* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

wtorek, 22 stycznia 2019

Barbara Gawryluk: Moje Bullerbyn

Akapit Press, Łódź 2018.

Przeprowadzka

Natalka w okres dojrzewania wejdzie z przytupem. I to nie dlatego, że kocha hip-hop i każdą wolną chwilę najchętniej spędzałaby z grupą rówieśników, ćwicząc kolejne układy taneczne. Jej marzenia i plany nagle zostają zrujnowane, a wszystko przez rodziców. Pewnego dnia informują oni potomstwo, że najbliższe dwa lata wszyscy spędzą w Szwecji. Dorośli dostają tam pracę – o wiele lepiej opłacaną niż w kraju. Maluchy pójdą do szwedzkiego przedszkola. I tylko Natalkę czeka rewolucja: dziewczyna musi zmienić środowisko, boi się, że zapomną o niej przyjaciółki, a grupa taneczna się rozpadnie. Opinia dziewczynki nie jest w ogóle brana pod uwagę w dyskusji: rodzina ma się trzymać razem i wszystko już postanowione. W Szwecji Natalka musi nauczyć się języka – właściwie nie sprawia jej to problemów – i znaleźć swoje miejsce w szkolnej społeczności. Koleżanki zyskuje całkiem szybko, za to chłopcy, zwłaszcza przystojniak Mats, trochę jej dokuczają. Barbara Gawryluk stara się odmalować zmiany optymistycznie: przede wszystkim w Szwecji jest sporo Polaków, szkoła to w ogóle zestaw bardzo różnych narodowości. I tutaj Natalka może rozwijać swoje taneczne pasje, a ma na to nawet więcej czasu, bo nauczyciele prawie nie zadają nic do domu. Podobnie rzecz ma się z rodzicami – i oni zyskują możliwość spędzania długich godzin ze swoimi pociechami, pracują mniej i mniej martwią się pieniądze, dzieci doceniają wspólne rozrywki i miłą atmosferę panującą w domu. Rodzice mniej się też denerwują, za to nie muszą oszczędzać. Tęsknotę za dawnymi koleżankami rozwiązać można dzięki lotom do Polski – nie sprawdzają się właściwie żadne obawy bohaterki. W Szwecji jest ciekawie, zwłaszcza że dziewczyna próbuje rozwiązać tajemnicę starszej pani, sąsiadki, która pochodzi ze Lwowa i w młodości tańczyła.

„Moje Bullerbyn” to poppowieść, ale splata się w niej sporo wątków fabularnych, różnych pomysłów na przyciągnięcie uwagi młodych czytelników. Nieprzypadkowo pojawia się tu nawiązanie do Astrid Lindgren – Barbara Gawryluk wybiera podobny sposób na tworzenie domowego azylu, schronienia przed złem świata. Akcentuje znaczenie rodziny, zresztą nawet wtedy, gdy młodzi bohaterowie nie zdają sobie z tego sprawy, to dorośli podkreślają sens istnienia takich więzi. Autorka zajmuje się jednocześnie kwestiami adaptacyjnymi, nawiązywaniem nowych przyjaźni, rozprawianiem się z kolegami, którzy źle się zachowują, ale i poznawaniem przeszłości. Czasami wplata do opowieści zestaw atrakcji, opowiada, co Natalka mogła zobaczyć w Szwecji i jak jej rodzice podróżowali po Lwowie. Krótka jest ta książka, ale pełna wrażeń dla bohaterki – jakby ich było mało, Natalka w Szwecji może wziąć udział w konkursie tanecznym, w którym stawka jest dość wysoka. To dobry pomysł na integrowanie grupy, a i na dodanie emocji do historii. Barbara Gawryluk przygląda się codzienności bohaterki – w dość nietypowej, ale powtarzającej się sytuacji. Odwołuje się do zjawiska eurosieroctwa, a na marginesie też i do rodzin patchworkowych czy do multikulturowości. To wszystko ważne zagadnienia, które tutaj wypadają całkiem zgrabnie i lekko. Czytelnicy otrzymają od autorki zestaw zróżnicowanych wrażeń. Warty wprowadzania w życie jest pomysł nauczycielki Natalki, osoby, która z dystansem – więc i na trzeźwo – ocenia sytuację. Prowadzenie dziennika, w którym należy za każdym razem zapisać jedną ważną myśl, odkrycie lub uwagę przyda się młodym ludziom. Nie wymaga to wiele wysiłku, a jest sposobem na wsłuchanie się w siebie, samopoznanie i częściową autoterapię. To alternatywa wobec wszechobecnych śmieciowych blogów, miły powrót do dawnych czasów. „Moje Bullerbyn” to wartościowa opowieść, chociaż utrzymana w stylistyce pop – szybka, krótka i wycinkowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz