* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

czwartek, 16 sierpnia 2012

Corinne Hofmann: Afryka, moja miłość

Świat Książki, Warszawa 2012.

Powrót do Afryki

Biała Masajka powróciła – do Afryki i do pisania. Corinne Hofmann, która zamieniła kiedyś luksusy cywilizacji na życie w afrykańskiej wiosce, u boku zazdrosnego wojownika Samburu – i która od swojej wielkiej miłości uciekła z malutką córką, postanowiła dać sobie odpocząć od Afryki i związanych z nią przeżyć. Chwilę później znów trafia na wyprawę do Kenii. Owocem tej wyprawy – i jej następstw – stała się książka „Afryka, moja miłość”, daleka od jednokierunkowych przeżyć autorki, znanych choćby z pierwszego bestsellera. Dużo ciekawsza, mniej drażniąca, pełna energii i ciekawostek, pokazująca, że wszystko jest możliwe – taka okazuje się ta książka.

Kiedyś Hofmann opowiadała o swojej pogoni za niezainteresowanym nią Lketingą, różnic kulturowych nie chciała przyjąć do wiadomości, podobnie zresztą jak i niezbyt romantycznego nastawienia upatrzonego czarnoskórego – i w swoich próbach reanimowania miłości, która nie wiadomo, czy kiedykolwiek istniała – była dość męcząca. W „Afryce” sytuacja zmienia się całkowicie, autorka bowiem przestaje analizować własne uczucia (a nie jest w tym najlepsza), zajmuje się za to prezentowaniem historii innych, nawet jeśli ci inni nie mają czasu na dogłębne opisywanie własnych doświadczeń. Część relacji okazuje się zbyt piękna, a autorce brakuje chęci i czasu, a może i dziennikarskiej ciekawości, na drążenie tematu. To jednak da się przeżyć, skoro tom niesie nadzieję.

We wprowadzeniu Hofmann znowu staje się sobą – przemienia Afrykę jak turystka, która potrzebowała rozrywki i ekstremalnych przeżyć. Patrzy na ten kontynent z dystansem i nie kwapi się do poznawania go. Do czasu, aż trafia na przedsiębiorczego prasowacza. Po jego historii nabiera apetytu na kolejne wyznania tych, którym powiodło się mimo przeciwności losu. Odwiedza slumsy i dowiaduje się, jak działa system kredytowy, który pomysłowym i pracowitym mieszkańcom umożliwia podniesienie standardu życia – a także przedstawia pomysł na sadzenie warzyw w workach. Rozmawia też z przedstawicielami drużyn piłkarskich – za każdym razem wysłuchuje Corinne Hofmann zwierzeń o podobnej konstrukcji, ale przedstawia je wszystkie bez drążenia w celu poszukiwania sensacji czy rysu indywidualności. I tak na odbiorcach będzie robić wrażenie zestawianie niewykształconych ludzi marginesu (często zawracanych z drogi przestępstwa) z biznesowymi sukcesami.

Na prezentowaniu tych historii upływa pierwsza część tomu. W drugiej Hofmann wraca do własnych i prywatnych związków z Afryką. Jej dorosła już córka, Napirai, decyduje się po raz pierwszy odwiedzić ojca i babcię. Hofmann wraca zatem do rodziny, z którą nie straciła kontaktu mimo wielu konfliktów w przeszłości. W tych scenach nie ma już ani pretensjonalności, ani oczekiwania na konkretne uczucia czy reakcje – autorka relacjonuje wyprawę, ale nie próbuje już oceniać siebie. Pozwala za to Napirai opowiedzieć o spotkaniu z nieznaną dotąd rodziną, co jakiś czas oddaje dziewczynie głos, dzięki czemu czytelnicy dowiedzieć się będą mogli najważniejszego.

Afryka Hofmann nie ma już wiele wspólnego z rozbudzającym wyobraźnię dzikim i groźnym Czarnym Lądem, chociaż wciąż bieda dokucza ludziom, a wirus HIV zbiera śmiertelne żniwo, w oczach Hofmann Afryka jawi się jako kolejne miejsce do mieszkania, kolejny dom. A że książkę czyta się znacznie lepiej niż publikacje tej autorki o jej afrykańskiej miłości – to tylko znak, że można po „Afrykę, moją miłość” sięgać bez obaw. Nie będzie tu egzaltowanych wynurzeń autorki, a przepełnione poczuciem sukcesu i krzepiące historie.

1 komentarz:

  1. Właśnie czytam i cóż podoba mi się. Ciekawa, a Corinne to świetna reporterka.

    OdpowiedzUsuń