* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

piątek, 2 grudnia 2016

Julia Lachowicz: Umarłem cztery razy

Burda, Warszawa 2016.

Wyścig

Rzadko spotykany u zdrowych ludzi, ogromny i niemożliwy do nasycenia apetyt na życie, chęć do wykorzystania każdej minuty i każdej sekundy, jaka jeszcze została – to oblicze Piotra Pogona, które Julia Lachowicz stara się w swojej reportażowo-biograficznej książce eksponować. Bo alternatywą byłoby… akcentowanie konfliktów i kolejne rozstania z paleniem za sobą mostów. Za bohaterem książki „Umarłem cztery razy” nikt nie nadąża, a może zwyczajnie nie chce nadążać. Dlatego Piotr Pogon zostawia za sobą kolejne fundacje, prace i małżeństwa, rzucając się w wir wyzwań. Łatwo mu kibicować z oddali, trudno – zrozumieć. Bo jeśli ktoś, komu choroba zabrała jedno płuco, próbuje zdobywać najwyższe szczyty i startuje w Ironmanie, pojawia się pytanie o granice już nawet nie wytrzymałości, a zwykłego bezpieczeństwa. Z drugiej strony – bohater tomu nie ma przecież nic do stracenia. Rak co pewien czas do niego wraca i odbiera kolejne nadzieje.

Piotr Pogon nigdy się nie poddaje. Kiedy przeżyje śmierć kliniczną i kiedy przejdzie napromieniowanie tak silne, że przez kolejne kilkanaście lat odczuwa jego skutki. Każdy kopniak od losu traktuje jak motywację do zwiększonego wysiłku. Był w życiu na samym szczycie – jako biznesmen rozsmakowujący się w wygodach i luksusie, ale zaznał i bezdomności, zaczynania wszystkiego od zera. Nie szuka współczucia, ale uwielbia adrenalinę. Pracował w fundacji Anny Dymnej, organizując kompletnie szalone przedsięwzięcia, bił rekordy z Jaśkiem Melą – ale jego drogi z ludźmi, z którymi działał, zawsze się rozchodzą. Wspinał się na Kilimandżaro z grupą niepełnosprawnych, biegał w maratonach, bez przerwy ryzykował życiem – i trudno mu się dziwić, skoro alternatywą byłoby bezczynne czekanie na śmierć. Wydaje się podczas lektury tego niewielkiego tomiku, że choroba dla bohatera niema większego znaczenia. Nieprzypadkowo Pogon w pewnym momencie stał się nawet mówcą motywacyjnym, żeby dzielić się z innymi energią do działania. Nie pozwala sobie na chwilę załamania, a od innych wymaga tyle, co od siebie. To w relacjach interpersonalnych musi prowadzić do konfliktów.

W efekcie Julia Lachowicz nie bardzo może konfrontować opowieści bohatera tomu z ocenami jego (dawnych) bliskich czy współpracowników. Jeden Janusz Świtaj z sympatią wyraża się o Pogonie, reszta albo odmawia komentarzy (lub stosuje dyplomatyczne uniki), albo w ogóle trafia na listę osób, z którymi autorka ma nie rozmawiać. To oczywiście rodzi pytanie o cenę, jaką Piotr Pogon płaci za swoje osiągnięcia, bez względu na to, czy chodzi o logistykę i organizowanie wypraw lub imprez, czy – o własne rekordy, z których bohater (i tylko on) ma satysfakcję. Chociaż autorka stara się bardzo mocno trzymać stronę Pogona, z relacji i tak wyłania się obraz w najlepszym razie niejednoznaczny.

Jest ta publikacja zupełnie inna od typowych tomów literatury chorobowej. Tu nie ma wyczerpującej walki o zdrowie. Jest za to podejmowanie wyzwań, które stanowią przeciwieństwa tych szpitalnych. Pogon non stop podejmuje ryzyko, cierpi, gdy zdobywa się na ekstremalny nawet dla zdrowego człowieka wysiłek: z powodu choroby wysokościowej czy zmęczenia przy Ironmanie. To, jego zdaniem, zasługuje na opowiedzenie. Ale też bez wdawania się w szczegóły. Julia Lachowicz nie może przytaczać detali związanych z kolejnymi wyzwaniami, Pogon wciąż dokonuje czegoś nowego i wciąż mierzy się z nowymi utrudnieniami, które sam sobie narzuca. Choroba to jedynie dodatek dla bohatera tomu niewarty uwagi. Z konieczności autorka o tym pisze, żeby zachować sens pierwotnego pomysłu na reportaż. Piotr Pogon nie daje się ujmować w szablonowe konstrukcje, wymyka się wszelkim definicjom. „Umarłem cztery razy” zamienia się w publikację motywacyjną, próbkę możliwości człowieka, który nie ma już szans na wyzdrowienie i musi mierzyć się z kalectwem. Pogon nie zgadza się na półśrodki, walczy – a jego walka może stać się inspiracją dla innych. Tak niewielka objętościowo książka zyskuje ogromną siłę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz