* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

piątek, 29 kwietnia 2011

Aldona Urbankiewicz: Z Miśkiem w Norwegii. Jak łatwo i tanio podróżować z dzieckiem po świecie

Prószyński i S-ka, Warszawa 2011.

Podróż z dzieckiem

Nie każdy, kto podróżuje, nadaje się też do pisania książek podróżniczych. Brak lekkiego pióra zamienia doświadczenie z wyprawy w relację podobną tej, która towarzyszy oglądaniu zdjęć z wakacji w gronie niespecjalnie zainteresowanych znajomych: pasja opowiadającego nie przekłada się na zaangażowanie odbiorców. Aldona Urbankiewicz zastawiła na siebie jedną poważną pułapkę, w którą natychmiast wpadła. Uznała, że zwykły opis wyprawy do Norwegii z małym dzieckiem to czynnik wystarczający do przyciągnięcia czytelników. Pomysł był, realizacja się nie do końca udała. Ale od początku.

Rodzice z czternastomiesięcznym dzieckiem, synem – Mikołajem – decydują się wyjechać na kilkanaście dni do kraju, który oczarował ich dwa lata wcześniej. Przyczepa kempingowa posłuży im za dom, a wydatki zostaną ograniczone do minimum. Na tym kończy się pomysł na opowieść – czytelnicy nie znają celów podróży, nie mają na początku żadnej wizji tego, co może się zdarzyć, atrakcyjność wyprawy ma podnieść fakt, że logistycznie wszystko musi być podporządkowane potrzebom malucha – tyle że to właśnie Aldona Urbankiewicz najczęściej z opowieści usuwa. Rodzice przemierzają Norwegię, podziwiają widoki, a co jakiś czas jedno zyskuje odrobinę swobody, kiedy drugie przejmuje opiekę nad Mikołajem. Do samego końca najbardziej atrakcyjne momenty to albo choroba morska autorki na promie, albo płochliwe owce, zaglądające do samochodu. Zabrakło „dramaturgii” i odrobiny uporządkowania wspomnień.

Urbankiewicz tworzy w konwencji dziennikopamiętnika, utrwala wrażenia na bieżąco i tak już zostawia, zamiast poddać je jakiejkolwiek literackiej obróbce. Chaos poznawczy przekłada się na chaos pisarski – najlepiej wychodzi autorce… opisywanie zasad dobrze znanych gier. Jeśli faktycznie kocha Norwegię tak, jak to deklaruje, zachwyt uniemożliwia jej spokojne opisywanie tego, co nowe. Czytelników mogłoby interesować to, czego we własnym kraju nie spotykają, podobieństwa i różnice natury oraz kultury – ale to występuje tu w szczątkowej formie.

No i Mikołaj. Miał być pretekstem do snucia opowieści, staje się chwilami jej główną przeszkodą. Przede wszystkim kiedy Urbankiewicz zamienia się w mamusię, wpada w nieznośną manierę. Zachwyca się zwykłymi zachowaniami dziecka, które to dziecko uważa za najmądrzejsze i najsprytniejsze na świecie (oczywiście Mikołaj nie jest cudem, zachowuje się normalnie). Interpretuje każde jego zachowanie tak, jakby było to celowe i przemyślane działanie małego podróżnika. Tymczasem Mikołaj nic nadzwyczajnego nie robi. Najciekawsze, że Aldona Urbankiewicz, idealizując swoje dziecko, cenzuruje jednocześnie historię. Zamiast skupić się na radościach oraz problemach podróżowania z takim maluchem, przedstawia tylko te radości, które każda młoda mama ma bez wychodzenia z domu, a problemy w większości pomija milczeniem. W ten sposób na zadane w podtytule pytanie (lub komentarz) „jak łatwo i tanio podróżować z dzieckiem po świecie” czytelnicy dowiedzą się jedynie, że należy zabrać ze sobą zestaw makaronów i sosów – i że z dzieckiem podróżować można. Trochę mało.

Jest tu mnóstwo zdjęć, trochę wiadomości porozrzucanych po narracji. Jest uwielbienie autorki do zdrabniania dwóch wyrazów – „obiadku” i „autka”. Mnie zabrakło w tej książce życia, czegoś poza jeżdżeniem z miejsca na miejsce i oglądaniem fiordów. Może anegdot, które zawsze ubarwiają osobiste wspomnienia, może stopniowania napięcia, może jasnej wizji książki.
Zapewne części odbiorców to, co dla mnie stanowi wady publikacji, będzie się jawiło jako zalety – w końcu Urbankiewicz udowadnia, że warto mieć marzenia i dążyć do tego, by się spełniały… ale to materiał na bloga, nie książkę.


1 komentarz:

  1. Mnie książka ogólnie się podobała, ale miałam kilka "ale". Przede wszystkim kwestia wspomnianego podtytułu, który ma się nijak do treści. Zabrakło mi również mapek. Więcej - na Poczytajce.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń