* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

piątek, 28 lutego 2020

Tadeusz Konwicki: Kalendarz i klepsydra

Znak, Kraków 2020.

Zapiski z codzienności

W życiu znanego pisarza dzieje się sporo rzeczy wartych uwagi, zwłaszcza kiedy ów pisarz decyduje się zachować dla potomności swoje przemyślenia i anegdoty. Tadeusz Konwicki gawędziarzem jest niezłym, a uwielbia też zwięzłość, która pomaga w uruchamianiu żartu. W „Kalendarzu i klepsydrze” dzieli swoje pomysły na pojedyncze akapity, zawierając w nich refleksje na temat kondycji autora, opowieści o domowych sprawach, relacje z wyjazdów, a także historie kolegów po fachu. I chociaż ta lektura do najmłodszych nie należy, „Kalendarz i klepsydra” po raz pierwszy pojawia się z reportażami o Ameryce (w jednym wydaniu). Odbiorcy mogą zatem cieszyć się z literatury faktu w znakomitej odsłonie – i uzupełnić biblioteczki. A ponieważ teksty Konwickiego w ogóle się nie starzeją, ten autor przekona do siebie kolejne pokolenia czytelników. Zwłaszcza wtedy, gdy uruchamia ironię i pozwala sobie na złośliwości pod adresem „bardziej znanych” twórców. Ironia Konwickiego jest dobroduszna, nie ma tu miejsca na prawdziwą krytykę, jest – śmiech ostrożny, często wymierzany w siebie samego. Tadeusz Konwicki poza dowcipami, w których snuciu jest mistrzem – opowiada genialnie anegdoty dotyczące innych literatów, wie, jak wyczuć puentę i przygotować pod nią grunt w narracji, co nie jest wcale oczywistą sztuką – czasami dzieli się odrobiną kompleksów, niekiedy podnosi kwestię języka, żeby przypomnieć o swoim pochodzeniu i związanymi z nim rzekomymi niedoskonałościami. Jako twórca woli siedzieć w swojej „nyży” i obserwować rzeczywistość z dystansu niż pojedynkować się z najlepszymi. A że stale ma coś do powiedzenia – to efekt umiejętnego wsłuchiwania się w siebie. Autorefleksje przekuwa Konwicki na świetne jakościowo opowieści, w których odbiorcy znajdą nie tylko warsztatowe informacje, ale i zestaw przyjaźni czy spotkań pozaartystycznych. Nie jest to autor, który bez przerwy promuje siebie – raczej wzbudza ciekawość stylem prozy. W „Kalendarzu i klepsydrze” też chciałby istnieć na marginesie – często sprawia wrażenie, jakby tłumaczył się z konkretnych postaw czy wybranych dróg. Potrafi zderzać wielkie zamiary z przyziemną realizacją (im bardziej wzniosłe plany, tym większa szansa niepowodzenia i w konsekwencji – żartu). Unika komentowania bieżącej rzeczywistości, przynajmniej w wymiarze społeczno-politycznym, dba o to, by jego spostrzeżenia miały wymiar uniwersalny (jednostkowość pozostawia anegdotom, z natury bezczasowym). A to sprawia, że „Kalendarz i klepsydra” to tom, w którym wciąż można odkrywać kolejne płaszczyzny znaczeń. Nic dziwnego, że wraca na rynek – w pełni na to zasługuje. Tadeusz Konwicki pokazuje tu moc prozy zwięzłej i celnej, łże-dziennik zamienia w literaturę najwyższych lotów. Nie tylko popisuje się możliwościami stylistycznymi: angażuje czytelników w swój własny świat, umożliwia prześledzenie szeregu poglądów na różne sprawy, a do tego też dostarcza rozrywki wysokiej jakości. „Kalendarz i klepsydra” i dzisiaj – po latach – cieszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz