomiast odmówić książce wartości edukacyjnych: autorka objaśnia parę terminów, których dzieci mogą jeszcze nie znać – to z pewnością atut historyjki.

Woldańska-Płocińska chce stworzyć fabułę pełną emocji i to jej się w zasadzie udaje. Jest tu straszny czterokołowy potwór, groźny królik (który jednak nie ma zamiaru tknąć importowanych i nafaszerowanych chemią warzyw), niespodziewana kąpiel w strumyku czy tragedia gości. Autorka robi wszystko, by w pozornie nieciekawą egzystencję warzyw wprowadzić pierwiastek niepokoju, a nawet widmo grozy. Zatem obok przesłania pojawia się zgrabna fabułka, pełna niespodziewanych zwrotów akcji i dla maluchów atrakcyjna.

Poza tym w książce wyraźnie odczuwalny jest humor. Objawia się on przede wszystkim w nazwach egzotycznych przybyszy (Elpomidor czy Mr Chevka) oraz w modyfikowaniu związków frazeologicznych dotyczących świata ludzi w taki sposób, by elementy anatomii zastępować częściami warzyw. Do tego dochodzą jeszcze owe trudne do wychwycenia przez dzieci związku przyczynowo-skutkowe, zachowania importowanych warzyw, które zdradzają ich nieprzystosowanie do życia w naturalnych warunkach.

Woldańska-Płocińska sama tworzy grafiki do swojej opowiastki. Pozbawia postacie konturów, stawia na duże kształty o gładkich, komputerowo stworzonych krawędziach, niespecjalnie też przejmuje się detalami – ale do tego zdążyła już czytelników przyzwyczaić. Te pomysły ilustracyjne sprawdzają się w książeczce o warzywach.

1 komentarz:

  1. Polecam tę recenzję na swoim blogu bajdocja.blogspot.com/2012/03/warzywa-owoce-4-ksiazki.html

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń