* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 9 lutego 2020

Eddy de Wind: Stacja końcowa Auschwitz. Moja historia z obozu

W.A.B., Warszawa 2020.

Wspomnienia zapośredniczone

O Auschwitz napisano już wiele książek, wydaje się, że niemal każdy, kto przeżył obóz, chce w jakiś sposób zaakcentować swoje świadectwo i przekazać innym – potomnym czy bliskim – co tam zaobserwował. Tom „Stacja końcowa Auschwitz” to kolejna opowieść dotycząca grozy wojny i traum obozowych. Eddy de Wind ukrywa się jednak za postacią Hansa, lekarza z Holandii, woli transponować swoje przeżycia i odczucia na sytuację żydowskiego medyka, który trafił do Auschwitz z obozu przejściowego. Eddy de Wind przedstawia jego wielką miłość do Friedel, pielęgniarki, którą poznał w pracy (a od wstępu czytelnicy wiedzą, że wybranka Hansa to w rzeczywistości żona autora). Hans znajduje się w baraku 9, Friedel – w baraku 10, w którym przeprowadzane są eksperymenty medyczne na kobietach. Hans próbuje uruchomić znajomości, żeby uchronić żonę przed najgorszym losem – tęskni za Friedel i stale o niej opowiada, miłość za drutami czasem dominuje w relacji. Eddy de Wind chce też przedstawiać kolejne tematy już wielokrotnie opracowane i przerobione przez autorów literatury obozowej – potrzebuje tego, by jeszcze raz, samodzielnie, zaprezentować charakterystyczne motywy. Będzie opowiadał o muzułmanach, o racjach żywnościowych i o śmierci.

Ale podczas lektury trzeba pamiętać o jednym: Eddy de Wind, który tworzył swoją książkę, nie miał pojęcia o całej literaturze obozowej, jaka powstanie w drugiej połowie XX wieku. Zaczął prowadzić historię tuż po wyzwoleniu obozu w Auschwitz – jego zapiski są zatem rejestrowaniem najświeższych wspomnień i ran. W związku z tym również wydawca i tłumacz decydują się na wprowadzenie systemu przypisów, które mają prostować nieprawdziwe (wynikające z braku wiedzy) informacje. Eddy de Wind nie wie jeszcze, podczas pisania „Stacji końcowej Auschwitz”, że na rynku pojawi się wiele tomów analizujących sytuację obozową.

Ten autor stara się fabularyzować książkę, jakby ucieczka w cudze przeżycia i cudzą opowieść mogła mu ułatwić rozprawienie się z silnymi emocjami. Ale przy tym nie ma wyczucia literackiego, to znaczy: nie próbuje wprowadzać wyraźnych puent czy tematów, które będą dla czytelników szokujące. Opracowuje „materiał” wspomnieniowy wyłącznie tak, by stworzyć postać – nie żeby zaistnieć w świadomości odbiorców. Jego książka raczej przejdzie bez echa – to po prostu kolejna relacja z obozu, znajdzie się mnóstwo znacznie bardziej konkretnych lektur, dopracowanych także pod kątem literackim. „Stacja końcowa Auschwitz” funkcjonuje przede wszystkim jako dokument, prywatne świadectwo, którego nie sposób zlekceważyć, bo dotyczy czasów najtrudniejszych. Faktem jest też, że Eddy de Wind znajduje swój sposób pisania o obozie, nie wpada w schematy widoczne na polskim rynku wydawniczym – i z tej perspektywy zasługiwać będzie na uwagę. Ten tom trudno rozpatrywać pod kątem przygotowania warsztatowego: dla autora ważniejsze było uchwycenie sedna przeżyć niż szlifowanie stylu. I to w książce widać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz