* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 25 października 2020

Irena Wiszniewska: Tajemnica rodzinna z Żydami w tle

Marginesy, Warszawa 2020.

Wstydliwa historia

Nie przekonuje mnie pomysł na książkę Ireny Wiszniewskiej „Tajemnica rodzinna z Żydami w tle”. Autorka założyła sobie, że uda jej się dotrzeć do dzieci i wnuków ludzi, którzy podczas wojny krzywdzili Żydów – trochę na przekór rynkowi chłonącemu książki o ratujących i pomagających – i to zamierzenie z trudem, ale dzięki znajomym jakoś udaje jej się wprowadzić w czyn. Jednak kiedy już dociera do potomków niebojących się niewygodnej przeszłości – nie ma żadnego elementu, którym mogłaby zaangażować odbiorców. Liczy na to, że emocje zrobią swoje – tyle że nie robią i w efekcie ta publikacja zaczyna nużyć zanim na dobre się zacznie. Autorka jakby sama przeraziła się odwagi w rozwiązaniu niewidocznym na rynku – albo zderzała się z odmowami na tyle długo, że sama zaczęła siebie cenzurować – na etapie pytań nie wykracza poza zwyczajność. To, co dzieje się w domach, pozostaje w domach i w rodzinach, nie ma mowy o odwzorowywaniu ekstremalnych sytuacji czy zjawisk, które ciągną się przez pokolenia i uwierają. Dzisiaj ludzie nie myślą już o historii tak bardzo jak ich rodzice czy dziadkowie, przestają dla nich mieć znaczenie podziały. A to, czy jakiś przodek zrobił komuś krzywdę, czy był zamieszany w polityczne lub społeczne rozgrywki schodzi na daleki plan. Z małymi wyjątkami – o trzech odmowach autorka na początku książki opowiada i jest to chyba najżywszy punkt publikacji.

Wyraźnie brakuje celu. Długo Irena Wiszniewska tłumaczy we wstępie swoją drogę do książki i komplikacje związane z tematem, który odstrasza – ale kiedy śledzi się cały tekst, kolejne wywiady z ludźmi, którzy nie mają talentów narracyjnych i niekoniecznie chcą wywlekać rodzinne brudy na światło dzienne (a czasami nawet by i mogli, ale nie interesowali się tematem na tyle, by teraz udzielać szczegółowych odpowiedzi) – widać, że problemem niekoniecznie był wybór tematu, raczej – brak konkretnego powodu stworzenia książki. Irena Wiszniewska opowiada bez końca o perypetiach okołodziennikarskich – ale nie zastąpi tym faktu, że kiedy już spotyka rozmówców wymarzonych, nie potrafi z nimi nawiązać kontaktu. W efekcie na gładkie pytania uzyskuje gładkie odpowiedzi, obojętne, rzeczowe i spoza całego zestawu moralnych czy uczuciowych dylematów. Niby trudno jest przyjąć do wiadomości, że ktoś z rodziny był zamieszany w mordowanie lub prześladowanie Żydów – jednak jeśli już zagadnienie zostaje głębiej przeanalizowane, wychodzi na jaw, że zadecydowały względy psychologiczne (ktoś, kto nie miał skrupułów, by znęcać się nad przedstawicielami innej nacji, piekło urządzał również domownikom). Jeśli autorka chciała znaleźć obrazki kochających babć i dziadków, którzy – hołubieni przez wnuki – mają w swoich życiorysach wstydliwe karty – nie udało jej się to. Wywołuje portrety jednoznaczne, więc w efekcie nieco mdłe. Trochę jakby na przekór założeniom – przydałoby się więcej czasu poświęcić na szukanie rozmówców, a później – na opracowanie samych pytań. Bo chociaż temat jest trudny, wymagałby głębszych refleksji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz