* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

środa, 9 października 2019

Beatrice Mautino: Bez parabenów

Wydawnictwo Literackie, Kraków 2019.

Pułapki reklamy

Trochę w tej książce chemii, ale też bardzo dużo obnażania specyfiki języka „naukawego” - analiz chwytów marketingowych i sztuczek, na które niestety dają się często nabrać klienci. Beatrice Mautino chce zająć się tematem języka perswazji w branży kosmetycznej i przy okazji przekonać odbiorców, że na pewne metody sprzedawców powinni się znieczulić. Na początek rozprawia się z mitem kosmetyków nietestowanych na zwierzętach, przypominając o tym, że prawo zabrania takich praktyk, więc symbol przekreślonego króliczka to jedynie pusty slogan, za który płaci się niemałe pieniądze. Ciekawym zabiegiem jest też zdemaskowanie składu „wody micelarnej”: rzekomo cudownego środka do mycia twarzy, który jest niczym innym jak wodą z mydłem – tyle że dobrze rozreklamowaną i tworzącą specyficzną modę. Wychodzi autorka od motywu, który bardzo zainteresuje wielu czytelników, później może natomiast już zajmować się kolejnymi „histeriami”, jakie ogarniają społeczeństwo. Sprawdza, które tematy przyciągają uwagę klientów: opowiada między innymi o mitach dotyczących włosów, zmarszczek, cellulitu, skóry i zbędnego owłosienia na ciele. W każdym z tych wypadków istnieje pewien rodzaj dyskursu, który może wprowadzać w błąd, więc Mautino po kolei rozprawia się z kolejnymi mitami. Pokazuje na przykład, że cellulit dzisiaj traktuje się już niemal jako chorobę: celem tomu „Bez parabenów” jest także pokonanie tego typu mechanizmów. Autorka ma świadomość tego, że walczy z wiatrakami, ale musi doprowadzić do tego, by jak najszersze grono klientów zdawało sobie sprawę z nieprawdziwości podawanych komunikatów. Rozpracowuje „cudowne” receptury, składniki, które podaje się w hasłach reklamowych, a które mogą wprowadzać w błąd co bardziej naiwnych odbiorców. Pyta o to, czy da się tworzyć kosmetyki „bez chemii”, jak w tytule – bez parabenów, zastanawia się też, dlaczego ludzie w ogóle boją się konserwantów w kosmetykach. Nie chodzi tutaj o poszukiwanie receptur najbardziej skutecznych, ale autorka przypomina, że duża część składników po prostu musi być identyczna i sekret tkwi co najwyżej w proporcjach: jeśli ktoś wymyśli „cudowny” środek, który będzie w dodatku przyciągał zainteresowanie klientów, może spodziewać się naśladowców i znajdzie swoje miejsce w języku reklamy. Nieważne, że będzie wprowadzać w błąd lub wprowadzać niekoniecznie trafne schematy myślowe. Mautino pokazuje między innymi, jak marketing „kreuje” problemy i przypadłości do zwalczania przez rynek kosmetyków: to ten rynek wmawia kobietom, że muszą zwalczać cellulit albo ukrywać siwe włosy. Wszystko zaczyna się od mody i od prób zmuszenia klientów do kupowania konkretnych produktów: nie chodzi przecież o zdrowie ani o urodę – do takiej troski o społeczeństwo wielkie koncerny raczej nie dochodzą.

„Bez parabenów” to książka bardzo starannie przygotowana – ze świadomością tego, co dzieje się na rynku i z dużym wyczuciem języka reklam. Autorka bierze pod uwagę mechanizmy promocyjne i zderza je z wiadomościami z chemii – tak, żeby czytelnicy niewykwalifikowani w tych dziedzinach otrzymali jak najprostszą – a jednocześnie pełną danych – wykładnię sytuacji w mediach. „Bez parabenów” to nie podręcznik, a dobrze opracowana publikacja popularnonaukowa. Zaspokaja ciekawość, ale zadaje też bardzo ważne pytania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz