* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

czwartek, 13 stycznia 2022

Steven Rowley: Gujcio

Prószyński i S-ka, Warszawa 2021.

Rodzina

Jest to książka, która na długo zapada w pamięć i jednocześnie rozśmiesza, wzrusza i irytuje – Steven Rowley nieźle namiesza na rynku wydawniczym i udowadnia, że można odrzucić schematyczne scenariusze i posługiwać się ironią, żeby zachwycić odbiorców. „Gujcio” to powieść niezwykła, historia poświęcona przeżywaniu żałoby na różnych poziomach. Patrick to zdeklarowany gej, który uciekł od świata i popularności po śmierci swojego ukochanego. Mieszka w miejscu, do którego trudno przypadkowo trafić, unika show-biznesu i rezygnuje ze swojego poprzedniego życia. Nie chce nawet siadać za kierownicą samochodu, bo jego partner stracił życie na skutek wypadku. Wszystko zmienia się, gdy brat prosi go o pomoc w opiece nad dwójką maluchów. Dzieci właśnie straciły matkę (a szwagierka Patricka, Sara, była też jego przyjaciółką), a sam Greg musi udać się na odwyk od leków. Liczy na to, że podczas wakacji Patrick zajmie się dziećmi – i, siłą rzeczy, przeprowadzi je też przez proces żałoby. Oczywiście sam motyw podjęcia się opieki nad kilkulatkami przez kogoś, kto nigdy nie miał do czynienia z dziećmi, jest komiczny w założeniu – ale Steven Rowley unika łatwych rozwiązań, także w sferze fabularnej. Stawia na kąśliwy dowcip i unikanie sentymentów – chce, żeby odbiorcy zastanowili się nad sytuacją przedstawianą w tomie, ale też, żeby mogli się zrelaksować mimo motywu śmierci najbliższych. Patrick nie ma pojęcia o wychowywaniu dzieci. Proponuje im drinki (bezalkoholowe), rzuca tytułami filmów, których maluchy nie mają szans znać. Traktuje swoich bratanków jak osoby dorosłe, a jednocześnie jest bardzo wyczulony na ich potrzeby i dziwactwa (nie protestuje, kiedy dziewczynka potrzebuje nowego kostiumu kąpielowego, albo gdy po trzęsieniu ziemi oboje chodzą wszędzie w kaskach). Bez przerwy w rozmowach miażdży dzieci ironią, ale tłumaczy też wszystko, o co zostanie zapytany. Między innymi poświęca sporo energii na przekonanie dzieci, że mogą być, kim chcą, mogą decydować o sobie i nie powinny dać sobie wmówić, że mają realizować cudze scenariusze. Nie ukrywa swojej orientacji, zresztą nazywany jest przez dzieci gujciem – wujciem gejem – ale ten temat nie dominuje. Chodzi tu o mądrą życiową lekcję. Patrick z pozoru jest wobec bratanków szorstki, traktuje ich jak zło konieczne – a jednak jego działaniami kieruje czułość. Owszem, skrzętnie skrywana – ale ważna. Zwykle to codzienność – nowe dla Patricka wyzwania – kierują narracją. Od czasu do czasu jednak pojawia się jeszcze motyw przeżywania żałoby. Dzieci muszą nauczyć się, jak ocalić we wspomnieniach mamę, jak zapanować nad tęsknotą nad nią. Patrick przy odkrywaniu dla nich prawd o kruchości życia przepracowuje automatycznie także własną żałobę – podsycaną faktem, że jako homoseksualista został przez rodzinę ukochanego odrzucony i niedopuszczony do oficjalnych pożegnań. Beztroski gujcio okazuje się fantastycznym opiekunem, który musi stoczyć niejedną walkę o dzieci. Staje się wsparciem dla rodzeństwa: brat na odwyku nie ma wpływu na okoliczności zewnętrzne, które zaburzą jego poczucie bezpieczeństwa, siostra próbuje stoczyć walkę o bratanków, a kierują nią motywy, które trzeba dopiero odkryć – by móc zapobiec katastrofie. Co ważne: tu kreacje dzieci nie są męczące. Nawet wada wymowy chłopca nie przeszkadza, nie infantylizuje tekstu.

Jest tu bardzo dużo żartów dobrej jakości i bardzo dużo krzepiących obrazów. „Gujcio” to książka, która może zmienić czytelników – i jeśli przymknie się oko na kilka niedoskonałości w redakcji (kiedy to łóżko w tajemniczy sposób przenosi się do sypialni, bo korekta nie zwróciła uwagi na to, że podmiotem domyślnym nie jest koc), można w pełni cieszyć się lekturą. Tu liczy się wyjątkowy pomysł – i ironiczna realizacja. Steven Rowley wcale nie walczy o prawa dla mniejszości seksualnych, takie wnioski czytelnicy powinni sobie wysnuć sami i zyskają bardzo ważne podstawy – dostęp do uczuć samego zainteresowanego tematem. „Gujcio” to powieść wyjątkowa pod każdym względem – a każdy znajdzie tu inny zestaw wartości i tematów wartych uwagi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz