* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

poniedziałek, 17 lutego 2020

Marta Grzywacz: Nasza pani z Ravensbrück

W.A.B., Warszawa 2020.

Inny odcień zła

Johanna Langefeld kojarzona była jako jedna z organizatorek obozu w Ravensbrück, co automatycznie szeregowało ją po stronie oprawców. Jednak w procesie obozowych katów zabrakło jej po stronie oskarżonych. Wkrótce w świat poszła plotka o tym, że w ucieczce z więzienia pomogły jej... więźniarki. A to skłoniło Martę Grzywacz do prześledzenia całej historii organizacji obozu i do zadawania pytań o możliwość wytworzenia się podobnej więzi między ofiarami i nadzorczynią. „Nasza pani z Ravensbrück” to książka, w której odbiorcy po raz kolejny będą mogli przyjrzeć się kwestii obozów koncentracyjnych podczas drugiej wojny światowej – tym razem z nastawieniem na odnotowywanie szczegółów z biografii Langefeld. Tych wprawdzie nie ma zbyt wiele i autorka musi nadrabiać w narracji omawianiem samej specyfiki Ravensbrück, ale wychodzi jej to całkiem nieźle. Marta Grzywacz niemal każdy rozdział rozpoczyna od przeglądu akt Johanny Langefeld, czyta jej zeznania lub oskarżenia w nią wymierzone, sprawdza, jak bohaterka tomu postrzegała siebie i swoją rolę – i jak była oceniana z zewnątrz. Następnie rejestruje kolejne wydarzenia – od początku istnienia obozu przez jego funkcjonowanie, z uwzględnieniem wybranych trudnych motywów (wielkie wrażenie robią zwłaszcza opisy eksperymentów medycznych na „królikach” - kobietach kierowanych na operacje). W tych partiach opowieści zdarza jej się porzucić na moment obraz Johanny Langefeld, nie zawsze może odnotować istnienie tej postaci i funkcjonowanie w obozowej codzienności – kiedy zatem liczą się dane spoza biografii, może Marta Grzywacz na pewien czas odłożyć opowiadanie o charakterze i życiowych wyborach. Johanna Langefeld jest postacią, która odróżniała się od innych nadzorczyń – nie dała się poznać jako fanka okrucieństwa. Nie upajała się poczuciem władzy ani możliwością zadawania bólu, nie cieszyło jej wymierzanie kar, zresztą w tej dziedzinie dała się poznać jako osoba niezwykle sprawiedliwa i wręcz łagodna w porównaniu do innych obozowych katów. W końcu wychodzi na jaw, że do obozu Langefeld trafiła właściwie przez przypadek, nieświadoma rodzaju pracy, do jakiej się kieruje – i ze stanowiska próbowała zrezygnować, co uniemożliwili jej przełożeni. W samym obozie jednak bohaterka książki nie pozwalała sobie na okrucieństwo wobec więźniarek, co potwierdzają kolejne wspomnienia. Marta Grzywacz wypytuje o Langefeld kobiety, które pozostawały pod jej władzą, zbiera opinie i komentarze: choćby krótkie wzmianki, rzucające nowe światło na późniejszą sytuację jak rodem z filmu sensacyjnego. Udowadnia tym samym autorka, że nie można wszystkich mierzyć jedną miarą – istnieli ludzie wymykający się stereotypom i zaprzeczający powszechnym obrazkom. „Nasza pani z Ravensbrück” to publikacja, która o obozie koncentracyjnym opowiada w mniej przewidywalny sposób, obok standardowych informacji, które mogły się już czytelnikom znudzić, dochodzą tu ciekawostki biograficzno-charakterologiczne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz