* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

sobota, 8 lutego 2020

Ambrose Pierce: Diabli dykcjonarz

Ha!art, Kraków 2019.

Ironia

„Każde hasło tej książki ma za zadanie namieszać w głowie czytelnika, zmusić do zastanowienia, a tylko przy okazji wywołać śmiech lub zaintrygowanie” - ale dzisiaj „Diabli dykcjonarz” nie będzie w pierwszej kolejności dostarczać refleksji, raczej – rozrywki. Ambrose Bierce tworzył tę publikację całymi latami, to nawiązując do pomysłu konstrukcyjnego, to z niego rezygnując. Polscy czytelnicy mają teraz okazję po raz pierwszy zetknąć się z całym dziełem (przedrukowywane były pojedyncze hasła – i to w periodykach). Tłumacz wykonał tu pracę, której ogrom trudno w ogóle pojąć: przygotowuje na lekturę już przedmowa do „Diablego dykcjonarza”: stąd można dowiedzieć się i o biografii autora, i o perypetiach wydawniczych (a pośrednio i o samym pomyśle na książkę, a nawet o tym, czym jest śmiech – chociaż i bez tej wiedzy dałoby się wertować tom). Tłumacz musi radzić sobie z licznymi wyzwaniami, nie tylko lingwistycznymi, z czego spowiada się czytelnikom. Część wątpliwości i rozstrzygnięć, w których nie zgadza się z wypracowanym przez siebie kompromisem między wiernością dziełu i jakością dowcipu, przenosi do przypisów, ale część odbiorców w ogóle nie zwróci na nie uwagi, zwłaszcza ze względu na niezbyt fortunne ich umiejscowienie w książce. I chociaż ta opowieść metatekstowa angażuje, to szybko przyjdzie radość z odkrywania pojedynczych smaczków. Cały „Diabli dykcjonarz” to popis humorystyczny. Poszczególne definicje dają się zaklasyfikować do jednego z kilku rodzajów. Czasem za komentarz ma służyć wiersz satyryczny lub absurdalny, fragment prozy, a nawet opowiadanie – to jednak należy do rzadkości. Zdarza się, że Bierce prowadzi całe wywody na temat wybranego hasła. Jednak najbardziej cenne wydają się te hasła, których rozwinięcie stanowi po prostu zdanie – te najbardziej zbliżone do aforyzmów konstrukcje. W nich żart funkcjonuje najsilniej i jest najszybciej przez odbiorców wychwytywany. Bierce odkrywa, że zwięzłość jest duszą dowcipu – i przekonuje do tego swoich czytelników. „Diabli dykcjonarz” to próba różnych definicji i komentarzy, warto dać się poprowadzić autorowi – i sprawdzać, jak poradzi sobie z kolejnymi tematami. Jeż to według Bierce'a „kaktus w królestwie zwierząt” a kat „redukuje ryzyko utonięcia”. Czasami trzeba zastanowić się nad procesami myślowymi, które doprowadziły autora do konkretnych wniosków – a czasami po prostu podziwiać efekt spostrzegawczości (modlić się to „prosić o zmianę praw wszechświata dla korzyści jednego niegodnego”, a obmawiać kogoś to „mówić o kimś, jak go widzisz, kiedy go nie widzisz”). „Diabli dykcjonarz” to publikacja, która zestarzeć się nie może – ze względu na uniwersalność żartów. Warto tę książkę odkrywać powoli, ciesząc się każdym kolejnym wychwyconym dowcipem. Ambrose Bierce zgromadził tu imponujący zestaw złotych myśli i bardziej rozbudowanych ciekawostek. Nie podaje definicji w słownikowym znaczeniu – za to umożliwia dostrzeżenie tego, co starannie skrywane. Rozbija struktury frazeologiczne, skostniałe schematy lub skojarzenia tekstowe. Bawi się przy tym znakomicie, „Diabli dykcjonarz” charakteryzuje się wyjątkową lekkością. To książka, która dostarcza rozrywki intelektualnej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz