* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

środa, 29 stycznia 2020

Graeme Simsion, Anne Buist: Na szlaku szczęścia

Media Rodzina, Poznań 2019.

Poznawanie siebie

Oni idą. Idą, żeby zmierzyć się z własnymi problemami, których nikt inny nie zrozumie – nawet jeśli przeżywa podobne wydarzenia. Zoe i Martin to bohaterowie tomu „Na szlaku szczęścia”. Stracili swoich bliskich, mierzą się z rodzinnymi wyzwaniami. Zoe pochowała męża, nie potrafi pogodzić się z bólem. Martin wie, że jego rodzina się rozpadła – próbuje jednak uchronić córkę przed popełnianiem błędów. Oboje potrzebują czasu, samotności i ciszy, żeby uporać się z troskami, wsłuchać w siebie i pojąć, jak powinni się zachować. Oboje wyjeżdżają do Francji, żeby wyjść na pielgrzymi szlak z Cluny, na Camino. Tu się poznają, na początku wędrówki. Nie zmienia to faktu, że będą iść osobno, przypadkowi znajomi nie wpisują się w koncepcję samotności. Ta droga dla niektórych jest przeżyciem duchowym, dla Zoe i Martina – okazją do uspokojenia emocji. A uspokajanie emocji niezbyt dobrze koresponduje z burzą zmysłów, jaka towarzyszy zakochaniu. Dlatego też w uczucie, które zwiąże bohaterów, momentami trudno uwierzyć. Owszem, myślą o sobie i chcą się do siebie zbliżyć – jednak w bezpośredniej konfrontacji przestają dążyć do zacieśnienia relacji. Tylko autorzy wiedzą, że droga prowadzić będzie do romansu, do ułożenia sobie życia na nowo – i znowu w parze. Unikają klimatów charakterystycznych dla powieści romantycznych, uciekają w ogóle od beletrystyki, zupełnie jakby chcieli po prostu przelać na papier własne doświadczenia pielgrzymkowe – sporo w tym ryzyka, bo istnieje prawdopodobieństwo, że czytelnicy nie odnajdą się w takiej zabawie.

Bardzo precyzyjnie pokazują Simsion i Buist charaktery ludzi spotykanych na trasie. Wprowadzają czasami utrudnienia – bywa, że zawodzi organizm, ale też i możliwości spotkania: bohaterowie umawiają się na kolejne przystanki, ale dają sobie w tym swobodę wyboru, mogą nie dotrzeć lub w ostatniej chwili zmienić plany. Wpływają na nich inni ludzie – każdy, kogo spotkają na szlaku, może rzucić nowe światło na życiorys Zoe lub Martina – i nigdy nie wiadomo, jaka informacja przeważy podczas budowania relacji. Autorzy „Na szlaku szczęścia” bardzo mocno podkreślają rozwój duchowej strony postaci – idzie się po to, żeby nabrać sił i dystansu psychicznego do zmartwień. Wiąże się to również z wyrzeczeniami cielesnymi, trzeba ograniczać bagaż, uważać na kontuzje, radzić sobie z pęcherzami na stopach i wciąż planować kolejne etapy marszu. To zadanie mocno absorbujące, nic więc dziwnego, że oczyszcza i ułatwia zrozumienie codziennych trosk.

Cechą charakterystyczną tomu „Na szlaku szczęścia” jest ciągłe i szybkie zmienianie rozdziałów. Autorzy piszą po kawałeczku, wprowadzają drobne przygody albo tylko migawki z przejść Zoe i Martina, przeplatają losy bohaterów: jeszcze na dobre nie rozkręci się jedna perspektywa, a już trzeba przechodzić do drugiej, jeszcze druga nie wybrzmi – wraca się do poprzedniej postaci. Te przeskoki, sprawdzone w warsztatach kreatywnego pisania, tu zostały doprowadzone do absurdu, nie da się już bardziej zdynamizować narracji – a i tak pozostaje wrażenie statyczności obrazków, bo niewiele się podczas trasy dzieje (przynajmniej jeśli chodzi o rytm zmieniających się krajobrazów i parcie do celu).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz