* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

środa, 21 kwietnia 2010

Hella S. Haasse: Panowie herbaty

Noir sur Blanc, Warszawa 2010.

ZwyCZAJne życie

Do lektury „Panów herbaty” potrzebna jest przede wszystkim cierpliwość i spora ilość wolnego czasu. Hella S. Haasse serwuje bowiem swoim odbiorcom książkę, której nie da się w pośpiechu przekartkować. To powieść dla koneserów, smakoszy, którzy pozwolą się uwieść powolnemu, działającemu na zmysły rytmowi narracji. To także proza niezwykle gęsta, nasycona obrazami – choć fabularnie niespecjalnie trzymająca w napięciu.

„Panów herbaty” osnuła autorka na kanwie rzeczywistych wydarzeń – odtwarzała losy bohaterów historii dzięki zachowanym dokumentom i listom (znalezionym we Wschodnioindyjskim Archiwum Herbacianym i Rodzinnym). Kronikarskie podejście zaowocowało jednak nie literaturą faktu, a piękną powieścią, przenoszącą czytelników do XIX wieku – stąd rozmach dawnej narracji i styl pisania, jakiego próżno by dzisiaj szukać, stąd też pewne wrażenie niespieszności relacji. W „Panach herbaty” od pierwszych stron uderza rzeczowość i drobiazgowość zarazem. Prezentowanie losów Rudolfa Kerkhovena, który po studiach przybył na Jawę, by rozpocząć uprawę herbaty, staje się raczej pretekstem do literackich i warsztatowych popisów niż bodźcem do zbudowania prawdziwej intrygi. W efekcie przebieg fabuły można zamknąć w jednym zdaniu: młody człowiek poznaje zasady prowadzenia fabryki herbaty, spotyka piękną dziewczynę, zakłada rodzinę i dalej pracuje nad swoim przedsięwzięciem, nie zawsze znajdując pomoc i wyrozumiałość u najbliższych. Ale Helli S. Haasse wcale nie interesują życiowe zawirowania pełnego ideałów młodego człowieka, on okazuje się tylko przyczyną ukazania całej złożoności obyczajów dziewiętnastowiecznych w Holenderskich Indiach Wschodnich – i dobrym uzasadnieniem dla tworzenia rozbudowanych, a przy tym smacznych, opisów.

Na dwie sfery trzeba koniecznie zwrócić uwagę. Pierwsza dotyczy formy. Autorka stosuje rozlewny, epicki styl, szczegółowo charakteryzuje kolejne poczynania bohatera – i kiedy wydaje się, że niczym już nie zaskoczy, a sprawność pióra ujawniać się będzie jedynie w utajonej pastiszowości, nagle zmienia rodzaj prowadzonej opowieści. Zmienia, gdy na arenę wkracza przyszła żona bohatera. Niespodziewanie pojawia się odmienny punkt widzenia, który w niewymuszony sposób pociąga za sobą drobne, ale wyraźne modyfikacje planu językowego. Haasse w centrum zainteresowania stawia nową postać i wypowiada się przez pryzmat jej doświadczeń i doznań. Potem tę sztuczkę narracyjną wywoła drugi raz, oddając możliwość oceny sytuacji potomstwu głównego bohatera – i wówczas uderzy czytelników sprawność w operowaniu frazami, mało tego – zdolność zmieniania sposobu postrzegania świata, bo przecież nie w samym języku leży źródło owych misternych konstrukcji.

Drugą godną zainteresowania sferą jest sprawa psychiki postaci. Haasse na początku skupia się na przedstawianiu otoczenia Rudolfa, odmalowuje zastaną przez niego rzeczywistość – i wydaje się po prostu spostrzegawcza (czy, jeśli przejść od roli narratora do pisarza – rzetelna w swoich badaniach i poszukiwaniach). Z czasem jednak wychodzi na jaw, że autorka dobrze potrafi oddać w powieści wewnętrzne metamorfozy bohaterów. Pozostawia czytelnikom możliwości interpretacyjne, ale sama subtelnie kreśli sylwetki postaci w trakcie przemian charakterologicznych. Wszystko jest tu, rzecz jasna, umotywowane okolicznościami zewnętrznymi, lecz nie na tyle tendencyjne, by uprzedzać rozwój wydarzeń.

Hella S. Haasse proponuje odbiorcom podwójną egzotykę. Umieszcza akcję w Holenderskich Indiach Wschodnich, zadziała więc w Polsce kryterium geograficzno-społeczne – a przy okazji odsuwa fabułę w czasie, do drugiej połowy XIX wieku, co przecież nie może pozostać bez znaczenia na doznania lekturowe, zwłaszcza że chce autorka uwiarygodnić tekst na wielu płaszczyznach. Wplata do książki różne formy i gatunki, wszystko po to, by zachwycić odbiorców sposobem prowadzenia historii. Po „Panów herbaty” nie powinni sięgać ci, którym zależy na sensacyjności i szybkim tempie, ale już lubiący dobre puenty wycinków utworu czy sugestywne opisy znajdą tu coś dla siebie. Ta książka rozwija się wolno, ale pachnie herbatą – czasami to właśnie wystarczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz