* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

piątek, 3 stycznia 2020

Jacek Dehnel: Ale z naszymi umarłymi

Wydawnictwo Literackie, Kraków 2019.

Atak zombie

Nie jest to motyw nowy i Jacek Dehnel za sam pomysł gratulacji raczej nie zbierze, natomiast jeśli chodzi o realizację – zaspokoi najwybredniejsze gusta. Pochód umarlaków – zombie, ale w wymiarze patriotycznym, prawdziwych Polaków, którzy wstają z grobu i łączą się, żeby ocalać ojczyznę – to metafora czytelna i jednocześnie całkiem trafna, nie przeszkadza nawet to, że wtórna. „Ale z naszymi umarłymi” jest zatem ostrą satyrą na to, co dzieje się w codzienności – i co niekoniecznie bywa dla postronnych zrozumiałe ze wszystkimi konsekwencjami. Bohaterowie muszą zmierzyć się z odmiennymi poglądami, z przywiązaniem do tradycji, wartości, ideałów, które poruszają już chyba tylko poprzednie – niekoniecznie żyjące – pokolenia. Marsz zombie eksponuje podziały w społeczeństwie, jest gorzką oceną tego, jak łatwo da się skłócić ludzi. Mógłby być przestrogą – ale to raczej kassandryczne wołanie, nie znajdzie odbiorców. Jacek Dehnel niby się bawi i sięga do motywów z fantastyki dla rozrywki – ale przesłanie tomu przesącza goryczą. Tak samo jak umarli nie przejdą niepostrzeżenie przez centra wielkich miast, ludzie żyjący i prawdziwi nie będą mogli wrócić do tego, co było przed atakiem. Zresztą grono zombie ciągle się powiększa – choćby przez ukąszenia żyjących – te skutkują przejściem na drugą stronę i zasileniem szeregów wroga. Gra wydaje się przegrana już na starcie.

Nie od razu zombiaki wstają z grobów i maszerują przed siebie. Najpierw bohaterowie toczą zwyczajne życie, Dehnel portretuje codzienność, jaką znają odbiorcy z własnego otoczenia albo z bezpośrednich obserwacji. Jest tu starsza pani, która szuka dla siebie rozwojowych zajęć, żeby nie gnuśnieć w domu i nie dać się rutynie, jest para gejów tworzących związek otwarty, ale przesycony czasami zazdrością lub wzajemnymi pretensjami. Jest też grono sąsiadów, którzy nie tolerują „inności” i zamierzają nawrócić sypiających ze sobą mężczyzn na własny światopogląd. Wszystko wydaje się do bólu przewidywalne i swojskie – a jednocześnie uchwycone w sytuacji, która wymaga radykalnych zmian. Jest autor znakomitym obserwatorem – i pisarzem, który pozwala przekonać do swoich wniosków odbiorców. Można bardzo łatwo przywiązać się do jego wizji realnego świata, zaakceptować obyczajowość z rozmaitymi niesnaskami międzyludzkimi i czekać na to, co będzie dalej – niestety, dalej Dehnel ucieka w świat fantazji i przewidywalnych metafor, stawia na tani horror o podstawie satyry społecznej – i ten pierwszy efekt, zachwyt trafnością psuje. Co będzie potem, to już zależy od czytelników i oczekiwań, jakie mają – sama wizja konserwatyzmu, który uniemożliwia postęp, nie jest przecież odkrywcza.

To sprawna i dobra literatura, tyle tylko, że momentami dość przewidywalna w ideach i morałach. Samą stylistyką nie da się utrzymać czytelników do końca, z kolei nagły przeskok między gatunkami to trochę jak niezrealizowana obietnica – a jednak „Ale z naszymi umarłymi” będzie robić wrażenie na czytelnikach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz