* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

piątek, 26 lipca 2019

Penelope Bloom: Jej wisienki

Albatros, Warszawa 2019.

Romans na talerzu

Nie jest to najlepszy z możliwych tytułów (podobnie jak poprzedni w tej serii…), ale na amerykańskim rynku powieści popularnych mógł się sprawdzić. „Jej wisienki” to nie literatura pornograficzna, a prosty romans baśniowy, dla mniej wymagających czytelniczek. Hailey to młoda kobieta, której wszyscy – zwłaszcza siostra i najlepszy przyjaciel – dokuczają z racji rzekomego staropanieństwa. Bohaterka nie potrafi znaleźć sobie faceta, ale też nie stara się o to: z nikim się nie umawia, nie flirtuje, całym jej światem jest mała cukiernia i kolejne wypieki. Bliscy próbują nawet sprowokować Hailey do działania, zakładając się z nią: kobieta musi podjąć niezobowiązującą rozmowę z jednym z klientów. Traf chce, że akurat wpada mu w oko: mężczyzna podejmuje grę i dość szybko przechodzi z neutralnych tematów na mocno dwuznaczne. Ale w tej powieści nie ma mowy o molestowaniu albo o niestosowności podobnych dialogów: w końcu Hailey chce iść na randkę z nieznajomym i całkiem odpowiada jej zainteresowanie, nieważne jak okazywane. Relacja rozwija się bardzo szybko, zresztą cała książka jest dość krótka, a przecież muszą się zmieścić w niej elementy obowiązkowe: rozczarowanie nową miłością i baśniowy finał.

Penelope Bloom posługuje się schematami charakterystycznymi dla romansów z kultury popularnej, wiadomo, jak potoczy się akcja – skoro w dodatku zapowiada się taki bieg zdarzeń od samego początku. Nie ma czasu na dylematy, nie ma miejsca na poszukiwanie właściwego mężczyzny: jedyny, który się pojawi i zwróci na bohaterkę uwagę, jest automatycznie tym jedynym i na całe życie, na namiętność odpowiada się namiętnością. Penelope Bloom próbuje jeszcze modyfikować akcję: na pierwszą randkę umawia bohaterów na tajemniczej imprezie, sugeruje, że sytuacja może się rozwinąć szybciej, niż ktokolwiek by przypuszczał. Do tego potrzebna jest ogromna naiwność postaci: Hailey – jako kobieta bez doświadczenia w prawdziwych związkach – ma do tego prawo. Traci dla niej głowę donżuan – ale i tutaj autorka pozbawia go wątpliwości na temat przyszłości związku. Stan zakochania utrzymuje się i pozwala postaciom na dokonywanie dowolnych głupstw: nikt nie będzie przecież oceniać prawdopodobieństwa, skoro czytelniczki oczekują po prostu historii miłosnej. Wbrew obawom związanym z tytułem (i pikantnym żartom, na jakie pozwalają sobie bliscy bohaterki i ona sama), aluzji erotycznych nie eksponuje autorka przesadnie. Owszem, sprawia, że parę razy zbyt wyraźnie postacie dadzą sobie do zrozumienia, co jest dla nich ważne, ale nie zamieni się to w powieść erotyczną, pozostanie prostym komediowym romansem – na szczęście. Bloom sama sobie przekreśla możliwość dotarcia do bardziej ambitnych czytelniczek – które szukałyby czytadła na jeden raz. Jednak ma szansę zwrócić na siebie uwagę odbiorczyń literatury masowej i tych, które potrzebują odrobiny pikanterii. W treści, chociaż jest schematyczna do bólu i nie zafunduje odbiorcom psychologicznie dopracowanych postaci, błędów nie popełnia, prowadzi zwyczajną narrację, czasami podbarwioną drobnym żartem. „Jej wisienki” zatem to lektura nieambitna, ale też – nie odpychająca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz