* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

środa, 15 sierpnia 2012

Łukasz Łęcki: Spacer

Czerwony Konik, Kraków 2012.

Żuki

Prosty wierszyk napisany z pomysłem i dowcipnie, do tego kartonowe kartki i nietypowy sposób rozkładania książeczki, tak, by wyznaczała trasę przebytą przez bohaterów. Do tego oryginalne ilustracje – i po raz kolejny malutkie, lecz bardzo cenione wydawnictwo Czerwony Konik udowadnia, że można publikować nie tylko edukacyjne bajki, ale i książeczki o atrakcyjnej dla maluchów formie. „Spacer” Łukasza Łęckiego z ilustracjami Marty Liszki to miła propozycja dla najmłodszych. Liczy się w niej abstrakcyjny humor, bajka dla bajki, niepodporządkowana celom pedagogicznym, wyraźna puenta i rytm niespodziewanej wyliczanki, co jeszcze uprzyjemnia lekturę, bo wpisuje się w charakterystyczny rytm wierszyka. Na upartego można by doszukiwać się tu prób oswajania dziecka z kolejnymi cyframi przez prostą zabawę – ale po co, skoro „Spacer” sam w sobie będzie dla dzieci ciekawą historyjką. Ciekawą i zabawną bez trudu mogę sobie wyobrazić radość maluchów przy każdym kolejnym wersie.

Siedmiozgłoskowiec dynamizowany jest mocno przez rymy męskie, bajka więc sama wpada w ucho i przyciąga uwagę dziecka. Łukasz Łęcki nie powtarza rymów, choć pozwala się im prowadzić, patrzy, dokąd uda mu się z nimi zajść i bawi się efektem – to prawdziwa przyjemność śledzić tak przygotowany tekst. Zwłaszcza że nie tylko rytm fraz się w tej historii liczy – oto bowiem żuk podczas spaceru spotyka kolejne żuki, za każdym razem spotkanie jest niespodzianką, nowym zaskoczeniem, więc i powodem do beztroskiego śmiechu. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że przyzwyczajonych już do wierszykowej rzeczywistości autor poczęstuje niebanalną puentą rodem z krainy wyobraźni, puentą, której często boją się znani i uznani wydawcy – bo wkraczającą ochoczo w świat absurdu, uwielbianego przez dzieci, niezrozumiałego dla dorosłych. Łęcki ma swój pomysł na „Spacer”, w głębszych warstwach tekstu ukrywa znaczenia, które w lekturze naiwnej oczywiste nie będą (siedem żuków i siedem kolorów tęczy), dodatkowo bawi się onomatopejami tak, by podczas czytania można było nakłonić dziecko do wspólnej zabawy. Udowadnia, że nawet prosta i z pozoru absurdalna historia ma swoją wartość, nie tylko rozrywkową – ale w „Spacerze” zależy mu przede wszystkim na wywołaniu śmiechu dzieci.

Ilustracje Marty Liszki są dość skomplikowane i odchodzą od standardowych czy disneyowskich wzorców zdobienia bajek. To obrazki, które wymagają cierpliwości i spostrzegawczości, na pierwszy rzut oka nie da się dostrzec ich szczegółów i przesłań. Liszka popisuje się tu umiejętnością tworzenia kolaży z wycinanek, chętnie sięga po rozmaite faktury i daleka jest od chęci porządkowania świata. W jej scenkach, powiązanych szlakiem niby to z mapy, dominują złamane i raczej ciemne kolory, a także szczegóły. Nie ma mowy o upraszczaniu prac czy powtarzalności elementów, ilustratorka nie chce stosować zbanalizowanych form i kształtów typowych dla książeczek dla dzieci. Tym samym odsłania możliwości tkwiące w grafice, zmusza maluchy do poznawczego wysiłku (w odróżnieniu od historyjki Łęckiego – nie mam pewności, czy przekona dzieci, może za to przekonać dorosłych, bo jej pomysły wyróżniają się spośród szeregu propozycji na rynku wydawniczym). Czerwony Konik zatem po raz kolejny sięga po twórczy eksperyment, klasyczny w treści, nietradycyjny w formie – i zapewnia małym odbiorcom sporo dobrej zabawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz