* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

sobota, 27 października 2018

Brandon Mull: Pięć Królestw. Skoczkowie w czasie

Egmont, Warszawa 2018.

Na finał

Najwyższy czas na to, żeby ostatecznie rozwiązać problemy Obrzeży. Cole, który trafił tu bardzo dawno na skutek przypadku, teraz doskonale orientuje się w zasadach rządzących krainą i w sposobach prowadzenia walk. Ponadto dzięki nawiązywanym relacjom, a także podejściu do innych – ma już potężną grupę sprzymierzeńców, może się również powoływać na najważniejsze postacie z okolicy. To oczywiście nie zapewnia mu stuprocentowej ochrony. Wiadomo, że Cole ani na chwilę nie może stracić czujności. Nie dość, że musi cały czas panować nad magicznymi talentami, czasem też odzyskiwać artefakty służące do zwielokrotnienia umiejętności, to jeszcze ma zachowywać czujność i dowodzić wyprawą. Teraz do Cole’a dołącza Violet, dziewczynka, która nie jest zachwycona koniecznością współpracy z kimś bardzo młodym, ale która dzięki mocom Cole’a potrafi otwierać niemal wszystkie portale. Pokonanie tego utrudnienia prowadzić będzie w prosty sposób do przyspieszenia wydarzeń: dzieci nie tracą już energii na przeskakiwanie między światami, mogą skoncentrować się na misji.

Pod tym względem zresztą Brandon Mull trochę zawodzi. W piątym i ostatnim tomie cyklu przestaje się przejmować konstrukcją powieści. Stawia na najbardziej typowy i charakterystyczny dla publikacji spod znaku pop styl - fabułę osnutą na kanwie wędrówki. Upodabnia powieść do komputerowej zręcznościówki - nie będzie się tu działo nic poza sferą doświadczeń postaci, a owe doświadczenia prowadzą wyłącznie do zaprogramowanego na początku celu. Gdzieś w tle rozprawia się autor z dawnymi przyjaźniami czy miłościami bohaterów, gdzieś pozwala się nowej ekipie dotrzeć. Sportretuje czasem Cole’a od ludzkiej strony – misja może poczekać, kiedy w perspektywie jest pyszne śniadanie. Ale w tym wszystkim staje się autor trochę bezduszny, jakby sam męczył się już historią, którą trzeba skończyć. Nie angażuje się już tak mocno w losy postaci, sięga do funkcjonujących w cyklu rodzajów magii i na ich podstawie wzmacnia świat przedstawiony – za to nie szuka sposobów zaimponowania czytelnikom, jakby uznał, że piątą częścią pięcioksięgu nowych fanów zdobywać nie musi. Nonszalancja w konstrukcji przenosi się również na formę w obrębie rozdziałów, bo Brandon Mull sporo wiadomości zwyczajnie upycha w dialogach. Niekończące się rozmowy zwalniają go z układania opisów, których młodzi czytelnicy i tak przecież nie lubią. W efekcie “Skoczkowie w czasie” nie imponują już ani stylistycznym rozmachem, ani szkieletem. Oczywiście poniżej pewnego poziomu Mull nie schodzi, dalej wybija się nad autorów poppowieści z zakresu fantastyki, ale w narracji wyczuwa się znużenie tematem.

Jest ta seria próbą stworzenia dla odbiorców nowej przestrzeni, punktu odniesienia. Literacki popis i rozmach to zjawiska dostrzegalne na początku cyklu, potem autor wytraca impet i zamienia się w rzemieślnika - ale to już kiedy ma pewność, że jego czytelnicy będą chcieli sprawdzać, co dzieje się u Cole’a i jak chłopiec radzi sobie z wyzwaniami ponad siły. Problem w tym, że na początku opiera historię na elemencie zaskoczenia i niepewności, a tego z czasem już niczym nie potrafi zastąpić. Brandon Mull porwał się na kolejny monumentalny cykl fantasy, ale kiedy już go zamknął, może dostarczać odbiorcom czegoś innego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz